Czemu na zakupy do Berlina?
Kolejne zakupy w Berlinie? Ale po co? Przecież mamy tutaj dokładnie to samo… Prawie prawda. Zara, H&M i inne tego typu marki – są te same. Nawet w NY. Stary Browar nie odbiega urokiem od Lafayette czy KaDeWe, nawet ciekawsze zdjęcia wychodzą w Poznaniu. Jednak po małe zakupy czasem warto wyskoczyć do naszych zachodnich sąsiadów – chociażby dlatego że jest tam całkiem inny klimat. :) W Warszawie mamy teraz vitkAca – można kupić marki i kolekcje, nie sprzed 5 sezonów, ale teraźniejsze – jak ktoś ma portfel lubiący narażać się na kilkucyfrowe kwoty na zakupach ubraniowych. Jednak … omijając patriotyzm… z Poznania bliżej (tym bardziej że jest teraz jak szybciutko dojechać :)) do Berlina. Nie mówię o samych cenach – bo ceny wiadomo, jednak w Polsce przyjazne nie są. Ale o tym, że na wyjeździe można więcej. Można zaszaleć, nie tylko ubraniowo, ale przy okazji zwiedzić to i tamto. Zaczerpnąć innego, jednak bardziej europejskiego powietrza. Pojeździć ulicznym barem piwnym – dla ekstremalnych wrażeń, albo posiedzieć w ogródku na ruchliwej ulicy i zjeść lody po 3 euro za gałkę. Nie bać się starego oleju, pomimo braku polskiego sanepidu (– taki mały przytyk). Poszukać modnego klubu i obejrzeć finał Ligi Mistrzów na placu, wcześniej wydając niemałe kwoty na torebkę od LV, kolekcję Gucci i kilka euro w second-hand’ach na Bergmannstrasse. Czyli zakupowe wakacje! Berlin potrafi też odstresować i pozbawić spięcia. Moja dobra znajoma – pani reżyser, powiedziała mi, że Polacy strasznie starają się wyluzować i widać to, po ich stroju. Ona widzi, że ktoś ma wyluzowaną fryzurę, którą robił dwie godziny przed lustrem w domu, wyluzowany krawat, kapelusz i buty i na siłę się luzuje. Berlińczykom wychodzi to luzowanie znacznie lepiej – oni tak już mają. Jest to inny odcień luzu niż w innych krajach Europy – bo widać u nich spory pragmatyzm, wszystko jest zgrane z okazją. Nikt nie założy butów na 13 cm szpilkach na popołudniowy relaks na mieście – bo po co? Tylko wycieczka „fashionistek” z PL miała na sobie takie buty i od razu rzucała się w oczy i wybijała z krajobrazu pewnych siebie Niemców i innych europejskich nacji (nie tylko chwiejnym i niepewnym krokiem). Jedyny postawiony kołnierzyk plus widoczny wystylizowany look – słychać rozmowę po Polsku. Szkoda. Ale w miarę częstszych wyjazdów i nabierania pewności siebie – też będziemy ubierać się na luzie*, na serio na luzie i nie wyglądać jak przysłowiowy szczur na otwarcie kanalizacji. Teraz oczywiście generalizuję, wyostrzam i ubarwiam, ale od tego są artykuły :). [*Luz – to absolutnie nie buty do biegania, czy innych sportów + worek pokutny – to nie o taki luz chodzi, tylko o tą nonszalancję, jak na razie za mocno wystudiowaną]. Warto też zburzyć mit, przez porównanie, o tym, że Polacy nie ubierają się kolorowo – teraz już się ubierają, ale jedyne czego brakuje to właśnie tej pewności siebie i tego, że nie trzeba być zawsze zapiętym na ostatni guzik. Dlatego polecam Berlin – bo blisko, bo budująco, bo warto uczyć się dbania o swój kraj i o siebie, spędzić miło czas i dojechać w dwie godziny z kawałeczkiem… Niby nic wielkiego, ale nadal – zawsze warto poznać lub, dla bywalców, pooddychać innym powietrzem. Na zakupy warto: Potsdamer Platz Arcades, okolice Ku’damm i wzdłuż Tauentzienstrasse (KaDeWe, Europa Center itp.), Friedrichstrasse (Galeries Lafayette i wysokobudżetowe zakupy), Hackesche Höfe (wzdłuż Schönhauserstrasse) ciekawe butiki, w okolicach Savignyplatz – m.in. wystrój wnętrz, Bergmannstrasse na Kreuzberg – secondo-hand’y i królestwo Kebaba. Spanie: niskobudżetowo np. Meininger lub wysokobudżetowo Melia Berlin. Generalnie warto też poszukać hosteli, jeśli wycieczka samochodowa zawsze warto sprawdzić opłaty za parking. |