Logo
Wydrukuj tę stronę

Wiem, co jem, ale czy na pewno?

Wiem, co jem, ale czy na pewno?

Jedno z głównych haseł XXI wieku brzmi „jedz zdrowo”. Nikt nie chce odżywiać się produktami podrzędnej jakości, które mają w sobie więcej chemii niż naturalnych elementów.

Odpowiednia dieta bogata w witaminy, makro oraz mikroelementy, białka i właściwe tłuszcze, pomaga zachować zdrowie i ładną sylwetkę.
Mimo to często nie możemy oprzeć się „śmieciowemu” jedzeniu jak fast foody, słodycze, napoje gazowane. Ich sprzedaż jest wysoka szczególnie wśród dzieci oraz młodzieży. Popularnie nazywa się to niezdrową żywnością w przeciwieństwie do produktów zawierających w sobie mało tłuszczu zwierzęcego i dużo witamin.

Wiele z nas na zakupach nauczyło się czytać etykiety na opakowaniach i dzięki temu decydować na lepsze jedzenie. Jednak nadal często sugerujemy się reklamą czy znaczkiem. Coraz więcej firm korzysta z tego typu haseł wprowadzając dodatkowo napis „bez konserwantów” na oferowane nam produkty. Nie zawsze to, co oznaczone jako naturalne, rzeczywiście takim jest. Nierzadko dystrybutorzy żerują na konsumentach i chcąc zarobić więcej pieniędzy. Sygnują lub promują swoje towary jako zdrowe. Ta nieczysta procedura nazywana na zachodzie greenwash polega na wykorzystywaniu coraz popularniejszej chęci dbania o środowisko i reklamowaniu swojej działalności jako ekologicznej. Niestety rzeczywistość często nie oddaje medialnego wizerunku tychże producentów. Konsumenci są przez nich oszukiwani oczywiście nic o tym nie wiedząc.

Zacznijmy od stoiska z warzywami i owocami. Dlaczego kupione w sklepie tak szybko nie gniją jak te od babci z ogródka? Odpowiedź jest prosta. Pierwsze są często nawożone substancjami mającymi chronić je przed szkodnikami oraz pozwolić na jak najdłuższe zachowanie świeżości i zwiększenie ich rozmiarów. Niejednokrotnie zbierane jako niedojrzałe są później wspomagane chemikaliami, by wyglądać w sklepie na zerwane przed chwilą z drzewa, np. zielone pomidory pryskane są gazem na bazie etylenu, czy jabłka zamrażane gazem azotowym, dlatego możemy cieszyć się nimi przez cały rok. Przez to nie zawsze owoce i warzywa kupione w sklepie są zdrowe. Często są one tak naszpikowane sztucznymi substancjami, że tracą swoje wartości odżywcze stając się ładnie wyglądającym nadmuchanym nienaturalnie tworem. Ile razy zdarzyło się Wam kupić jabłko z zewnątrz piękne i czerwone, a w środku już trochę zgniłe? Albo gorzkie arbuzy, które tak długo mogą leżeć na szafce i się nie zepsuć? Nie mówiąc już o mandarynkach bez pestek czy pomidorach, przy których pachnie gałązka, a nie one same. Te trzy ostatnie przykłady to już oczywiście dowód na istnienie GMO, czyli żywności genetycznie modyfikowanej.

Pewnym sposobem na uniknięcie sztucznych nawozów i bezwartościowych warzyw czy owoców jest korzystanie z możliwości kupienia ich w sezonie przede wszystkim na bazarze, a nie w wielkim hipermarkecie.
Ponadto warto spytać jakiego pochodzenia są kupowane produkty i wybierać polskie lub te z krajów nam najbliższych, ponieważ ich transport do określonego miejsca będzie krótszy, czyli można je zerwać, kiedy pojawią się prawie dojrzałe. Nie zapomnijmy o koniecznym umyciu ich przed spożyciem, najlepiej w przegotowanej chłodnej wodzie. I zamrażajmy!! To nieprawda, że mrożone warzywa czy owoce mają mniej substancji odżywczych. Ponieważ trafiają bezpośrednio do chłodni mogą być zerwane w okresie największej dojrzałości i zachować wszystkie cenne witaminy. Tylko pamiętajmy, żeby ich nie rozmrażać za pomocą mikrofali czy gorącej wody. Zimą oraz w okresie trudnej dostępności niektórych warzyw i owoców warto wybierać w sklepie mrożonki, natomiast jeśli mamy ochotę na całe jabłko należy obrać je ze skórki, która pochłania najwięcej szkodliwych nawozów. Nie wierzmy też w zapewnienia sąsiadki, że marchewki z jej ogrodu są zdrowsze niż te ze sklepu. Jeżeli mieszka przy ruchliwej ulicy lub w większym mieście czy dzielnicy przemysłowej, wszystkie ciężkie metale i spaliny takie jak ołów przedostaną się z łatwością do gleby razem z deszczem, dalej do uprawianych warzyw oraz owoców i co za tym idzie – do ludzkiego żołądka. Obecnie aby wyhodować coś bez chemii trzeba się bardzo natrudzić lub wyjechać tam, gdzie cywilizacja i jej zanieczyszczenia dotkną nas w niewielkim stopniu.

Jogurt normalny czy light?
Zdecydowanie ten pierwszy! Dlaczego? Otóż producenci bardzo często zastępują tłuszcz słodzikiem, dokładniej aspartamem (E 951), który poprawia ich smak. Ma on bardzo szkodliwe działanie. Może np. doprowadzić do syndromu chronicznego zmęczenia, pogorszenia pamięci, cukrzycy. Jest o wiele tańszy od cukru, dlatego tak chętnie stosowany. Występuje nie tylko w napojach gazowanych, produktach light (zastępuje tłuszcz, co wcale nie znaczy, że produkt jest mniej kaloryczny), ale także w multiwitaminach w postaci musujących tabletek, mrożonych kawach, gumach do żucia, a nawet w szynkach i rybach.

Te ostatnie są także bardziej obrośnięte w wodę niż mięso. Zamrożona panga po rozmrożeniu ma kilogram mniej? Kupiona polędwica mocniej naciśnięta spływa wodą? Serek kiedyś gęsty dziś możemy pić prawie jak jogurt? Oczywiście! W końcu ważne aby sprzedać jak najwięcej najniższym kosztem producenta. Dlatego aby zwiększyć ich masę wprowadza się wodę w oferowaną żywność. Sposobu na uniknięcie tej sztuczki niestety nie ma żadnej. Dodaje się także azotyn sodu, który konserwuje i utrwala różową barwę, a obecny jest w bekonie, parówkach, przetworach mięsnych. Jego nadmierne spożywanie związane jest z pojawieniem się problemów z jelitami, trzustką oraz układem nerwowym. Warto czasem zastanowić się, czy nie lepiej kupić mniej a drożej niż taniej i więcej, bo nierzadko szynki z niższej półki są bardziej naszpikowane konserwantami sztucznie poprawiającymi ich smak, zapach, wygląd oraz wodą zwiększającą ich masę. A najlepiej zaprzyjaźnić się z kimś z gospodarstwa rolnego, kto sam przetwarza mięso.

W sklepach należałoby uważniej przyjrzeć się przecenionemu mięsu,
czy jest ono świeże i nadaje się do spożycia. Bo niejednokrotnie sklepy aby nie wyrzucać za dużo niesprzedanego towaru oferują w niższej cenie coś, co tylko wyglądem przypomina znany nam produkt.

Część dalsza „niewinnych” dodatków do jedzenia, czyli glutaminian sodu. Obecny w sosach, przyprawach, konserwach, czy nawet fast-foodach i barach szybkiej obsługi, np. chińskich, spagetteriach, naleśnikarniach. Wzmacnia smak, ale wykorzystywany jest również do zatuszowania nadmiaru soli oraz innych szkodliwych substancji w jedzeniu, które np. powodują uzależnienie od danego rodzaju produktu (frytki, hamburgery itd.) oraz chęć dokupienia napoju w sklepie, bo „nagle” bardzo zachciało nam się pić. Nadmierne spożywanie produktów z glutaminianem sodu powoduje duży wzrost wystąpienia ryzyka otyłości i nadwagi, ponadto wpływa na pojawienia się uczucia niepokoju, duszności, nadmiernej potliwości.

Dwie wyżej opisane przeze mnie substancje występują najczęściej w produktach spożywczych. Prócz nich istnieją oczywiście jeszcze barwniki spożywcze (zawierają np. aluminium), konserwanty, substancje zakwaszające (np. kwas octowy), preparaty zagęszczające i żelujące. Wszystkie je powinniśmy mieć wyszczególnione na etykietach głównie w postaci litery E oraz cyfry.

Niewielu z nas wie, że kwas fosforowy obecny w napojach gazowanych wykorzystywany jest do budowy gwoździ stalowych, oczyszczania z rdzy, a u ludzi powoduje niesamowite niszczenie szkliwa oraz silne pobudzenie układu nerwowego.

Natomiast syrop kukurydziany, inaczej glukozowo-fruktozowy to kolejny przyjaciel otyłości,
ponieważ oszukuje nasz mózg, wywołując jednocześnie uczucie sytości i głodu. Nie do końca przekonany o pełnym żołądku nasz umysł domaga się więcej jedzenia.

Jakie jeszcze sposoby stosują producenci, aby nas oszukać? Nie mówią nam na przykład o tym, że w czasie obróbki termicznej powstaje akrylamid, który ma negatywny wpływ na nasz układ nerwowy. Nie jest dodawany do produktów, więc nie musi być oznaczany na żywności. Występuje w chipsach, ciastach, ciastkach oraz innych pieczywach.

Po przeczytaniu powyższego tekstu nasuwa się pytanie: co mamy jeść? Jak się odżywiać, aby uniknąć szkodliwych substancji? Niestety nie ma na to złotego środka. W coraz szybciej postępującej cywilizacji zdaje się nie być miejsca na zdrową i naturalną żywność.

Nawet produkty oznaczane jako eko i bio nie są do końca ekologiczne.
Starajmy się zatem sami jak najwięcej hodować, czy to zioła w kuchni, czy jakieś warzywo na balkonie. Będziemy obecni przy ich rozwoju i to my zadecydujemy ile i czego dodać do gleby. Korzystajmy także z targów oraz gospodarstw rolnych. W sklepach uważnie czytajmy etykiety wybierając z najmniejszą ilością sztucznych barwników lub konserwantów. I oczywiście starajmy się znaleźć czas na przygotowywanie posiłków w domu zamiast korzystać z barów, restauracji czy odgrzewać mrożone dania posiadające wiele tłuszczów nasyconych i nikłe wartości odżywcze.

Od czasu do czasu dobrym sposobem na pozbycie się toksyn z organizmu jest zrobienie sobie jednodniowej głodówki czy zjedzenie garści ziaren zbóż. Najważniejsze, aby organizmowi dostarczać jak najmniej nienaturalnych substancji.

Anita Karolczak, 22l.

BIBLIOGRAFIA
Wiąckowski Stanisław K., Próba ekologicznej oceny żywienia, żywności i składników pokarmowych, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995.
Heber David, Kolorowa dieta, tłum. Cezary i Grażyna Nolewajka, Rebis, Poznań 2006.
Kowalczyk Stanisław, Bezpieczeństwo żywności w erze globalizacji, Szkoła Główna Handlowa – Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2009.
Flis Krystyna, Konaszewska Wanda, Podstawy żywienia człowieka, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 2007.

 


 

7-12

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Copyright 2009-2023 © tojakobieta.pl | All rights reserved