Menu

logo tjk main 

Kiedy nałóg niszczy życie

Każda z nas ma w swoim życiu lepsze i gorsze dni. Brak porozumienia z szefem, trudności na uczelni, skomplikowane relacje z partnerem lub w rodzinie, kompleksy – wszystko to wpływa na nasze samopoczucie i może doprowadzić do poważnych problemów. Niektóre kobiety potrafią zdystansować się do siebie i świata. Szukają ukojenia w rzeczach, dzięki którym się relaksują. Może to być naprawdę wszystko: sport, masaż, muzyka, dobry film czy książka. Część kobiet jednak nie potrafi tak łatwo odciąć się od całego zła, które je spotyka i nie zdając sobie często sprawy z całej sytuacji, wpada w różnorakie nałogi.

Czym jest nałóg? Słownikowa definicja podaje, że jest to przymus przyjmowania substancji, uzależnienie psychiczne i fizyczne od niej. Naukowcy wskazują jednak, że nałóg to nie tylko palenie papierosów, spożywanie alkoholu czy branie narkotyków. Nałogiem może stać się w rzeczywistości każda czynność, bez której nie możemy się obejść. Co więcej, przekonanie, że np.alkoholizm zaczyna się wtedy, gdy ktoś codziennie upija się do nieprzytomności, jest absolutnie mylne. Specjaliści dowodzą, że nałóg ma swój początek już wtedy, gdy regularnie musimy coś zrobić – np. co tydzień spalić blanta czy raz w miesiącu kupić nowe buty i w żaden sposób nie potrafimy sobie tego odmówić. Przyjmując, że te naukowe założenia są prawdą, stwierdzamy, że każde przyzwyczajenie może być zgubne. Nie warto jednak popadać w przesadę i zastanawiać się, czy każda regularność w naszym życiu jest negatywna. Realny problem pojawia się wtedy, gdy bliskie nam osoby zwracają uwagę na to, że dzieje się z nami coś złego lub dodatkowo same doświadczają negatywnych skutków naszego postępowania.

Nie wszyscy zwracają uwagę na krytykę, prośby czy nawet groźby ukochanych osób. Przyznaje to 55-letnia Anna.
Przez wiele lat tkwiłam w szponach nałogu i nie umiałam się z niego wyrwać. Nawet teraz, gdy już od kilkunastu miesięcy jestem trzeźwa, ciężko mi o tym wszystkim mówić. Wiesz co jest najgorsze? Ślepota, na którą cierpi uzależniony człowiek. Ja właśnie byłam ślepa. Nie zauważyłam, jak bardzo zaczęłam się staczać. Najbardziej boli mnie teraz to, jak niszczyłam życie moim dzieciom. Chociaż ból ten trochę koją teraz uśmiechy na ich twarzach i zrozumienie, jakie od nich otrzymuję. Są one już dorosłe, ale myślę, że ciągle mają w pamięci awantury, które urządzałam.

Kiedy proszę Annę, by opowiedziała o początkach swojego nałogu, kobieta mówi, że zaczęło się niewinnie. Przyznaje, że zawsze czuła wyjątkowy pociąg do alkoholu, ale po tym, jak urodziła córkę (w wieku 25 lat) kompletnie się zagubiła.
Nie potrafiłam się odnaleźć w nowej sytuacji. Poza tym ciagle miałam kompleks ”tej gorszej”. Mój mąż pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, a ja... No cóż, nie chciałabym o tym opowiadać. Kiedy moja córka była malutka, odnosiłam wrażenie, że rodzina męża potrafi się nią zajmować lepiej ode mnie. Zaczęłam więcej pić, na odstresowanie.

Anna wyznaje, że kłopoty zaczęły się bardzo szybko.
Potrzebowałam pić coraz więcej i coraz częściej. Po pewnym czasie piłam codziennie. Później było tylko gorzej. Urodził się mój syn, a ja jedyną radość znajdowałam w kieliszku. Z wiekiem, robiłam coraz gorsze rzeczy. Kiedyś rozbiłam szklankę na głowie mojego Adasia. Do tej pory nie potrafię sobie tego wybaczyć. Moja „nieprzytomność”, bo tak to nazywam trwała ponad 20 lat. Co sprawiło, że w końcu, po tak długim okresie, postanowiłam na nowo być dobrym i przede wszystkim „czystym” człowiekiem? Strach przed samotnością. Zauważyłam, że jestem kompletnie sama. „Po drodze” odszedł ode mnie mąż, straciłam wszystkich przyjaciół, nawet dzieci przestały przyjeżdżać do rodzinnego domu. Obudziłam się, gdy w Wigilię 2010 roku siedziałam przy stole bez kogokolwiek u boku. To wtedy postanowiłam, że nie chcę starzeć się bez bliskich. Poszłam do lekarza i poprosiłam o pomoc. Obecnie przechodzę terapię farmakologiczną i psychologiczną.

Na moje pytanie, czy cieszy się z tego, że udaje jej się powoli wychodzić na prostą i czy nie boi się, że jej problemy mogą powrócić, Anna odpowiada:
Nigdy wcześniej nie czułam się ze sobą tak dobrze jak teraz. Zaczęłam bardziej dbać o swoje zdrowie i swój wygląd. Przede wszystkim jednak próbuję wynagrodzić moim dzieciom wszystkie lata, przez które niszczyłam siebie i je.

Doświadczenia Anny wskazują, że nawet po wieloletnim byciu na dnie można powrócić na powierzchnię. Trzeba tylko bardzo chcieć i mieć bodziec, który popchnie nas do zmian. Nie każdy jednak ma tyle szczęścia.

Niektórzy, tak jak 35-letnia Karolina, nie widzą drogi powrotu do normalnego życia.
Jaki jest mój problem? Hmm... Ciężko mi to przyznać, ale jestem zakupoholiczką... Zaczęło się niewinnie. Po studiach dostałam się na staż do prestiżowej kancelarii, a później zaproponowano mi tam pracę na stałe. Pierwsza pensja, którą otrzymałam, wprawiła mnie w osłupienie. Nigdy nie miałam tylu pieniędzy. Cieszyłam się jak niemądra, ponieważ w moim domu nigdy się nie przelewało. Jako nastolatka musiałam nosić ubrania po siostrze, a dalekie kraje znałam tylko z opowieści znajomych. I nagle mogłam sobie pozwolić na drogie buty czy częste wizyty u fryzjerki.

Karolina zaznacza, że nigdy nie była materialistką, ale nadmiar obowiązków i wygórowane oczekiwania szefa sprawiły, że zaczęła czuć ciągłą konieczność odreagowania.
W pracy zaczęto stawiać mi coraz wyżej poprzeczkę. Dostawałam coraz trudniejsze sprawy. Wiedziałam, że nie mogę nikogo zawieść – przełożonych, rodziny, a przede wszystkim samej siebie. W ciągu tygodnia pracowałam od rana do nocy, ale gdy nadchodził weekend rzucałam się w wir zakupowego szaleństwa. Na początku każdy zakup rozważałam kilka razy, ale z czasem coraz łatwiej przychodziło mi wydawanie pieniędzy. Sukienka za 700 złotych, buty za 500? Nie było problemu. Podawalam ekspedientce kartę płatniczą, a w zamian dostawałam piękną rzecz. Niestety, radość z nowego ubrania czy gadżetu szybko mijała i już planowałam shopping na następny weekend. Z czasem kupowałam coraz droższe rzeczy, ale moja wypłata nie wzrastała współmiernie do wydatków. Zaczęłam się zadłużać. Najpierw założyłam kartę kredytową, później drugą. Ostatnio wzięłam kredyt na nowe auto, kolejny na wysokiej jakości laptopa i kilka par nowych włoskich butów.

Wprost pytam Karolinę, czy nie potrafi zwrócić się do kogokolwiek z prośbą o pomoc. Dziewczyna odpowiada:
Do kogo miałabym pójść? Nie mam partnera, jestem singielką, moim rodzicom też nie mogę powiedzieć, nie zrozumieliby, to ludzie starej daty. Poza tym nie wyobrażam sobie tego wszystkiego. Poszłabym na terapię i co? Nie wiem, czy coś by mi ona dała. Byłam już raz u psychologa, ale zrezygnowałam ze spotkań. Moja przyjaciółka przestała się do mnie odzywać. Mówi, że nie chce patrzeć na to jak wpadam w uzależnienie i nie pozwalam sobie pomóc. Brakuje mi jej, ale mam wrażenie, że ona mnie nie rozumie. Nie chcę rezygnować z zakupów. To jedyne, co pomaga mi zapomnieć o całotygodniowym stresie. Boję się tylko jednego, mianowicie tego, że chęć posiadania kolejnych rzeczy pochłonie mnie tak bardzo, że wpadnę w długi, z których już nie wyjdę. Teraz mam problemy ze spłatą kredytów, a ciągle chcę czegoś nowego. Nie wiem co będzie dalej, zobaczymy.

Skutki nałogów są różne, przede wszystkim należy zwrócić uwagę na to, czy przez swoje słabości nie niszczymy komuś życia. 20 - letnia uzależniona osoba sprawia wiele bólu swoim rodzicom i przyjaciołom. Singiel przez nałogi niszczy głównie swoje życie. Najtrudniejsza wydaje się sytuacja, w której dorosły człowiek posiadający partnera i dzieci, nie potrafi zerwać z alkoholizmem czy narkomanią. Sam spada na dno, ale też od samego początku determinuje życie swoich potomków, wpływając na ich rozwój, charakter i relacje z innymi ludźmi.

Wyrwanie się z nałogu i rozpoczęcie lepszego życia jest niezmiernie skomplikowane i wymaga ogromnie silnej woli. Zazwyczaj motywacją do zmiany jest utrata bliskiej osoby. Czasami jednakże nawet taka tragedia nie daje skutków. Gdzie szukać pomocy? Jeśli mamy kogoś bliskiego, najlepiej pójść ze swoim problemem do tej właśnie osoby. Warto również spróbować terapii grupowej, chociaż na początku może ona wydawać się wielkim wyzwaniem. Przede wszystkim jednak, podstawowym bodźcem do zmiany powinna być chęć zrobienia tego dla samej siebie i dla własnej satysfakcji.

Beata KAPUSTA, 21 l., studentka

 


 

2-12

 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS