Czego kobieta nigdy nie powinna usłyszeć od mężczyzny, a czego od swojego partnera
- Napisane przez Agnieszka Witkowska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę
My kobiety jesteśmy postrzegane jako istoty delikatne, uczuciowe i bardziej wrażliwe niż mężczyźni. Chcemy sprawdzać się w różnych dziedzinach życia, zarówno w roli opiekunek domowego ogniska, jak i na stopie zawodowej. Lubimy imponować i wzbudzać zachwyt u płci przeciwnej. Dbamy o siebie i staramy się, by to, co robimy było bliskie ideałom, a wynik tych starań spotkał się z pozytywnym odbiorem i podziwem.
Nie od dziś wiadomo, że największa rywalizacja odbywa się w miejscu pracy. Mężczyźni są bowiem przekonani, że to oni dzierżą palmę pierwszeństwa w zdobywaniu dobrze płatnych stanowisk, awansów, mają świetne pomysły, a nasze potknięcia potrafią bardzo dotkliwie komentować. Ile razy zdarzyło się, że kiedy coś Ci nie wyszło usłyszałaś: „bo baby nadają się tylko do garów?” Nie jest to zbyt miłe określenie, tym bardziej, że rzeczywistość jawi nam się nieco inaczej. Jest mnóstwo wybitnych specjalistek, które doskonale radzą sobie ze swoimi obowiązkami i nie raz udowodniły swoją wyższość nad tym stwierdzeniem.
W takim „mieszanym towarzystwie” bardzo łatwo jest o różnego rodzaju gafy, z których faceci często nie zdają sobie nawet sprawy. Jeśli nie traktują pań z góry, to z kolei próbują uchodzić za naszych najlepszych kolegów, nie zastanawiając się nad tym, że spoufalając się zanadto, mogą przekroczyć pewne granice. Tak bywa czasem, gdy usiłują być dowcipni. Jesteśmy przyzwyczajone do tego, że mężczyźni kochają żartować i nic w tym złego, dopóki się nie zapędzą. To, co śmieszy ich w swoim gronie, niekoniecznie musi nam przypaść do gustu. Opowiadając sprośne kawały w dużych ilościach mogą wpędzić nas w zażenowanie. Niektóre żarty są po prostu niesmaczne i lepiej, by zostały przedstawione grupie dobrze znających się osób, niż koleżankom w pracy.
Tak samo bywa z nadmiernym używaniem wulgarnych słów. Każdemu z nas zdarzy się czasem „rzucić mięsem” w chwili zdenerwowania, ale karygodnym jest, by większość wypowiedzi stanowiły wyłącznie epitety, niezależnie od tego, czy są kierowane w naszą stronę, czy kogoś innego. Rozmówca traci bowiem w naszych oczach szacunek, jeśli wiemy, że nie ma go on dla innych.
Szczególnie drażliwe jesteśmy pod względem wyglądu. Mamy całą masę kompleksów i komentarze kolegów sprawiają nam wyjątkową przykrość. Ada, lat 28 „Kiedy zaczęło się szaleństwo z portalami społecznościowymi, postanowiłam również założyć swój profil na jednym z nich. Wrzuciłam też kilka zdjęć. Po jakimś czasie odnalazł mnie dawno niewidziany kumpel ze szkoły, zaprosił do swoich znajomych oraz napisał wiadomość. Zapytał, co u mnie słychać, sam pochwalił się, jak mu się powodzi. Na koniec, po grzecznościowych formułkach dopisał, że „strasznie mnie przybyło” od czasów szkolnych. Rzeczywiście sporo przytyłam z racji problemów zdrowotnych, ale czy to jest powód, żeby mi to wytykać, nie mając pojęcia, dlaczego tak się stało?”
Nieswojo czujemy się także w sytuacji, gdy w naszej obecności prowadzona jest dyskusja na temat ubioru i figury innych osób, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że w innej grupie to my możemy być „na tapecie” i to nasze braki mogą być omówione na forum publicznym.
O ile krytyka w oczach znajomych nie jest zbyt przyjemna, to jednak znacznie bardziej przeżywamy, gdy pada z ust ukochanego mężczyzny. Co prawda same się nieraz o to prosimy, zadając samobójcze pytanie: „czy nie uważasz, że wyglądam w tym zbyt grubo?”, zmuszając tym samym naszych panów albo do kłamstwa, albo do boleśnie miażdżącej prawdy.
Denerwujący bywa również jego głośny zachwyt innymi kobietami, w szczególności tymi, które znamy, np. najbliższą przyjaciółką. Czujemy się wówczas zagrożone, zaczynamy traktować ją z rezerwą, unikamy wspólnych spotkań, by uniknąć napięcia, jakie z pewnością się wytworzy, kiedy będziemy bogatsze o tą wiedzę.
Nasz partner powinien też zrezygnować z porównywania nas do swoich byłych. To chyba najgorszy cios, jaki możemy otrzymać, niezależnie od tego, czy robi to bezwiednie, czy właśnie po to, by celowo wyprowadzić nas z równowagi. Wszelkie tego typu „zestawienia” działają na nas jak czerwona płachta na byka.
Maja, lat 33: „Wyszłam za mąż za rozwodnika. Wprawdzie zwykle mało pozytywnie wypowiadał się na temat swej pierwszej żony, to kiedy jednak pewnego dnia, podczas obiadu rzucił, że jego eks dodawała zawsze do pieczeni jakąś przyprawę, która nadawała jej fantastycznego, wyrazistego smaku, miałam ochotę postawić mu garnek z tą potrawą na głowie.”
Oj tak, zdecydowanie jakakolwiek wzmianka o dawnej miłości, bądź też wspominanie seksualnych podbojów może doprowadzić nas do szału. Zastanawiamy się, czy on faktycznie tylko chce podzielić się z nami zdarzeniami z przeszłości, czy może jednak nadal myśli o tamtej kobiecie i żałuje, że ich związek się rozpadł? To dla nas niesamowicie bolesny temat, niby cieszymy się, że wybrał właśnie nas, jednak w głębi duszy jesteśmy zazdrosne o kobiety, które przewinęły się przez jego życie, zwłaszcza, kiedy wciąż do tego wraca w rozmowie.
A jak wygląda sprawa ze wspólnymi wyjściami? No właśnie. Tu też zdarza się, że nasz jedyny nie popisuje się taktem. Oto właśnie podczas spotkania w gronie znajomych, lub rodzinnej nasiadówki przy stole bezczelnie podważa Twoje zdanie, lub próbuje pieczołowicie Ci uzmysłowić właśnie w tym momencie, że chyba urwałaś się z choinki i nie masz racji. Cóż może być gorszego? No chyba jedynie żartobliwe, jego zdaniem stwierdzenie: „kochanie, lepiej już nie nakładaj kolejnej porcji ciasta, bo Ci zamek pójdzie w sukience.” Tymczasem my poważnie podchodzimy do tego, jak mężczyzna traktuje nas wśród innych ludzi. Wolałybyśmy, by odnosił się do nas z szacunkiem i pokazał światu, jak piękna i mądra partnerka stoi u jego boku.
Przykładów na zbyt długi język naszych panów jest całe mnóstwo. Czasem nie możemy zrozumieć, dlaczego nie potrafią pewnych rzeczy zachować dla siebie, tylko klepią, cokolwiek im przyjdzie do głowy? Widać, taka ich natura.
Dlatego rada jest następująca: Jeśli słyszymy od facetów rzeczy, które nas ranią, porozmawiajmy o tym otwarcie. Oni się sami nie domyślą. Wyjaśnijmy, jakie zachowania sprawiają nam ból i poprośmy, by więcej tego nie robili. Kiedy zaś są to błahostki, machnijmy ręką, nie przejmujmy się, gdy podczas nieudanego manewru samochodem usłyszymy, że baby nie powinny dostawać prawa jazdy (tak, jakby oni w życiu nie popełnili żadnego błędu). Pogódźmy się z tym, że ich tok myślenia nie zawsze idzie w parze z naszym. Bądźmy wyrozumiałe, co możemy zmienić, zmieńmy, a jeśli nie, kochajmy ich takich, jacy są!
Agnieszka Witkowska, 31l.