Lato, muzyka, plaża…Kolejny Opener 2013 za nami
- Napisała Aleksandra Lubczańska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę
Lato festiwalowe w pełni. Na Glastonbury pojawili się „Stonesi” - fani muzyki mają co robić. A jak to jest z fanami mody?
Ano niepostrzeżenie życie festiwalowe przełożyło się na życie modowe. Festiwale są często miejscem eksperymentów, które potem zobaczymy w kolejnych kolekcjach projektantów - ulica inspiruje. Czyli moda trawnikowa/festiwalowa również?
Najmocniejszym trendem w tym sezonie był punk i grunge - czyli muzyczne wpływy. Nie ma co żartować, słuchasz muzyki czy nie, jeździsz na festiwale czy nie i tak w końcu odłamkiem wizji muzycznej dostaniesz - w postaci butów lub innej ciekawostki kupionej w sieciówkach lub w upper butikach.
Festiwale też wykształciły modę na kalosze - wystarczyło spojrzeć w tym roku - zero deszczu, a połowa ludzi w kaloszach, koniecznie firmy Hunter, żeby miały znaczek z przodu. Reszta mniej obsesyjnie pochłaniająca marki - kolorowe kalosze albo buty jeździeckie - także kalosze nadal siłą.
Co było mega trendy w tym sezonie? Właśnie wspomniane kalosze, koniecznie z napisem, do tego szorty - jeansowe plus koczek na czubku głowy - koniecznie (lub słomkowy kapelusz). No i niezależnie od płci - RayBany. Męska część koniecznie fryzura na Prokopa, czyli postawiony soplica plus wspomniane Raybany. Można czasem mieć wrażenie, że nagle jest jakiś atak klonów - czyli ludzi para oryginalnych i podobnych do siebie, no, ale cóż takie są trendy - i podążanie bez własnej myśli za nimi.
Drugą skrajnością były przebrania za zwierzęta typu: krowa, żyrafa, lew itp. Ale było kolorowo!:)
Takiego skupiska „it bag’ów” też nie widziałam nigdzie więcej.
Aby podciągnąć się w trendach również na Openerze można było uczestniczyć w wykładach na temat przewidywania trendów. Pooglądać pokazy w Fashion tencie, albo kupić sobie koszulkę She/s a riot lub Pan tu nie stał…
Albo po prostu poobserwować gwiazdy. Rihanna w szlafmycy … Peszek umazana krwią lub Skin z prześwitującymi stringami i w cekinach. Całkiem ciekawych chłopców z Editors itp. O muzycznych fascynacjach nie wspomnę, bo dla każdego inny koncert był tym the best, QOTSA, KOL, Blur, Hey czy mój faworyt - The National.
Oprócz mody festiwal Opener zaczyna zahaczać o sztukę, pokazy filmów dokumentalnych czy teatry - i to nie typu ulicznego, ale normalnie grane w teatrach sztuki - stąd tylu aktorów na Openerze :). Czyli taki letni, niezobowiązujący łyk kultury.
Festiwale zmieniły swoje oblicze, to już nie Woodstock, ale kilka dni wyzwolonej mody, sztuki, muzyki i fascynacji różnych środowisk. Jest to inny lewel, coś jak Legoland dla dzieci - warto pojechać i zobaczyć, a po drodze zawsze warto zajrzeć do Malborka;), przywieźć ze sobą kajty na Rewski cypel lub po prostu popatrzeć na Trójmiasto.
Ano niepostrzeżenie życie festiwalowe przełożyło się na życie modowe. Festiwale są często miejscem eksperymentów, które potem zobaczymy w kolejnych kolekcjach projektantów - ulica inspiruje. Czyli moda trawnikowa/festiwalowa również?
Najmocniejszym trendem w tym sezonie był punk i grunge - czyli muzyczne wpływy. Nie ma co żartować, słuchasz muzyki czy nie, jeździsz na festiwale czy nie i tak w końcu odłamkiem wizji muzycznej dostaniesz - w postaci butów lub innej ciekawostki kupionej w sieciówkach lub w upper butikach.
Festiwale też wykształciły modę na kalosze - wystarczyło spojrzeć w tym roku - zero deszczu, a połowa ludzi w kaloszach, koniecznie firmy Hunter, żeby miały znaczek z przodu. Reszta mniej obsesyjnie pochłaniająca marki - kolorowe kalosze albo buty jeździeckie - także kalosze nadal siłą.
Co było mega trendy w tym sezonie? Właśnie wspomniane kalosze, koniecznie z napisem, do tego szorty - jeansowe plus koczek na czubku głowy - koniecznie (lub słomkowy kapelusz). No i niezależnie od płci - RayBany. Męska część koniecznie fryzura na Prokopa, czyli postawiony soplica plus wspomniane Raybany. Można czasem mieć wrażenie, że nagle jest jakiś atak klonów - czyli ludzi para oryginalnych i podobnych do siebie, no, ale cóż takie są trendy - i podążanie bez własnej myśli za nimi.
Drugą skrajnością były przebrania za zwierzęta typu: krowa, żyrafa, lew itp. Ale było kolorowo!:)
Takiego skupiska „it bag’ów” też nie widziałam nigdzie więcej.
Aby podciągnąć się w trendach również na Openerze można było uczestniczyć w wykładach na temat przewidywania trendów. Pooglądać pokazy w Fashion tencie, albo kupić sobie koszulkę She/s a riot lub Pan tu nie stał…
Albo po prostu poobserwować gwiazdy. Rihanna w szlafmycy … Peszek umazana krwią lub Skin z prześwitującymi stringami i w cekinach. Całkiem ciekawych chłopców z Editors itp. O muzycznych fascynacjach nie wspomnę, bo dla każdego inny koncert był tym the best, QOTSA, KOL, Blur, Hey czy mój faworyt - The National.
Oprócz mody festiwal Opener zaczyna zahaczać o sztukę, pokazy filmów dokumentalnych czy teatry - i to nie typu ulicznego, ale normalnie grane w teatrach sztuki - stąd tylu aktorów na Openerze :). Czyli taki letni, niezobowiązujący łyk kultury.
Festiwale zmieniły swoje oblicze, to już nie Woodstock, ale kilka dni wyzwolonej mody, sztuki, muzyki i fascynacji różnych środowisk. Jest to inny lewel, coś jak Legoland dla dzieci - warto pojechać i zobaczyć, a po drodze zawsze warto zajrzeć do Malborka;), przywieźć ze sobą kajty na Rewski cypel lub po prostu popatrzeć na Trójmiasto.
View the embedded image gallery online at:
https://www.tojakobieta.pl/stylistka-aleksandra-lubczanska/lato-muzyka-plazakolejny-opener-2013-za-nami.html?print=1&tmpl=component#sigProId85f26c5ba4
https://www.tojakobieta.pl/stylistka-aleksandra-lubczanska/lato-muzyka-plazakolejny-opener-2013-za-nami.html?print=1&tmpl=component#sigProId85f26c5ba4