Menu

logo tjk main 

Pytania które musisz zadać mężczyźnie zanim za niego wyjdziesz

Wreszcie znalazłaś TEGO Jedynego! Książę pojawił się w Twoim życiu i układa Wam się jak w bajce. Romantyczne randki, upojne noce, namiętny seks - mężczyzna Twoich marzeń. Jesteś gotowa przyjąć od niego pierścionek zaręczynowy i spędzić z nim resztę życia. Jednak zanim to zrobisz, postaw sobie kilka pytań...

Po dłuższym czasie trwania związku, mężczyzna musi podjąć konkretną decyzję: czy chce spędzić resztę życia z tą akurat kobietą czy jednak to nie to. Pierwsza opcja kończy się pierścionkiem zaręczynowym i potem ślubem, druga...(nie)stety rozstaniem.

Jednak czy podjęta przez mężczyznę decyzja bierze się z tego, że faktycznie jest gotowy na ślub czy z tego, że po prostu lata związku mijają i zwyczajnie wypada się w końcu zadeklarować.

Właśnie dla takich dylematów warto zadać ukochanemu kilka pytań, by upewnić się, czy planowane małżeństwo ma rację bytu i świetlaną przyszłość.

Co dla Ciebie znaczy ślub i małżeństwo?
Dla każdego znaczy coś innego. Dla jednych będzie to transakcja wiążąca dwoje ludzi na całe życie, trwanie w zdrowiu i w chorobie aż do śmierci, a dla innych czysta formalność, papierek, który rzuca się w kąt i wystawna impreza zakrapiana alkoholem. Sprawdź, czy obydwoje patrzycie na te dwie kwestie tak samo, to jedno z najważniejszych pytań. Jeśli dojdziecie do porozumienia, czas na kolejną sprawę wartą omówienia a mianowicie...

Co z dziećmi?
Czy Twój partner chce mieć dzieci? Jeśli tak, to kiedy? Każda kobieta pragnie mieć dzieci ( prawie każda), a wraz z biegiem lat potrzeba ta jest odczuwalna coraz bardziej. Przed podjęciem decyzji o ślubie, koniecznością jest poznać zdanie partnera na temat rodzicielstwa oraz sposobie wychowywania dzieci. Bez tego żaden związek nie ma racji bytu.

Jaki będzie podział obowiązków w małżeństwie?
To pytanie, wydaje się wręcz banalne i w przyszłości może zmienić rzeczywisty stan rzeczy, ale jednak wizja jaką opowie Ci Twój partner, na temat tego jak widzi Was w małżeństwie może znacznie oddalić bądź zbliżyć Cię do powiedzenia sakramentalnego „Tak”. Jeśli jesteś kobietą pracującą, robiącą karierę a Twój chłopak myśli, że po ślubie będziesz tzw. kurą domową - to będzie kość niezgody między Wami. Jeśli jednak macie takie samo zdanie, bądź chociaż podobne, nic nie stoi na przeszkodzie by to pytanie rozszerzyć do tego jaki będzie podział obowiązków domowych. Odmienne wyobrażenia dotyczące roli kobiety i mężczyzny często skutkują nieudanym małżeństwem.

Jakie masz oczekiwania wobec mnie?
To pytanie warto zadać nie tylko partnerowi, ale także i sobie. Czego będziesz oczekiwał/a od swojej/ego żony/męża? Nie ma ludzi idealnych, każdy ma wady i zalety, słabości. I chociaż teraz każde z Was myśli - „To jest kobieta/facet moich marzeń” to jednak nikt z Was życia nie będzie dzielił z ideałem. Planując wspólną przyszłość, zastanówcie się oboje czego pragniecie i czy oczekiwania względem siebie są do zrealizowania przez drugą osobę.

Rodzina, przyjaciele, znajomi, pasje i zainteresowania - jak to będzie po ślubie?
Jeśli Twój partner nie lubi się z Twoimi rodzicami, wiadomo, że będzie unikał ich jak ognia a przynajmniej starał się z nimi spędzać jak najmniej czasu. Podobnie z Twoimi znajomymi - nastawiony wrogo do Twojej najlepszej przyjaciółki, znajdziesz się między młotem a kowadłem. Z jednej strony kochasz go i chcesz z nim planować wspólne życie, z drugiej masz wybraną „siostrę”, która zawsze była przy Tobie. Po ślubie będziecie mężem i żoną - zaczną się zjazdy, uroczystości rodzinne, spotkania ze znajomymi. Nie minie nikogo kontakt z ludźmi, których się nie lubi. Jeśli w przyszłości nie widzi on miejsca w Waszym wspólnym życiu na Twoją rodzinę i przyjaciół, to raczej nic z tego nie będzie.

W kwestii pasji i zainteresowań - ani jedno ani drugie nie powinno z tego zrezygnować na rzecz drugiej osoby. To coś co nas określa, sprawia, że jesteśmy wyjątkowi. Każdy ma inne hobby, ale każde powinno być szanowane. Małżonkowie powinni akceptować swoje wybory, pozwolić na realizację planów i spełnianie marzeń drugiej osobie. Nawet, jeśli pasja, którą wybrał mąż czy żona nas nie interesuje.

Jak widzisz nas za kilka lat?
Rok, dwa lata czy trzy bycia w związku, to nie to samo co kilkadziesiąt lat - zakładając, że będziecie razem żyć bardzo długo. Ludzie z czasem się zmieniają, zaczynają mieć inne priorytety w życiu. To, że teraz planujecie razem ślub nie znaczy, że on widzi Was jako parę staruszków trzymających się za ręce... To pytanie pozostawia wiele furtek, bo przecież nie wiadomo dokładnie co przyniesie przyszłość, jednak każdy z nas ma jakąś wizję swojej. Jeśli mężczyzna nie wie co ma odpowiedzieć, albo odpowiada zdawkowo - „nie wiem co będzie kiedyś, teraz liczy się to co mamy o resztę pomartwimy się później” to znaczy, że jego wizja sięga nie dalej niż kilka lat po ślubie... Nie mówię, że nie myśli o Tobie poważnie, jednak nie jest to facet który w 100% wie czego chce i co chce osiągnąć.

A na koniec wyciągnij wnioski...
Jeśli na wszystkie pytania postawione przez Ciebie, odpowiedział tak, by chociaż w większości zgadzać się z Twoimi wizjami życia razem, to gratuluję - masz kandydata na męża. Jednak zanim ostatecznie podejmiesz decyzję, poproś partnera by odwrócił rolę i teraz on zada te pytania Tobie.

W końcu małżeństwo to dwoje kochających się ludzi, umiejących ze sobą rozmawiać i patrzących w przyszłość w tym samym kierunku.

Magda Surmacz
Czytaj więcej...

Małżeństwo w świetle prawa

Udane małżeństwo? Wypełniaj obowiązki, korzystaj z przywilejów

Czy małżeństwo - życiowa decyzja, oznacza tylko miłość do grobowej deski? W polskim prawie związek małżeński podlega przepisom zawartym w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym. Przypomina on umowę, która zawierana jest między dwiema osobami płci przeciwnej; umowę, która nakłada na małżonków różnego rodzaju prawa i obowiązki. Jeżeli nie są one respektowane, dochodzi do wielu konfliktów, nieporozumień, które mogą doprowadzić do rozwodu. Portal randkowy MyDwoje.pl wyjaśnia, jakie prawa i obowiązki wynikają z zawarcia małżeństwa.

Decyzja o małżeństwie a równość małżonków

Decyzja o małżeństwie powinna respektować fakt, że udane małżeństwo w świetle prawa zakłada obustronną równość. Aby małżeństwo miało szansę przetrwania, żadna ze stron nie może dominować ani rościć sobie więcej przywilejów niż drugi małżonek. Zarówno mąż, jak i żona, to wyjątkowi partnerzy i na równi zobowiązani są do przestrzegania małżeńskich praw i obowiązków, wynikających z faktu zawarcia związku małżeńskiego.

Łamanie tej podstawowej zasady bardzo często prowadzi do problemów. Decyzja o małżeństwie, w którym zakłada się nierówny podział praw i obowiązków powoduje, że jedna strona jest pokrzywdzona i/lub musi poświęcać więcej dla związku. Jest to zwyczajnie niesprawiedliwe i w taki sposób może interpretować to małżonek, który wnosi do małżeństwa więcej. W ten sposób otrzymujemy niemal pewne źródło małżeńskich konfliktów. Pamiętaj, że małżonek, to dla ciebie wyjątkowy partner.

Widać wyraźnie, że polskie prawo przedstawia swoistą sformalizowaną receptę na udany związek małżeński. Dlatego też zanim podejmiemy decyzję o małżeństwie, warto dowiedzieć się, do czego zobowiązujemy się podpisując akt małżeństwa. Znajomość praw i obowiązków wynikających z zawarcia małżeństwa pozwala na czerpanie z nich mądrości życiowej, aby kształtować w sobie postawy dojrzałości i odpowiedzialności w małżeństwie oraz zapobiegać małżeńskim trudnościom.

Poznaj prawa i obowiązki małżeńskie
Poprzez zawarcie związku małżeńskiego obie strony zobowiązują się do przestrzegania praw i obowiązków małżeńskich, t.j.:
* wzajemnego pożycia,
* wzajemnej pomocy,
* wzajemnej wierności,
* współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli,
* wspólnego rozstrzygania o istotnych sprawach rodziny (jeśli takie porozumienia brak małżonkowie mogą zgłosić się do sądu o rozstrzygnięcie sporu).

Wzajemne pożycie

Zobowiązanie do wzajemnego pożycia małżonków dotyczą tworzenia przez nich wspólnoty o charakterze fizycznym, duchowym i gospodarczym. Wzajemne pożycie dotyczy zatem sfery seksualnej małżeństwa, swoistej psychicznej więzi, miłości, która powinna łączyć obie strony oraz wspólnej dbałości o sprawy materialne i bytowe małżonków. Zatem jak można zniszczyć małżeństwo?

Brak respektowania obowiązku wzajemnego pożycia prowadzi do problemów małżeńskich. Niedbałość o fizyczną bliskość prowadzi do niezaspokojenia fizycznych i emocjonalnych potrzeb małżonków. Problemy w sferze psychicznej, duchowej sprawiają, iż partnerzy oddalają się od siebie, przestają rozumieć swoje przeżycia, doświadczenia i emocje. Może to prowadzić do niebezpiecznego kryzysu, który stanowi zagrożenie dla związku. Brak wspólnoty gospodarczej jeszcze bardziej dzieli małżonków, ponieważ powoduje, że każda ze stron ma swoje odrębne sprawy i staje się niezależna od małżonka. W sposób oczywisty prowadzi to do rozluźnienia małżeńskiej więzi i stanowić może źródło konfliktów.

Te trzy elementy pożycia małżeńskiego są kluczowe dla sądu orzekającego o rozwodzie. Rozpad wspólnoty fizycznej, duchowej i gospodarczej jest dla niego argumentem dobitnie świadczącym o rozpadzie małżeństwa.

Wzajemna pomoc

Mówi o tym, że małżonkowie zobowiązani są do wzajemnego wspierania się w pokonywaniu codziennych trudności i problemów własnych i rodziny. Pomoc rozumiemy w tym miejscu jako fizyczne, emocjonalne i moralne aspekty działań ukierunkowanych na wsparcie małżonka w kłopotach. Brak pomocy ze strony małżonka, szczególnie w ważnych i trudnych sprawach odbija się bardzo negatywnie na funkcjonowaniu drugiej strony. Ważna jest zatem świadomość, że zawsze i w każdej sytuacji można liczyć na partnera.

Wzajemna wierność

Najważniejsze wartości w związku to m.in. wierność, lojalność i szczerość. Obowiązek wierności ma wymiar przede wszystkim fizyczny, ale także psychiczny. Wierność oznacza powstrzymanie się od seksualnych kontaktów z osobami spoza małżeństwa. Zakłada również lojalność polegającą na szczerości, prawdomówności, wystrzeganiu się kłamstw i oszustw. Niedochowanie wierności oznacza zdradę, która w sposób oczywisty często stanowi przyczynę rozwodu, a przynajmniej poważnych trudności małżeńskich. Bycie lojalnym w stosunku do małżonka stanowi zatem bardzo istotny warunek trwałości małżeństwa.

Współdziałanie dla dobra rodziny
Zakłada obustronne przyczynianie się do zaspokajania potrzeb małżonków i rodziny, według własnych sił i możliwości. Oznacza więc obopólną troskę o finanse małżeństwa, gospodarstwo domowe, wychowywanie dzieci itp. Oboje partnerzy muszą mieć na uwadze dobro rodziny i kierować się nim. Działania, które uderzają w dobro rodziny stanowią siłę destrukcyjną dla związku. Ich przykładami mogą być nałogi, przemoc, marnotrawienie pieniędzy itp. Nie służą one dobru rodziny i małżeństwa, lecz przeciwnie, mogą stanowić podstawę dla jego rozkładu. Obowiązek współdziałania dla dobra rodziny nakłada więc na małżonków swoiste moralne zobowiązanie, kierowania się w swoich poczynaniach i decyzjach określonymi wartościami.

Obowiązek wspólnego rozstrzygania spraw rodziny
Mówi on o konieczności wspólnego rozwiązywania problemów i podejmowania decyzji. Przepis ten wskazuje na odpowiedzialność, jaką ponoszą małżonkowie za siebie nawzajem. Nie wolno im bez porozumienia z partnerem podejmować ważnych zobowiązań i rozstrzygnięć. Obowiązkiem małżonków jest wspólne wypracowywanie porozumień i podejmowania wiążących obie strony decyzji. W praktyce przepis o obowiązku wspólnego rozstrzygania spraw rodziny znajdziemy we wnioskach o udzielenie kredytu, gdzie najczęściej wymagana jest zgoda współmałżonka. Przepis ten zabezpiecza zatem dobro małżeństwa, wymagając od małżonków umiejętności porozumiewania się i współdziałania w ważnych kwestii.

Artykuł pochodzi z portalu randkowego MyDwoje.pl
LogoMD
Czytaj więcej...

Małżeństwo można uratować tylko w 1 pokoju

Jolanta patrzyła na Damiana ze smutkiem.

Co się z nami stało? Nie mamy wspólnych tematów, planów, tylko praca - dom, dom - praca. I tak w kółko. A jeszcze parę lat temu tak fajnie spędzaliśmy razem czas. Wspólne wyjścia do kina, teatru, filharmonii. Wyjazdy, biwaki, ogniska z pieczonymi ziemniakami, kiełbaską na patyku.

A teraz nie mamy o czym rozmawiać. Kiedyś biegło się do domu, wiedząc, że czeka na ciebie druga połowa, która zapyta, co się działo i czemu masz taką minę. Teraz cisza, od czasu do czasu przerywana pytaniami: Jemy kolację, albo jest jakiś film w telewizji? No właśnie, kiedyś oglądaliśmy telewizję wtuleni w siebie przy czerwonym winie, teraz - na dwóch oddzielnych fotelach. I ta nieznośna cisza.

Jola poczuła łzy napływające jej do oczu. Damian spojrzał na nią i pomyślał:
Dlaczego ona znów płacze? Może spotkała ją jakaś przykrość? Zapytałbym, ale nie chcę jej denerwować. Kiedyś rozumieliśmy się bez słów. Teraz jest zupełnie inaczej. Pamiętam jak dogadywaliśmy się w łóżku. Tak, seks był wspaniały. No właśnie… był. Nawet boję się zaproponować abyśmy znów razem, tak naprawdę spędzili noc. Pomyśli sobie, że ma problemy a ja chcę tylko jednego.

i tak patrzyli na siebie, w myśli jedynie prowadząc rozmowy ze sobą, które do niczego nie prowadziły. Często jest tak, że jedna osoba jest przekonana, że wie, co inna myśli. Niestety, tak nie jest. A takie domysły prowadzą do nieporozumień. Nie zawsze bowiem jest tak, że jedna osoba chce harmonii i miłości w związku, a druga nie. Przeciwnie. Często jest tak, że oboje chcą tego samego, ale boją się powiedzieć. Dlatego warto rozmawiać, warto dopuścić do głosu drugą osobę. Nie bać się uczuć, to nie rozmowa kwalifikacyjna, tylko związek dwojga ludzi, którzy się kochają. Nie można się poddawać. Należy walczyć o swoje uczucie tak, jak to zrobiła bohaterka tego artykułu.

Jola spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie, nie może tak być, nie mo-że! Ja go tak kocham. Trudno, ryzykuję, albo wóz, albo przewóz. Jeśli okaże się, że mnie nie kocha, już będę wiedzieć. Zawsze to lepiej niż tkwić w zawieszeniu.

Muszę na chwilę wyjść - zawołała do męża.

Wyszła na klatkę i zadzwoniła do swojej przyjaciółki Doroty, której zdradziła swój plan. Za chwilę wiedziała, gdzie jechać aby kupić … seksowną bieliznę. Mój Boże, kiedy ostatnio kupowałam takie rzeczy? Ostatnie zakupy to praktyczny biustonosz bez szwów i majtki uciskające tak mocno, że wydawałoby się, że oczy wyskoczą z orbit. Owszem, pod sukienką to wyglądało nieźle, ale ubrać a potem ściągnąć - koszmar. Gdyby to Damian miał zrobić, to dopiero by się spocił.

Jola weszła do sklepu, gdzie Dorota kupowała bieliznę. Krępowała ją nieco obecność sprzedawczyni, ale cóż, postanowiła być odważna. Okazało się, że kobieta pracująca w sklepie jest prawdziwym fachowcem. Pół godziny później Jolanta wyszła z zakupami. W międzyczasie zadzwonił Damian, który powiedział, że postara się przyjechać wcześniej do domu. Jolanta nie zważając na przepisy wrzuciła piąty bieg. Musi się przecież jakoś przygotować. Chwilę później podejmowała decyzję, co ubierze na spotkanie z mężem. Zdecydowała się na czerwoną koronkową bieliznę i półprzezroczysty szlafroczek. Ledwo założyła to cudo, pomalowała usta błyszczykiem i prysnęła perfumami, a już usłyszała zgrzyt kluczy wkładanych do zamka i głos męża:

- Kochanie, jesteś? Mam dla ciebie niespodziankę. Kupiłem wino, takie jak lubisz? Jola, gdzie jesteś? W łazience? Źle się czujesz?

Jola stanęła w drzwiach. Patrząc na minę męża, nie miała najmniejszych wątpliwości. To była dobra decyzja. Poczuła się jakby miała na nowo dwadzieścia lat, kiedy wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.

- Jesteś taka piękna. Kocham Cię

A wino stało i czekało na otwarcie. Wreszcie się doczekało…. parę godzin później.

Damian i Jola patrzyli na siebie od nowa zakochani. I jedno drugiemu mówiło, że bali się odrzucenia i braku miłości.

Czasem i słowa nie są potrzebne, żeby wyrazić miłość do drugiej osoby. Może wystarczy jedynie wejść do sypialni i zamknąć za sobą drzwi? Zapomnieć się w ramionach ukochanego, a wtedy życie stanie się znośniejsze. Bo miłość to uczucie, które należy pielęgnować, bez względu na ilość lat przeżytych razem. A najlepszym miejscem do takiej pielęgnacji jest …wspólna sypialnia.

Czytaj więcej...

Dlaczego nie chcemy wychodzić za mąż?

Dane statystyczne pokazują, że liczba zawieranych małżeństw systematycznie spada, a co trzecie z nich kończy się rozwodem. Czy jest ono już przeżytkiem? A może wynika to ze zwykłego lenistwa?
I dlaczego rodzina tak bardzo na nie nalega?


Każda para podchodzi indywidualnie do tej kwestii. Jedni cenią sobie niezależność, inni boją się, że ślub zepsuje związek. Coraz większa grupa młodych ludzi uważa małżeństwo za zbędne do stworzenia rodziny, wspólnego zamieszkania i poczucia bezpieczeństwa. Mało tego, staje się ono przeszkodą. Stabilizacja często jest kojarzona z nudą, której za wszelką cenę pragniemy uniknąć. Niechęć ta może wynikać także z logicznego kalkulowania, panie zakładając obrączkę na palec tracą o wiele więcej niż panowie. Jest to efekt panujących w naszym społeczeństwie stereotypów. Kobieta przyjmująca rolę żony powinna prać, sprzątać, gotować i pracować, ale tylko wtedy gdy zarabia mniej od partnera. Mężczyzna jako mąż może pozostawić obowiązki domowe partnerce, sam natomiast powinien zająć się finansami.

Czasy się zmieniają, stereotypy niekoniecznie. Badania wskazują, że mężczyzna, który zarabia o 25% więcej niż wybranka, chętniej się żeni. Sytuacja odwrotna najczęściej prowadzi do rozwodu.

Dla szefa, niezależni pracownicy są na wagę złota. Pracodawca wybiegając w przyszłość, kojarzy małżeństwo z dziećmi z urlopem macierzyńskim, co w sumie daje straty w firmie. W procesie rekrutacji wygra więc osoba niezamężna. Patrząc w ten sposób ta „transakcja” nie jest opłacalna dla płci pięknej, ponieważ najczęściej wiąże się z końcem kariery zawodowej.

A może jest to bunt przeciwko rodzicom, którzy wręcz zmuszają dzieci do zawarcia małżeństwa?

Jak to tak można bez ślubu! Ja nie będę pomagać w wychowywaniu bękarta! Rozstaną się jeden z drugim i tyle z tego będzie, a dziecko zostanie bez rodziców, samo jak palec. W szpitalu nawet nie dowiedzą się o swój stan zdrowia, bo przecież nie są rodziną. Co im szkodzi wziąć ślub? Mieszkają razem, mówią że się kochają. Po kłótniach zawsze się godzą, już parę lat są szczęśliwi. Nie widzę żadnych przeszkód.” - mówi Barbara (52l.) matka Mateusza

W Polsce nieformalny związek traktowany jest jako patologia. Państwem najbardziej przyjaznym parom jest Wielka Brytania, gdzie nie ma znaczących różnic prawnych dla związków formalnych i nieformalnych. W naszym kraju młodzi trzymają dystans do instytucji małżeństwa mimo przywilejów np. projekt „Rodzina na swoim”.

Moi rodzice rozstali się kiedy byłam mała. Ciężko zniosłam rozwód, nie chcę aby moje dzieci też tego doświadczyły. Włóczenie się po sądach, psychologach to moje najgorsze wspomnienia z dzieciństwa. Mam nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie, ale jeśli kiedyś rozstanę się z partnerem to w sposób cichy i jak najmniej odczuwalny dla reszty rodziny. Kolejnym powodem naszego wyboru jest to, że cenimy sobie swobodę, co prawda kontrolujemy się nawzajem. Nie żyjemy w tzw. wolnym związku bez zobowiązań. Każdy z nas ma swoje prywatne konto w banku. Prowadzimy także wspólne na które przelewamy co miesiąc równe kwoty pieniędzy przeznaczone na opłaty za mieszkanie, media.... Uważam że nie potrzebuję małżeństwa aby w 100% zaufać mojej drugiej połówce i być z nim szczęśliwa. Jest mi dobrze tak jak jest i nie mam zamiaru tego zmieniać.” - wypowiedź Marty (25l.)

Zgadzam się z Martą, ale kwestia religii też robi swoje. Jestem ateistą i nie uznaję ślubu kościelnego, jak najbardziej byłbym skłonny wziąć cywilny. Kochamy się i jego brak tego nie zmieni, mógłby jedynie zaszkodzić. Po co zmieniać coś co działa dobrze? Dzielimy się obowiązkami po równo, planujemy też gromadkę dzieci. Dom już mamy, drzewo posadzone, jeszcze tylko syn ;)”- mówi Mateusz (27l.) partner Marty

Niechęć do złożenia obietnicy małżeńskiej może wywodzić się z dzieciństwa, i paradoksalnie wina leży po stronie rodziców. To oni skutecznie przez liczne kłótnie, czasem i rozwód, zniechęcili swoje dzieci do stałego związku.

Bywa i tak, że tylko jedna ze stron jest przeciwna ślubowi, druga zwyczajnie akceptuje decyzję. Większość par obawia się sytuacji kiedy miłość przerodzi się w przyzwyczajenie, monotonie i rutynę, a wspólne życie będzie po prostu ślepym zaułkiem z którego nie ma już wyjścia...

Rodzice nie zawsze podchodzą z entuzjazmem do wyboru swoich dzieci, w końcu każde pokolenie ma swoje racje. Trudno ocenić kto postępuje słusznie, i czy małżeństwo jest już przeżytkiem, a może to tylko przemijająca moda na niezależność?

Pytanie tylko - czy ślub ochroni parę przed rozstaniem? Może właśnie jego brak umocni związek, bo to co zakazane smakuje lepiej.

Justyna Nowak, 19l.

Czytaj więcej...

Kogo zaprosić na swój ślub a kogo nie zaprosić? Gdzie kogo posadzić przy stole weselnym? Kilka słów o skomplikowanych sytuacjach...

Komu wysłać zaproszenie? Kogo posadzić obok siebie? Czy dzieci umiejscowić przy rodzicach? Rodziny osobno, a może razem?

Te oraz inne problemy zaprzątają głowę panny młodej. Zależy jej na tym, aby goście dobrze się bawili nie tylko przy muzyce i jedzeniu, ale także wśród rodziny.

Wesele to taki wieczór zapoznawczy dla krewnych narzeczonej i narzeczonego. Wiele nowych twarzy może niektórych przytłoczyć. Wiadomo także, że w każdej rodzinie są osoby, które wywołują kłótnie. W tym szczególnym dniu waśnie powinny odejść na drugi plan, ale czy rzeczywiście tak się stanie?

Aby uniknąć niepotrzebnych zwad umysł państwa młodych pracuje na najwyższych obrotach. Ciotka Teresa nienawidzi Krysi, więc nie można ich posadzić obok siebie. Jeżeli to jeden taki przypadek – nie ma tragedii. Często jednak tego typu problemy mnożą się w nieskończoność i w końcu nie wiadomo już, czy lepiej zaprosić gości, którzy nie przepadają za sobą, czy nikogo nie zapraszać. Rodzina może mieć pretensje o wszystko: krzesło, towarzystwo, jedzenie. Najważniejsze to się tym nie przejmować. Z drugiej strony jak bawić się w kompanii osób dogryzających sobie co pięć minut lub wyrzucających pretensje nazbierane w ciągu ostatniej dekady?

Na idealne wesele nie ma przepisu i trzeba się liczyć z tym, że po wypiciu większej ilości alkoholu może dojść do niemiłych sytuacji. Należy się starać ich unikać lub po prostu liczyć na to, że krewni uszanują ten wyjątkowy dzień.

Istnieją jeszcze problemy dotyczące zapraszania przyjaciół, znajomych oraz... swoich byłych partnerów. Jeżeli chodzi o pierwszych i drugich, pierwsze pytanie brzmi: kogo zaprosić? Często nie wiadomo czy wystosować zaproszenie do koleżanki z pracy, z którą się codziennie rozmawia, ale kontakty utrzymywane są tylko w ramach godzin zatrudnienia. Jeżeli nie dostarczy się jej powiadomienia o ślubie może się obrazić. Z drugiej strony tego typu znajomych zawsze mamy bardzo dużo, a przecież zaprosić cały dział z pracy to zbytek łaski. Nie wszyscy śpią na pieniądzach. Rozsądnym wyjściem jest zawiadomienie przez pannę lub pana młodego o ślubie listownie z zamieszczeniem informacji o dacie, godzinie oraz adresie kościoła lub urzędu, w którym zostanie zawarte małżeństwo. Nie wspomina się w takim przypadku o miejscu wesela. W ten sposób nikt nie poczuje się pominięty i pokrzywdzony, a na uroczystość może przyjść. Przyjętym zwyczajem jest zaniesienie do swojej pracy słodkości, ciast już po weselu i poczęstowanie nimi współpracowników. Jeden problem z głowy.

Teraz trzeba zastanowić się nad bliższym kręgiem znajomych. Najlepszych przyjaciół, tych znanych od kilku czy nawet kilkunastu dobrych lat, oczywiście się prosi. W przypadku reszty wszystko zależy od wielkości wesela. Jeżeli jest ono duże i zaproszenie otrzymują także dalsi krewni, z którymi kontakt podtrzymuje się tylko na jakichś uroczystościach rodzinnych, to wypada także podjąć kilku przyjaciół spoza kręgu tych najbliższych. Natomiast im skromniejsza impreza, tym mniejszej ilości takich gości się oczekuje. Jeżeli ktoś będzie miał za złe młodej parze, że zaprosiła kogoś, a jego nie – nie trzeba się tym przejmować. Warto wyjaśnić sytuację, porozmawiać, w określonych sytuacjach przeprosić, jeżeli naprawdę taka osoba uważa się za pokrzywdzoną, ale bez przesady. Jeżeli nie potrafi zrozumieć tego, że młoda para nie ma tyle środków na zapraszanie większej ilości gości lub innych powodów, zrobiła tylko wyjątek lub ktoś jest bliższy ich sercu, to nie ma sensu zawracać sobie głowy. Jest to tylko niepotrzebny stres, a ślub to ogromne wyzwanie dla nerwów. Jak najbardziej porozmawiać, zaprosić do kościoła oraz urzędu cywilnego, spotkać się po ślubie na kawie.

Kolejne pytanie, jakie trzeba postawić, brzmi: gdzie posadzić takich gości? I tu pojawia się poważniejszy problem. Niektórzy zostawiają wszystko własnemu losowi i czekają, aż zaproszeni goście sami znajdą sobie miejsce przy stole. To nie do końca jest dobry pomysł, ponieważ przez nieuwagę członkowie rodziny mogą zostać wypchnięci na sam koniec stołu czy sali, daleko od młodej pary i poczuć się dotknięci takim obrotem sprawy. Sprytnym rozwiązaniem jest ustawienie stołów w ten sposób, że jeden jest prostopadły do pozostałych postawionych równolegle względem siebie. Jest on główny. Siedzi przy nim najbliższa rodzina ze świeżo upieczonymi małżonkami, chrzestni, dalej świadkowie. W ten sposób widzi ich większa część zaproszonych. Resztę miejsc zapełniają różni goście np. według wieku. Nie warto rozdzielać rodzin, zbytnie przemieszanie także się nie sprawdza. Trzeba zastanowić się, komu z kim przypuszczalnie najlepiej by się rozmawiało. Może ktoś ma podobne zainteresowania?

Ostatnia kwestia to osoby, które były kiedyś w intymnych relacjach, związkach z którymś z narzeczonych i z jakiegoś powodu nadal utrzymują ze sobą bliskie kontakty. Jeżeli to wspólny przyjaciel pary młodej, to nie ma problemu. W innych przypadkach bardzo rzadko istnieje możliwość zaproszenia byłego partnera na uroczystość ślubną.

Większe prawdopodobieństwo uniknięcia konfliktu z narzeczonym istnieje jeśli poprzestaniemy na zaproszeniu byłego partnera do kościoła oraz urzędu. Na wesele przyjmuje się zwyczajowo zasadę nie przyjmowania takich gości.

Nawet jeśli przyszły małżonek się zgodzi i nie będzie miał nic przeciwko, należy zastanowić się, czy robi to, bo naprawdę nie przeszkadza mu widok byłego partnera swojej drugiej połówki, czy tylko i wyłącznie aby była ona szczęśliwsza. Może on poczuć się nieswojo i niemiło na własnym ślubie w przypadku, gdy zmuszony będzie do przebywania w jednym pomieszczeniu z osobą, która kiedyś była w intymnych relacjach z jego ukochaną. Wtedy podczas ślubu przez głowę przelatują różne scenariusze, nawet największe głupoty, np. częsta scena z filmów, kiedy to partner (najczęściej panna młoda) uciekał sprzed ołtarza z eks.

Problem ciężko rozwiązać. Należy jednak zachować równowagę między tym, co jest teraz, a co należy już do przeszłości. Warto porozmawiać z byłym partnerem i wyjaśnić mu sytuację. Wielu z nich zresztą orientuje się, że przyjście na ślub to foux pas.

Na zakończenie trzeba powiedzieć: najważniejsze, aby państwo młodzi dobrze się bawili. Nie wszystko się udaje, ale te wyjątkowe chwile warto spędzić nie stresując się chaosem i problemami, jakie czasem się pojawiają.

Pierwszy ślub bierze się raz w życiu, a często jest on tym ostatnim.

Anita Karolczak, 22l.




7-12


Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Małżeństwo w trakcie studiów

Wolna i niezależna - to dwa aspekty, które dzisiaj odróżniają nas od kobiet z krajów, gdzie mężczyzna pełni rolę pana i władcy. Chociaż my, te wolne i niezależne same decydujemy, kto ma być naszym wybrankiem, to czasem słyszymy: jesteś na studiach i masz męża, czym Cię oszołomili?

Od wieków kobiety walczyły o skarb, jakim jest równe traktowanie i prawo wyboru. Co za tym idzie, chciały one same decydować, z kim spędzą resztę życia i w jakim wieku to „spędzanie” się rozpocznie.

Mowa jest tu o dziewczynach, powiedziałabym nawet-nastolatkach, które według prawa feudalnego w wieku 12-13 lat stawały się pełnoletnie i bez oporu można było je wydawać za mąż. Zamążpójście wiązało się jednak z majątkiem, dlatego im więcej był warty posag panny, tym decyzja za koga ma zostać wydana, uzależniona była od męskiej części rodziny.

Trzeba również dodać, drogie czytelniczki, że kiedyś dla każdej młodej kobiety sprawą priorytetową powinno było być rodzenie potomstwa. Jednak żeby można było dopuścić do stworzenia nowego życia, potrzebny był jej mężczyzna, związany z nią sakramentem małżeństwa. Nawet, gdy młodzi sami z siebie pragnęli być razem, musiał odbyć się ślub. Inna opcja nie wchodziła w grę, a dziś…

Dzisiaj każda z nas chce zasmakować życia i wycisnąć z niego jak najwięcej. Nadeszła era „kobiety wyzwolonej”.

Nie musimy dojrzewać, wychodzić za mąż i rodzić dzieci. Nikt już od nas tego nie oczekuje. Możemy robić to, co nam się podoba. Co więcej, mamy świadomość tego, że najlepszym rozwiązaniem jest nauka, praca, zdobycie pozycji w społeczeństwie, a potem ewentualne poszukiwanie księcia na białym koniu.

Dlaczego zatem, coraz częściej nasze koleżanki decydują się na zawarcie małżeństwa już na studiach?

Jedną z takich kobiet, które „bezczeszczą” trud, jaki włożyły nasze praprababki, by uwolnić nas od „ obowiązku małżeństwa” we wczesnym wieku, jest 23-letnia Marianna. Wyszłam za mąż 2 lata temu. Po drugim roku studiów, zdecydowałam się na złożenie przysięgi małżeńskiej. Mój mąż również jeszcze studiuje, więc gdy tylko ogłosiliśmy wszem i wobec, że planujemy ślub pod koniec lata, pierwszym pytaniem, jakie usłyszałam było, „Dlaczego teraz? Na pewno jesteś w ciąży!”. Nie byłam w ciąży. Nie uważałam też, że powiedzenie „tak” na ślubnym kobiercu, ograniczy mnie w jakiś sposób. Po maturze zamieszkałam ze swoim chłopakiem. Poznaliśmy się niemalże na wylot. Przyzwyczaiłam się do jego wad, zalety doceniłam. Obydwoje wiedzieliśmy, że „to już na zawsze”. Dlaczego więc, nie posunąć się krok dalej? Od ślubu minęło sporo czasu, a ja nie widzę żadnej różnicy w naszych zachowaniach „sprzed”. Wszyscy się pytają skoro nie widzisz różnicy, to po co wiązać się papierkiem? Odpowiadam wtedy - czy to ślub kościelny, czy w urzędzie, gdy stoisz naprzeciwko osoby, którą kochasz i mówisz „… i nie opuszczę Cię, aż do śmierci”, jest to uczucie nie do opisania. Poza tym, osoby, które boją się „papierka”, albo nie myślą o ukochanym jak o jedynym, albo boją się, że ślub wszystko zepsuje. Ale pytanie - co ma zepsuć? Jeśli czujesz, że nie idziesz tą samą drogą, co twój chłopak to nie ma sensu się zaręczać. Czy masz 21 lat, czy 30, bez wzajemnego zrozumienia i tak nic nie wyjdzie.

Żyjąc w dobie nagminnych rozwodów, kiedy prawie codziennie mamy do czynienia z rozstaniami naszych znajomych czy gwiazd show-businessu, większość z nas przestaje tak naprawdę rozumieć, czym jest związek małżeński. Jest on zazwyczaj kojarzony z „więzieniem”, z utratą wolności i niezależności.

 

Wydaje się nam, że nasz partner po ślubie zmieni się w dziką bestię, podetnie nam skrzydła i uwięzi w lochu zwanym kuchnią. Brzmi zabawnie, ale gdyby tak zapytać młode dziewczyny, co sądzą o małżeństwie, taka lub podobna odpowiedź z pewnością by się pojawiła.

Idąc na studia, oczekujemy od nich nie tylko wiedzy, ale i nowym przeżyć, nieprzeciętnego towarzystwa, a przede wszystkim imprez do białego rana!

A co tu zrobić jak jestem mężatką? Ciepłe bamboszki i przed telewizor z mężem? Nic bardziej mylnego! Często można odnieść wrażenie, że słowo „mężatka” posiada bliźniaka, „nie wypada”.

Jeszcze do niedawna styl życia kobiety malował się trochę w innych barwach. Duża liczba naszych matek czy babć nie miała tak oryginalnego przywileju jak zdobywanie wiedzy na uniwersytecie. Osiągały one pełnoletność, zaczynały pracę i zakładały rodziny. Musiały zatem, skupić się na najbliższych, a nie na swoich ekscesach. Stąd też pogląd, że bycie młodą mężatką to początek poważnego, stabilnego życia.

Co więc zrobić z tym fantem dzisiaj, gdy zapowiada się niebiańska impreza, a nasz mąż nie ma na nią ochoty? Nic! Iść w pojedynkę i bawić się najlepiej jak się da, a „nie wypada” zostawić w domu.

Dwudziestoparolatki to nie tylko żony, ale przede wszystkim studentki, młode dziewczyny pragnące podbić świat. Nie musimy wszędzie zabierać ze sobą nasze drugie połówki, nawet w przypadku, kiedy nosimy ich nazwiska. Związek małżeński nie oznacza ciągłego przebywania w swoim towarzystwie. Świat się zmienia, a my razem z nim. Dlatego, nie powinnyśmy tkwić w przekonaniu, że „wszystko razem”. To właśnie dzięki swobodzie, nie mamy poczucia, że po zmianie stanu cywilnego jesteśmy skazane tylko na jednego człowieka.

Istnieje wiele zalet zamążpójścia w okresie studenckim. Większość kobiet marzy o bezpieczeństwie lub bezwarunkowym wsparciu ze strony mężczyzny. Ślub zapewnia również stabilność w uczuciach, a w codziennym życiu pozwala na załatwienie różnego typu spraw za siebie. Chociaż największą zaletą w tej sytuacji to świadomość, że jest ktoś w domu, kto na nas czeka, tęskni i dzięki niemu nie czujemy się samotne. Ale jak to w życiu bywa, każdy kij ma dwa końce. Gdyby nie było wad, nie potrafiłybyśmy rozpoznać zalet. Z drugiej strony, gdyby słabe strony małżeństwa przestały istnieć, mogłybyśmy porównać życie do sielanki.

Gdy zastanawiamy się nad podjęciem tak istotnego kroku, po naszej głowie krąży tylko jedna myśl, „A co będzie jak się nie uda, rozwód?”. Strach przed rozstaniem, kłótnią i stresem powoduje, że odwlekamy decyzję o stworzeniu rodziny. Jeśli jednak postanawiamy zalegalizować związek, to ten lęk nadal w nas tkwi. Inną, równie silną wadą jest fakt, że w momencie, kiedy chcemy o czymś zadecydować lub zaplanować, zawsze musimy wziąć pod uwagę naszego księcia. Wszystko jest w porządku, kiedy spotykamy się z aprobatą i chęcią udziału w planie. Czasami jednak rodzi się problem, ty „A”, a on „B” i co wtedy?

Z takim konfliktem interesów zetknęła się 27-letnia Magda. Magiczne „tak” wypowiedziałam po obronie licencjackiej. Mąż rozpoczął pierwszą pracę, więc moment na huczne wesele wydawał się idealny. Idylla trwała pół roku, do chwili, gdy dostałam szansę rocznego wyjazdu za granicę, w ramach wymiany studentów. Cieszyłam się jak małe dziecko, w końcu nie codziennie dostaje się takie propozycje. Zawsze marzyliśmy o podróżach, zwiedzaniu niezwykłych miejsc. Miałam możliwość wyjechania wraz z mężem, ja bym studiowała, on pracował i obydwoje zyskalibyśmy nowe doświadczenia. Dlatego tym większe było moje zaskoczenie, gdy usłyszałam, „nie”. Nie rozumiałam, dlaczego. Po dłuższym namyśle, zasugerowałam, że w takim razie sama pojadę, a rok szybko minie. To było dolanie oliwy do ognia. Poza wyrzutami, że go nie kocham i na pewno znajdę sobie kogoś innego, nic konstruktywnego nie dotarło do moich uszu. Kłóciliśmy się do dnia, w którym musiałam podjąć ostateczną decyzję. Sfrustrowana i przybita odmówiłam. Nie chciałam, by nasz związek się rozpadł. Mój mąż zamiast mnie wspierać i motywować do działania, podstawił mi nogę. Co ja sobie wyobrażałam, chcąc spełnić marzenie? Często wracam do czasów, kiedy byłam panną. Jak wyglądałoby dziś moje życie, gdybym nie nosiła obrączki?

W życiu zdarzają się różne sytuacje. Niemniej jednak, by związek miał rację bytu, czy z papierkiem, czy bez, najważniejszy jest kompromis. W momencie, gdy jedno z partnerów nie zna znaczenia tego słowa, nie dojrzało emocjonalnie do partnerstwa, a tym bardziej do założenia rodziny. Trzeba znaleźć własny „złoty środek”, by móc w przyszłości powiedzieć, „podjęłam właściwą decyzję”.

Jeśli jednak bardziej zależy Wam, drogie czytelniczki, na wystąpieniu w roli panny młodej, w przepięknej sukni i byciu gwiazdą wieczoru, to zastanówcie się dziesięć razy, zanim wybierzecie taką drogę. To tylko jedna noc, która minie w mgnieniu oka, a kolejne dni to już rzeczywistość. Nie pozwólcie więc, żeby Wasze życie zmieniło się w ciągłe pytania, „co by było gdyby…”.

Paulina Nawrocka, 23l.

etnolingwistyka UAM

 


 

7-12

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS