Jak się ubierać - nastolatka i dorosła
- Napisała Aleksandra Lubczańska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę
W poprzednim artykuliku postanowiłam zachęcić do eksperymentów z modą - niezależnie od stopnia zaawansowania wiekowego. W tym postaram się kontynuować myśl.
20, 30, 40… 100 – to już wiek kobiety, x < 20 – nastolatki.
Czy ma to jakieś znaczenie?
– ogromne!
Nastolatka lub nastolatek - to nie jest porada tylko dla kobiet - oj nie, to jest ktoś, kto z punktu widzenia biologicznego jeszcze się rozwija. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - po 21 roku życia - z całym systemem biologicznym jest już raczej z górki niż pod.
Moim zdaniem, nie tylko z punktu widzenia biologicznego, ale także światopoglądowego, kształtuje się kręgosłup moralny, postawa itp. itd. Na tej samej zasadzie zaczyna kształtować się podejście do stylu i mody. W tym wieku duży wpływ mają ideologie, muzyka, ideały, media - ot wszystko, co nas otacza. Generalnie w tym wieku też łatwiej jest ryzykować lub wtapiać się w tłum - zależy co kto wybierze i jakim nurtem pójdzie.
Jak już trochę wyrośniemy i parę razy się oparzymy - zrzucamy skórę nastoletnią i powinien wreszcie pojawić się w pełni ukształtowany człowiek. Gotowy na nowe wyzwania i na trening osobowości (nadal rozwijający się).
Wiek młodzieńczy jest ciut poplątany - szukamy, sprawdzamy, testujemy, podglądamy. I dlatego nasz ubiór może to pięknie odzwierciedlać - właśnie wtedy, nie powinniśmy bać się eksperymentów. Wtedy też możemy sobie pozwolić na przesadę, cekiny i trupie czaszki w ilościach hurtowych - bo na razie testujemy i dobrze się przy tym bawimy.
Gorzej, jeśli mając 40 lat - nadal testujemy i wydaje nam się, że czapka z daszkiem w komiks z kaczorem Donaldem to dobry pomysł… wtedy trzeba wcisnąć mocno hamulec i pomyśleć czy aby nie zaczniemy być śmieszni… w ramach powiedzonka "z tyłu liceum, z przodu muzeum". Chyba, że naszym zawodem jest rozśmieszanie ludzi - ale poza tym przypadkiem, właśnie o to chodzi, żeby nie narażać się na śmieszność. Niech to będzie ekstrawagancja, ale nie przesada zagłębiająca się w bycie śmiesznym.
Uczmy się komponować swój styl, jak dobry kucharz. Nastoletni "kucharz" zjada hot-doga, zagryza dżemem, popije sokiem ogórkowym i jego żołądek to zniesie. Dorosły organizm poczuje, że być może za dużo chemikaliów jest w jedzeniu lub niedopasowana mieszanka przypraw. Kształtuje się i gust i podniebienie.
Nie mówię, że po 20 i 30-stce mamy rezygnować z ukochanych trampek - absolutnie nie! Jednak nasze stylowe danie trzeba przyprawiać bez przesady i do tych trampek nie dodawać już opuszczonych spodni w kroku, kratkowanych skarpetek bluzki z napisem w cekiny i torby adidasa - to może bez bycia śmiesznym zrobić nastolatek (i jeszcze odprawić jakimś mocno wyeksponowanym nakryciem głowy).
[tutaj muszę wspomnieć o blogerach typu Brian Boy czy oldtimerowcach stylu: Annie Piaggi - są to osoby, które testują style i ubiory, aby potem ktoś mógł to przeinterpretować na codzienność - zupełnie jak nastolatki, oczywiście niektórym wychodzi to lepiej innym gorzej :)))))].
Nie bójmy się przesady młodzieńczej i nie wytykajmy jej palcami - "młodość ma swoje prawa".
Nie narażajmy się w latach późniejszych na wysyłanie złych sygnałów światu "chcę na siłę być nastolatką", bo nikt nie będzie nas traktował poważnie (bo styl to jest główny sygnał, który wysyłamy otoczeniu).