Menu

logo tjk main 

Walczące z bykami

Walczące z bykami

Pojedynek oko w oko z symbolem witalności, taniec ze śmiercią czy zwykły akt okrucieństwa przekazywany z pokolenia na pokolenie?

Arena pełna emocji. Byk okrąża plac. Torreadorzy posługując się różowymi płachtami, prowokują go do walki. Za chwilę wyjedzie na koniu pikador, by wsadzić pikę w kark el toro bravo.

Zaraz za nim widać banderilleros, pieszych mężczyzn wbijających w garb byka włócznie ze wstążkami. Na skórze zwierzęcia pojawia się czerwień, a on sam zaczyna słabnąć. Słychać okrzyki. Na arenę wkracza główny walczący-matador. Trzymając muletę i szpadel wykonuje specyficzne ruchy, by osłonić się przed rogami. Kiedy już wie, że to właściwy moment, wbija szpadę w rdzeń kręgowy byka. Tłum wiwatuje - zwierzę pada. Po głowie matadora krąży jedna myśl: „Zwyciężyłam!”.

Corrida. Jedna z niewielu tradycji, które budzą tak skrajne emocje, począwszy od burzliwych kontrowersji, a kończąc na akcie składania hołdu takim działaniom. Dlaczego jednak nie zaprzestano czcić owych widowisk? Co więcej, traktuje się je niemalże na równi ze sportami olimpijskimi?

Z każdym rokiem przybywa coraz to większa grupa kandydatów na stanowisko „ujarzmiaczy byków”, a w niej, jeśli odwaga dopisze, pojawia się płeć piękna.

Aby choć trochę zrozumieć fakt istnienia Corridy, jej przetrwania do czasów współczesnych i zaangażowanie się w jej przebieg kobiet, które raczej widziane są, jako te słabe i za wrażliwe, proponuję przez chwilę spojrzeć na ten zwyczaj oczami Hiszpana.

Trzeba jednak wspomnieć, że walki z bykami nie odbywają się jedynie w słonecznej Hiszpanii. Można je również oglądać w Meksyku, Ekwadorze, Francji czy Portugalii. Chociaż to właśnie Półwysep Iberyjski króluje w tego typu przedsięwzięciach.

Kulturalny fenomen Corridy polega na tym, że tradycja ta wędrowała z kraju do kraju, nie mając tak naprawdę swojej Matki. Wiele źródeł opowiada się za własnymi hipotezami i analizami. Jedni twierdzą, że walki z bykami przywędrowały od Arabów, inni natomiast uważają, że początek Corridy powinien być przypisany żołnierzom rzymskim, którzy przywieźli ją na Półwysep.

Tak czy inaczej, Corrida to nie sport. To rytuał zapoczątkowany przez wierzenia i mitologię. Czego religia nie robi z człowiekiem, prawda? Prawdopodobnie tradycja ta opiera się na mitraizmie, wiary w jednego z bogów rzymskich, który schwytał byka i złożył go, jako ofiarę, by świat mógł dokonać odnowy. Bez większego zaskoczenia, możecie się drogie czytelniczki spodziewać, że proces odnowy miał miejsce.

Przekazując z dziada, pradziada nadrzędną wartość i symbolikę, jaką reprezentuje sobą Corrida, trudno się dziwić, że wiele osób nie patrzy na nią w kategoriach zła i niemoralnych czynów. To jest sztuka, akt wystawiany tylko przy szczególnych okazjach. Niegdyś pogański obrzęd przerodził się w wielkie show, które przyciąga tysiące widzów.

Innym aspektem tego widowiska jest pogląd o płci matadora. Większość zwolenników owej dyscypliny uważa, iż to wyłącznie mężczyźni powinni szczycić się walką z bykami. Ale jak to w życiu bywa, pojawiły się kobiety, głośno manifestujące: „Ja też chcę! Dam radę”.

Zawód matadorki jest niezwykły pod każdym względem. Współcześnie na świecie żyje tylko kilka kobiet mogących wspominać walki z rozdrażnionym bykiem. Jaką trzeba mieć odwagę, by stanąć przed wielkim bydlęciem i nie uciec! Mówicie, że można?

Byki hodowane na Corridę to specjalna rasa cechująca się agresywnością. Rozjuszone przy tym wcześniej przez pikadorów, mimo, że są poranione, stanowią zagrożenie. Kobiety, które zdecydowały się na tego rodzaju dyscyplinę to nie „herod-baby”. To szczupłe, drobnej postury dziewczyny, które tylko dzięki swojej wytrwałości nie zostały „wygryzione” ze środowiska matadorów i niezabite przez byki. Z początku wzbudzały śmiech i konsternację „Jak to, kobieta?”. Jednak większość widzów zmieniało zdania, gdy zwierzę leżało na ziemi ze szpadlem w karku. Aby spokojnie poruszać się w tej dyscyplinie, nie ma znaczenia wyłącznie odwaga i wytrwałość. Byki nie plasują się w grupie zwierząt typu: „cip, cip, taś, taś”. Dlatego każdy przyszły matador, nie zważając na płeć musi przejść długie szkolenie, w trakcie którego uczy się jak zadawać ciosy, jak wytrzymać walkę pod względem fizycznym i psychicznym. Gdy trener stwierdzi, że uczeń jest gotowy, następuje egzamin, nie mający nic wspólnego z teorią! Istotną kwestią jest też sam proces walki, w jaki sposób ona przebiega. W Corridzie nie liczy się samo zabicie zwierzęcia. Ważny jest natomiast styl pokonania przeciwnika. To, w jaki sposób matador doprowadzi do zwycięstwa, będzie miało swoje odbicie w nagrodzie i opinii na arenie. Jeśli osoba walczy w dobrym stylu i uczciwie, nagrodą jest ucho byka, jeśli jest mistrzem - uszy i ogon. Sama chyba zainteresuję się tym fachem. Zawsze chciałam mieć uszy i ogony byków wywieszone na ścianach mojej hacjendy! Ten sam świat, a jak odmienna kultura!

Pierwszą meksykańską matadorką, która z dumą rozwieszała uszy i ogony byków jest Raquel Martinez. Niezwykłą popularność przyniósł jej nie tylko fakt, że jako pierwsza niewiasta stanęła oko w oko z wielkim, rogatym zwierzęciem, ale to, że okazała się lepsza od niejednego mężczyzny. Triumfowała od 1977r. do początku lat dziewięćdziesiątych. Harda, pełna ducha walki blondynka jednak nie zaprzestała swojej kariery z męskimi odpowiednikami krów. Dzisiaj prowadzi szkołę dla matadorów, w której uczą się najlepsi.

Inną kobietą, która tak jak jej poprzedniczka pobiła rekordy zawziętości i walki o sukces na arenie, jest Cristina Sanchez. Cristina również została pierwszą matadorką, ale w Hiszpanii. Zadebiutowała w 1993r., a o jej sukcesach można było usłyszeć nie tylko na Półwyspie Iberyjskim. Zdobyła wiele nagród (pamiętacie, co to za nagrody?) w Meksyku i Ekwadorze. Przez wielu została uznana za symbol niezłomnej walki, a tu was zaskoczę, nie z bykami, lecz z kolegami po fachu, którzy zacięcie podkładali jej kłody pod nogi.

Ostatnią matadorką, o której chciałabym wspomnieć jest Hilda Tenorio, młoda dziewczyna podbijająca meksykańską Corridę. Jej historię i ją samą możemy poznać w jednym z odcinków Kobiety na krańcu świata Martyny Wojciechowskiej. Choć Hilda ma dopiero dwadzieścia sześć lat już zdążyła pokazać swoje możliwości. Jako pierwsza kobieta miała okazję ujarzmić byka na wielodekadowej arenie la Plaza Mexico, zdobywając tym samym uznanie publiczności.

Nie byłoby nic zdumiewającego w walkach prowadzonych przez kobiety, gdyby nie fakt, że toczony jest pojedynek nie tylko z samym bykiem, ale i z samcami homo sapiens. Powszechnie, uważa się, że ta dyscyplina dotyczy wyłącznie mężczyzn, a całe środowisko Corridy, od strony „kulis” powinno być niedostępne dla płci pięknej. Dlatego też, każda kobieta, która chciała pokazać się na arenie z muletą, musiała zebrać w sobie chęci zarówno do przejścia ciężkiego treningu, jak i do wejścia w męski świat.

Wszystkie trzy bohaterki przyznawały z nieukrywanym żalem podczas wywiadów, że gdyby Corrida nie należała do płci przeciwnej, nie odczuwałyby wzmożonej presji i stresu. Starcie z bykiem dostarcza ogromną dawkę adrenaliny, a świadomość bycia w centrum uwagi-stresu. Można się jednak nauczyć odporności na tego typu napięcia podczas szkolenia. Gorzej wypada nauka wewnętrznego optymizmu i wytrzymałości psychicznej, pod względem radzenia sobie z nieukrywaną pogardą ze strony mężczyzn.

Niechęć do występów niewiast nie objawia się jedynie przez niestosowne i obraźliwe docinki: „Nie dasz rady. Przyniesiesz wstyd sobie i rodzinie!”. Słowa wypowiadane nie na miejscu, zawsze można puścić mimo uszu. Sytuacja staje się napięta wtedy, gdy arogancja przeradza się w praktykę. Mowa tu o braku tolerancji organizatorów Corridy i jej uczestników. Każdy matador przed występem podpisuje kontrakt, który zapewnia go o powadze przedsięwzięcia i możliwości pojedynku z bykiem. Wyobraźmy sobie teraz, że któryś z szanowanych matadorów żąda usunięcia walczącej z listy uczestników, gdyż nie życzy sobie wystąpienia z nią na arenie. Jakie jest zachowanie organizatorów? Skreślają z listy bez mrugnięcia okiem. W takim momencie kobieta może tylko oglądać byki z perspektywy widza. Cristina Sanchez, gdy odchodziła od tej dyscypliny, wyznała, że nie doceniono jej możliwości i talentu tak, jak na to zasługiwała.

Lekceważenie i dyskryminacja kobiet w różnych dziedzinach życia była, jest i będzie obecna. Tak został stworzony świat, gdzie męskie ogniwo jest najważniejsze.

Zastanawiam się jednak nad jedną kwestią. Dlaczego w środowisku Corridy nie ma jedności? Dlaczego ciągle powtarzając o niewłaściwej interpretacji owych walk, organizatorzy i popularni matadorzy urządzają „szkołę przetrwania” swoim zwolenniczkom? Na okrągło słyszymy, że to nie sport, to rytuał, to sztuka! To coś głębszego, symbolicznego! Skoro to nie jest sport, bo w sporcie zawodnicy są dzieleni na poszczególne kategorie, to Corrida powinna jednoczyć. Zważywszy na to, że wystawiana jest tylko przy szczególnych obchodach, kiedy to wszyscy razem świętują ważne wydarzenie i czuć ducha wspólnoty.

A Wy, co o tym myślicie? Którąś z Was naszła ochota na Corridę?

Paulina Nawrocka, 23l.

etnolingwistyka UAM




8-12


Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

powrót na górę