Logo
Wydrukuj tę stronę

Niepokoje rodziców, czyli jak wychować mądre i szczęśliwe dziecko

Niepokoje rodziców, czyli jak wychować mądre i szczęśliwe dziecko

Bycie rodzicem to jedna z najtrudniejszych ról w życiu. Odpowiedzialności za małego człowieka, poprowadzenia go w odpowiednim kierunku, kształtowania jego charakteru tak, by wyrósł na dobrą i mądrą osobę, tego nie nauczymy się w szkole. To jest umiejętność, którą musimy nabyć sami. Pomagają nam w tym intuicja, różnego rodzaju poradniki oraz zachowania, które wynieśliśmy z domu rodzinnego. Złotej rady jak gładko przejść przez ten okres nie ma. Nawet, jeśli zakupimy dziesiątki książek poświęconych wychowaniu dziecka, to nie mamy stuprocentowej gwarancji, że stosując te wszystkie metody, postąpimy właściwie. Każde dziecko jest inne, dziedziczy po nas różne cechy i to od naszej pracy zależy, jakie będzie, gdy dorośnie.

Od pierwszego momentu, kiedy nasz maluszek przychodzi na świat, targają nami różne niepokoje. Najpierw boimy się tego, że zajmując się dzidziusiem w nieodpowiedni sposób, zrobimy mu krzywdę. Martwimy się, gdy płacze, bo potrzeba czasu, by nauczyć się, w jaki sposób sygnalizuje swoje potrzeby oraz niezadowolenie. Z czasem nabieramy już wprawy i mamy świadomość, że póki jest zdany wyłącznie na nas, jest bezpieczny. Później, gdy dorasta, nasze zadanie staje się nieco trudniejsze. Nie wystarczy już bowiem dbać tylko o to, by był najedzony, przewinięty i wykąpany. Teraz trzeba dołożyć starań, żeby właściwie się rozwijał, poznawał, co jest dobre, a czego ewidentnie robić nie wolno.

Często czytamy w prasie, czy oglądamy w telewizji, do czego zdolne bywają dzieci wychowane niewłaściwie. Budzą w nas ogromny strach, historie, w których nastolatkowie zdolni są do okrucieństwa i przemocy. Zdarza się również, że widzimy grupę kilkunastoletnich chłopców siedzących na ławce z piwem w ręku, czy papierosem. W większości słyszymy, że winę ponoszą rodzice, ponieważ złe nawyki najczęściej wynoszone są z domu rodzinnego. Brak czasu, agresja względem siebie i dziecka, niekiedy alkoholizm, wywierają niewątpliwie zły wpływ na zachowania młodych ludzi w późniejszym czasie. Patrząc na to, co się wokół nas dzieje, z olbrzymią troską myślimy o własnym potomstwie.

Jak zatem sprawić, by nasze skarby nauczyć dobrych zachowań? Według znawców tego tematu, potrzebnych jest kilka ważnych czynników: rozsądek, cierpliwość, konsekwencja i komunikacja. Miłość bezgraniczna? Owszem, ale… mądra. Częstym błędem, który popełniamy jest zbytnia pobłażliwość. Sądzimy, że jeżeli pozwolimy dziecku na wszystko, będzie szczęśliwe. Nie potrafimy mu odmówić niczego, jego płacz wzbudza w nas poczucie, że jesteśmy złymi rodzicami, bo nie umiemy sprostać oczekiwaniom malucha. Tymczasem on, wykorzystując nasze słabości, szybko zyska nad nami przewagę, utwierdzając się w przekonaniu, że kiedy zrobi nam scenę, na pewno osiągnie swój cel, bo my, dla świętego spokoju mu ulegniemy.

Dziecko musi wiedzieć, że obowiązują pewne zasady, których należy przestrzegać. Kiedy sami je zmieniamy, nawet w błahych sprawach, tracimy wiarygodność. Powiedzmy, że ustalimy, że przed obiadem nie jemy żadnych słodyczy. Przychodzi nasza pociecha i prosi gorąco o cukierka, tylko jednego. Prawidłowym zachowaniem byłoby, gdybyśmy powiedzieli „nie, ponieważ umawialiśmy się, że zjesz je na deser.” Niestety, w większości bywa tak, że patrzymy na smutną minkę i robi nam się żal, zgadzamy się mówiąc, „no dobrze, ale tylko jeden.” I już wiadomo, że chociaż nam się to wydaje mało znaczące, dajemy dziecku sygnał, że jesteśmy „do urobienia” w każdej sytuacji. Dlatego, jeśli już wytyczamy jakieś granice, to ich nie przekraczajmy, bo w innym przypadku, całe działanie jest pozbawione sensu.

Konsekwencja jest również niezbędna, gdy decydujemy się na wprowadzanie kar, lub nagradzania za dobre uczynki. Nieraz, w chwili złości nakładamy na dziecko karę, np. „nie obejrzysz dziś bajeczki, ponieważ byłeś niegrzeczny.” Po jakimś czasie, kiedy już ochłoniesz, a ono dodatkowo ślicznie Cię poprosi, zmieniasz zdanie i włączasz. Oboje jesteście zadowoleni, bo malec dopiął swego, a Ty pomyślisz, że skoro już się czymś zajął, to możesz spokojnie coś zrobić w domu, albo odpocząć. Jednak z kary nic nie wyniknęło i z pewnością następnym razem będzie podobnie.

Tak samo bywa z nagradzaniem. Jeśli już coś obiecamy, spełniajmy to. Dziecko ma niesamowitą pamięć i kiedy wydaje nam się, że pewnie zapomniał, że miałaś mu coś kupić, ono przypomni Ci to w najmniej odpowiednim momencie, nawet po kilku dniach i będzie Ci głupio. Specjaliści jednak nie pochwalają tej metody, by za każdą dobrze wykonaną rzecz nagradzać. W końcu wszystkie czynności, które musi wykonać, będą kojarzyć mu się wyłącznie z tym, że coś za to dostanie, a fakt, że np. zabawki trzeba zawsze posprzątać po skończonej zabawie, po prostu umknie. Według nich znacznie lepiej działa pochwała, niż różne słodkie fanty, czy drobne upominki. Dzieci cudownie się cieszą, gdy im się uzmysłowi, jak fantastycznej rzeczy dokonały, jakie są wspaniałe i odpowiedzialne.

Swego czasu wiele kontrowersji dotyczyło stosowanie klapsów, jako metody wychowawczej. Nadal jest wielu zwolenników tego rodzaju kary, chociaż psychologowie są zgodni: bicie, zamiast korzyści, uczy jedynie agresji i pokazuje tylko tyle, że silniejszy wygrywa. Trudno się z nimi nie zgodzić. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego kłócąc się z mężem, czy innym dorosłym, nikt z Was nie okłada się po czterech literach? To dlaczego bije się dzieci? Bo demonstruje się w ten sposób, kto tu rządzi. Jeśli się jednak zdecydujesz na to, nie zdziw się, kiedy po pewnym czasie twoja latorośl sama ci przyłoży, jak ją zdenerwujesz. Albo pobije rówieśnika na placu zabaw, jak podwędzi jej łopatkę. Czasem ciężko zapanować nad emocjami, ale znacznie lepszym pomysłem jest wyjść na chwilę, żebyście oboje ochłonęli, niż wspólnie wyładowywać na sobie złość.

Często bunt małego człowieka wynika z braku zainteresowania. Pochłonięci pracą zawodową i tą domową, nieraz nie znajdujemy czasu, by wsłuchać się w potrzeby naszych pociech, na prośbę o wspólną zabawę reagujemy dość obcesowo, odsyłając je do rysowania, lub wymyślania samodzielnych zabaw, co skutkuje ich złym zachowaniem, bo wtedy z pewnością zwrócą na siebie naszą uwagę.

Duże nadzieje pokładamy w przedszkolu. Wydaje nam się, że tam dziecko nauczy się ogłady. I jest to prawda. Właśnie przez wprowadzanie ze strony wychowawców reguł, które wszyscy muszą przestrzegać. Kadrze przedszkola jest troszkę łatwiej, ponieważ realizują swoje założenia, nie będąc tak silnie związani miłością z dziećmi, jak matki. Jeśli coś robią źle, zwracają im uwagę, jeśli dobrze, chwalą. Wyuczone zasady jednak nic nie dadzą, jeśli po zamknięciu przedszkolnych drzwi o nich zapomną, wracając do swojego zwykłego domowego rytmu.

Kiedyś pewna pani zaskoczyła mnie na placu zabaw pytaniem, czy moja córka chodzi do przedszkola. Odpowiedziałam, że owszem, ale zainteresowałam się, dlaczego pyta? „Dlatego, że tak pięknie się bawi i jest taka grzeczna. I mam nadzieję, że jak mój syn pójdzie od przyszłego roku, to skończą się problemy z jego wariactwami i może wreszcie odetchnę.” To nie do końca tak jest. Nie wiedziała przecież, że moje dziecko również potrafi dać do wiwatu, kiedy coś jest nie po jego myśli. Nie warto więc pokładać wszystkich nadziei w tym, że ktoś wykona całą robotę za nas.

Najważniejsza w naszej relacji jest odpowiednia komunikacja. Maluszkom znacznie trudniej jest wytłumaczyć coś tak, by od razu pojęły, o co nam chodzi. Nie ma sensu robić im wykładów, bo dość szybko się znudzą. Nieco starszym dzieciom już łatwiej zrozumieć, że czegoś nie wolno. We wszystkich działaniach potrzebna jest równowaga. Nie warto być ani zbyt apodyktycznym, ani zbyt uległym. Pamiętajmy, że na tym etapie to od nas zależy, jak nauczą się postrzegać świat i innych ludzi.

Temat pozostawiam do przemyślenia wszystkim rodzicom. Tu nie pomogą żadne mądrości, ani poradnik, ani osoba z jakimkolwiek doświadczeniem nie jest w stanie dać odpowiednich wskazówek, mogą jedynie pokazywać różne możliwości. Dziecko to nie przedmiot, do którego pisze się instrukcję obsługi. Każdy ma indywidualne podejście, własne poglądy i najlepiej wie, co jest dobre dla jego brzdąca. Najważniejsze, byśmy mieli w sobie zapał i poświęcali maksimum czasu na bycie z nim, rozmawiali, poznawali jego potrzeby. Żebyśmy budowali właściwe relacje, zyskali szacunek. Jeśli to nam się uda, to za kilka, czy kilkanaście lat z każdym problemem zwróci się właśnie do Nas, a nie do kolegów z podwórka.

Agnieszka Witkowska, 31l.




4-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Copyright 2009-2023 © tojakobieta.pl | All rights reserved