Menu

logo tjk main 

Kolejne lato, kolejne festiwale… czyli czemu warto jeździć (relacja z Open’era 2012)

Tradycyjny początek lipca – jak każdego roku, trzeba zapakować siebie i mylove, żeby udać się w kierunku nieprzewidywalnego, polskiego morza.

Rok za rokiem uczęszczam na Open’era. W sumie od 2006 roku – czyli szmat czasu, ale akurat teraz natchnęły mnie całkiem nowe spostrzeżenia, być może to za sprawą mniejszego, w tym roku, natłoku fanów muzyki, a o wiele większego fanów pokazania się w super ciuchach na trawniku. Podsumowanie festiwalu jest dość proste: jak zwykle warto było jechać, pomimo wielkiej w tym roku mojej niechęci, braku czasu, potrzeby zapadnięcia się we własne sprawy.

babanaplazyPo pierwsze muzyka. Koncert na żywo to jednak inny rodzaj doznania estetycznego. Płyta, płytą – Björk na pięknym nowym winylu mnie znudziła, natomiast na scenie – nie da się opowiedzieć, bo to inna myśl, którą na szczęście łapię i obejmuję. Kto nigdy nie widział/słyszał, jest to życiowy mus, jeśli ktoś lubi sztukę i muzykę, ogólne wrażenia i w ogóle ciekawe klimaty. New Order – z sentymentu, The Kills – kobieta o rewelacyjnych włosach, generalnie drugi plan sceny z 4 panami w czerwonych maskach, też był niczego sobie. Mumford and sons – ciut spóźnione przez mega burzę z piorunami (co jak wiemy na otwartym terenie nie jest przyjemnością maksymalną), Franz Ferdinand (który na początku był delikatnie mówiąc niepewny, a potem … nadal jest to jeden z lepszych koncertowych zespołów), Ting Tings (bez komentarza, rewelacyjni), Bat for Lashes (to samo co TT), Friendly Fires (to co poprzednie), dla dołujących opener2klimatów The xx, The Cardigans, Bon Iver (warto było być i mieć matę do posiedzenia na trawie), dla odważnych Penderecki/Greenwood (wrażenie takie sobie, ogólnie klimat do zalegającej w tym dniu mgły był niesamowity, jednak oby mniej takich eksperymentów, bo nie będę silić się na zrozumienie). Patriotką nie jestem, ale byłam na: Nosowskiej; mnie znudziło, poza tym samo brzmienie było dziwnej bat-for-lashesjakości (z Nosowską łączy mnie tylko to, że też bym chciała Bowie’go na Openerze:)); za to zaskakująco dobrze wypadł zespół Très.B – nie znałam (aż wstyd), ale poznałam – i dlatego też warto pojechać na festiwal – można zostać spokojnie pozytywnie zaskoczonym. O reszcie nie wspomnę, bo ogólnie po prostu dobre wrażenie.

Po drugie moda. Warto pooglądać. W tym roku była bardzo ok Fashion Stage. Projektanci już ciut bardziej rozpoznawalni, którzy pojawiają się to tu to tam. Generalnie hitem były koszulki SHE/s A RIOT i bola (którą też można kupić w KontenerART nad Wartą). Pokazy ciekawe (Anniss, Roth, Kula, Hawrot itd.), czasem ciut chciałoby się przyśpieszyć chód modelek, bo z zegarkiem w ręku – czekały inne atrakcje openerowe, ale ogólnie warto było wpaść i podyskutować.thekills

Sama moda kwitnie też wśród uczestników festiwalu. Naprawdę jest co pooglądać, chociaż moje, z natury praktyczne podejście do sprawy zawsze walczy z mega tolerancją, na wszystko co widzę na festiwalu. Pogoda w tym roku również pokazała co potrafi i dzięki przekroju pogodowemu można było poobserwować i fajne kalosze i fajne japonki (które wcale nie zostały wymienione na kalosze, kiedy błoto gdyniaosiągnęło swe maksimum możliwości).
Powoli na szczęście marginalizuje się Ray-ban’owy atak klonów, na rzecz innych ciekawych i indywidualnych pomysłów (nie chodzi mi o gościa obklejonego taśmą klejącą, ani tego przebranego za krokodyla – jeśli ktoś go zauważył). Hitem nie są wcale kalosze z napisem „Hunter”, a wszystkie inne, prym wiodą zwykłe gumowe, czarne kalosze do jazdy konnej – pod kolano. Idealne jeśli ktoś chciał koniecznie założyć sukienkę lub szorty. Generalnie w tym roku, tak jak napisałam wcześniej, było o wiele więcej do oglądania, niż w zeszłym zakapturzonym roku. Nadal tylko nie wiem po co komu na Open’erze torby-chanelki, buty na obcasach i wygląd jakby się ktoś wyrwał na 5min. z zebrania zarządu (no chyba, że się wyrwał i nie miał innej opcji). Styl jest również dopasowywaniem się do okoliczności, inaczej zaczyna być śmiesznie, wychodzą kompleksy i staranie się na siłę. Ogólnie jest tam trochę podejścia – hulaj dusza, piekła nie ma. Pełen luz w stylizacjach. Czasem mocno przekombinowanych, czasem naprawdę ok. Typy były też opisywane w zeszłorocznym wydaniu relacji festiwalowych.

japseudoartystycznefotoPo trzecie pogoda. Czy ktoś kiedyś zastanawiał się czy fajnie jest błądzić we mgle, błocie, słońcu, deszczu przez wielkie pole, czasem nawigując się tylko o światełkach lub dźwięku? Poleżeć na trawniku o 1 w nocy i słuchać koncertu? Niesamowite wrażenia, przy zapewnionej maksymalnej ochronie dóbr własnych. Open’er, jest bardzo spokojnym festiwalem, wyluzowanym, ale nie ma nic wspólnego z zapijaniem się na umór, mówiąc kolokwialnie po poznańsku „bamberstwem, penerami” i tego typu ciekawostkami, których często przyciągają takie imprezy (pewnie tutaj jest za drogo).tresb

Po czwarte Trójmiasto. W zasięgu ręki. Oprócz średniej jakości plaży (w tym roku z sinicami), jest wiele innych ciekawostek. Można powłóczyć się po Sopocie, pogadać z Panem Wojtkiem Cejrowskim (ma swój „stragan” przy „Monciaku”). Zjeść zupę rybaka. Gdańsk – nie mumfordandsonsmuszę chyba reklamować – jest cudny. Gdynia – z ciekawostek, wycieczki po porcie, na których okazuje się, że ten cały port został wykopany łopatami, nie żadnymi mechanicznymi urządzeniami, ale zwykłymi łopatami – robi wrażenie. Poza tym, o rzut beretem jest Malbork – niby stała atrakcja turystyczna, ale szkoda nie być. Jak ktoś lubi, to zatoka, jest bardzo ok do pływania na Kite’ach. Można też pospać na plaży (to jest też w sumie ok zajęcie, po nieprzespanej nocy), nie mylić z opalaniem (leżenie plackiem i przewracanie się z pleców na brzuch i z brzucha na plecy, w jednej ustalonej pozycji, jakoś trąci mi marnowaniem życia, w imię ciemniejszych nóg = nie opłaca się).

PS.: Z nadchodzących, warto też poznać Impact (RHCP), Coke (Kraków, Placebo, The Killers, Snoop…, The Roots – warto), poza festiwalami – oczywiście obowiązkowy jest Coldplay (kto nigdy nie był, nie wie co traci), mniej obowiązkowa Madonna (różnie z nią bywa), Bryan Adams – mocno przedrożone bilety, ale cóż, facet wie jak grać na koncertach!




4-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Festiwal Open'er 2011

operner2011Lato w klimacie koncertowym to wyzwanie dla ubrania. Są tacy co szykują swoją garderobę na letni festiwal już od kwietnia i zastanawiają się w czym będą się promować.

Społeczność festiwalową można z grubsza podzielić na dwa nurty – na taką która przyjeżdża głównie dla muzyki i na taką która szuka wrażeń około muzycznych. To widać po stylu i ubiorze.

Te dwa nurty mają części wspólne i się czasem przenikają – owszem, ale nie o przenikanie mi chodzi. Generalnie nie oceniam – im więcej pomysłów tym lepiej. Opiszę "oopenerowskie" spostrzeżenia.

Nurt pierwszy to Ci którzy wiedzą gdzie i po co przyjechali – w sensie muzycznym, mają zapisane na karnetach co i kiedy będą oglądać i słuchać. W tym nurcie istnieją tacy którzy szaleją z modą, ale i tacy którzy wyciągnęli zapleśniałe buty spod szafy i niepraną od stu lat kurtkę i pojechali na festiwal. Cały czas piszę ogólnikami. :)
Mi jednak najbliżej jest do tej części nurtu, który ma fajne kalosze i apaszkę, owszem, ale również wie że przyjechał nad morze w lipcu = wieczory są chłodne, czasem jest deszczowo i chłodno. I z tego nurtu moją ikoną została kobieta w czerwonych narciarskich spodniach i białych kaloszach. Generalnie niby nic, niby tylko ciepłe ubrania i kalosze na deszcz, ale w jakim wydaniu ! Na luzie – bo o to chodzi w openerowskich stylizacjach, ale z pomysłem i funkcjonalnie. Mój wybór popierają zazdrosne spojrzenia marznących wkoło koleżanek w cienkich rajstopkach (o tym niżej) i w japonkach… Kolejną gwiazdą stylu była kobieta w szortach o dwa numery za dużych z podwiniętymi na maksa nogawkami (miała piękne nogi), i w różowej bluzce oversize – również niby nic, ale maksymalnie wpisywała się w punk-rockowe klimaty – całość podkreśliła wysokimi jasnymi trampkami (w stylu starych conversów). Idealny wygląd na cieplejszą pogodę – wygodnie, z klimatem, a do tego jak się coś ubrudzi to pewnie nie biegła spierać plam ;) [a tacy też byli]. Tutaj do ciepłej kurtki fajna apaszka, kaloszki, kolorowa przeciwdeszczówka (jeśli pada) i królujemy. Możemy spokojnie oglądać koncerty i przemieszczać się spod jednej sceny pod drugą bez kalkulowania czy będzie deszcz, zimno jak się wyjdzie z tłumu itp. itd., lub czy po powrocie będzie zapalenie gardła czy nie. To jest głównie wyczucie stylu i miejsca.

Panowie całkiem nieźle sobie radzą w tym nurcie, podstawą są jeansy, fajne, dobre koncertowe buty i ciekawa kurtka lub bluza/bluzka – kombinacji dużo i ciekawych (nawet nie szaro-burych).

Za stroje z dolnej półki tegoż nurtu najchętniej zabroniłabym wstępu na festiwale, bo jak ktoś nam śmierdzi pod nosem i ganiają po nim robaki – to psuje innym i koncert i wrażenia.

Drugi nurt to tzw. lekki lans plus wrażenia około muzyczne. Wolę lans, bo wrażenia około muzyczne mogą skupiać się wkoło picia piwa i niepamiętania czy w ogóle były jakieś koncerty na tym festiwalu plus sławne robaki na kurtce i wylane wino w kieszeni – trochę menel-style.

Lekki lans to głównie młodzież poszukująca dobrej zabawy na wyjeździe plus muzyczne wrażenia. Pomysłów nie brakowało. Od ciekawych rockowych stylizacji z masą łańcuchów, po kolorowe, neonowe odcienie. Chyba maksimum performansu przekroczył Pan ubrany w kostium z lycry – cały granatowy zakrywający również twarz, plus trampki i kapelusz. Nie wiem czy coś widział, bo prowadzili go znajomi, ale wrażenie robił.

Mi się podobali wszyscy oprócz tych "na siłę" ubranych, czyli rajstopowych koleżanek, sandałkowych kolegów i koleżanek i ogólnie tych, co pomylili miejsca i ubrali się w wieczorowe kreacje. Lub takich którzy swoim strojem zasłaniali potem widok na scenę lub zaczepiali się łańcuszkami o wszystkich pchając się do przodu i gubiąc modne okulary i klapki. Cienkie rajstopy na openera? Hmmm, oczka to jedno, ale jak się widzi caaaałe wieeeelkie pole trawy plus deszcz, to jakoś ni czorta nie łączy mi się to z cieniutkimi rajstopami – wybaczcie (chyba, że ktoś mega marznie i zakłada pod spodnie). Z japonkami – jakoś mi nie gra temperatura wieczorna i kilometry pokonywane z koncertu na koncert – no chyba, że zakłada się siedzenie w miasteczku festiwalowym i nieprzejmowanie się, że taniej by było popić piwo i polansować się w mieście.

O wydarzeniach typu Fashionner nie będę pisać, bo tłumy gapiów były przy wszystkich wydarzeniach, więc to nie "czyni wiosny". Ogólnie niby ok., ale też troszkę na siłę wciśnięte pokazy, mało klimatu i trochę "objazdowy cyrk", więc radość oglądania kolekcji jakoś mnie nie dotyczyła (trochę szkoda, bo to jest spory minus dla może niczemu niewinnych twórców).

Generalnie w tym roku znowu firma Ray Ban i wszelkie podróbki zarobiły na przygotowaniach młodych ludzi do festiwalu. :)

Dobrze się czuć w swoim ubraniu to podstawa, a coś co stale się poprawia, dziurawi, albo się w tym marźnie to już nie jest moda tylko chyba kompleksy – warto o tym pomyśleć.

Teraz o wykonawcach
Najlepszą męską stylizację na festiwalowym koncercie miał chyba zespół Coldplay, nie obeszło się nawet bez neonowych akcentów. Na luzie i z klasą.

Ogólną stylizację Pan Wokalista z The Nationals – broda i styl Rzeckiego z "Lalki" – genialny nowojorski look.

Warto popatrzeć na powiew nowości zza oceanu. Zespół Pulp za jakość występu i za ciekawy look Pani Klawiszowiec.

Prince – no cóż to ikona. I jak na ikonę przystało – mógł ubrać się we wszystko, ale dostosował się do stylu koncertu który zagrał :). Genialny, rewelacyjny i świecący.

Monika Brodka – kolorowo i troszkę na siłę… być może jestem uprzedzona, ale troszkę mi to podpadało na zapatrzenie się w Bjork… Trochę brak spójności.

The Strokes – niby ok., ale główną rolę zagrały okulary Pana Wokalisty i to tyle, poza tym chyba nudna muzyka przyćmiła wrażenia wzrokowe. :) Sorry dla fanów.

Ważne jest to, żeby wrażenia z festiwalu były świetne, a o to też trzeba zadbać właśnie myśląc o ubraniu. :) Zarówno dla nurtu pierwszego jak i drugiego (w zależności od potrzeb i oczekiwań).

Do zobaczenia na kolejnym openerze.

PS: Jeśli chcemy poczuć ciekawy klimat fanów danego nurtu muzycznego to polecam koncert Depeche Mode – tam nawet 14cm szpilki da się przeżyć plus całe stada Dave’ów ;). Ewentualnie styl czarnych aniołów na Mystic Festival, ale to wrażenia dla osób o mocnych nerwach i charakterze ;).

 

opener01opener02
opener03opener05

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS