Menu

logo tjk main 

Karnawał i studniówki czyli: w co się ubrać?

... niby fajnie i jest to okres szaleństwa, ale dla większości studniówka – szczególnie okres przedstudniówkowy wiąże się raczej ze stresem i liczeniem pieniędzy niż z radością, że to pierwszy dorosły bal.


Co do karnawału
– nie ma u nas tradycji wielkich imprez karnawałowych i zaryzykowałabym nawet podsumowanie, że w knajpach wcale nie ma z tego powodu więcej ludzi niż w okresie postu… - generalnie nic nowego. Czasem warto jednak poszukać i pobawić się w karnawał – bo w końcu skoro można sobie poużywać i potańczyć – to czemu nie? Zawsze jest zdecydowanie więcej imprez niż np. w lipcu – sezonie ogórkowym i wyjazdowym. Ogólnie karnawał w Polsce kończy się często i zaczyna w sylwestra. Imprezy w karnawale obejmują zazwyczaj tylko brać studencką i prawie dorosłych już licealistów, ludzi po życiowym etapie edukacyjnym można spotkać ewentualnie w kinie lub przed domowym tivi. A szkoda. Dopóki się żyje warto potańczyć :) – zachęcam. Zawsze jest motyw do kupienia nowego fajnego ciucha – typu sukienka.


Więcej do poradzenia mam, jeśli chodzi o studniówki.

Po pierwsze całokształt. Należałoby pamiętać, że żyjemy w Polsce, studniówki są organizowane na salach gimnastycznych tudzież weselnych, czy innych dużych obiektach restauracyjnych. Nie jest to więc bal wiedeński – warto na to zwrócić uwagę. Nie namawiam na zrezygnowanie z super sukni – jednak mnie zawsze razi dłuuugi tren, tiara i szczebelki od drabiny gimnastycznej w tle. Poza tym, nie widziałam chłopców ubranych w smokingi z cyklu white tie, a dziewczyny ubrane w tej konwencji – po prostu nie pasują.

Studniówki dawniej były fajnym wydarzeniem przedmaturalnym, taką imprezą na koniec szkoły, troszkę już ze studenckim zadęciem. Warto wrócić do takiego myślenia, bo wtedy pozbędziemy się stresów finansowych – przynajmniej częściowych.


Wybierajmy sukienki, jakie nam się tylko podobają
 i nie patrzmy na to, że koleżanka postanowiła wyszykować się jak na ślub Księcia Williama. Jej sprawa – też nie zabraniam, jak ktoś musi. Dodatkowo mam taką wskazówkę – nie bójmy się kolorów, nie wybierajmy wciąż i wciąż małych czarnych. W tym sezonie fajnie wyglądają połączenia naturalnych kolorów podbitych kolorami czerni. Eleganckie są też granaty, ciemne turkusy. A jasne kolory – nie są zabronione, ważne żeby je ograć mocnymi i spektakularnymi ciemnymi dodatkami. Niech potem na studniówkowym zdjęciu klasowym nie będzie stada wron z jedną czy dwoma czerwonymi - odważnymi.


Długość sukni – jaka tylko się podoba
 – ja nie wskazywałabym tylko tych wyzywających długości – bo to różnie może być, Panu od fizyki się spodoba, za to Pani od polskiego już nie. I jak się zdaje tą maturę ustną z polskiego – jeśli do tego dojdzie – to można pożałować tej ultramini długości czy mega głębokiego dekoltu. Niby tak nie powinno być, ale ludzie są tylko ludźmi...


Makijaże i fryzury – jak kto lubi.
 Ja pozostałabym przy fajnym makijażu – bo studniówka to jest czas, kiedy można zaszaleć, czyli mocno podkreślone oko lub usta, ale pozostawiłabym w kącie wszelkie cyrkonie i cekiny nalepiane na powieki. Ostatnio modne są sztuczne rzęsy – ale trzeba pamiętać, że należy grać nimi tak, żeby nie wyjść kiczowato i z odlepiającą się powieką. Włosy – bez doczepianek, chyba, że ktoś akurat przechodzi łysienie plackowate – ale wtedy jest potrzebna fajna peruka (bez urazy dla chorych). Włosy coraz bardziej mają nam przypominać włosy, a nie fryzurę. Możemy więc zaszaleć i pokręcić, naprostować, ale nie używajmy tony lakieru, który potem zbiera cały kurz i dziwnie się świeci jak kask z pleksi. Fajne upięcia też są ok., ważne żeby to wszystko było z pomysłem i z klasą. Ze świeżością spojrzenia – młodej przecież osoby, a nie kobiety w średnim wieku. Właśnie – ma być młodo, a nie ciociowato.


Na koniec apel do studniówkowiczów
 – dajcie sobie spokój z tymi parami, z płaceniem za nieznajomą osobę, która zgodziła się pójść z Wami na tą studniówkę. Przecież to się staje mordęgą, a nie przyjemnością. Polonez przecież nie jest obowiązkowy, jeśli jest to nie powinien być – bo i tak najczęściej wydarza się tzw. korek polonezowy – czyli trucht w miejscu, bo za dużo par usiłuje tańczyć. Ani to ładne, ani fajne. Bądźcie pewni siebie i odważni. Piszę o tym, bo za dużo takowych historii słyszę – szkoda życia na takie złe emocje – tym bardziej, że mamy się dobrze bawić :)

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS