Menu

logo tjk main 

Przecież to jeszcze dziecko, czyli jak rodzic rozmawia z dzieckiem o seksie

Niedawno usłyszałam w telewizji, że ponad 20.000 nastolatek zostaje matkami. Aż mnie poraziło, spojrzałam na swojego szesnastoletniego syna. On? Ojcem? Nieee, przecież to jeszcze dziecko. Syn popatrzył na mnie i uśmiechnął się: Co byś zrobiła, gdybym ci powiedział, że zostanę tatą? Bez namysłu odpowiedziałam mu: Powiedziałabym, że zostanę babcią.

Potem myślałam nad tym, co usłyszałam. Zastanawiałam się, czy spełniłam dobrze rolę uświadamiając swoje dziecko? Czy w ogóle spełniłam taką rolę? Rozmawiałam z nim o tym? Pewnie łatwiej byłoby mi z córką. Tu mogłabym się podzielić swoim doświadczeniem, emocjami. Co mogłam powiedzieć chłopcu? Ojca nie ma w jego życiu, wybrał coś (nie kogoś) innego. Dziadek? Ooo, na pewno z nim nie porozmawia. Zostaję więc tylko ja.

Odkąd pamiętam, temat seksu był w naszej rodzinie tematem tabu. Nawet nie tabu, po prostu o tym się nie rozmawiało. Nigdy.

Razem z koleżankami uświadamiałyśmy się nawzajem. Rozmawiałyśmy o tym. W domu cisza. Kiedy zaszłam w ciążę bałam się powiedzieć rodzicom (choć miałam już „zaklepanego” narzeczonego i 24 krzyżyk na karku). Chociaż STOP, nie, to nie był strach. To było zażenowanie, bo przecież ciąża bierze się z seksu. Seksu, o którym nie mówiło się w moim domu.

Stres zaowocował zagrożeniem ciąży. Jednak mój syneczek postanowił żyć i się udało. Siedzi teraz naprzeciwko mnie, ma 180 cm wzrostu i z niewinną miną pyta mnie Co byś zrobiła, gdybym ci powiedział, że zostanę tatą? Nie wiem syneczku. Ucieszyłabym się, może troszkę przestraszyła, że tak szybko musisz dorosnąć, zajęłabym się dzieckiem, abyście mogli dalej się uczyć, pomogła finansowo i wsparła. Nie byłby to koniec świata, a wyzwanie, które można potraktować jak coś wspaniałego, bo nowy skarb pojawił się na świecie. Tak, to rozwiązanie na ewentualną ciążę.

A jak przestrzec dziecko przed ciążą? Nie jest to pytanie w stylu, co zjesz dziś na obiad? Wiem, z rodzicami pewnie trudniej rozmawiać na ten temat, niż z kolegą. Rozumiem skrępowanie, jest to przecież intymne przeżycie. Na szczęście od strony fizjologicznej pomogła szkoła. Bogato ilustrowane podręczniki może powodują śmiech i zażenowanie, ale przynajmniej to odpada z głowy udręczonych rodziców. Zajęcia edukacyjne prowadzone przez mądrych nauczycieli - pedagogów (podkreślam mądrych), również pomagają zasnąć zagubionym w tym temacie. Myślę, że rodzicom zostaje to, co najważniejsze. Nauczenie dziecka szacunku i miłości do drugiej osoby. Zrozumienie, że seks to nie wszechobecny w mediach pornos, a związek, w którym również należy się dogadać i uszanować wzajemnie. Takie jest moje rozumowanie, jeśli chodzi o poruszenie tego tematu.

Jednak aby to potwierdzić rozmawiałam ze swoimi znajomymi, jak pokonali ten temat tabu? Z przerażeniem stwierdziłam, że w większości spotkałam się z pełnym zdziwienia pytaniem O seksie??? No co ty, przecież to jeszcze dziecko!! Owszem jak był (była) mały (malutka) zadała takie pytanie. Ale powiedzieliśmy o bocianach, dzieciach znajdowanych na zagonie kapusty. Jest jeszcze na to czas. Hmm, czas? Przecież to dziecko właśnie skończyło naście lat. Statystycznie może zostać już matką, ojcem. Kiedy porozmawiasz? Kiedy przyjdzie i powie Będę miał dziecko?

Pamiętam dzień, kiedy przyszedł do nas mój syn (jego ojciec jeszcze uczestniczył w naszym życiu). Miał wtedy pięć, może sześć lat. Zapytał: Skąd ja się wziąłem? Jego tatuś popatrzył na mnie i… zwiał z pokoju, zostawiając mnie z zaciekawionym dzieckiem. Hmm, no cóż. Nie będę przecież mówić o zbliżeniu między kobietą a mężczyzną. Wzięłam go na kolana i odpowiedziałam: Ty syneczku? Ty się wziąłeś z moich marzeń. Wyobraziłam cię sobie. Wiedziałam, jaki będziesz miał kolor oczu, jakie włoski, jak będziesz się uśmiechał i dawał całusy mamie. Potem wierzyłam, że moje marzenie o tobie się spełni. I jesteś. Dokładnie taki, jak z moich marzeń. To wystarczyło memu synkowi. Nie zadawał więcej pytań. Dzień później poszliśmy do moich rodziców. Mama wzięła mnie dyskretnie na bok i powiedziała: Pytał mnie skąd się wziął? Powiedziałam, żeby zapytał rodziców. Ja już przeszłam przez tematy seksu, nie chcę tego powtarzać. Spojrzałam na swoją mamę. Przeszła przez temat seksu? Z kim? Może z siostrą? Spojrzałam na nią, ale nie, pokręciła głową, że nie z nią. To z kim? Z kim mamo, przeszłaś przez temat seksu? Mówiłaś, a ja zapomniałam? Mama zrozumiała moje nieme pytanie, więc jak zwykle bezpiecznie zmieniła temat: chcesz kawę? Potem już przy kawie, powiedziałam, że mój syneczek zadał mi to pytanie i dostał odpowiedź. To spojrzenie pełne zgrozy mojej mamy. Moje dzieciątko usłyszało to, co powiedziałam. Przybiegło do nas i powiedziało niewinnie: Ja już wiem, skąd się wziąłem. Na próżno mama usiłowała zmienić temat ofiarowując dziecku ciasteczko i czekoladę. Synek owszem, słodycze łaskawie przyjął i powiedział: wziąłem się z marzeń mamusi. Och, aż usłyszałam ten kamień spadający z serca mojej rodzicielki. Powiedziała: ładnie mu odpowiedziałaś. Znów jednak zaniepokoiłam mamę zapewniając ją, że więcej informacji, tym razem fachowych otrzyma moje dziecko, gdy będzie starsze. Na to moja mama pokiwała głową i powiedziała: zrobisz jak zechcesz. Pamiętaj jednak, że on jeszcze przez wiele lat będzie jeszcze dzieckiem. Masz jeszcze czas.

Dziś mój syn jest nastolatkiem. Ma dziewczynę. Wiedziałam, że nadszedł ten czas, kiedy mój syn może mieć mnóstwo pytań na temat seksu. Przyszedł do mnie któregoś dnia i usiadł naprzeciwko. Powiedział, mamo, chciałbym cię o coś zapytać. Wiem, że mi powiesz, ale wiesz.. trochę się krępuję. Nie wiem z kim jednak mógłbym o tym porozmawiać. W duchu jęknęłam i pomodliłam się o mądrość w przekazie. Mamo, chodzi mi o seks. Nie, jeszcze tego nie robiłem, ale kiedyś przyjdzie ten moment. Mieliśmy poruszany ten temat w szkole na Wychowaniu do życia w rodzinie, teoretycznie wiem, co i jak. Uff – odetchnęłam z ulgą. Szczegóły mogłam więc pominąć, duży plus dla szkoły. Rozumiem, że nie chcesz pytać jak wygląda zbliżenie i skąd się biorą dzieci? Roześmiał się Nie, mamo to wiem, wiem też jak się zabezpieczać, ale powiedz, skąd będę wiedział, że to właśnie ta dziewczyna? Nie chcę z byle kim, byle był za mną ten pierwszy raz. Pomyślałam sobie: Boże dzięki ci za tak mądrego syna. Odpowiedziałam: synu, to nie są łatwe sprawy. Nie jest do końca tak, że wiesz, że to „ta”. Musicie oboje tego chcieć. Nie na siłę, nie bo już inni to robili, a wy jeszcze nie. To ma być przemyślana decyzja. Kiedy jednak oboje się zdecydujecie, pamiętaj, że dziewczyna potrzebuje czułości, szacunku. Dla niej jest to akt nieodwracalny, nie może wspominać swego pierwszego razu z odrazą, czy wstydem. Seks może być piękny, kiedy jest oparty o wzajemne uczucie. Nawet jeśli później okaże się, że to jednak nie „ta” nie będziesz miał poczucia, że kogoś skrzywdziłeś. To jest ważne. Syn przytulił się do mnie a ja spojrzałam na niego. Może to jeszcze dziecko, ale mam nadzieję, że i przy takiej okazji zachowa się jak dorosły, odpowiedzialny człowiek.

Jedyne co mi teraz zostało, to życzyć im, aby ten pierwszy raz był piękny i satysfakcjonujący dla obojga. Bez konsekwencji.

APEL DO RODZICÓW:
Niestety opowieści o bocianach, kapustach i innych legendach można włożyć już do lamusa. Drodzy rodzice spójrzmy prawdzie w oczy. Nasze dzieci są bardziej doświadczone niż my myślimy. Doświadczone fizycznie a nie psychicznie i edukacyjnie, bo mama i tata spoglądając na swoje potomstwo myślą: Seks? Eee, przecież to jeszcze dziecko. Mam czas.




5-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Niepokoje rodziców, czyli jak wychować mądre i szczęśliwe dziecko

Bycie rodzicem to jedna z najtrudniejszych ról w życiu. Odpowiedzialności za małego człowieka, poprowadzenia go w odpowiednim kierunku, kształtowania jego charakteru tak, by wyrósł na dobrą i mądrą osobę, tego nie nauczymy się w szkole. To jest umiejętność, którą musimy nabyć sami. Pomagają nam w tym intuicja, różnego rodzaju poradniki oraz zachowania, które wynieśliśmy z domu rodzinnego. Złotej rady jak gładko przejść przez ten okres nie ma. Nawet, jeśli zakupimy dziesiątki książek poświęconych wychowaniu dziecka, to nie mamy stuprocentowej gwarancji, że stosując te wszystkie metody, postąpimy właściwie. Każde dziecko jest inne, dziedziczy po nas różne cechy i to od naszej pracy zależy, jakie będzie, gdy dorośnie.

Od pierwszego momentu, kiedy nasz maluszek przychodzi na świat, targają nami różne niepokoje. Najpierw boimy się tego, że zajmując się dzidziusiem w nieodpowiedni sposób, zrobimy mu krzywdę. Martwimy się, gdy płacze, bo potrzeba czasu, by nauczyć się, w jaki sposób sygnalizuje swoje potrzeby oraz niezadowolenie. Z czasem nabieramy już wprawy i mamy świadomość, że póki jest zdany wyłącznie na nas, jest bezpieczny. Później, gdy dorasta, nasze zadanie staje się nieco trudniejsze. Nie wystarczy już bowiem dbać tylko o to, by był najedzony, przewinięty i wykąpany. Teraz trzeba dołożyć starań, żeby właściwie się rozwijał, poznawał, co jest dobre, a czego ewidentnie robić nie wolno.

Często czytamy w prasie, czy oglądamy w telewizji, do czego zdolne bywają dzieci wychowane niewłaściwie. Budzą w nas ogromny strach, historie, w których nastolatkowie zdolni są do okrucieństwa i przemocy. Zdarza się również, że widzimy grupę kilkunastoletnich chłopców siedzących na ławce z piwem w ręku, czy papierosem. W większości słyszymy, że winę ponoszą rodzice, ponieważ złe nawyki najczęściej wynoszone są z domu rodzinnego. Brak czasu, agresja względem siebie i dziecka, niekiedy alkoholizm, wywierają niewątpliwie zły wpływ na zachowania młodych ludzi w późniejszym czasie. Patrząc na to, co się wokół nas dzieje, z olbrzymią troską myślimy o własnym potomstwie.

Jak zatem sprawić, by nasze skarby nauczyć dobrych zachowań? Według znawców tego tematu, potrzebnych jest kilka ważnych czynników: rozsądek, cierpliwość, konsekwencja i komunikacja. Miłość bezgraniczna? Owszem, ale… mądra. Częstym błędem, który popełniamy jest zbytnia pobłażliwość. Sądzimy, że jeżeli pozwolimy dziecku na wszystko, będzie szczęśliwe. Nie potrafimy mu odmówić niczego, jego płacz wzbudza w nas poczucie, że jesteśmy złymi rodzicami, bo nie umiemy sprostać oczekiwaniom malucha. Tymczasem on, wykorzystując nasze słabości, szybko zyska nad nami przewagę, utwierdzając się w przekonaniu, że kiedy zrobi nam scenę, na pewno osiągnie swój cel, bo my, dla świętego spokoju mu ulegniemy.

Dziecko musi wiedzieć, że obowiązują pewne zasady, których należy przestrzegać. Kiedy sami je zmieniamy, nawet w błahych sprawach, tracimy wiarygodność. Powiedzmy, że ustalimy, że przed obiadem nie jemy żadnych słodyczy. Przychodzi nasza pociecha i prosi gorąco o cukierka, tylko jednego. Prawidłowym zachowaniem byłoby, gdybyśmy powiedzieli „nie, ponieważ umawialiśmy się, że zjesz je na deser.” Niestety, w większości bywa tak, że patrzymy na smutną minkę i robi nam się żal, zgadzamy się mówiąc, „no dobrze, ale tylko jeden.” I już wiadomo, że chociaż nam się to wydaje mało znaczące, dajemy dziecku sygnał, że jesteśmy „do urobienia” w każdej sytuacji. Dlatego, jeśli już wytyczamy jakieś granice, to ich nie przekraczajmy, bo w innym przypadku, całe działanie jest pozbawione sensu.

Konsekwencja jest również niezbędna, gdy decydujemy się na wprowadzanie kar, lub nagradzania za dobre uczynki. Nieraz, w chwili złości nakładamy na dziecko karę, np. „nie obejrzysz dziś bajeczki, ponieważ byłeś niegrzeczny.” Po jakimś czasie, kiedy już ochłoniesz, a ono dodatkowo ślicznie Cię poprosi, zmieniasz zdanie i włączasz. Oboje jesteście zadowoleni, bo malec dopiął swego, a Ty pomyślisz, że skoro już się czymś zajął, to możesz spokojnie coś zrobić w domu, albo odpocząć. Jednak z kary nic nie wyniknęło i z pewnością następnym razem będzie podobnie.

Tak samo bywa z nagradzaniem. Jeśli już coś obiecamy, spełniajmy to. Dziecko ma niesamowitą pamięć i kiedy wydaje nam się, że pewnie zapomniał, że miałaś mu coś kupić, ono przypomni Ci to w najmniej odpowiednim momencie, nawet po kilku dniach i będzie Ci głupio. Specjaliści jednak nie pochwalają tej metody, by za każdą dobrze wykonaną rzecz nagradzać. W końcu wszystkie czynności, które musi wykonać, będą kojarzyć mu się wyłącznie z tym, że coś za to dostanie, a fakt, że np. zabawki trzeba zawsze posprzątać po skończonej zabawie, po prostu umknie. Według nich znacznie lepiej działa pochwała, niż różne słodkie fanty, czy drobne upominki. Dzieci cudownie się cieszą, gdy im się uzmysłowi, jak fantastycznej rzeczy dokonały, jakie są wspaniałe i odpowiedzialne.

Swego czasu wiele kontrowersji dotyczyło stosowanie klapsów, jako metody wychowawczej. Nadal jest wielu zwolenników tego rodzaju kary, chociaż psychologowie są zgodni: bicie, zamiast korzyści, uczy jedynie agresji i pokazuje tylko tyle, że silniejszy wygrywa. Trudno się z nimi nie zgodzić. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego kłócąc się z mężem, czy innym dorosłym, nikt z Was nie okłada się po czterech literach? To dlaczego bije się dzieci? Bo demonstruje się w ten sposób, kto tu rządzi. Jeśli się jednak zdecydujesz na to, nie zdziw się, kiedy po pewnym czasie twoja latorośl sama ci przyłoży, jak ją zdenerwujesz. Albo pobije rówieśnika na placu zabaw, jak podwędzi jej łopatkę. Czasem ciężko zapanować nad emocjami, ale znacznie lepszym pomysłem jest wyjść na chwilę, żebyście oboje ochłonęli, niż wspólnie wyładowywać na sobie złość.

Często bunt małego człowieka wynika z braku zainteresowania. Pochłonięci pracą zawodową i tą domową, nieraz nie znajdujemy czasu, by wsłuchać się w potrzeby naszych pociech, na prośbę o wspólną zabawę reagujemy dość obcesowo, odsyłając je do rysowania, lub wymyślania samodzielnych zabaw, co skutkuje ich złym zachowaniem, bo wtedy z pewnością zwrócą na siebie naszą uwagę.

Duże nadzieje pokładamy w przedszkolu. Wydaje nam się, że tam dziecko nauczy się ogłady. I jest to prawda. Właśnie przez wprowadzanie ze strony wychowawców reguł, które wszyscy muszą przestrzegać. Kadrze przedszkola jest troszkę łatwiej, ponieważ realizują swoje założenia, nie będąc tak silnie związani miłością z dziećmi, jak matki. Jeśli coś robią źle, zwracają im uwagę, jeśli dobrze, chwalą. Wyuczone zasady jednak nic nie dadzą, jeśli po zamknięciu przedszkolnych drzwi o nich zapomną, wracając do swojego zwykłego domowego rytmu.

Kiedyś pewna pani zaskoczyła mnie na placu zabaw pytaniem, czy moja córka chodzi do przedszkola. Odpowiedziałam, że owszem, ale zainteresowałam się, dlaczego pyta? „Dlatego, że tak pięknie się bawi i jest taka grzeczna. I mam nadzieję, że jak mój syn pójdzie od przyszłego roku, to skończą się problemy z jego wariactwami i może wreszcie odetchnę.” To nie do końca tak jest. Nie wiedziała przecież, że moje dziecko również potrafi dać do wiwatu, kiedy coś jest nie po jego myśli. Nie warto więc pokładać wszystkich nadziei w tym, że ktoś wykona całą robotę za nas.

Najważniejsza w naszej relacji jest odpowiednia komunikacja. Maluszkom znacznie trudniej jest wytłumaczyć coś tak, by od razu pojęły, o co nam chodzi. Nie ma sensu robić im wykładów, bo dość szybko się znudzą. Nieco starszym dzieciom już łatwiej zrozumieć, że czegoś nie wolno. We wszystkich działaniach potrzebna jest równowaga. Nie warto być ani zbyt apodyktycznym, ani zbyt uległym. Pamiętajmy, że na tym etapie to od nas zależy, jak nauczą się postrzegać świat i innych ludzi.

Temat pozostawiam do przemyślenia wszystkim rodzicom. Tu nie pomogą żadne mądrości, ani poradnik, ani osoba z jakimkolwiek doświadczeniem nie jest w stanie dać odpowiednich wskazówek, mogą jedynie pokazywać różne możliwości. Dziecko to nie przedmiot, do którego pisze się instrukcję obsługi. Każdy ma indywidualne podejście, własne poglądy i najlepiej wie, co jest dobre dla jego brzdąca. Najważniejsze, byśmy mieli w sobie zapał i poświęcali maksimum czasu na bycie z nim, rozmawiali, poznawali jego potrzeby. Żebyśmy budowali właściwe relacje, zyskali szacunek. Jeśli to nam się uda, to za kilka, czy kilkanaście lat z każdym problemem zwróci się właśnie do Nas, a nie do kolegów z podwórka.

Agnieszka Witkowska, 31l.




4-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS