Pies i dziecko w jednym domu. Wątpliwości i ich rozwiewanie
- Dział: Jestem rodzicem
„Mamo ja chcę psa…” - tym zdaniem zaczynałam niemalże każdy dzień swojego dzieciństwa. Odpowiedzią było „nie”. Patrzyłam zazdrośnie na innych, którzy mieli futrzaki z merdającym ogonem w domu. I marzyłam o swoim psie. Gdy byłam mała, nikt nie odpowiadał na pytanie, dlaczego nie dostanę psa. Tak było u mnie w domu. Nikt nie przekonywał, nie szukał argumentów. Po prostu nie. I koniec.
W wieku starszym nie było tak łatwo. DLACZEGO NIE MOGĘ MIEĆ PSA?! Odpowiedź już musiała paść. „Bo obowiązki spadną na rodziców, bo drogie utrzymanie, bo ….”. W sumie nie dziwiłam się, że rodzice wcześniej nie chcieli argumentować. Każdy argument na nie - był moim celem do obalenia. Na szczęście moi rodzice pozwalali mi opiekować się psami koleżanek, gdy one wyjeżdżały na wakacje z rodzicami. Wstawałam rano i wyprowadzałam psy. Nigdy nie pokazywałam, że mi się nie chce. Karmiłam, woziłam do weterynarza, gdy trzeba było (przypominam, że byłam dzieckiem lat mniej więcej 7-8). Moi rodzice nie robili przy zwierzakach nic.
Jednak na moje „chcę psa” wciąż padała odpowiedź „nie”. Szukałam innych sposobów. Rysowałam psie mordy na kartkach i wieszałam po całym mieszkaniu. Biegałam do koleżanek, wychodziłam z ich psami. I prosiłam, prosiłam, prosiłam … bezskutecznie. Hmm, swoją drogą akwarium też nie mogłam mieć. Sama sobie zrobiłam rybki z plasteliny i założyłam swoją hodowlę w słoiku.
Po kilku latach moja przyjaciółka wyjeżdżała z rodzicami na wakacje. Przyjęłam do domu jej psa. Piękny kundelek, miał na imię Rambo. Ma do tej pory duże znaczenie w mojej psiej teraźniejszości. Ojciec polubił Ramba i wreszcie powiedział „na takiego psa jak Rambo mógłbym się zgodzić”. Miałam wtedy mniej więcej 13 lat. Boże, nareszcie. Dostałam tego upragnionego ślicznego szczeniaczka. Nazwałam ją Dżeta. Jak ja ją kochałam. Niestety długo się nie cieszyłam. Przy rodzicach wpadła pod samochód. Co wtedy czułam dziś nie napiszę. Byłoby to dłuższe niż opis przyrody w „Nad Niemnem”.
Następny pies był na 18-tkę. Carry Blue Terier. Nazwałam go Fiber. Przetrwał z nami kilka lat. Odszedł, kiedy już mój syn był na świecie. Najlepszy pies pod słońcem. Jego odejście też bolało. Ale też miał duże znaczenie ponieważ w chwili jego odejścia byłam już dorosła i ode mnie zależało, czy będę miała psa.
Następny pies to owczarek niemiecki - Luna. I tu się zaczyna historia pies i dziecko w jednym domu. Luna była opiekunką dla syna. Pilnowała go podczas snu. Gdy się budził przychodziła do mnie i dawała mi o tym znać. Kiedy zdarzyło jej się szczeknąć w domu wystarczyło powiedzieć, cicho bo Kamil śpi, milkła i biegła do niego sprawdzić czy wszystko w porządku. Zawsze na spacerach była przy wózku. Gdy ktoś podchodził patrzyła czujnie, obserwowała każdy ruch. Razem odprowadzałyśmy go do przedszkola. Wiedziała, kiedy iść, żeby go zabrać. Moje dziecko uczyło się być jej właścicielem, wsypywało karmę do miski, pilnowało, czy ma wodę a gdy wychodziliśmy na spacer razem ze mną trzymał smycz. Mały właściciel i duży pies.
W dniach, kiedy było mu smutno, przytulał się do jej sierści i głaskał, opowiadał swoje troski. Luna przeżyła z nami wiele lat. Któregoś dnia odeszła. Nie wytrzymało jej dobre serce, przestało bić.
Nie mogłam zostać bez psa. Dlatego następną sunią był i nadal jest kolejny owczarek niemiecki. Nuta. A chwilę potem do niej dołączył kundelek Ikar. Dziś leżą koło mnie czekając aż skończę pisać artykuł i wyjdę z nimi do lasu. Przez ostatni tydzień zrobiły z nami ponad 2000 tysiące km. Zobaczyły morze i góry, spały z nami w samochodzie i mimo zmęczenia (oba mają około 12 lat) zawsze są gotowe do kolejnego wyjazdu, byle być razem.
I oczywiście są obowiązki. Ale też są dwa plastry, które gdy smutno, dają znać o swojej obecności, miłości i o tym, że khm.. są głodne, więc się pani nie rozczulaj za długo, bo miski puste :)
Czego nauczyła mnie obecność psów… obowiązkowości, troski i poczucia, że nie jestem sama. Pies nie oceni, nie skrytykuje, nie zdradzi (no może na chwilę gdy ktoś podsunie smaczek), nie zostawi bo coś mu nie pasuje. Zawsze jest gdy wesoło i dobrze i gdy smutno. Tak, są obowiązki, ale życie składa się także z obowiązków. Dlaczego więc ma być to argument, żeby psa nie mieć? Praca też obowiązek, nauka też … z tego się nie rezygnuje. Nie widzę więc powodu, żeby taki argument uznać za kluczowy gdy ktoś odpowie na prośbę dziecka „mamo chcę psa” krótkim „nie”.
Co zyskałam mając psa? Miękką sierść, w którą mogłam wypłakiwać swoje problemy. Przyjaciela, który zawsze stał obok i milcząc słuchał. Obrońcę, bo gdy ktoś chciał skrzywdzić pokazywał kły radząc, żeby sprawca odszedł i to w szybszym tempie. Towarzysza zabaw, spacerów. Powiernika, któremu mówiłam to, czego nie chciałam powiedzieć innym. Nie można sobie wyobrazić lepszego towarzysza w życiu, który kocha bezwarunkowo, za to, że się przy nim jest.
Drogi rodzicu
Zanim powiesz swojemu dziecku nie, nie możesz mieć psa, pomyśl, czy masz naprawdę dobry argument, żeby nie wpuścić takiego przyjaciela do swojej rodziny.
Ja Ci przedstawię swoje kontrargumenty:
- Twoje dziecko nie będzie miało bardziej czułej i troskliwej niani, przy której możesz je zostawić bezpiecznie. Gwarantuję Ci, nikt nie podejdzie do dziecka, przy którym jest pies. Jedyne co musisz zrobić, to przygotować psa na przybycie niemowlaka w domu lub w czasie wyboru psa zwrócić uwagę na jego cechy charakteru
- dziecko rosnąc będzie miało swojego przyjaciela, który będzie potrafił je uspokoić, pocieszyć - spójrz na zalety dogoterapii, gdzie psy doskonale sobie radzą z najcięższymi przypadkami jednostek chorobowych
- jeśli martwisz się, że pies roznosi choroby - nie roznosi, pies szczepiony, po „przeglądach” weterynaryjnych jest mniejszym źródłem chorób niż równolatek w przedszkolu, który kaszle i siąka nosem
- Twoje dziecko będzie uczyło się empatii do drugiego stworzenia, obowiązkowości, odpowiedzialności
- Twoje dziecko będzie miało przyjaciela - daję gwarancję, że przytulenie się do miękkiej sierści psa jest doskonałym lekiem na nerwy. Co więcej, także Ty będziesz miał, drogi Rodzicu, takiego przyjaciela
Jednocześnie chcę Cię jeszcze uświadomić:
Tak, to Ty, drogi Rodzicu, wychowujesz swoje dziecko. W pakiecie masz też psa, którego wychować także trzeba. Ale nie ma wdzięczniejszego członka rodziny, który za to wychowanie będzie Ci się odwdzięczał pocieszającym mokrym nosem, machającym ogonem i miękką sierścią kojącą każdy Twój smutek.
Justyna Nosorowska
FOTO: Justyna Nosorowska