Menu

logo tjk main 

My z bidula - rodzina widziana oczyma dzieci z domów dziecka

My z bidula - rodzina widziana oczyma dzieci z domów dziecka express-miejski.pl

Takie proste słowa, codzienne. Niby nic zwyczajnego. A jednak dla niektórych nieosiągalne, nie do spełnienia. My z bidula, tak dzieci z domu dziecka mówią o sobie.

Serce się kraje, kiedy ogląda się te ogromne oczy stęsknione widoku matki, ojca, rodzeństwa. To ich spojrzenie jest takie wymowne, choć postawa stara się mówić coś zupełnie innego. Dzieci z bidula uczą się hardości. Twardości nie umieją się nauczyć, bo pustka nie jest twarda. Jej nie ma.

Będąc jeszcze uczennicą brałam udział w przedstawieniu w Domu Dziecka w Krasnem (woj. podlaskie). Do dziś pamiętam pewną rozmowę, która pozwoliła mi na lata zrozumieć co oznacza rodzina, rodzice, rodzeństwo.

Jakie jest twoje największe marzenie?
Ania: móc przytulić się do mamy i pomilczeć
Łukasz: pójść z tatą na boisko i pograć w piłkę nożną. Pani nie wie, że ja świetnie gram w piłkę. Mógłbym pokazać tacie kilka sztuczek, jak zmylić bramkarza i strzelić gola.

Nie lubicie Domu Dziecka, jest tu źle?

Ania: Nie, nie jest źle. Wychowawca i dyrektorka są fajni, ale oni tu tylko pracują. Mają czas, żeby porozmawiać, poradzić. Potem idą do swoich domów. Oni są mamami i tatusiami swoich dzieci a nie naszymi. Nie mogą nas kochać. Mogą jedynie lubić i szukać dla nas domów.
Łukasz: Nie wiem…
Ania (dopowiada) Łukasz miał być już dwa razy adoptowany, ale raz się rozmyślili, a raz oddali po kilku dniach. Bardzo to przeżył, płakał i całymi dniami nie jadł. Teraz się boi, że na zawsze zostanie w domu dziecka. Z drugiej strony boi się też, że znów nabierze nadziei, że kogoś pokocha, a oni znów go porzucą. Jestem na tych ludzi zła. Tak nie można robić.

Jak spędzacie czas?
Ania: Normalnie, chodzimy do szkoły potem odrabiamy lekcje czasem w świetlicy, czasem w pokojach. Jak jest ładna pogoda bawimy się na podwórku w różne zabawy.
Łukasz (wtrąca) no, ja to najbardziej lubią grać w piłkę i „kosza”.
Ania (kontynuuje) Kiedy jest brzydko czas spędzamy w środku. Można też pójść do swego pokoju i pisać listy.

Listy? Do kogo piszesz?

Ania: Do mojej mamy. Bo widzi pani, moja mama żyje, nie tak jak mama Łukasza. Ona umarła jak on miał 4 lata. Tata nie wiadomo gdzie jest. Mojej mamie odebrali prawa rodzicielskie bo piła. Ale ona mnie kocha. Ona tylko choruje na wódkę. Teraz obiecała, że będzie się leczyć i mnie stąd zabierze. I ja wiem, że ja do niej wrócę. I przytulę się do niej i pomilczę. Wie pani co, ja często oglądam programy, w których mówią, że dzieci uciekają z domów, że są niedobrzy dla swoich rodziców, którzy się starają. Ja od swojej mamy nigdy bym nie uciekła. Nie uciekłabym z domu, bo nie ma piękniejszego miejsca na ziemi.

Dziś Ania i Łukasz są dorosłymi ludźmi. Anię poznałam drugi raz na jednym ze spotkań zborowych. Patrzyłam na nią, taką dorosłą i widziałam tą małą Anusię, która marzyła, żeby przytulić się do mamy i pomilczeć. Ona też mnie poznała. Podeszła do mnie, a koło niej szedł wtulony w kolana chłopczyk. Nazwała go Łukasz, wiecie dlaczego prawda? Wie, że tamten Łukasz wyjechał za granicę i osiągnął sukces zawodowy. O jego rodzinie nic nie wie.

Ania jest samotną matką. Mąż nie wytrzymał jej „kompleksu bidula”. Próbowali, ale nie wyszło. To nie była jego wina, jej właściwie też nie. Nikt jej nie nauczył co to jest rodzina. Mama zapiła się na śmierć. Nie wróciła, choć obiecała. Do dziś stoi to zadrą w sercu. Gdyby nie syn… Ania patrzy przed siebie i smutno mówi: mój synek też nie pozna co to znaczy prawdziwa rodzina, ale cieszę się, że ma mamę i tatę, którzy często się spotykają we trójkę. Jest jeszcze malutki, ale kiedyś mu wytłumaczę. Zresztą tli się jeszcze nadzieja, że będziemy rodziną. Ostatnio mąż chciał zrezygnować z separacji i zacząć od nowa. Chcę mieć rodzinę i nauczyć się jej, ale się jednocześnie boję.

Wychodzimy razem i widzę jak Łukasz biegnie do mężczyzny wołając tata, tata. I to spojrzenie Ani pełne oczekiwania i tęsknoty. Znów staje się dziewczynką, ale jej wzrok jest już inny. Radośniejszy. Mężczyzna bierze syna na ręce i obejmuje Anię. Ledwie mnie zauważa, ale nie szkodzi. Widzi kogoś, kogo powinien widzieć.
Życzę im szczęścia i powodzenia w uczeniu się bycia rodziną.

Rodzina – mama, tata,
Może nawet brat i siostra
Pies biegnący po parku
Chomik w klatce
Obiad na stole
Krzepiący uścisk ramion
Chłodząca dłoń na rozpalonym czole
I to słowo jedyne, szczere
Kocham cię synku, córeczko
Wiesz, ja też cię kocham…
… Mamo
… Tato.

(na potrzeby artykułu 4.11.2012 aut. Justyna Nosorowska)

 


 

8-12

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

powrót na górę

Komentarze

0
Joanna
10 lat temu
cała prawda to smutne
Like Like Cytować
0
Izzy
11 lat temu
Wspaniały, wzruszający artykuł. Opowiem zatem historię mojej przyjaciółki - zatrudniła się na czas praktyk studenckich w domu dziecka. Skończyła studia, wyszła za mąż - dalej tam pracowała. Przy każdym spotkaniu opowiadała mi wiele o tych dzieciakach, jakie są wspaniałe, że to nie sprawiedliwe, że tak potraktował je los. Później zaszła w ciążę, spotkałyśmy się ponownie przed jej porodem. Powiedziała mi wtedy, że była zmuszona się zwolnić. Opowiedziała bowiem dzieciom, że ma w brzuszku dzidziusia, że ma męża. Podszedł do niej jej mały 6letni ulubieniec i zapytał: 'Ciociu (tak nazywały ją dzieci), a kiedy urodzisz tego dzidziusia też zostawisz go jak nasi rodzice zostawili nas?' Starała się przychodzić jeszcze do pracy, jednak te słowa wywarły na niej taki smutek, że po prostu nie dała rady... Nie dziwię jej się, ale to proste zdanie chłopczyka obrazuje, jak wg nich postrzegana jest rzeczywistość, co znaczy rodzina. Czegoś takiego dla nich po prostu nie ma... Strasznie to smutne!
Like Like Cytować