Menu

logo tjk main 

Być albo nie być? Czy wśród studentów panuje rywalizacja o oceny, sławę i prestiż?

Czy studenci są zdolni do różnego rodzaju oszustw i żartów wobec swoich znajomych? 
Każdy z nas chce czuć się człowiekiem wartościowym oraz docenionym przez innych. Najlepiej można to zauważyć wśród osób, które właśnie rozpoczęły pracę. Często mówi się, że współpracownicy w danej firmie robią dosłownie wszystko, aby komuś podwinęła się noga i czyhają na niewielki błąd, który może stać się powodem do zwolnienia lub udowodnienia, kto jest lepszy na danym stanowisku.

Czy tylko pracownicy zachowują się w ten sposób?

Jak w obliczu prestiżu, sławy lub dobrych ocen zachowują się studenci?
Na studiach każdy jest kowalem swojego losu. Jak kto się nauczy, takie będzie miał wpisy w indeksie. Ale czy jednak w danej grupie znajomi robią wszystko, aby być najlepsi? Z własnego doświadczenia zauważyłam, że studenci nie mają przymusu bycia najlepszymi na danym roku. Oczywiście przywiązują wagę do nauki, ale jednak nie muszą one być najwyższe. Nie spostrzegłam w moim środowisku studenckim żadnej sytuacji, która byłaby nie fair w stosunku do znajomych z grupy. Wręcz przeciwnie. Przed jakimś testem albo zaliczeniem, jeśli ktoś poprosi to skanujemy notatki lub dane zagadnienia. Nieraz nawet wspólnie wymyślamy pytania, jakie ewentualnie mogą pojawić się na egzaminie. Każdy może liczyć na pomoc innych.

Weźmy najprostszą sytuację, jaka mi się ostatnio przydarzyła. Skończył się tusz w mojej drukarce, a musiałam wydrukować kilkadziesiąt stron ”na już”. Wystarczył jeden sms do koleżanki i materiały miałam wydrukowane. Moim zdaniem wszystko przebiega w atmosferze wzajemnej pomocy i życzliwości. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie.

Nie chciałam opierać się tylko na swoich prywatnych przemyśleniach, dlatego spytałam inne osoby:
Paulina
Nie widzę, aby ktoś robił sobie nawzajem jakieś żarty po to, aby mieć wyższe oceny. Mi jednak nie zależy na wysokiej średniej, dlatego nie chodzę na wszystkie wykłady. Nie żywię jakieś wielkiej miłości do osób z mojego roku, ale też nic do nich nie mam. Nasza znajomość jest raczej neutralna.

Weronika
Na uczelni wszystko wydaje się być ok, każdy jest bardzo miły a zarazem spostrzegawczy. Jednak nie spotykamy się w większym gronie po zajęciach. Są jakieś małe grupki, ale zdaję sobie sprawę, że czekają one na to aż komuś nie powiedzie się na egzaminie. Wiem, że za plecami każdy z nas jest obgadywany i wyśmiewany. Nie można tutaj liczyć na jakąś pomoc np. w braku notatek. Każdy od razu się wymiguję i znajduje jakiś powód, dla którego jego notatki nie będą dobre i wystarczająco pomocne. Przyzwyczaiłam się już do tego, aby liczyć tylko i wyłącznie na siebie.

Ania
U mnie na uczelni, jeśli nie ma cię na wykładach to musisz zdać sobie sprawę, że nie przejdzie to bez zbędnych komentarzy ze strony „znajomych”, którzy nie krępują się przed wykładowcą i mówią, kogo nie ma oraz dlaczego. Oczywiście nie znają oni prawdziwego powodu tylko wymyślają swój. O pożyczeniu notatek zapomnij. Każdy strzeże ich jak oka w głowie. Pewnego razu przed ważnym egzaminem dziewczyna, która opuszczała wykłady ubłagała kilka osób o skserowanie materiałów. Oczywiście otrzymała notatki tylko z zupełnie inną treścią. Na szczęście zorientowała się, że są one błędne i musiała sama sporządzić odpowiednie.”

Jak widać, u każdego wygląda to nieco inaczej. Na pewno podstawą jest poleganie na samym sobie. Oczywiście miło, jeśli wokół są życzliwe nam osoby, które pomogą w trudnej sytuacji lub gdy poprosimy je o pomoc. Pomimo tego, że żyjemy w XXI wieku, nie każdy jest zdolny do oszustw i kłamstw tylko po to, aby być lepszym w pracy czy szkole. Nie zmienia to faktu, że pewne jednostki zrobią wszystko, aby piąć się po szczeblach kariery i być na samym jej szczycie.

Najważniejsze, aby żyć w zgodzie z samym sobą i zasadami, które są odnośnikiem w naszym życiu. Warto odpowiedzieć też sobie szczerze na pytanie - czy dla kariery zrobię wszystko? Czy jestem zdolna do oszustw? Zaobserwujcie jak ta sytuacja wygląda w Waszym życiu.

Natalia Kurpisz, 19l.

kurpisz

Czytaj więcej...

Umyj mi samochód, to dostaniesz pięć. O tym, jak nauczyciele i wykładowcy wykorzystują uczniów oraz studentów

Niedawno głośna była sprawa księdza z Lubina dotycząca zlizywania bitej śmietany przez uczniów z jego kolan. Zastanawiając się nad nią przypomniało mi się wiele innych podobnych sytuacji, o których niestety nikt poza uczniami nie wiedział.

Skrajne zachowania wychowanków oraz ich nauczycieli czy wykładowców pojawiają się w momencie, gdy brakuje kilku punktów i zaliczonych kolokwiów do świadectwa z paskiem, przejścia do następnej klasy, na kolejny rok studiów. Wykorzystują to nauczyciele, którzy w zamian za postawienie odpowiedniego stopnia żądają usług nie mających nic wspólnego ze szkołą.

Poniżej podam kilka przykładów, których albo ja, albo moi znajomi byli świadkami.
Liceum
Moja rok młodsza siostra opowiada mi o tym, jak jedna z jej koleżanek usilnie chciała dostać szóstkę z religii. Brakowało jej właśnie tej oceny do zdobycia świadectwa z paskiem. Nie chciała lub nie miała możliwości podniesienia swoich stopni z innych przedmiotów, więc postanowiła „pognębić” o to księdza, ponieważ jak powszechnie wiadomo nota z wychowania katechetycznego wlicza się do średniej. Prowadzący był niezbyt chętny do wyświadczenia jej takiej uprzejmości tym bardziej, że dziewczynie wychodziła czwórka. Ale ona miała swoje sposoby. Wszyscy wiedzieli, że ksiądz lubi słodycze. Koleżanka mojej siostry zaczęła mu więc je przynosić. A to dlatego, że mama za dużo upiekła, a to ponieważ „pan tak marnie wygląda”. Na początku nic się nie działo, katecheta szybko wychwycił jej taktykę i korzystał na tym. Chciała to dawała, on jej do niczego nie zmuszał. Niby nie, ale kiedy raz jej nie było na rzeczonym przedmiocie, upomniał ją na korytarzu następnego dnia, że teraz jest mu „winna” dwa razy więcej. Naiwna uczennica starała się dalej. Przyszła w końcu pora na wystawienie końcowych ocen. Jakże panna się zdziwiła, kiedy ksiądz oznajmił jej, iż szóstkę dostanie, kiedy tylko umyje mu samochód. Żadnej tajemnicy z tego nie zrobił, powiedział to w obecności wszystkich uczniów i właśnie w tej sytuacji kazał dziewczynie przyrzec, że takie zobowiązanie wypełni. Ta oczywiście się na to zgodziła i szóstkę dostała. Ale opinię wśród kolegów i koleżanek miała niemiłą.

Świadkiem kolejnej sytuacji byłam sama. Także w liceum
Nie pamiętam, czy w pierwszej, czy drugiej klasie przyszła do nas na zastępstwo nowa polonistka. Młoda, chociaż nie zaraz po studiach. Miła, sympatyczna, nieporadna. Często zamiast rozmawiać o Mickiewiczu, Sienkiewiczu czy Baczyńskim nasze tematy krążyły wtedy (w ramach lekcji oczywiście) wokół naprawy kranu, posługiwania się komputerem, skrzypiących drzwi. Nagle nie wiadomo dlaczego (ironia) koledzy z najgorszymi ocenami zaczęli dostawać piątki. Za co? Właśnie za ten kran, drzwi, komputer i załatwianie wielu innych spraw za tą panią. Rodzice zadowoleni, ci uczniowie też, polonistka także. I tylko nieliczna grupka dziewczyn i niektórych chłopców płakała po kątach za poprzednią nauczycielką, która była surowa, ale pod jej wodzą zdanie matury to byłaby pestka. Na szczęście dla nas z pomocą przyszła pani dyrektor. Być może ktoś ją zawiadomił, dotarła do niej opinia z poprzedniej szkoły, w której uczyła nowa polonistka, lub sama zorientowała się, co się dzieje. Zaczęła obserwować nasze lekcje, zadawać różne pytania, a i nas zachęcała do tego, aby zaspokoić polonistyczną ciekawość. Okazało się oczywiście, że nie tylko na temat naprawy kranów nauczycielka języka polskiego nic nie wie. Dziwnym trafem myliły jej się daty wydań, śmierci, urodzin, nie mówiąc już o tym, że czasem nie pamiętała w ogóle, kto jakie dzieło napisał. Cóż, pożegnaliśmy się z nią częściowo ze smutkiem (koledzy pomagający jej poza szkołą), a częściowo z ogromną radością (ci płaczący po kątach).

Ostatnia sytuacja wydarzyła się na jednej z politechnik
Jak powszechnie wiadomo na pierwszym roku zdarzają się wykładowcy stawiający sobie za cel oblanie jak największej liczby osób. Na jednych ćwiczeniach pewien prowadzący pokazał nawet wykres przedstawiający ile procent roku w jakich latach oblał. Liczby szły rosnąco oczywiście, żeby nie pozostawić studentom żadnej nadziei na to, iż w tym roku będzie mniej wyrzuconych osób. Ale wróćmy do konkretnej sytuacji, którą zamierzam opisać. Otóż pan profesor oblewał ze szczególną satysfakcją studenta o imieniu Michał. Znamienne przezwisko młodego adepta – Bob Budowniczy – kazało przypuszczać temu oto profesorowi, że jego uczeń zajmuje się budowaniem różnego rodzaju rzeczy jak domy, szopy, altany. Trafił oczywiście w dziesiątkę. Najgorsze dla niego było to, że Michałowi tak świetnie idzie robienie w praktyce czegoś, z czego z teorii na zajęciach notorycznie stawiał mu dwóje. Sytuacja ta wyśmiewała cały system nauczania i stawiała profesora w sytuacji, w której musiał udowodnić, że nie da się na dłuższą metę konstruować budowli bez znajomości wzorów, teorii itp., czyli rzeczy, których on nauczał. Ponieważ nie znajdował wyjścia z sytuacji, oblał Boba Budowniczego już drugi rok. Ten znów wziął przedmiot na warunek i spotykali się na zajęciach. Po pewnym czasie profesor uległ i chciał w ten oto sposób załatwić sprawę: postawi Michałowi tróję, jak ten zbuduje mu ładną altanę w ogrodzie. Student przystał na takie warunki i zrobił co trzeba. Z tym, że w zamian za chamstwo profesora odpłacił mu się niezbyt fachową robotą. Trójkę w indeksie ma do dzisiaj i studiuje już na trzecim roku, natomiast altana rozsypała się po kilku miesiącach. Z profesorem już się nie spotka na kolejnych latach studiów, za co Bogu dziękuje, ale mimo wszystko miło go wspomina.

No i co myśleć o przeczytanych historiach? Uczniowie sami sobie są winni? Może powinni takie rzeczy zgłaszać? Tylko, że wtedy nie dostaną wymarzonej oceny lub nikt im nie uwierzy. Bo jak ma się mierzyć student z profesorem, który uczy trzydzieści lat? Co z tego, że z wiekiem się zmienił i jego psychika została do tego stopnia wyczerpana, że powinien iść na wcześniejszą emeryturę zamiast starać się wyrzucić ponad połowę roku? A kontrola na uniwersytecie? Zagadnienie śmiechu warte. Temat pozostawiam otwarty.

Nie pojawiły się tutaj żadne wzmianki na temat wykorzystywania seksualnego, indeksów wyrzucanych z trzeciego piętra przez wykładowców, wrednych pań w dziekanacie, nauczycielek podlizujących się do dzieci bogatych rodziców i wielu innych, bo to już inne historie, chociaż równie absurdalne...

Anita Karolczak, 22l.

 


 

8-12

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

 

Czytaj więcej...

Małżeństwo w trakcie studiów

Wolna i niezależna - to dwa aspekty, które dzisiaj odróżniają nas od kobiet z krajów, gdzie mężczyzna pełni rolę pana i władcy. Chociaż my, te wolne i niezależne same decydujemy, kto ma być naszym wybrankiem, to czasem słyszymy: jesteś na studiach i masz męża, czym Cię oszołomili?

Od wieków kobiety walczyły o skarb, jakim jest równe traktowanie i prawo wyboru. Co za tym idzie, chciały one same decydować, z kim spędzą resztę życia i w jakim wieku to „spędzanie” się rozpocznie.

Mowa jest tu o dziewczynach, powiedziałabym nawet-nastolatkach, które według prawa feudalnego w wieku 12-13 lat stawały się pełnoletnie i bez oporu można było je wydawać za mąż. Zamążpójście wiązało się jednak z majątkiem, dlatego im więcej był warty posag panny, tym decyzja za koga ma zostać wydana, uzależniona była od męskiej części rodziny.

Trzeba również dodać, drogie czytelniczki, że kiedyś dla każdej młodej kobiety sprawą priorytetową powinno było być rodzenie potomstwa. Jednak żeby można było dopuścić do stworzenia nowego życia, potrzebny był jej mężczyzna, związany z nią sakramentem małżeństwa. Nawet, gdy młodzi sami z siebie pragnęli być razem, musiał odbyć się ślub. Inna opcja nie wchodziła w grę, a dziś…

Dzisiaj każda z nas chce zasmakować życia i wycisnąć z niego jak najwięcej. Nadeszła era „kobiety wyzwolonej”.

Nie musimy dojrzewać, wychodzić za mąż i rodzić dzieci. Nikt już od nas tego nie oczekuje. Możemy robić to, co nam się podoba. Co więcej, mamy świadomość tego, że najlepszym rozwiązaniem jest nauka, praca, zdobycie pozycji w społeczeństwie, a potem ewentualne poszukiwanie księcia na białym koniu.

Dlaczego zatem, coraz częściej nasze koleżanki decydują się na zawarcie małżeństwa już na studiach?

Jedną z takich kobiet, które „bezczeszczą” trud, jaki włożyły nasze praprababki, by uwolnić nas od „ obowiązku małżeństwa” we wczesnym wieku, jest 23-letnia Marianna. Wyszłam za mąż 2 lata temu. Po drugim roku studiów, zdecydowałam się na złożenie przysięgi małżeńskiej. Mój mąż również jeszcze studiuje, więc gdy tylko ogłosiliśmy wszem i wobec, że planujemy ślub pod koniec lata, pierwszym pytaniem, jakie usłyszałam było, „Dlaczego teraz? Na pewno jesteś w ciąży!”. Nie byłam w ciąży. Nie uważałam też, że powiedzenie „tak” na ślubnym kobiercu, ograniczy mnie w jakiś sposób. Po maturze zamieszkałam ze swoim chłopakiem. Poznaliśmy się niemalże na wylot. Przyzwyczaiłam się do jego wad, zalety doceniłam. Obydwoje wiedzieliśmy, że „to już na zawsze”. Dlaczego więc, nie posunąć się krok dalej? Od ślubu minęło sporo czasu, a ja nie widzę żadnej różnicy w naszych zachowaniach „sprzed”. Wszyscy się pytają skoro nie widzisz różnicy, to po co wiązać się papierkiem? Odpowiadam wtedy - czy to ślub kościelny, czy w urzędzie, gdy stoisz naprzeciwko osoby, którą kochasz i mówisz „… i nie opuszczę Cię, aż do śmierci”, jest to uczucie nie do opisania. Poza tym, osoby, które boją się „papierka”, albo nie myślą o ukochanym jak o jedynym, albo boją się, że ślub wszystko zepsuje. Ale pytanie - co ma zepsuć? Jeśli czujesz, że nie idziesz tą samą drogą, co twój chłopak to nie ma sensu się zaręczać. Czy masz 21 lat, czy 30, bez wzajemnego zrozumienia i tak nic nie wyjdzie.

Żyjąc w dobie nagminnych rozwodów, kiedy prawie codziennie mamy do czynienia z rozstaniami naszych znajomych czy gwiazd show-businessu, większość z nas przestaje tak naprawdę rozumieć, czym jest związek małżeński. Jest on zazwyczaj kojarzony z „więzieniem”, z utratą wolności i niezależności.

 

Wydaje się nam, że nasz partner po ślubie zmieni się w dziką bestię, podetnie nam skrzydła i uwięzi w lochu zwanym kuchnią. Brzmi zabawnie, ale gdyby tak zapytać młode dziewczyny, co sądzą o małżeństwie, taka lub podobna odpowiedź z pewnością by się pojawiła.

Idąc na studia, oczekujemy od nich nie tylko wiedzy, ale i nowym przeżyć, nieprzeciętnego towarzystwa, a przede wszystkim imprez do białego rana!

A co tu zrobić jak jestem mężatką? Ciepłe bamboszki i przed telewizor z mężem? Nic bardziej mylnego! Często można odnieść wrażenie, że słowo „mężatka” posiada bliźniaka, „nie wypada”.

Jeszcze do niedawna styl życia kobiety malował się trochę w innych barwach. Duża liczba naszych matek czy babć nie miała tak oryginalnego przywileju jak zdobywanie wiedzy na uniwersytecie. Osiągały one pełnoletność, zaczynały pracę i zakładały rodziny. Musiały zatem, skupić się na najbliższych, a nie na swoich ekscesach. Stąd też pogląd, że bycie młodą mężatką to początek poważnego, stabilnego życia.

Co więc zrobić z tym fantem dzisiaj, gdy zapowiada się niebiańska impreza, a nasz mąż nie ma na nią ochoty? Nic! Iść w pojedynkę i bawić się najlepiej jak się da, a „nie wypada” zostawić w domu.

Dwudziestoparolatki to nie tylko żony, ale przede wszystkim studentki, młode dziewczyny pragnące podbić świat. Nie musimy wszędzie zabierać ze sobą nasze drugie połówki, nawet w przypadku, kiedy nosimy ich nazwiska. Związek małżeński nie oznacza ciągłego przebywania w swoim towarzystwie. Świat się zmienia, a my razem z nim. Dlatego, nie powinnyśmy tkwić w przekonaniu, że „wszystko razem”. To właśnie dzięki swobodzie, nie mamy poczucia, że po zmianie stanu cywilnego jesteśmy skazane tylko na jednego człowieka.

Istnieje wiele zalet zamążpójścia w okresie studenckim. Większość kobiet marzy o bezpieczeństwie lub bezwarunkowym wsparciu ze strony mężczyzny. Ślub zapewnia również stabilność w uczuciach, a w codziennym życiu pozwala na załatwienie różnego typu spraw za siebie. Chociaż największą zaletą w tej sytuacji to świadomość, że jest ktoś w domu, kto na nas czeka, tęskni i dzięki niemu nie czujemy się samotne. Ale jak to w życiu bywa, każdy kij ma dwa końce. Gdyby nie było wad, nie potrafiłybyśmy rozpoznać zalet. Z drugiej strony, gdyby słabe strony małżeństwa przestały istnieć, mogłybyśmy porównać życie do sielanki.

Gdy zastanawiamy się nad podjęciem tak istotnego kroku, po naszej głowie krąży tylko jedna myśl, „A co będzie jak się nie uda, rozwód?”. Strach przed rozstaniem, kłótnią i stresem powoduje, że odwlekamy decyzję o stworzeniu rodziny. Jeśli jednak postanawiamy zalegalizować związek, to ten lęk nadal w nas tkwi. Inną, równie silną wadą jest fakt, że w momencie, kiedy chcemy o czymś zadecydować lub zaplanować, zawsze musimy wziąć pod uwagę naszego księcia. Wszystko jest w porządku, kiedy spotykamy się z aprobatą i chęcią udziału w planie. Czasami jednak rodzi się problem, ty „A”, a on „B” i co wtedy?

Z takim konfliktem interesów zetknęła się 27-letnia Magda. Magiczne „tak” wypowiedziałam po obronie licencjackiej. Mąż rozpoczął pierwszą pracę, więc moment na huczne wesele wydawał się idealny. Idylla trwała pół roku, do chwili, gdy dostałam szansę rocznego wyjazdu za granicę, w ramach wymiany studentów. Cieszyłam się jak małe dziecko, w końcu nie codziennie dostaje się takie propozycje. Zawsze marzyliśmy o podróżach, zwiedzaniu niezwykłych miejsc. Miałam możliwość wyjechania wraz z mężem, ja bym studiowała, on pracował i obydwoje zyskalibyśmy nowe doświadczenia. Dlatego tym większe było moje zaskoczenie, gdy usłyszałam, „nie”. Nie rozumiałam, dlaczego. Po dłuższym namyśle, zasugerowałam, że w takim razie sama pojadę, a rok szybko minie. To było dolanie oliwy do ognia. Poza wyrzutami, że go nie kocham i na pewno znajdę sobie kogoś innego, nic konstruktywnego nie dotarło do moich uszu. Kłóciliśmy się do dnia, w którym musiałam podjąć ostateczną decyzję. Sfrustrowana i przybita odmówiłam. Nie chciałam, by nasz związek się rozpadł. Mój mąż zamiast mnie wspierać i motywować do działania, podstawił mi nogę. Co ja sobie wyobrażałam, chcąc spełnić marzenie? Często wracam do czasów, kiedy byłam panną. Jak wyglądałoby dziś moje życie, gdybym nie nosiła obrączki?

W życiu zdarzają się różne sytuacje. Niemniej jednak, by związek miał rację bytu, czy z papierkiem, czy bez, najważniejszy jest kompromis. W momencie, gdy jedno z partnerów nie zna znaczenia tego słowa, nie dojrzało emocjonalnie do partnerstwa, a tym bardziej do założenia rodziny. Trzeba znaleźć własny „złoty środek”, by móc w przyszłości powiedzieć, „podjęłam właściwą decyzję”.

Jeśli jednak bardziej zależy Wam, drogie czytelniczki, na wystąpieniu w roli panny młodej, w przepięknej sukni i byciu gwiazdą wieczoru, to zastanówcie się dziesięć razy, zanim wybierzecie taką drogę. To tylko jedna noc, która minie w mgnieniu oka, a kolejne dni to już rzeczywistość. Nie pozwólcie więc, żeby Wasze życie zmieniło się w ciągłe pytania, „co by było gdyby…”.

Paulina Nawrocka, 23l.

etnolingwistyka UAM

 


 

7-12

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Studentka - dlaczego warto studiować w Poznaniu?


Na to pytanie odpowie Wam nasza Portalowiczkastrefa-art-pzn(Agata P., 22 l., studentka z Poznania),
która Rejestrując się na naszym portalu,
wygrała Profesjonalną Sesję Zdjęciową.

Zobacz pełną relację (09.07.2010)

Jak do tego doszło? Przeczytajcie sami...


 


Zaczęło się bardzo niewinnie. Trafiłam na portal zupełnie przypadkiem przeglądając pocztę w pracy. Po zapoznaniu się z warunkami konkursu, pomyślałam dlaczego nie? - chociaż w głębi duszy wcale nie wierzyłam w moje powodzenie w tego typu sprawach. Zawsze byłam wobec siebie bardzo krytyczna i szybko jednak odrzuciłam bajkowe myśli o sesji. Jakie było moje ogromne zdziwienie, gdy po okołu półtora miesiąca otrzymałam maila z wiadomością, że to właśnie mnie wybrano do udziału w PROFESJONALNEJ SESJI ZDJĘCIOWEJ. Radość moja nie znała granic ;) Przygotowania jak i sama sesja była niezwykłą przygodą – o czym możecie poczytać w innym dziale tego portalu ;) Gorąco zachęcam!

 

Mieszkam i studiuję w Poznaniu. Zawsze zastanawiałam się czy po maturze zostać w Poznaniu i kontynuować naukę czy wyjechać do innego miasta. Kiedy jednak cztery lata temu mój wybór padł na Politechnikę Poznańską, nie myślałam jak bardzo będzie to słuszna decyzja w moim życiu ;) Cieszę się ogromnie, że wybrałam uczelnie w mieście, które aż kipi od atmosfery studenckiej. Obecnie czeka mnie ostatni rok zmagań na kierunku Transport. Mogłoby się rzecz, że Politechnika to uczelnia dla facetów. Wcale nie!!! Dziewczyny nie dajcie się przesądom. Politechnika Poznańska oferuje szeroki wybór kierunków, na których również i płeć piękna znajdzie coś dla siebie. No i nie każdy może się poszczycić tytułem inżyniera nauk technicznych ;)

Do końca studiów w moim przypadku jest już niestety bliżej niż dalej, zatem mogę powiedzieć, że znam doskonale życie studenta z praktyki ;-) Dla wszystkich dziewczyn, które zastanawiają się czy warto studiować w Poznaniu oraz dla takich które chcą się utwierdzić w przekonaniu, że naprawdę warto, kilka słów ode mnie na temat akademickiego Poznania...

Poznań uchodzi za jedno z większych miast akademickich w całej Polsce. Młodzi ludzie mogą wręcz przebierać w ofertach kształcenia uczelni wyższych, wybierając to co ich naprawdę interesuje. Poznań może się poszczycić 8-ioma uczelniami państwowymi, a także kilkunastoma uczelniami niepaństwowymi tzw. prywatnymi. Można tu znaleźć szereg kierunków humanistycznych, technicznych, ekonomicznych, przyrodniczych, medycznych, a także wiele innych.

Z roku na rok do Poznania nadciągają setki nowych osób chętnych podjąć naukę i zdobyć upragniony tytuł magistra, inżyniera czy licencjata. Obecnie szacuje się, że liczba poznańskich studentów przekracza liczbę 140 tysięcy, która i tak co roku się powiększa.

Jednak decyzja o kontynuowaniu nauki na uczelni wyższej to nie tylko wizja siedzenia od rana do wieczora na wykładach i nauka po nocach. To także poznanie smaku życia studenckiego - każdy prawdziwy student wie o czym mowa ;)

Poznań jako jeden z głównych ośrodków akademickich, w swoim szerokim wachlarzu ofert uczelni posiada również szereg propozycji dla studentów, aby po ciężkim dniu na uczelni można było się zrelaksować. Odwiedzając serce miasta - Stary Rynek, nie można oprzeć się wrażeniu, że stylowe knajpki są stworzone właśnie dla poznańskich żaków. Studenckie imprezy towarzyskie można odwiedzić codziennie. Ponadto Poznań jest bardzo przyjazny dla studentów pod względem cen, czy to owe stylowe knajpki, czy kino, muzea czy teatr, czy nawet sklepy, a także salony fryzjerskie posiadają oferty zniżek dla studentów.

Co roku Poznań organizuje także Juwenalia czyli cykl imprez i koncertów kilkudniowych, podczas których studenci opanowują całe miasto. Tradycyjnie Juwenalia rozpoczyna wielki pochód przebierańców. Wtedy to każdy student ma obowiązek przeistoczyć się w inną postać. Pomysłowość studentów nie zna granic. Widziano już mumie, wampiry, tramwaje, zakonnice, rycerzy czy chociażby butelki ;) Studenci otrzymują od prezydenta symboliczny klucz do bram Poznania i od tego momentu zaczyna się wielkie panowanie społeczności studenckiej w mieście.

Warto również wspomnieć, że Poznań przyciąga młode pokolenie nie tylko szeroką ofertą wyższych uczelni czy możliwością uczestniczenia w życiu studenckim. Miasto i uczelnie posiadają również propozycję dla bardzo ambitnych i zdolnych studentów, oferując im udział w naukowych projektach, chociażby w szeroko omawianym: Era inżyniera na Politechnice Poznańskiej. Niewątpliwie udział w takich projektach jest doskonałą trampoliną do kolejnych osiągnięć naukowych.

Uważam, że Poznań doskonale spisuję się jako miasto akademickie i jest szeroko otwarte na przyjęcie nowych studentów. Warto zdecydować się na wybór poznańskiej uczelni i otrzymać wymarzony indeks, wkraczając jednocześnie w inny, zwariowany i zabawny świat studiowania ;) W końcu to ostatnie lata beztroskiej młodości... ;)

Drogie studentki... sama jestem studentką i wiem co to znaczy odpowiedni wybór uczelni i miasta. Gdybym mogła wybierać jeszcze raz niewątpliwie padło by na Poznań. Co więcej, zachęcałabym więcej znajomych, aby pozostali tutaj, na te najlepsze lata nauki ;) Dziewczyny, mam nadzieje, że utwierdziłam Was w przekonaniu, że miasto Poznań jest doskonale przygotowane na przyjęcie nowych studentów, a także na goszczenie obecnych ;)

A może przy odrobinie szczęścia będziecie miały także szansę spróbować swoich sił przed aparatem – tak jak ja miałam ;)

 

Agata Przybylska (22 l.)
Studentka
Politechnika Poznańska
Kierunek: Transport

Czytaj więcej...

Akademik czy może mieszkanie?

Już na wstępie dodam, że temat wcale nie jest taki oczywisty, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Ilekroć podjąć się dyskusji na ten temat, zwolenników oraz przeciwników przybywa zarówno po jednej jak i po drugiej stronie.

Powrót na uczelnię, a zarazem do Poznania, to już tylko kwestia czasu, którego jest coraz mniej, a jeśli ktoś jeszcze nie zadbał o swoje miejsce w przyszłym roku akademickim, to mam nadzieję, że dobrze orientuje się w rynku nieruchomości lub/i zarezerwował sobie sporą liczbę czasu, snickersów, „uśmiechów na twarzy” oraz uzbroił po zęby w cierpliwość - naprawdę się przyda.

Warto jednak przemyśleć, co oferują nam dzisiaj akademiki poszczególnych uczelni, a czego możemy spodziewać się wynajmując mieszkanie.

Nie jest tajemnicą, że jeśli zdecydujemy się wynająć pokój w akademiku, to są tego plusy i minusy, zupełnie jak w kwestii niezależnego mieszkanie, czy stancji.

Tak więc...

Może akademik...?

Bez wątpienia jest to pod kątem finansowym najlepsza oferta dla studentów. Nie znajdziemy w mieście pokoju za 300 zł miesięcznie (no chyba, że szczęście którejś z Was wynosi + 10). Tak więc przy tej opcji w porównaniu z kosztami najmu, zostaje nam dodatkowo spora sumka w kieszeni. Istotnym argumentem są również wliczone już w powyższą cenę koszty za zużycie energii oraz wody, a to przecież spore dla nas oszczędności w skali roku i możliwość wydania pieniążków na pilniejsze wydatki, których nigdy nam nie brakuje. Która z nas nie lubi wziąć długiego, gorącego prysznica po ciężkim dniu, albo gdy wracamy zmarznięte zimą z uczelni? Wtedy nie martwimy się co dwa miesiące, czego musimy sobie odmówić, aby zapłacić rachunki.

Pamiętajmy również, że decydując się na pokój w akademiku musimy liczyć się z faktem, że będziemy dzielić pokój z inną dziewczyną, a przeważnie z dwoma dziewczynami, których nie znamy (wykluczam oczywiście opcje, kiedy mamy mega szczęście mieć za współlokatorkę swoją koleżankę ). Nie wiadomo również, czy nie trafimy na osobę delikatnie mówiąc "specyficzną", która już na samym początku, niestety nie przypadnie nam do gustu. Wówczas atmosfera w pokoju z czasem zacznie się mocno zagęszczać…I w tym momencie przydaje się nasza otwartość na nowe kontakty, nowe osoby, lecz ku naszemu zaskoczeniu i zdziwieniu, nagle może się okazać, że nie jesteśmy aż tak wyrozumiałe i cierpliwe, jak nam się to wcześniej wydawało. Trzeba się więc poważnie zastanowić nad własną postawą i wpasować w środowisko, bo nie zapominajmy, że to nie miejsce sprawia, iż jest nam dobrze, a towarzystwo: koleżanki i koledzy, którzy nas otaczają.

Będąc w akademiku, możemy liczyć na poznanie naprawdę sporego grona osób, dzięki którym czas spędzony na studiach będzie miał wartość bezcenną. Mało tego - akademik, to gigantyczny przepływ informacji. Na pewno nie będziemy mieć problemu, aby skoczyć do sąsiedniego pokoju i pożyczyć książkę lub zrobić ksero notatek z wykładu, na którym nas nie było (w przyczyny nie wnikam). W akademiku zawsze mieszkają osoby, które dany materiał już przerobiły, tak więc notatki od nich, oraz informacje czego możemy się spodziewać na danym kole, czy egzaminie bywają często kluczowe i przesądzają o powodzeniu całej misji. Z taką "małą pomocą" starszych kolegów i koleżanek studiowanie staje się o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze a nawiązane tutaj przyjaźnie i znajomości, często trwają przez długie lata, bo z kim jak z kim..?, ale najwięcej czasu spędza się ze współlokatorami.

Kolejną zaletą akademika są imprezy. Któż nie słyszał o legendarnych imprezach w akademikach, gdzie wraca się do pokoju na czworaka, który niekoniecznie posiada drzwi, a koledzy robili crash testy monitorów, czy lodówek? Tak…to właśnie tutaj są "te" imprezy, których nigdy nie zapomnimy, a z których po latach będziemy mieć niezły ubaw.

Jednak życie w akademiku nie wygląda czasem tak różowo. Zazwyczaj wybraliśmy się na studia, aby właśnie studiować, zgłębiać tajniki wiedzy, a najlepiej się ją przecież zdobywa gdy wokół nas panuje cisza i spokój. Tego niestety czasem bardzo brakuje w akademiku. Impreza typu "spontan" potrafi nieźle dać nam się we znaki, szczególnie gdy na drugi dzień mamy egzamin, tak więc o przespaniu spokojnej nocy, możemy tylko pomarzyć. A są przecież takie wyjątkowe osoby, ze specjalnymi zdolnościami, które potrafią poruszyć nie tylko cały akademik, ale i całą dzielnicę :). W tym momencie najlepiej jest się udać do pokoju nauki, który posiada każdy akademik i tam trochę odetchnąć, skupić się przy pracy.

Akademik, to niestety brak prywatności. Obecność współlokatorek, sprawia że prawie nie mamy czasu dla siebie, nie możemy się wyciszyć np. po ciężkim dniu na zajęciach, gdy potrzebujemy czasem pobyć sam na sam ze sobą, lub wręcz przeciwnie, mamy ochotę posłuchać głośno muzyki, ale jeśli koleżanka w pokoju ma inny gust, możemy zapomnieć o jakimkolwiek szale radości z tego powodu i ze spuszczoną głową przerzucić się na słuchawki.

Dlatego wybierając akademik musimy umieć godzić się na wiele kompromisów, bo jak widać, mieszkanie w akademiku zdecydowanie ma swoje plusy i minusy.

Natomiast jak jest z wynajęciem mieszkania, stancji, czy kawalerki?


Więc może wynająć mieszkanie...?

Wynajmując mieszkanie musimy się liczyć ze zdecydowanie wyższą kwotą, którą przeznaczymy na comiesięczny czynsz. Średnia cena pokoju w wynajętym mieszkaniu, to minimum 400 zł (przy bardzo optymistycznym podejściu), a do tego dochodzą nam jeszcze opłaty za wodę, energię, gaz i media. Jeśli jednak nasza kieszeń pozwala nam na ten luksus i wynajęcie mieszkania, np. w czwórkę, gdzie wówczas koszty dzieli się na wszystkich mieszkańców, to możemy liczyć na zupełnie inne warunki niż te, które proponuje nam akademik.

Dodatkowym komfortem jest pełniejsze, lepsze i bardziej estetyczne wyposażenie oraz umeblowanie mieszkania, dzięki któremu możemy poczuć się prawie jak we własnym domu i stworzyć ciepły klimat. Gdy chcemy ciszy i spokoju, przekręcamy klucz w drzwiach i mamy pewność, że w pokoju jesteśmy sami, a sąsiedzi z piętra nie zrobią dyskoteki, bo to zupełnie inny poziom. Warto więc wziąć pod uwagę tę istotną kwestię przy podejmowaniu decyzji - akademik czy mieszkanie?, bo jeśli jesteśmy domatorkami i potrzebujemy dużo przestrzeni życiowej, jest to niewątpliwie rozwiązanie dla nas. Spokój, jaki gwarantuje mieszkanie powoduje, że nie musimy się nikogo prosić, aby zachowywał się ciszej, zgasił światło, lub przyciszył muzykę.

Jeśli jednak zdecydujemy się na mieszkanie w kilka osób, dodatkowo mając wpływ na dobór składu lokatorów, dzięki czemu dokładnie już wiemy, czego i po kim możemy się spodziewać, pozostaje nam tylko ustalić wspólnie zasady, których wszyscy będą przestrzegać a każdemu z osobna pozwoli to na swobodne funkcjonowanie z zachowaniem porządku i prywatności :). Bez niespodzianek możemy poświęcić się nauce, a nasza kariera na uczelni będzie kwitła.

Lecz nie popadajmy w skrajności..., bo przecież nie samą nauką STUDENT żyje... Trzeba kiedyś odreagować. Organizacja małej imprezy w mieszkaniu, to trochę ryzykowny zabieg, ale wówczas takie małe party ma zupełnie inny wymiar, bardziej kameralny i kulturalny. Mieszkanie pod tym względem stwarza inne możliwości i warunki, a wykorzystując je możemy zafundować sobie oryginalną i nietypową rozrywkę. Jednak trzeba też bardzo uważać, aby nie przesadzić. Nie chcielibyśmy przecież, żeby w najlepszym momencie zabawy, po kolejnym dźwięku dzwonka do naszych drzwi z myślą, że przywitamy kolejnego gościa, przed naszymi oczami pojawili się... Panowie w niebieskim uniformie. Gwarantuję, że takie interwencje mogą nieźle namieszać i zamiast w najlepsze się bawić, żegnamy gości, ponosząc konsekwencje. Jest to niewątpliwie wada wynajmowania mieszkania. Nigdy też nie wiadomo, kogo mamy za ścianą. Jeśli trafimy na przeczulonych na punkcie dźwięków tetryków, wówczas nawet chodzenie po mieszkaniu ok. godziny 22.00, czy odkręcenie kurka z wodą, może okazać się zbyt głośne. Niestety, nie będziemy również na bieżąco i tak dobrze poinformowani o życiu studenckim jak osoby mieszkające w akademiku. Wówczas nic innego nam nie pozostaje jak poświęcenie godziny (żeby to była tylko godzina - w sesji każda godzina się liczy) i zapukanie we wrota akademika, oraz udanie się do odpowiednich osób po zbawienne informacje i materiały.

Pamiętajmy też, że samo znalezienie mieszkania nie jest łatwe i szybkie w realizacji. Jeśli chcemy mieć świadomość, że znaleźliśmy to najlepsze, najciekawsze, najtańsze i najwłaściwsze lokum…trzeba na to poświęcić czas…, sporo czasu, którego z reguły nie mamy. Nie dość, że ofert na rynku mogłoby się wydawać jest dużo, to tak naprawdę często zdarza się, że już są one nieaktualne nawet w pierwszych minutach, kiedy pojawia się ogłoszenie. Tracimy więc czas siedząc godzinami w internecie, kupując kolejną gazetę, dzwoniąc pod kolejny numer telefonu z ogłoszenia, umawiając się na spotkania z właścicielami mieszkań a to wszystko trwa…Modlimy się o szybkie i pozytywne dla nas zakończenie, aby już wreszcie znaleźć to wymarzone mieszkanie…zamiast znów jechałaś oglądać kolejne i na miejscu się dowiedzieć, że cena za wysoka, niedogodna lokalizacja itd.

Jeśli nie mamy na to ani czasu ani cierpliwości, wówczas pomocne okazują się biura nieruchomości, czy biura kwater studenckich, które zaoszczędzają nam sporo bezcennego dla nas czasu i uchronią od nerwów. Wystarczy tylko złożyć odpowiednie zapytanie, a profesjonaliści zajmą się szukaniem dla nas odpowiedniego lokum.

Tak więc, jak widzicie nie jest jednoznaczne podjęcie decyzji, czy lepszy będzie dla mnie akademik, czy może mieszkanie, stancja lub kawalerka. Każda z nas posiada inny punkt widzenia i każda z nas ma indywidualne potrzeby, oczekiwania i wymagania co do własnego "M" w roku akademickim.

Jednak powinnyśmy przede wszystkim zadać sobie pytanie - jaką jestem osobą?
Otwartą, rozrywkową, żądną nowych kontaktów, znajomości, czy może cichą, spokojną i nie lubiącą aby ktoś wtrącał się w moje sprawy?

Decyzję pozostawiam każdej z Was.

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS