Menu

logo tjk main YT icon twitterprinterestfb

Ślub w tajemnicy przed wszystkimi

Marzeniem każdej małej dziewczynki jest huczny ślub. Ona - piękna „księżniczka” i on - ten jedyny, wyjątkowy „książę”. W tak ważnym dniu obecność rodziny i najbliższych jest obowiązkowa. Piękna, biała suknia. Wspaniała ceremonia. Powóz, druhny, grono dalszych i najbliższych przyjaciół oraz wspaniałe wesele do rana. Blichtr, bogactwo, ślub jak z bajki. Coś, o czym cała rodzina i przyjaciele będą mogli mówić jeszcze bardzo długo. Czy jednak każda młoda para marzy o takiej ceremonii ślubnej? A co gdyby to stereotypowe, polskie wesele zamienić na „ślub w tajemnicy przed wszystkimi”?

Ślub to uroczystość zawarcia związku małżeńskiego między wolną kobietą i wolnym mężczyzną, którzy w obecności świadków, składają przysięgę małżeńską. Według tej definicji, w samym akcie zawarcia związku małżeńskiego najważniejsza jest młoda para. Nasuwa się więc pytanie, po co w tym jakże ważnym dla zakochanych dniu obecność innych ludzi?

Zgodnie z tradycją, wszystkie ważne uroczystości zwykliśmy ceremoniować wraz z rodziną i przyjaciółmi. Tak też jest podczas ślubów. Młoda para chce pokazać światu swoją miłość, radość i szczęście. Chcą, by w tym ważnym dniu towarzyszyli im ci, którzy odgrywają ogromną rolę w ich życiu. Z tego też powodu większość zaręczonych par nie bierze nawet pod uwagę możliwości, by wziąć cichy ślub, w tajemnicy przed wszystkimi.

Z jednej strony brak rodziny i znajomych, szalonej zabawy do rana, prezentów i śmiesznych wspomnień. Z drugiej zaś nutka tajemnicy, romantyzm, możliwość przeżycia tego nadzwyczajnego dnia w zupełnie inny sposób. Ślub nieco bardziej mistyczny, namiętny, bo pozbawiony sztucznej otoczki, a skupiający się na miłości, która łączy młodą parę. Nie każdy umiałby sobie na to pozwolić.

Rodzina by się na pewno obraziła, a moja mama nie odezwałaby się do mnie już nigdy. W mojej rodzinie organizuje się huczne wesela, zakrapiane sporą ilością alkoholu i dobrego jedzenia. Do tego skoczna muzyka i niezapomniany klimat. Im więcej gości tym lepiej. Niezaproszenie kogoś nawet z dalekiej rodziny powoduje kłótnie i pewien żal. Gdybym nie zaprosiła nikogo stałabym się rodzinną czarną owcą - Karolina, 26l.

Ślub bez najbliższej rodziny? Czułabym się dziwnie obco i samotnie. Poza tym nikt nie zobaczyłby mnie w białej sukni - Zuzanna, 22l.

Dla jednych ślub bez rodziny i przyjaciół byłby niemożliwy ze względu na emocjonalną bliskość z tymi osobami. Ślub jest rodzinnym świętem. To wydarzenie, które wspomina się po latach. Opowiada się o nim dzieciom i wnukom. To również dobry moment by zgromadzić całą familie w jednym miejscu, porozmawiać, dowiedzieć się, co słychać u tych, z którymi mamy nieco mniejszy kontakt.

Są jednak przypadki i takie, gdzie ślub bez obecności najbliższych jest po prostu wskazany. Każdy zna historię Romea i Julii, którzy darzyli się namiętną, szczerą i prawdziwą miłością. Ze względu na rodzinne waśnie, nie mogli być razem. Tragiczny koniec tej mistycznej miłości aż mrozi krew w żyłach. Dziś może nie spotykamy się z takimi sytuacjami, ale niejednokrotnie bywa tak, że nasz wybranek jest nielubiany przez resztę rodziny. Ślub w tajemnicy przed wszystkimi staje się najbardziej racjonalnym rozwiązaniem.

Musieliśmy ukryć nasz ślub, bo moja matka nie lubiła mojej narzeczonej. Ciągle łudziła się, że w końcu ją zostawię. Nie pomogły zaręczyny, pierścionek, ustalona wstępna data ślubu. Mama ciągle powtarzała, że jeśli ożenię się z Asią, to ona umrze z rozpaczy. W końcu nie wytrzymaliśmy i wzięliśmy ślub w tajemnicy. Pół roku wcześniej niż to sobie zaplanowaliśmy. Nikt o tym nie wiedział. Wyjechaliśmy do innego miasta i tam zalegalizowaliśmy nasz związek. Po powrocie poinformowaliśmy o tym rodzinę i przyjaciół. Mina mojej mamy była bezcenna - na szczęście nie umarła (tu ironiczny śmiech). A my szczęśliwie jesteśmy już razem ponad dwa lata - Paweł, 29l.

Młodzi decydują się też na potajemny ślub, ponieważ nie chcą wielkiego szumu wokół siebie. Zamiast tego wolą samotnie wyjechać w romantyczne miejsce i tam złożyć przysięgę miłości oraz wierności. Czy taki ślub okrada ich ze wspaniałych wspomnień? Wręcz przeciwnie. Zapewnia niepowtarzalny klimat, magię, namiętność. Oprócz pary młodej nie liczy się nikt inny. Ani świadkowie, ani rodzice, ani ciotki, wujkowie, kuzyni czy przyjaciele. Najważniejsze staje się zaś uczucie, jakim darzą się zakochani. Przypomina to trochę legendarne opowieści o prawdziwej miłości.

Niedawno się zaręczyłam. Zarówno ja, jak i mój chłopak Przemek chcemy żeby ten dzień był nadzwyczajny i inny niż wszystkie śluby. Te, na których już byliśmy są oklepane i nudne. Zawsze to samo - biała suknia, marsz Mendelsona, kościół wypełniony gośćmi, standardowa przysięga, prezenty i zabawa do rana. Na wesela zaprasza się ludzi, których nawet się nie zna. Ja zawsze byłam indywidualistką i marzę o zupełnie innym ślubie. Coś rodem z Las Vegas. Wyjazd do innego miasta albo kraju. Tylko ja i mój narzeczony. Świece, biała suknia, przysięga wzbogacona o wyznania prosto z serca. To jest mój idealny ślub. Bo przecież w tym dniu najważniejsi mamy być my - Olga, 29l.

Ślub jak z bajki dla każdego oznaczać może coś zupełnie innego. Dla jednych to uroczystość w gronie najbliższej rodziny, dla innych to ślub w tajemnicy przed wszystkimi. Ceremonia bez najbliższych pozwala na skupieniu się na partnerze i uczuciu, jakim się go darzy. To również możliwość odczucia mistycznej jedności, tajemnicy i romantyzmu.

Małgorzata Górecka, 22l.
Czytaj więcej...

Jeśli mam przed tym księdzem klękać, to niech On przebierze się w Zorro! - czyli On nie chce ślubu kościelnego!

Nie raz zdarzyło nam się słyszeć, że jeden z partnerów nie chce ślubu kościelnego, tłumacząc się, że nie ma zamiaru ślubować „czegoś przed kimś” lub po prostu w „cały ten cyrk” nie wierzy.

Wiele rodzin nie wyobraża sobie, aby jego syn czy córka nie przystąpił do ślubowania przed Eucharystią, nie uklęknie w białej sukni przed ołtarzem, co za tym idzie narzeczeni sami w to nie wierzą. To tradycja, która od lat króluje i dominuje w Polsce, kraju katolickim. Dziś Polska to nie tylko Kościół, różnorodność kultur, religii oraz przekonań budzi kontrowersje, pociąga problemy za nimi.

W tym artykule znajdziesz odpowiedzi na pytania:
- jak przestrzec się przed taką sytuacją?
- czy warto pozostać w związku, który nie da Ci swobody wyznawania wiary?
- jakie są prawne aspekty wzięcia ślubu z osobą niewierzącą bądź innego wyznania?

Niektórzy twierdzą, że o tym „problemie” powinniśmy zastanowić się na samym początku naszego związku - kiedy to poznajemy drugą osobę i poznając ją bardziej dążymy do „bycia z nią więcej i częściej”.
W tym poglądzie jest prawda, bo przecież myślenie, że z biegiem czasu zmienimy czyjeś zdanie i na przykład nawrócimy ateistę jest po prostu złudne. Poznając przyszłego partnera, tak jak pytamy o dzieci, rodziców czy pracę - poruszmy sferę uczuć i wiary zadając podstawowe pytania: Jesteś wierzący? Praktykujesz tę wiarę? Czy ślub to kolejny etap w Twoim życiu czy tylko formalność oraz podpis na białym skrawku papieru? Już na tym etapie burzliwe chmury odchodzą na bok a Ty masz o jeden problem mniej na samym początku.

Miłość i partnerstwo to nie jednostka, to tandem który razem decyduje w którą stronę skręcić. Trzeba więc mieć na uwadze drugiego człowieka i jego potrzeby. Jeśli my tupiemy nóżką, bo CHCEMY WZIĄĆ ŚLUB KOŚCIELNY! to może zastanówmy się, dlaczego partner nie chce tego zrobić?

Wyobraźmy więc sobie sytuację, że Ty wierzysz w nauki Chrystusa a druga strona jest innowiercą (muzułmaninem, protestantem, zielonoświątkowcem itp.). Postaw się więc w Jego sytuacji? Dlaczego nie weźmiecie ślubu w tradycji odmiennej niż Twoja? On tak samo tego chce jak Ty ślubu kościelnego, jeśli Ty nalegasz, On ma również prawo do swojej racji i ślubu w jego tradycji. Nie oczekuj od drugiej osoby, że zmieni poglądy jeśli i Ty nie potrafisz tego zrobić. Szanuj partnera, nie bądź hipokrytą. Ok, są pary z wyrzeczeniami, z kompromisem obojga i robieniem wyjątków, ale w końcowym efekcie czy tylko o ślub tutaj chodzi? Czy tylko jednorazowa przysięga to to, co nas uszczęśliwi? Warto zadać sobie kilka pytań, czy robimy to tylko dla siebie i dla białej sukienki, chóralnego śpiewu oraz skrzypiec przy wejściu, czy dla rodziny, bo jeśli tradycja tak nakazuje i Ja jestem zobligowana(y) do tego (mimo, iż nie chodzę często do Kościoła) to muszę to zrobić? Czym przejmujesz się najbardziej? Życiem w grzechu i splamieniem duszy, czy może reakcją rodziny lub sąsiadów?

Eliksirem na szczęście jest rozmowa z partnerem. Rozmowa rozwiązuje, wyjaśnia, i przede wszystkim sprawia, że kontakt z drugą osobą jest lepszy. Dlaczego więc nie porozmawiasz? Omów Waszą sytuację, każde z Was ma swą rację, porównajcie je i dowiedźcie się, dlaczego jedno z Was nie chcę zgodzić się z drugą. Może to błahostka, ale ślub już nią nie jest. Jeśli rozmowa to tylko wstęp do kłótni i omijanie tematu, w tym miejscu zaczynają się problemy, bo jeśli żadne nie poszło na ustępstwa względem drugiej osoby, później może być równie niemiło. Pomyśl o swojej przyszłości i o tym co będzie jak przyjdzie na świat dziecko, ono też nie będzie ochrzczone, bo jedno z Was się nie zgodzi?

Trudno jest zastanowić się nad tym i rozstrzygnąć spór, który nota bene może (ale nie musi) zadecydować o Twoim życiu. Może warto się rozstać, ale mieć pewność, że to w pełni Twoja decyzja zgodna z sumieniem? Nie proponuje rozstania, wręcz przeciwnie. Uważam, że każdy problem da się rozwiązać. Pamiętaj, że on\a Cię kocha, a jeśli się kocha to chce pomóc w rozwiązaniu wszelkich problemów - pary z zasadą „mój problem to twój problem” najlepiej na tym wychodzą. Jeśli sprawa ciągnie się już dość długo i nie widzisz jakiegokolwiek rozwiązania ani chęci czy pomocy, powinnaś zastanowić się najbardziej nie nad ślubem, ale nad tym, że nie masz wsparcia w tym temacie. Pamiętaj, że nierozwiązane problemy wracają, nie zmieniają się w płatek śniegu który pod wpływem temperatury topnieje, nie. Czas w tym przypadku nie leczy ran, raczej narasta uraz do partnera i zamknięcie się w swych emocjach oraz uczuciach. To niszczy - i Ciebie i Jego.

Sednem konfliktu mimo wszystko jest Bóg, Kościół oraz religia chrześcijańska, bo to o niej tutaj mowa. Jeśli chodzi o prawne aspekty, warto porozmawiać z księdzem czy proboszczem w Twojej parafii. Nie dość że pomoże to doda otuchy i siły do walki. Mimo iż jeden Kościół, wiele jednostek nie oznacza jednego zdania i stanowiska w danej sprawie. Jedni godzą się od razu, drudzy nie pozwolą do przystąpienia do śluby osoby niewierzącej. Każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualnie, ale stanowisko Kościoła Katolickiego jest jednomyślne - można wziąć ślub mieszany (czy to z osobą ochrzczoną ale niewierzącą, czy innowiercą lub też ateistą). Aby ślub niósł za sobą odpowiedni sakrament i nie był czystą wymianą obrączek, prawo kanoniczne mówi o trzech zasadach, które narzeczeni muszą spełnić. Przede wszystkim to, że osoba wierząca musi być wolna od niebezpieczeństwa utraty wiary oraz ochrzcić dziecko w wierze chrześcijańskiej. Druga zasada mówi o tym, że partner niewierzący nie może przeszkadzać w swobodnym wyznawaniu wiary. Ostatnia, trzecia reguła to pouczenie obu stron o celach i przymiotach sakramentu małżeństwa. Spełnienie wyżej wymienionych zasad jest podstawą do zawarcia związku małżeńskiego. Dodatkowymi aspektami są oświadczenia woli katolika (o niezmienieniu wiary) oraz pomijanie słów i zwrotów związanych z Bogiem i świętymi przez osobę niewierzącą podczas ceremonii.

Na koniec niezbyt miłe dla oczu, ale jakże wymowne - pamiętaj: Co łaska odchodzi do lamusa! Miej w portfelu 2000 -1000 zł na same formalności kościelne i dużo sił w nogach, inaczej zostanie Ci ślub cywilny (ok 150 zł).


Magda Strzykalska, 22l.
Czytaj więcej...

Coś starego, nowego, pożyczonego, niebieskiego…czyli ślubne zwyczaje

W naszym życiu jest wiele pięknych dni, które zapisują się w pamięci na zawsze. Jednym z nich jest niewątpliwie dzień, w którym wchodzimy w związek małżeński.

Ślub to niezwykle wzniosła chwila, kiedy to słowa przysięgi złożonej przed Bogiem łączą na wieki dwoje zakochanych w sobie ludzi. W takim momencie powietrze przepełnione jest miłością i szczęściem. Wokół gromadzi się rodzina, krewni, przyjaciele. Dzięki temu, dzień jest szczególnie piękny, ale również stresujący. Życzymy sobie, by wszystko przebiegało po naszej myśli. Nie chcemy żadnych wpadek ani nieprzewidzianych sytuacji, które mogą popsuć tę nadzwyczajną uroczystość.

Ale najbardziej pragniemy, przynajmniej jeśli chodzi o pannę młodą, by pięknie wyglądać. Marzymy o tym, żeby oczarować wszystkich gości i zachwycić stojącego przy ołtarzu mężczyznę, z którym chcemy spędzić resztę naszego życia. Myślę, że żadna z nas temu nie zaprzeczy. Bywa i tak, że od dziecka wyobrażamy sobie siebie w stroju panny młodej. I nic dziwnego! W końcu to chyba jedyny lub jeden z niewielu dni w naszym życiu, gdy naprawdę możemy wyglądać i czuć się jak prawdziwa królewna. Dlatego nie możemy zapomnieć o żadnym elemencie, który ma wpływ na nasz wygląd.

A co z tymi drobiazgami, które rzekomo mają wpływ na nasze życie?
Drogie Czytelniczki, czy wierzycie w moc pewnych przedmiotów? W to, że przynoszą nam szczęście? Czy też w moc kolorów, które dobrane do odpowiedniej sytuacji mogą sprawić, że wszystko potoczy się po naszej myśli? Może okaże się, że nie.

Jednak wydaje się, że ślub jest takim wydarzeniem, kiedy pamiętamy o tym, by zabrać ze sobą ‘to’, by włożyć na siebie ‘tamto’, zadbać, by kolor czegoś był ‘taki’ a nie inny. Dzieje się tak za sprawą pewnego zwyczaju, który mówi o tym, by panna młoda nie zapomniała o czterech istotnych drobiazgach, które powinna mieć przy sobie w dniu ślubu. Te rzeczy określane są jako: ‘coś starego’, ‘coś nowego’, ‘coś pożyczonego’ oraz ‘coś niebieskiego’. Owy zwyczaj jest kultywowany w Polsce choć pochodzi z Anglii, gdzie oprócz wymienionych czterech elementów wkładano monetę do buta przyszłej mężatki. Pieniążek miał zapewnić dobrobyt nowo powstałej rodzinie.

Chcąc sprawdzić czy rzeczywiście zwyczaj ten jest u nas znany i by odkryć jakie ma on znaczenie dla przygotowujących się do ślubu kobiet, postanowiłam porozmawiać o tym z kilkoma „świeżo upieczonymi” mężatkami.

Nie wierzę w przesądy, ale kiedy brałam ślub postanowiłam bardziej dla pewnego rodzaju tradycji spełnić wszystkie "warunki" zapewnienie sobie szczęścia w przyszłości. I wśród różnych innych tradycji znalazło się też ‘coś niebieskiego’, w moim przypadku była to podwiązka, ‘coś nowego’- suknia, welon, coś ‘starego’- broszka babci i ‘coś pożyczonego’- rękawiczki ślubne. Nie mogę jednak powiedzieć, że kierowały mną jakieś głębsze powody czy wiara w nadzwyczajną moc przedmiotów. To tylko przesąd, ale nie miałam odwagi go zignorować. Ponoć we wszystkim drzemie przysłowiowy cień prawdy”- Marlena, 24l.

Kiedy brałam ślub nie mogło zabraknąć tradycyjnych dodatków: starego naszyjnika mamy, nowiutkich, ślicznych kolczyków, bransoletki pożyczonej od siostry no i niebieskiej podwiązki. Z tego co wiem, to należy unikać pereł jako dodatków do stroju bo przynoszą łzy... to bardzo ważne, gdy chodzi o zapewnienie sobie szczęścia na długie lata. Czy wierze w moc tych przedmiotów? Hmm...jest to na pewno fajny zwyczaj i… tak, wierzę, że przyniosą mi one szczęście, gdyż chcę je osiągnąć i każda metoda jest dobra, nawet wiara w to, że ‘coś pożyczonego’ od kogoś żyjącego w szczęśliwym związku przeniesie się też na mnie”- Anita, 28l.

Ja sama nie pomyślałam o tym. Było tyle innych spraw, tyle załatwiania i przygotowań. Ale w dniu mojego ślubu nie zabrakło żadnego z tych elementów. Jak to się stało? Otóż w ‘coś nowego’ i ‘starego' zaopatrzyłam się nieświadomie, kupując suknie, welon, buty, itp. i zakładając starą bransoletkę mojej babci. Natomiast o resztę zadbała moja mama. Kiedy szykowałam się do wyjścia to właśnie ona z przejęciem oznajmiła, że muszę mieć właśnie ‘coś starego’, ‘coś nowego’, ‘pożyczonego’ i ‘niebieskiego’. Zrobiło się małe zamieszanie, ale już po chwili dostarczono mi wszystko, co było potrzebne. Haftowana błękitną nitką chusteczka i pożyczona od sąsiadki perełka do włosów dopełniły resztę. Fajnie, że mama przypomniała mi o tej tradycji. Jestem szczęśliwą mężatką więc kto wie… może to zasługa właśnie tych drobiazgów.”- Joanna, 28l.

Dobrze, że pielęgnujemy tradycje. Jednak warto jest również znać ich symboliczne znaczenie. Jakie więc symbole kryją w sobie wymienione wcześniej cztery elementy? Co zwiastują młodej parze?

Coś starego
Symbolizuje przeszłość, okres panieństwa, który kończy się w momencie zakładania sobie obrączek. Zabranie na ślub ‘czegoś starego’, według zwyczaju, ma istotne znaczenie. Dlaczego? Gdyż ukazuje ono przywiązanie do rodzinnych tradycji i samej rodziny, która zawsze była, jest i będzie dla nas ważna, nawet po ślubie. To właśnie ona wkładała wiele wysiłku w nasze wychowanie, uczyła nas życia i przygotowała do założenia rodziny. Stara rzecz ma wyrażać miłość oraz szacunek jakim się ją darzy. Wskazuje również na chęć utrzymywania nimi więzi. Zamążpójście nie ma oznaczać zerwania relacji rodzinnych, oderwania się od rodziny. Do domu, w którym dorastałyśmy, do rodziny zawsze będzie się wracać, u nich szukać wsparcia oraz pomocy i właśnie tego symbolem jest ‘coś starego’. Jaki przedmiot można w tym przypadku polecić? Dobrym wyborem jest łańcuszek, wisiorek, kolczyki, czyli ściślej mówiąc elementy biżuterii, stare rodzinne zdjęcie, mała figurka lub rodzinna pamiątka. 

Coś nowego
Ma symbolizować nową drogę życia na jaką wstępują państwo młodzi w dniu ślubu. Oznacza to nowy rozdział życia, wszystkie nowe zdarzenia i doświadczenia, które los zapisze na jego pustych kartkach. Chwile nowego życia mają być przepełnione szczęściem, radością oraz niekończącą się miłością. Owa rzecz ma zapewnić nowożeńcom dostatek. Ma uchronić przed brakiem pieniędzy, problemami finansowymi. Pozwoli na to, by małżonków zawsze było stać na nową rzecz. Ten element zwyczaju jest przestrzegany zawsze, nawet nieświadomie, na co wskazuje również zamieszczona wyżej wypowiedź Pani Joanny. Stwarza on najmniejszy problem. Nową rzeczą jest zazwyczaj suknia, buty, welon, biżuteria, torebka, bielizna… można by tu długo wymieniać, bo każda rzecz pasuje do tego wymogu.

Coś pożyczonego
Rzecz pożyczona ma wnieść szczęście i pomyślność w rodzinne progi nowożeńców. Dlatego owy przedmiot powinien być pożyczony od mężatki będącej w szczęśliwym związku małżeńskim. Ten drobiazg ma symbolizować pomoc oraz życzliwość innych osób, bliskich lub znajomych. Na drodze małżeństwa spotykać nas będą różne przeszkody, które czasem trudno będzie pokonać. Jednak pożyczona rzecz ma zapewnić nam poczucie bezpieczeństwa. Dać nam świadomość tego, że wokół są ludzie, którzy będą służyć dobrą radą i pomocą w ciężkich sytuacjach. Będą nas wspierać i trwać przy nas zarówno w dobrych jak i złych chwilach. Bardzo ważne jest to, by zwrócić pożyczoną rzecz. Nie można jej sobie zatrzymać! Co można pożyczyć? Przeróżne drobiazgi, np.: ozdoby do włosów, torebkę, biżuterię, welon, lusterko czy nawet wazon na weselny stół.

Coś niebieskiego
Kolejny element zwyczaju przywiązuje wagę do symbolicznego znaczenia koloru. Chodzi tutaj o kolor niebieski. Barwa ta symbolizuje bardzo ważne i ponadczasowe wartości tj.: czystość, niewinność, skromność oraz miłość i wierność. Oznacza to, że w domu panny młodej, która ma w dniu ślubu rzecz w kolorze niebieskim, zagoszczą wymienione wyżej wartości. Niektóre źródła podają, że błękit to również oznaka płodności. Według zwyczaju dobrze jest zaopatrzyć się w coś o choćby małym niebieskim szczególe, by nie było trudności w płodzeniu dzieci. Pomysłów na ‘coś niebieskiego’ również jest sporo. Wśród rzeczy wybieranych do tej kategorii króluje podwiązka. Innymi pomysłami są niebieskie wykończenia sukni, niebieskie elementy na torebce, rękawiczkach czy bieliźnie. Ciekawe mogą być również dodatki dekoracji sali bądź stołów o tej barwie.

A jak to było na Waszym ślubie? Czy miałyście ‘coś starego’, ‘coś nowego’, ‘coś pożyczonego’ i ‘coś niebieskiego’? Jeśli tak, to pochwalcie się, co to był za przedmiot?

Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że zwyczaje są czymś pięknym, i że warto je przestrzegać, gdyż uświetniają one takie wyjątkowe dni, dodając im uroku. Ale czy przedmioty i kolory rzeczywiście mają wpływ na nasze życie i mogą przesądzić o naszym szczęściu? Hmm… tego nie wiem. Wiem jednak, że nie ma lepszego sposobu na szczęśliwy związek małżeński jak po prostu wzajemna miłość, wierność i uczciwość małżeńska!

Aleksandra Parusel20l.

Czytaj więcej...

Dlaczego nie chcemy wychodzić za mąż?

Dane statystyczne pokazują, że liczba zawieranych małżeństw systematycznie spada, a co trzecie z nich kończy się rozwodem. Czy jest ono już przeżytkiem? A może wynika to ze zwykłego lenistwa?
I dlaczego rodzina tak bardzo na nie nalega?


Każda para podchodzi indywidualnie do tej kwestii. Jedni cenią sobie niezależność, inni boją się, że ślub zepsuje związek. Coraz większa grupa młodych ludzi uważa małżeństwo za zbędne do stworzenia rodziny, wspólnego zamieszkania i poczucia bezpieczeństwa. Mało tego, staje się ono przeszkodą. Stabilizacja często jest kojarzona z nudą, której za wszelką cenę pragniemy uniknąć. Niechęć ta może wynikać także z logicznego kalkulowania, panie zakładając obrączkę na palec tracą o wiele więcej niż panowie. Jest to efekt panujących w naszym społeczeństwie stereotypów. Kobieta przyjmująca rolę żony powinna prać, sprzątać, gotować i pracować, ale tylko wtedy gdy zarabia mniej od partnera. Mężczyzna jako mąż może pozostawić obowiązki domowe partnerce, sam natomiast powinien zająć się finansami.

Czasy się zmieniają, stereotypy niekoniecznie. Badania wskazują, że mężczyzna, który zarabia o 25% więcej niż wybranka, chętniej się żeni. Sytuacja odwrotna najczęściej prowadzi do rozwodu.

Dla szefa, niezależni pracownicy są na wagę złota. Pracodawca wybiegając w przyszłość, kojarzy małżeństwo z dziećmi z urlopem macierzyńskim, co w sumie daje straty w firmie. W procesie rekrutacji wygra więc osoba niezamężna. Patrząc w ten sposób ta „transakcja” nie jest opłacalna dla płci pięknej, ponieważ najczęściej wiąże się z końcem kariery zawodowej.

A może jest to bunt przeciwko rodzicom, którzy wręcz zmuszają dzieci do zawarcia małżeństwa?

Jak to tak można bez ślubu! Ja nie będę pomagać w wychowywaniu bękarta! Rozstaną się jeden z drugim i tyle z tego będzie, a dziecko zostanie bez rodziców, samo jak palec. W szpitalu nawet nie dowiedzą się o swój stan zdrowia, bo przecież nie są rodziną. Co im szkodzi wziąć ślub? Mieszkają razem, mówią że się kochają. Po kłótniach zawsze się godzą, już parę lat są szczęśliwi. Nie widzę żadnych przeszkód.” - mówi Barbara (52l.) matka Mateusza

W Polsce nieformalny związek traktowany jest jako patologia. Państwem najbardziej przyjaznym parom jest Wielka Brytania, gdzie nie ma znaczących różnic prawnych dla związków formalnych i nieformalnych. W naszym kraju młodzi trzymają dystans do instytucji małżeństwa mimo przywilejów np. projekt „Rodzina na swoim”.

Moi rodzice rozstali się kiedy byłam mała. Ciężko zniosłam rozwód, nie chcę aby moje dzieci też tego doświadczyły. Włóczenie się po sądach, psychologach to moje najgorsze wspomnienia z dzieciństwa. Mam nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie, ale jeśli kiedyś rozstanę się z partnerem to w sposób cichy i jak najmniej odczuwalny dla reszty rodziny. Kolejnym powodem naszego wyboru jest to, że cenimy sobie swobodę, co prawda kontrolujemy się nawzajem. Nie żyjemy w tzw. wolnym związku bez zobowiązań. Każdy z nas ma swoje prywatne konto w banku. Prowadzimy także wspólne na które przelewamy co miesiąc równe kwoty pieniędzy przeznaczone na opłaty za mieszkanie, media.... Uważam że nie potrzebuję małżeństwa aby w 100% zaufać mojej drugiej połówce i być z nim szczęśliwa. Jest mi dobrze tak jak jest i nie mam zamiaru tego zmieniać.” - wypowiedź Marty (25l.)

Zgadzam się z Martą, ale kwestia religii też robi swoje. Jestem ateistą i nie uznaję ślubu kościelnego, jak najbardziej byłbym skłonny wziąć cywilny. Kochamy się i jego brak tego nie zmieni, mógłby jedynie zaszkodzić. Po co zmieniać coś co działa dobrze? Dzielimy się obowiązkami po równo, planujemy też gromadkę dzieci. Dom już mamy, drzewo posadzone, jeszcze tylko syn ;)”- mówi Mateusz (27l.) partner Marty

Niechęć do złożenia obietnicy małżeńskiej może wywodzić się z dzieciństwa, i paradoksalnie wina leży po stronie rodziców. To oni skutecznie przez liczne kłótnie, czasem i rozwód, zniechęcili swoje dzieci do stałego związku.

Bywa i tak, że tylko jedna ze stron jest przeciwna ślubowi, druga zwyczajnie akceptuje decyzję. Większość par obawia się sytuacji kiedy miłość przerodzi się w przyzwyczajenie, monotonie i rutynę, a wspólne życie będzie po prostu ślepym zaułkiem z którego nie ma już wyjścia...

Rodzice nie zawsze podchodzą z entuzjazmem do wyboru swoich dzieci, w końcu każde pokolenie ma swoje racje. Trudno ocenić kto postępuje słusznie, i czy małżeństwo jest już przeżytkiem, a może to tylko przemijająca moda na niezależność?

Pytanie tylko - czy ślub ochroni parę przed rozstaniem? Może właśnie jego brak umocni związek, bo to co zakazane smakuje lepiej.

Justyna Nowak, 19l.

Czytaj więcej...

Czy warto dzielić się kosztami weselnymi z rodzicami?

Ślub i wesele to niezaprzeczalnie jedne z najważniejszych i najpiękniejszych zarazem, chwil w naszym życiu. Warto dołożyć wszelkich starań, by były one jedyne i niepowtarzalne.

Wymaga to nie lada wysiłku, zarówno organizacyjnego, jak i finansowego.
Czy zatem lepiej uporać się z tym samemu, czy skorzystać z pomocy rodziców?


Każdy z nas ma inną wizję na temat tego, jak ten dzień powinien wyglądać. Dla jednych istotne jest, by była to uroczystość skromna, spędzona w gronie najbliższych, inni chcą by odbyła się z wielką pompą, i aby była „na językach” jeszcze długo później.

Rzeczywistość potrafi jednak skutecznie ostudzić zapał. Nierzadko okazuje się, że pewnych naszych planów nie jesteśmy w stanie zrealizować, gdyż zwyczajnie przerastają nas koszty.

Młodym ludziom, którzy dopiero, co zaczynają wspólne życie niełatwo jest od razu wystartować z wysokiego pułapu. W takiej sytuacji zdarza się, że z pomocą śpieszą mama i tata. W większości przypadków robią to z dobroci serca i naprawdę, dlatego, że chcą a nie muszą. Dla nich to również jest spore wydarzenie. Wypuszczają spod swoich rodzicielskich skrzydeł własne dziecko, które przez wiele lat było pod ich wyłączną opieką.

Czasem jednak okazuje się, że ta pomoc może zrodzić wiele konfliktów. Pojawiają się odmienne zdania, co do menu, wyboru kwiatów, muzyki, listy gości itd.. Każda ze stron ma swoje pomysły. Różnica pokoleń nie daje o sobie zapomnieć. Nagle okazuje się, że jeśli w porę nie zwolnią tempa, ten dzień ze wspaniałego, stanie się najgorszym.

Kompromis nie jest sztuką łatwą. Wymaga on dużego zaangażowania i cierpliwości. Warto, więc rozmawiać o wszystkich wątpliwościach. Bezsensowne niedopowiedzenia sprawiają tylko, że przygotowania do ślubu przebiegają w jeszcze większej dawce stresu, który i tak jest już na bardzo wysokim poziomie.

Najwięcej problemów przysparza lista gości. Rodzice zazwyczaj chcą zaprosić krewnych, których Młodzi nigdy nie widzieli na oczy. Ci z kolei są niezadowoleni, że wśród gości mają znaleźć się nieznajome ciotki, czy kuzynostwo z tzw. „siódmej wody po kisielu”. Sami zainteresowani stawiają na grono swoich znajomych, wierząc, że dzięki temu parkiet nie będzie pusty, a zabawa potrwa do białego rana. I tu dochodzi do niepotrzebnych spięć, gdyż tak naprawdę wszyscy mają rację. To uroczystość Młodej Pary, ale to rodzice „oddają” swoje dzieci i też chcą, by w tym dniu towarzyszyły bliskie im osoby. Najlepszym sposobem jest szczera rozmowa i przedstawienie wzajemnych oczekiwań. To naprawdę może się udać.

Gdyby spojrzeć na to z drugiej strony, dzień ślubu to niepowtarzalna i być może jedyna sposobność, by poznać lepiej swoje korzenie i poznać ludzi, których zna się jedynie z fotografii. Codzienność pełna pośpiechu nie pozwala nam na tego typu spotkania, zawsze jest coś bardziej absorbującego, więc całkiem dobrym pomysłem jest skorzystanie z takiej okazji. Przecież to w gruncie rzeczy nic strasznego.

Przygotowania do ślubu zajmują bardzo dużo czasu. Do załatwienia jest mnóstwo spraw. To wielkie wsparcie, gdy mama i tata chcą pomóc i wziąć na siebie sporą część obowiązków. Wiąże się to z ustępstwami, owszem, ale ten, kto może liczyć na tego typu pomoc, jest prawdziwym szczęściarzem.

Najlepszą receptą by całość była bliska perfekcji, to wzajemne zaufanie i zrozumienie. To ważne, by liczyć się z uczuciami, pragnieniami innych i ich zdaniem.

Oczywiście, jeśli stać narzeczonych na samodzielne wyprawienie wesela, to sytuacja idealna. Jednak czasem, gdy bliscy chcą pomóc, to może zwyczajnie oznacza, że im zależy i chcą wziąć udział w tym wydarzeniu, w pełni tego słowa znaczeniu?

Zdarzają się też sytuacje, gdy rodzice za bardzo narzucają swoje zdanie i ingerują w przygotowania, uznając, że wiedzą najlepiej, co jest dobre i odpowiednie. Stwarzają wtedy poczucie jakby to była wyłącznie ich „impreza”. I wówczas nie ma się co dziwić, że Młodzi buntują się. Z założenia bowiem ma to być dzień jeden jedyny w ich życiu.

Idealnym byłoby, gdyby całość przebiegała bezkonfliktowo i w pełnej harmonii. Jednak życie to nie jest bajka, a ludzie są tylko ludźmi.

Skoro mają to być najcudowniejsze i niezapomniane chwile, dołóżmy wszelkich starań by tak było. Koniec końców lepiej mieć w pamięci tylko dobre wspomnienia i zadowolonych gości, którzy będą wspominać to wydarzenie, jako wyjątkowe.

Różnice pokoleniowe będą istnieć zawsze. Inne czasy, wartości, poglądy, priorytety. Jednak rodzina jest jedna i powinna być na pierwszym miejscu. W końcu, jeśli nie ślub ma taki charakter „familijny”, to cóżby innego?

Znajdźmy płaszczyznę porozumienia, czasem ustąpmy i ugryźmy się w język, by nie powiedzieć o jedno słowo za dużo, które zrani drugą osobę jak np. płacę za ślub, więc wymagam i chcę, aby było po mojemu… Wtedy przygotowania stają się już koszmarem a nie przyjemnością. Mila atmosfera pryska i czekamy aby ten dzień szybko już nadszedł i się skończył. Czy tak ma być, czy o to chodzi?

Magdalena Zbytek-Książkiewicz, 30l.

Czytaj więcej...

Ślub w różnych kulturach

Ślub to jeden z najpiękniejszych dni naszego życia. Z przyjemnością wspominany. Z niecierpliwością wyczekiwany. Nam, Europejczykom, kojarzy się z piękną białą suknią, welonem i zazwyczaj ceremonią chrześcijańską. Jednak, jak mawia przysłowie - co kraj to obyczaj.

W różnych kulturach ślub przedstawia się całkiem odmiennie od znanych nam tradycji.

Hinduizm
Przede wszystkim inną wartość ma ślub hinduski od nam znanego. W Indiach jest to bowiem nie tyle połączenie bratnich dusz, bez pamięci w sobie zakochanych, co bardziej umowa społeczna. Nie rozpatruje jej się zatem w kategorii sakramentu. Ślub jest bardzo istotnym elementem kultury Indii, ale bardziej ze względu na obowiązek. Obowiązek jakim jest spłacenie swojego długu u przodków poprzez wydawanie na świat potomstwa i podtrzymywanie społeczeństwa.

Rzadko zdarza się, żeby śluby faktycznie były brane z miłości chociaż oczywiście zdarza się, że wyswatani młodzi, zakochują się w sobie po jakimś czasie. Zazwyczaj przed ślubem w ogóle się nie znają, bo kojarzeniem ich zajmują się rodzice. Prowadzą długie rozmowy i pertraktacje aby wybrać najlepszego kandydata czy kandydatkę. Niezmiernie istotne jest, aby przyszli małżonkowie należeli do tej samej kasty. Po wstępnych ustaleniach rodziców, młodzi dostają czasem pozwolenie na spotkanie. Nie może być ono oczywiście zbyt intymne i zazwyczaj ogranicza się do wyjścia na kawę. Ważną kwestią jest także wiano jakie w małżeństwo wnosi kobieta. Jest to jej zabezpieczenie na przyszłość, jako że od tej pory będzie utrzymywana przez męża. Obecnie tego zwyczaju nie traktuje się już tak rygorystycznie, jednak w złym tonie jest wydać córkę za mąż bez posagu. O terminie zaślubin decydują przede wszystkim gwiazdy. Zarówno w przypadku dobierania par jak i wyznaczania daty, wiele zależy od decyzji astrologów.

W przeddzień ślubu odbywa się dobrze nam wszystkim znany rytuał tatuowania rąk i stóp henną, zwany Mehendi. Panna Młoda ozdabiana jest iście magicznymi wzorami, a im dłużej tatuaż utrzyma się na jej ciele tym większym zaufaniem będzie się cieszyć u przyszłych teściów.

Oprócz henny, panna młoda na swój ślub ubiera odpowiednie na tę okazję Sari. Jest to tradycyjny strój noszony przez Hinduski. Składa się on z dwóch części. Krótkiej bluzki i szerokiego, długiego szala, którym owija się całe ciało. W przypadku ceremonii zaślubin, Sari ma zazwyczaj kolor czerwony.

Pan Młody natomiast tradycyjnie ubierany jest w stój koloru kremowego.

Warto zaznaczyć, że wszystkie przedślubne rytuały odbywają się oddzielnie dla każdego z pary młodych. Podczas ich odprawiania, przede wszystkim przegania się złe duchy i oczyszcza dusze państwa młodych. Ich ciała zostają namaszczone kurkumą, pastą z drewna sandałowego i olejkami. Następnie są kąpani przy śpiewie mantry wedyjskiej.

Wreszcie rozpoczyna się główna część dnia, ślub.
Ojciec panny młodej uroczyście oddaje swoją córkę panu młodemu, który składa przyrzeczenie uczciwości w trzech tradycyjnych celach życia: pobożności, bogactwa i rozkoszy.
Państwu młodym zakłada się na szyję naszyjniki ze świeżych kwiatów, a między nimi ustawia białą kotarę. Jest ona stopniowo opuszczana w trakcie uroczystości. Ważne jest również aby ręce panny młodej ułożone były na dłoniach pana młodego. Symbolizuje to przejęcie odpowiedzialności za nią przez męża.

Kolejnym etapem jest złożenie przysięgi. Obejmuje ona siedmiokrotne obejście ognia przez związanych ze sobą małżonków. Następnie składa się ofiarę z masła i ryżu. Ostatnim elementem dopełniającym ceremonii jest zawieszenie na szyi małżonki specjalnego naszyjnika oznaczającego nowy jest status.

Shintoizm
Zwyczaj kojarzenia par przez rodziców lub swatów jeszcze do niedawna funkcjonował także w Japonii. Obecnie jednak, mimo że młodym nie narzuca się już kandydatów i tak korzystają oni z pomocy. Japończycy są ludźmi niezwykle zapracowanymi i zajętymi wobec czego zadanie znalezienia im drugiej połówki powierzają profesjonalistom, aby oszczędzić czas. Nawet gdy zapadnie już decyzja o ślubie młodzi nie zostają z przygotowaniami sami. Zwyczajem jest, że wybierają dwie osoby, najczęściej inne młode małżeństwo, które pomagają w przygotowaniach, pośredniczą między małżonkami i rozwiązują wszelkie konflikty.

Obecny strój panny młodej różni się od tego sprzed wieków. Kiedyś obowiązkiem było założenie aż 12 kimon z czego wierzchnie musiało być białe. Obecnie odchodzi się już od męczącej ilości warstw, należy jednak pamiętać o tym, by na wierzchu pozostało kimono białe.

Po ceremonii zaślubin panna młoda może założyć bardziej barwne szaty. Jednak w związku z komercjalizacją i napływem zachodnich zwyczajów, najczęściej przebiera się ona w zwyczajną suknię ślubną.

Natomiast pan młody, tradycyjnie zakłada czarne kimono z wyhaftowanymi herbami rodowymi. Oczywiście tak jak w przypadku małżonki, może potem przebrać się w garnitur.

W Japonii przyjęło się już, że śluby odbywają się w okresie od kwietnia od czerwca. Wtedy to kwitną drzewa wiśni stanowiąc przepiękną i naturalną dekorację dla tej uroczystości.

Ceremonia rozpoczyna się rytualnym oczyszczeniem. Pan młody czyta przysięgę oraz wymienia się obrączkami ze swoją przyszłą żoną. Młodzi składają też bogom gałązkę świętego drzewa Sakaki i wznoszą 9-krotny toast japońską sake.

Po ślubie goście przenoszą się, by świętować dalej. Uroczystości zaczynają się od przemowy swata pana młodego. Wita on wszystkich zebranych, przedstawia młodą parę oraz wznosi pierwszy toast. Następnie oddaje głos mistrzowi ceremonii. On z kolei przedstawia wszystkich znamienitych gości oraz zaprasza ich do wzniesienia toastu. Mimo, że ta część wesela trwa dość długo i może być nużąca jest jednak niezwykle mile widziana przede wszystkim przez parę młodą. Mówcy bowiem starają się wypaść jak najlepiej wychwalając zalety młodych.

Dużą wagę przywiązuje się też do prezentów. Nie tyle do ich ilości czy jakości, co do samej tradycji wręczania. Po pierwsze prezenty dla państwa młodych przewiązywane są specjalnym sznurkiem – mizuhiki. Powinien on być dwubarwny. Pożądane kolory to srebrny, złoty, czerwony, biały i purpurowy.

W zamian za tak pięknie zapakowane podarki, państwo młodzi odwdzięczają się swoim gościom. Zazwyczaj obdarowując ich drobiazgami takimi jak ciasteczka czy ozdoby z origami.

Jedną z piękniejszych tradycji związanych z prezentami jest ofiarowywanie pannie młodej minofuroshiki. Jest to kawałek materiału zszyty z trzech różnych tkanin. Ma symbolizować radość z połączenia rodzin. To najcenniejszy dar jaki może otrzymać kobieta w dzień swojego ślubu. Ten kawałek materiału towarzyszy jej przez całe życie, a po śmierci składany jest w trumnie.

Współcześnie w Japonii coraz częściej wybiera się śluby pseudochrześcijańskie, a więc zachowujące tylko formę ceremonii chrześcijańskiej lub tylko cywilne. Są one zdecydowanie mniej czasochłonne co wielu Japończykom wyraźnie odpowiada.

Chiny
W Chinach podobnie jak w Japonii powszechnym zjawiskiem jest postrzeganie ślubu jako transakcji. Młodzi dobierają partnerów na podobnym poziome zamożności czy wykształcenia. Co więcej przed ślubem, szczegółowo sprawdzają się pod różnymi kątami. Muszą na przykład przedstawić karty zdrowia oraz zgodę rodziców na zawarcie małżeństwa. Ciekawostką jest, że do 2003 roku konieczna była także zgoda pracodawcy.

Tak jak w Hinduizmie, niezwykle ważna jest odpowiednia data ślubu. O tym także decydują gwiazdy. Zwyczajowo ceremonia powinna zaczynać się nie o pełnych godzinach, ale o wpół. Chińczycy wierzą bowiem, że jeśli wskazówki poruszają się w górę przynoszą młodym szczęście i powodzenie we wspólnym życiu.

Zanim jednak rozpocznie się właściwa ceremonia, państwo młodzi muszą się do niej przygotować. Kobiety powinny przeznaczyć ten czas na oczyszczającą kąpiel w wodzie z owocem pomelo oraz opłakiwanie odejścia z rodziny i od przyjaciół. Strój panny młodej powinien mieć kolor czerwony. Jest to kolor przede wszystkim ślubny. Dlatego też wszelkie dekoracje, prezenty, zaproszenia także są czerwone. Warto zaznaczyć, że powszechnie uznany za ślubny, kolor biały, w Chinach oznacza żałobę.

Pan Młody przed ślubem ubierany jest przez rodziców. Powinien przygotować dary, które wręczy rodzicom i przyjaciołom panny młodej w zamian za zgodę na jej odejście z mężem.

Wreszcie rozpoczyna się właściwa ceremonia. Najpierw wznosi się modlitwę do nieba i ziemi oraz składa szacunek przodkom. Kolejnym etapem jest złożenie przysięgi małżeńskiej. Aby podkreślić radość i wzniosłość tego wydarzenia, na zewnątrz palone są papierowe wycinanki, uderza się w bębny oraz odpala fajerwerki.

Po tym głośnym uczczeniu zaślubin wszyscy przenoszą się na przyjęcie weselne. Oprócz tradycyjnego świętowania, ważnym elementem jest parzenie herbaty przez młodych i uroczyste wręczenie jej rodzicom i najbardziej szanowanym członkom obu rodzin.

Islam
Kolejna religia, w której przyszli małżonkowie postawieni są przed faktem dokonanym i nie mają większego wpływu na wybór swojej drugiej połowy. Co więcej, aż do samego ślubu przyszli małżonkowie nawet się nie znają.

Po rozmowach rodziców i wspólnej decyzji, że to właśnie ich dzieci wezmą ślub podpisuje się kontrakt. Jest to główny element zaślubin, do którego niezbędna jest obecność dwóch męskich świadków. Zadaniem świadków, jest także upewnienie się czy młodzi wyrażają zgodę na ślub. Reguły dotyczące zawierania małżeństwa regulowane są przez Szariat, prawo wynikające z Koranu. Są one bardzo szczegółowe. Opisują między innymi czy małżeństwo będzie monogamiczne oraz komu przypadnie opieka nad dziećmi w przypadku rozwodu.
To, nad czym najdłużej dyskutują rodzice państwa młodych, to wysokość wiana jakie pan młody musi wypłacić rodzinie swej małżonki. Jest to zatem zupełnie odwrotna sytuacja niż w Hinduizmie.

Koszty jakie ponosi rodzina męża są także związane z wyprawieniem wesela. Uroczystości mogą odbywać się w domu panny młodej lub wynajętym lokalu. Powszechną zasadą, pilnie przestrzeganą przez muzułmanów, jest podział przyjęcia. Osobno świętują kobiety i osobno mężczyźni.

Dopiero po zakończeniu wesela panna młoda może przeprowadzić się do domu męża i rozpocząć z nim wspólne życie.

Żydowski
Żydzi przykładają bardzo dużą wagę do ceremonii zaślubin. Uznawana jest ona za odnowienie przymierza zawartego między Bogiem a ludem Izraela na górze Synaj.

Ślub oprócz walorów duchowych związanych z bogatą tradycją, jest także umową, zobowiązaniem na jakie decydują się młodzi.

W większości religii państwo młodzi podejmują specjalne przygotowania przed przystąpieniem do ceremonii.

W Judaizmie konieczne jest rytualne obmycie się w łaźni – mykwie. Młodzi nie powinni też oglądać się w tygodniu poprzedzającym ślub. Ma to wzmocnić ich uczucia oraz pragnienie spotkania. Jedynym wyjątkiem jest moment podczas rytualnego zakładania welonu pannie młodej.

Przed ślubem odbywają się też przyjęcia na cześć przyszłych małżonków. Odbywają się one osobno dla kobiety i mężczyzny. W tym czasie młodzi traktowani są iście po królewsku.

Ślub Żydowski wymaga podpisania dwóch dokumentów. Kontraktu zaręczynowego oraz małżeńskiego. Tak jak w przypadku obrządku muzułmańskiego, niezbędna jest obecność dwóch świadków, którzy podpisują dokumenty za państwa młodych.

Kontrakty te odzwierciedlają także podział samego obrządku na dwa etapy. Pierwszy zwany kidduszin, to zaręczyny, podczas których pan młody zakłada na palec swej wybranki ślubną obrączkę. Przed przystąpieniem do drugiego etapu, odczytuje się jeszcze kontrakt małżeński wymieniający główne obowiązki męża wobec żony oraz odmawia siedem błogosławieństw. Druga część, nisu'in to finalizacja zaślubin.

O ile to możliwe, przyjętym zwyczajem jest aby zaślubiny odbywały się na zewnątrz. Obowiązkowo jednak pod specjalnym ślubnym baldachimem zwanym chupą. Tradycja ta jest związana z przypowieścią o Abrahamie, któremu Bóg obiecał tyle dzieci ile jest gwiazd na niebie. Ma to zatem charakter symboliczny.

Zwyczajem podobnym do znanego chrześcijanom jest tłuczenie kieliszka. Młodzi piją wino ze wspólnego naczynia na znak jedności i wspólnej przyszłości. Potem mężczyzna tłucze kielich. Ten akt ma z kolei przypominać o zniszczeniu świątyni w Jerozolimie oraz kruchości ludzkiego życia.

Kiedy ceremonia zaślubin dobiegnie końca, państwu młodym przysługuje chwila odpoczynku.

Mogą udać się do oddzielnego pokoju, w którym odświeżą się przed weselem oraz będą mogli zakończyć tygodniowy post.

Po odpoczynku przychodzi czas na świętowanie przy wtórze wesołej muzyki i śpiewów. Jednak państwo młodzi znów zostają rozdzieleni. Tradycją jest bowiem, żeby kobiety i mężczyźni bawili się osobno. Nie muszą znajdować się w osobnych pomieszczeniach, jednak sala jest podzielona na dwie części i tylko dzieci mogą swobodnie między nimi się przemieszczać.

Nie ma jednej skutecznej recepty na świętowanie tak ważnego dnia jakim jest ślub. Dopóki wszyscy uznają panujące zwyczaje i tradycje, nie mają też znaczenia wszelkie trudności i zakazy. Wystarczy z radością przyjmować tak ważną zmianę w naszym życiu, w towarzystwie rodziny i najbliższych przyjaciół.

Sumaṅgalībhava!
Hūnyuēomedetou!
Gōngxǐ!
Mabrook!
Mazel Tov!


Aleksandra Pelz, 21l.

Czytaj więcej...

Ślub inaczej? Motocykle, straż pożarna i inne atrakcje

Która z nas nie chciałaby, aby Ten Dzień był wyjątkowy? Idealny, nieziemski, wspominany przez lata z nostalgią, przez wszystkich? Najlepszy spośród innych, genialnie zorganizowany, przyćmiewający każde rodzinne zdarzenie. „Tak, to właśnie był mój ślub!”- chce się krzyknąć po latach z satysfakcją do cioci, która przegląda zdjęcia i ma łzy w oczach, bo w czymś tak pięknym w życiu nie zdarzyło jej się uczestniczyć.

Ale aby zorganizować wyjątkowy dzień, potrzebny jest wyjątkowy pomysł. Idea przewodnia, która wszystko harmonijnie sklei. Większość małych dziewczynek marzy o tym dniu i planuje go przez kolejne lata dojrzewania, aż w końcu kiedy pojawia się wyznaczona data, mają w głowie misterny plan. Inne, dopiero od tej właśnie daty zaczynają. Ale to nieważne, czy masz przed sobą 3 lata do ślubu, czy 3 miesiące. Najważniejsze są: pomysły, pieniądze oraz dobra organizacja.

Wiele z nas zajmuje się wszystkim samodzielnie, prosząc o pomoc rodzinę, inne korzystają z usług firm oferujących załatwienie najważniejszych ślubnych spraw. Jednak idea wciąż pozostaje taka sama: ma to być wyjątkowy dzień. Każde wesele jest na swój sposób niezwykłe i żadna z nas nie chce, żeby porównując nasz ślub do innych mówiono: był taki sam albo podobny. Mimo, że najważniejsze, aby państwo młodzi czuli się dobrze, zawsze chcemy satysfakcji płynącej z tego, iż wszyscy świetnie się bawili, a to wydarzenie całkowicie się różniło od innych. Dlatego wymyślamy najróżniejsze rzeczy.

Także zaczynamy się zastanawiać. Na początku: jak dostać się do kościoła lub urzędu? Kilka pomysłów to: straż pożarna „ewakuująca” pannę młodą która po drabinie wozu strażackiego schodzi do kościoła. Eskorta motocyklów wokół małżonków jadących z i do kościoła. Karoce, konie, stare auta, rzędy dzieci sypiące kwiatki, rycerze.

Nawet suknia ślubna oraz garnitur mogą być inne, np. w kolorze czerwonym, stylu retro, barokowym. Jedyne, co w każdym ślubie pozostaje standardowe, to przebieg samej ceremonii. Ale można go urozmaicić.

Jedna z moich koleżanek poprosiła księdza, by zaraz po zawarciu małżeństwa w kościele zabrzmiała piosenka „All for love” wykonana przez Bryana Adamsa, Roda Stewarta oraz Stinga. Niby nic, ale wrażenie niezwykłe, kiedy zabrzmiała w starej katedrze.

Następnie wyjście: trzymanie kwiatków w górze przez gości siedzących z brzegu i zrobienie w ten sposób alejki, szczudlarze przebrani za anioły, diamenciki zamiast ryżu czy pieniążków, puszczanie gołębi, bańki mydlane. I samo wesele. Na tej części uroczystości dzieją się czasem rzeczy wręcz niezwykłe. Wszystko według naszych pomysłów oczywiście. Pojedziemy tam bryczką, starym samochodem, popłyniemy łódką... Jedne z nas zażyczą sobie, aby goście do sali weselnej przeprowadzeni zostali przez tunel wyglądający jak podziemne przejście, inne wolą pokazy ognia, pieczonego w całości dzika na stole, fontanny czekolady, krótkie sztuki teatralne, recytowanie wierszy, karaoke, prezentacje zdjęć młodej pary, pokazy tańców, opery.

Nie zapominajmy o weselach tematycznych, np. W stylu „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza - barokowym, podróżniczym – Elvisa lub czarodziejskim - Halloween (tak, Halloween!!). Koncerty rockowe, smyczkowe, disco polo. Płonące pochodnie, lampiony, lampki, kolorowe światełka, lasery... Bal maskowy... Kankany, rumby, cha che. Aż się kręci w głowie. A jeszcze musimy jakoś pożegnać gości. I znów znajdujemy pełno pomysłów: a to pan młody porywa żonę i odjeżdża na koniu, albo odpłynąć łódką ładnie oświetloną, odlecieć balonem...

Tyle tego, że aż strach! Wesele owszem ma być świetną zabawą, ale w centrum uwagi powinni pozostać świeżo upieczeni małżonkowie, a nie świeżo upieczony półtorametrowy prosiak na środku sali. Musimy zastanowić się, czego tak naprawdę chcemy: normalnego ślubu z kilkoma małymi atrakcjami, czy pełnego przepychu pokazu. No i czy to spodoba się gościom i będą się dobrze bawić, zamiast wychodzić po dwóch godzinach przerażeni, zniesmaczeni, znudzeni? Wszystko od nas zależy, ale powinniśmy brać pod uwagę to, że nie każdego stać na strój z epoki wiktoriańskiej. Wiele osób także ma problemy z tańczeniem walca oraz innych klasycznych tańców, z kolei starsi goście raczej będą woleli siedzieć niż bawić się na parkiecie w rytmach rumby czy pogować do metalowej muzyki. Zbyt wiele atrakcji może zaproszonych zmęczyć oraz zniechęcić. Zamiast przyglądać się młodej parze i uczestniczyć w zabawach weselnych, które znają, widzą tenora, błazna, albo dwugodzinne wyświetlanie zdjęć. Nie możemy zatem przesadzać z atrakcjami. Miłe są dodatki typu barman robiący fajne drinki, wybór alkoholi (nie wszyscy lubią wódkę), lampiony, gołębie, motocykle, szwedzki stół. Ale nietoperze, siano, czy muzyka, do której nie da się tańczyć, mogą odstraszać tak samo jak ceny sukni balowych oraz smokingów, w które powinni się ubrać goście. I zamiast wspominać z utęsknieniem ten szczególny dla nas czas, będą myśleć o nim prześmiewczo lub z niesmakiem. Dlatego w całym szaleństwie chęci spełniania marzeń i pragnieniu nietypowej ceremonii nie zapominajmy, że wesele jest także dla innych.

Anita Karolczak, 22l.




8-12


Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Kogo zaprosić na swój ślub a kogo nie zaprosić? Gdzie kogo posadzić przy stole weselnym? Kilka słów o skomplikowanych sytuacjach...

Komu wysłać zaproszenie? Kogo posadzić obok siebie? Czy dzieci umiejscowić przy rodzicach? Rodziny osobno, a może razem?

Te oraz inne problemy zaprzątają głowę panny młodej. Zależy jej na tym, aby goście dobrze się bawili nie tylko przy muzyce i jedzeniu, ale także wśród rodziny.

Wesele to taki wieczór zapoznawczy dla krewnych narzeczonej i narzeczonego. Wiele nowych twarzy może niektórych przytłoczyć. Wiadomo także, że w każdej rodzinie są osoby, które wywołują kłótnie. W tym szczególnym dniu waśnie powinny odejść na drugi plan, ale czy rzeczywiście tak się stanie?

Aby uniknąć niepotrzebnych zwad umysł państwa młodych pracuje na najwyższych obrotach. Ciotka Teresa nienawidzi Krysi, więc nie można ich posadzić obok siebie. Jeżeli to jeden taki przypadek – nie ma tragedii. Często jednak tego typu problemy mnożą się w nieskończoność i w końcu nie wiadomo już, czy lepiej zaprosić gości, którzy nie przepadają za sobą, czy nikogo nie zapraszać. Rodzina może mieć pretensje o wszystko: krzesło, towarzystwo, jedzenie. Najważniejsze to się tym nie przejmować. Z drugiej strony jak bawić się w kompanii osób dogryzających sobie co pięć minut lub wyrzucających pretensje nazbierane w ciągu ostatniej dekady?

Na idealne wesele nie ma przepisu i trzeba się liczyć z tym, że po wypiciu większej ilości alkoholu może dojść do niemiłych sytuacji. Należy się starać ich unikać lub po prostu liczyć na to, że krewni uszanują ten wyjątkowy dzień.

Istnieją jeszcze problemy dotyczące zapraszania przyjaciół, znajomych oraz... swoich byłych partnerów. Jeżeli chodzi o pierwszych i drugich, pierwsze pytanie brzmi: kogo zaprosić? Często nie wiadomo czy wystosować zaproszenie do koleżanki z pracy, z którą się codziennie rozmawia, ale kontakty utrzymywane są tylko w ramach godzin zatrudnienia. Jeżeli nie dostarczy się jej powiadomienia o ślubie może się obrazić. Z drugiej strony tego typu znajomych zawsze mamy bardzo dużo, a przecież zaprosić cały dział z pracy to zbytek łaski. Nie wszyscy śpią na pieniądzach. Rozsądnym wyjściem jest zawiadomienie przez pannę lub pana młodego o ślubie listownie z zamieszczeniem informacji o dacie, godzinie oraz adresie kościoła lub urzędu, w którym zostanie zawarte małżeństwo. Nie wspomina się w takim przypadku o miejscu wesela. W ten sposób nikt nie poczuje się pominięty i pokrzywdzony, a na uroczystość może przyjść. Przyjętym zwyczajem jest zaniesienie do swojej pracy słodkości, ciast już po weselu i poczęstowanie nimi współpracowników. Jeden problem z głowy.

Teraz trzeba zastanowić się nad bliższym kręgiem znajomych. Najlepszych przyjaciół, tych znanych od kilku czy nawet kilkunastu dobrych lat, oczywiście się prosi. W przypadku reszty wszystko zależy od wielkości wesela. Jeżeli jest ono duże i zaproszenie otrzymują także dalsi krewni, z którymi kontakt podtrzymuje się tylko na jakichś uroczystościach rodzinnych, to wypada także podjąć kilku przyjaciół spoza kręgu tych najbliższych. Natomiast im skromniejsza impreza, tym mniejszej ilości takich gości się oczekuje. Jeżeli ktoś będzie miał za złe młodej parze, że zaprosiła kogoś, a jego nie – nie trzeba się tym przejmować. Warto wyjaśnić sytuację, porozmawiać, w określonych sytuacjach przeprosić, jeżeli naprawdę taka osoba uważa się za pokrzywdzoną, ale bez przesady. Jeżeli nie potrafi zrozumieć tego, że młoda para nie ma tyle środków na zapraszanie większej ilości gości lub innych powodów, zrobiła tylko wyjątek lub ktoś jest bliższy ich sercu, to nie ma sensu zawracać sobie głowy. Jest to tylko niepotrzebny stres, a ślub to ogromne wyzwanie dla nerwów. Jak najbardziej porozmawiać, zaprosić do kościoła oraz urzędu cywilnego, spotkać się po ślubie na kawie.

Kolejne pytanie, jakie trzeba postawić, brzmi: gdzie posadzić takich gości? I tu pojawia się poważniejszy problem. Niektórzy zostawiają wszystko własnemu losowi i czekają, aż zaproszeni goście sami znajdą sobie miejsce przy stole. To nie do końca jest dobry pomysł, ponieważ przez nieuwagę członkowie rodziny mogą zostać wypchnięci na sam koniec stołu czy sali, daleko od młodej pary i poczuć się dotknięci takim obrotem sprawy. Sprytnym rozwiązaniem jest ustawienie stołów w ten sposób, że jeden jest prostopadły do pozostałych postawionych równolegle względem siebie. Jest on główny. Siedzi przy nim najbliższa rodzina ze świeżo upieczonymi małżonkami, chrzestni, dalej świadkowie. W ten sposób widzi ich większa część zaproszonych. Resztę miejsc zapełniają różni goście np. według wieku. Nie warto rozdzielać rodzin, zbytnie przemieszanie także się nie sprawdza. Trzeba zastanowić się, komu z kim przypuszczalnie najlepiej by się rozmawiało. Może ktoś ma podobne zainteresowania?

Ostatnia kwestia to osoby, które były kiedyś w intymnych relacjach, związkach z którymś z narzeczonych i z jakiegoś powodu nadal utrzymują ze sobą bliskie kontakty. Jeżeli to wspólny przyjaciel pary młodej, to nie ma problemu. W innych przypadkach bardzo rzadko istnieje możliwość zaproszenia byłego partnera na uroczystość ślubną.

Większe prawdopodobieństwo uniknięcia konfliktu z narzeczonym istnieje jeśli poprzestaniemy na zaproszeniu byłego partnera do kościoła oraz urzędu. Na wesele przyjmuje się zwyczajowo zasadę nie przyjmowania takich gości.

Nawet jeśli przyszły małżonek się zgodzi i nie będzie miał nic przeciwko, należy zastanowić się, czy robi to, bo naprawdę nie przeszkadza mu widok byłego partnera swojej drugiej połówki, czy tylko i wyłącznie aby była ona szczęśliwsza. Może on poczuć się nieswojo i niemiło na własnym ślubie w przypadku, gdy zmuszony będzie do przebywania w jednym pomieszczeniu z osobą, która kiedyś była w intymnych relacjach z jego ukochaną. Wtedy podczas ślubu przez głowę przelatują różne scenariusze, nawet największe głupoty, np. częsta scena z filmów, kiedy to partner (najczęściej panna młoda) uciekał sprzed ołtarza z eks.

Problem ciężko rozwiązać. Należy jednak zachować równowagę między tym, co jest teraz, a co należy już do przeszłości. Warto porozmawiać z byłym partnerem i wyjaśnić mu sytuację. Wielu z nich zresztą orientuje się, że przyjście na ślub to foux pas.

Na zakończenie trzeba powiedzieć: najważniejsze, aby państwo młodzi dobrze się bawili. Nie wszystko się udaje, ale te wyjątkowe chwile warto spędzić nie stresując się chaosem i problemami, jakie czasem się pojawiają.

Pierwszy ślub bierze się raz w życiu, a często jest on tym ostatnim.

Anita Karolczak, 22l.




7-12


Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Mieszkanie razem przed ślubem - Nie chcę kota w worku

Ach, co to za radość, gdy wreszcie po wielu trudach i znojach, staje przed nami nasz wymarzony królewicz. Z niecierpliwością wyczekiwane randki, spotkania tylko we dwójkę, w trakcie których zostaje rzucony nam cały świat do stóp, a my stąpamy po płatkach róż. Wszystkie jednak wiemy, że życie to teatr, a mężczyźni są znakomitymi aktorami na miarę Oscara, szczególnie w okresie łowczym.

Pół wieku temu, jeden z angielskim pisarzy powiedział, Miłość kobiety zmienia ukochanego, aż widzi go takim, o jakim jej serce marzy”. Zapatrzone w nieziemskiego Apolla, z zachwytem na twarzy i maślanymi oczami, nie możemy nadziwić się, jak to możliwe, że trafił się nam taki człowiek.

Czujemy ulgę i szczęście, porównywane z wygraną w totka. Niecierpliwie czekamy na kolejne spotkania w błogiej atmosferze, na wspólny śmiech i zabawę. Z zapartym tchem słuchamy o niesamowitych przygodach naszego wybranka, zastanawiając się przy tym, jak ktoś taki jak ON, mógł spojrzeć w naszą stronę.

Przychodzi czas na wspólne wakacje i poznanie jego rodziny. Jesteśmy pod wrażeniem cudownych rodziców, przepięknego mieszkania i… czystego pokoju partnera! Jakżeby inaczej. Mężczyzna, który dba o samego siebie, dba również o własny kąt. Koniec końców, nasze zauroczenie sięgając zenitu, daje nam wyraźny znak, „To idealny kandydat na męża!”. Telefony, smsy, randki - to już nie wystarczy. Proponujemy zatem zamieszkanie pod jednym dachem…

W większości przypadków, decydujemy się na takie rozwiązanie ze względów ekonomicznych lub dlatego, że chcemy lepiej się poznać od strony codziennego życia. Takie „dopasowanie się” jest pierwszym krokiem, by poważnie zacząć myśleć o przyszłości.

W tym czasie para poznaje swoje nawyki i może zobaczyć „jak by to było”. Jednak czy taka sytuacja jest gwarancją udanego związku? Może i jest, gdy po kilku dniach spędzonych we wspólnym gniazdku odzywa się w nas chęć szczerości, a przede wszystkim swobody. Niemniej jednak, musimy rozpocząć proces akceptacji takiego stanu rzeczy, by przeprowadzka do miłosnego kącika miała sens. Oczywiście pojawiają się również sytuacje, gdzie akceptacja nie wchodzi w rachubę. Po pewnym czasie wspólnej sielanki i cieszenia się sobą, nasz najdroższy zaczyna kombinować i przechodzi na ciemną stronę mocy.

Najważniejszą zasadą, która króluje w tworzeniu udanych relacji jest fakt, by nie przyzwyczajać „misia” do wszelkich wygód. Gdy zorientuje się w sytuacji, co może nastąpić w zastraszająco szybkim tempie, przypnie swojej niewiaście etykietkę „Przynieś, Wynieś, Pozamiataj”. Takim orderem została „nagrodzona” 25- letnia Aga. Zamieszkaliśmy razem na studiach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że po pewnym czasie mój facet wrócił do swoich przyzwyczajeń. Nie pomagał mi sprzątać, nie wiedział, do czego służy pralka, a gdy prosiłam o pozmywanie naczyń odpowiadał, „Wiesz dlaczego kobiety mają mniejsze stopy? By lepiej się zmywało, gdy stoją przy zlewie. Nie możemy się spierać z naturą!”. Nie przywykłam do bałaganu, więc zostałam etatową sprzątaczką. Jeśli chodzi o inne kwestie związane z mieszkaniem, dogadywaliśmy się bez słów. Niestety, gdy tylko wypowiedziałam słowo „sprzątać”, w najlepszym wypadku mogłam liczyć na odpowiedź, „ Jestem stworzony do wyższych celów”. Dziwiła mnie jego postawa, ponieważ jeszcze kilka miesięcy wcześniej, kiedy mieszkaliśmy oddzielnie, odwiedzając mnie, sam proponował pomoc w porządkach. Do dzisiaj nie wiem, co tak wpłynęło na jego zachowanie.

Historia Agi nie jest jedyną w swoim rodzaju, powiedziałabym nawet, że ginie w gąszczu podobnych sytuacji. Początki każdej wielkiej miłości zaczynają się tak samo. Oczarowane przez zaloty, przyćmione buzującymi hormonami staramy się uwypuklić zalety i dobre strony naszej, jak nam się wydaje drugiej połówki. Natomiast płeć słaba, szukając towarzyszki życia, a przy tym rozkoszy, by zadowolić nasze oczekiwania, stosuje taktykę „księcia z bajki” lub „kameleona”. W momencie, gdy cel zostaje osiągnięty, czyli wszechogarniające uczucie zdobycia na wyłączność skarbu w postaci kobiety, samiec wraca do swoich wyuczonych zachowań. Nie musi się już tak bardzo starać, gdy widzi maślane oczy białogłowy. Nie można się zatem oprzeć wrażeniu, że mężczyźni są jak pawie. Rozkładają wachlarz prześlicznych piór, uwodzą, a następnie znowu wracają do kształtu wielkiego, niezbyt urodziwego ptaszyska.

Dlatego decyzja o wspólnym zamieszkaniu zalicza się do istotnych elementów kształtujących związek. W trakcie tego procesu, do naszych uszu i oczu zaczynają powoli dochodzić nieznane nam dźwięki i obrazy. Kochany, którego można byłoby szukać ze świecą, zaczyna uzewnętrzniać swoje prawdziwe „ja”, nierzadko eksponując różki. Natomiast my, kobiety, możemy również pokazać nasze różki i stworzyć duet lub też grzecznie zwrócić uwagę „misiowi”, by się zachowywał stosownie, bo źle to się skończy.

Chociaż, drogie czytelniczki, jak napisał kiedyś Wolter, „Dla większości mężczyzn poprawić się, znaczy zmienić wady”. Co miał na myśli pisarz? A to, że może delikwent przestanie rozrzucać ubrania po domu, za to zacznie rozrzucać je po łazience, ponieważ biedactwo niestety nie ma „cela” do kosza z praniem.

Gdy nasz facet nie jest przystosowany do ciężkich robót jak sprzątanie (mimo, że same sobie tego zażyczyłyśmy! Pragniemy księcia zza siedmiu gór? A co książęta robią, w związku z utrzymaniem czystości? Nic! Od tego mają służbę. Uważajmy, o czym marzymy!), może on śmiało rozwijać swoje umiejętności dotyczące relacji międzyludzkich. Mowa tu oczywiście o spotkaniach w męskim gronie. Wszystko jest w porządku, kiedy odbywają się sporadycznie, ale gdy towarzystwo kolegów zostaje postawione ponad nasze, zaczynamy czuć się nieswojo. 24-letnia Gosia tak wspomina swojego „ex”. Po maturze wyjechałam razem z chłopakiem na studia do innego miasta. Wynajęliśmy kawalerkę i wszystko zapowiadało się bajecznie. Problem pojawił się po drugim roku, gdy mój ukochany rozpoczął maraton conocnych imprez. Gdy zwróciłam mu uwagę, żeby przystopował, doczekałam się jedynie słów, że się dusi w związku i musi odreagować. Przestaliśmy spędzać ze sobą czas, a kiedy mieliśmy sposobność porozmawiać, słyszałam jedynie o jego głupich wybrykach pod wpływem alkoholu. Po dłuższym zastanowieniu, doszłam do wniosku, że nie tego oczekiwałam. Skoro obrał za priorytet imprezy, dla mnie nie było już miejsca. Miałam zostać tą dziewczyną, która wiecznie czeka na swoją kolej…? Cieszę się, że zamieszkaliśmy razem, bo to otworzyło mi oczy, z kim tak naprawdę mam do czynienia.

To właśnie wspólne gospodarstwo domowe pozwala nam spojrzeć obiektywnym okiem na partnera i odpowiedzieć sobie na pytanie „Czy mi to pasuje?”. Podobno każda z nas ma intuicję, ale jak to w życiu bywa, zostaje ona przysłonięta przez hormony i wyobraźnię. Zamieszkanie pod jednym dachem i poznawanie „niedociągnięć” chłopaka, nie ma na celu sprawdzenie, czy nadaje się on na męża i ojca. Celem jest przetestowanie Waszej tolerancji i akceptacji jego wad.

Na koniec krótka zagadka: Jadowity gad na trzy litery: druga-Ą, trzecia-Ż, już wiecie?

Paulina Nawrocka, 23l.
etnolingwistyka UAM




5-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS