Menu

logo tjk main 

5 powodów, dlaczego wciąż nie wychodzi ci z żadnym facetem

Kolejny twój związek okazuje się klapą, a ty znów zadajesz sobie pytanie, co poszło nie tak. Dlaczego ominęło cię szczęście i dlaczego wciąż poznajesz tych niewłaściwych facetów?

Sprawdź, gdzie możesz popełniać błędy:

1. Pochopnie uznajesz, że to miłość życia
Poznajesz fajnego faceta. Od początku wydaje ci się bardzo interesujący, choć nie zawsze potrafisz powiedzieć, dlaczego. Szybko uznajesz, że to jest to. I ta myśl pochłania cię bez reszty. Jesteś pewna, a właściwie chciałabyś być pewna, że ten właśnie facet spełni twoje marzenia o szczęśliwym związku. Że to właśnie on, z całą pewnością, da ci to wszystko, o czym od dawna marzyłaś.

Większość kobiet ma głowie wzór idealnego partnera. Badania potwierdzają, że zwykle zbliżony jest on do jej własnego ojca. Właśnie dlatego możesz się zakochać w kimś, kto wzorcowo bardzo ci odpowiada, a niekoniecznie do ciebie pasuje.

Nie podejmuj decyzji dotyczących nowego partnera zbyt pochopnie, nawet, jeśli z pozoru to kandydat idealny. Daj rozwinąć się tej znajomości. Oczywiście, jest mnóstwo przypadków miłości, która zradza się podczas pierwszego wejrzenia. Nic się jednak nie stanie, jeśli dopuścisz do głosu odrobinę zdrowego rozsądku i po prostu dasz sobie czas. Poznaj najpierw jego wady i zalety, naucz się je akceptować, sprawdź, czy możesz na niego liczyć i jak zachowuje się w różnych okolicznościach. Upewnij się, że jemu też zależy na tej relacji. A potem - kochaj do woli!

2. Spieszysz się z wyznaniami
Mężczyźni nie są zwykle zbyt wylewni. Czasem, będąc nawet w wieloletnim związku, nie potrafią uzewnętrzniać się tak, jakby tego pragnęła ich partnerka. Ale ty jesteś przecież tak bardzo zakochana. Niecierpliwie czekasz więc na wyznania z jego strony. W końcu zaczynasz naciskać, dopytywać, domagać się jasnych deklaracji. A to błąd.

Czasem gesty i drobne uczynki z jego strony mówią więcej, niż najpiękniejsze słowa. Właśnie w taki sposób on okazuje ci swoje uczucia. Nie pospieszaj go. Niech sam zdecyduje, kiedy będzie gotowy na wyznania. Jeśli naprawdę czujesz, że to ten jedyny, odrobina oczekiwania sprawi, że – gdy w końcu nastąpi ta długo wyczekiwana chwila – będziesz czuła jeszcze większą satysfakcję. Wykaż się cierpliwością, jeśli nie chcesz go zbyt szybko spłoszyć i po raz kolejny uznać, że trafiłaś na niezdecydowanego i niewłaściwego faceta.

Pamiętaj, że zainteresowanie powinno się okazywać delikatnie i stopniowo. Tak, aby żadna ze stron nie była skrępowana i miała prawo wyboru. Jeśli więc nie masz stu procentowej pewności, że on odwzajemnia twoje uczucia, nie zasypuj go wyznaniami. Jego reakcja może być gwałtowna – po prostu wystraszy się i wycofa. Zaskoczony czy zszokowany może – nawet pozornie – zupełnie zlekcewarzyć twoje uczucie. Ty poczujesz się dotknięta i niedoceniona. A wasza znajomość zakończy się - przedwcześnie…

3. Idealizujesz, a potem żałujesz
Początek znajomości to zawsze wielkie emocje i wzajemna fascynacja. To czas poznawania się, ale też patrzenia na siebie przez pryzmat różowych okularów. Powinnaś jednak pamiętać, że etap fascynacji mija po kilku, kilkunastu miesiącach. W tym czasie stopniowo poznajesz swojego partnera, ale im dłużej będziesz go znała, tym więcej zauważysz w nim wad. I jak twierdzą psycholodzy, jest to całkiem normalne. Przed nowym partnerem, na początku znajomości, każdy chce wypaść odrobinkę lepiej, stara się więc podwójnie. Weź to pod uwagę, zanim zaczniesz wypominać swojej drugiej połówce, że mniej się stara, że rzadziej sprawia niespodzianki, że częściej bałagani. Naukowcy z uniwersytetu w Buffalo udowodnili, że im bardziej idealizujemy partnera, tym jesteśmy szczęśliwsi. Badając młode małżeństwa co pół roku, przez kolejne trzy lata, doszli do wniosku, że pary, które patrzą na siebie bardziej racjonalnie, są mniej zadowolone ze swojego związku. Idealizowanie drugiej połówki okazał się natomiast dawać obojgu więcej optymizmu i pomagał we wspólnym rozwiązywaniu problemów. Warto jednak pamiętać, że faza zakochania trwa właśnie ok. 3 lat. Później związek wymaga od partnerów więcej wyrozumiałości.

Aby znów uniknąć rozczarowania, masz dwa wyjścia. Już na początku spróbuj zdać sobie sprawę z tego, że twój ukochany za jakiś czas nieco się zmieni i nie zawsze będzie już tylko twoim Słodkim Misiem, ale też zwykłym, zmęczonym, wpatrującym się dłuższą chwilę w telewizor facetem. Albo po prostu - spróbuj zaakceptować jego drobne wady i potknięcia.

4. Nie słuchasz innych
Rodzina i znajomi czasem widzą więcej, niż ci się wydaje. W końcu znają cię na wylot. Szybko zauważą, że facet, z którym się spotykasz, nie do końca jest tym, kim myślisz. Chcą dla ciebie dobrze, więc zdarza im się napomknąć, że coś jest nie tak. W tej sytuacji pozostaje ci się rzecz jasna oburzyć. Przyjaciółka, która perfidnie krytykuje twojego ukochanego, nie może być przyjaciółką. A rodzice – przecież to twoje życie, cóż oni mogą o nim wiedzieć.

Nie musisz od razu wdrażać w życie ich pomysłów. Prawdą jest, że to ty jesteś najbliżej swojego partnera i wiesz, jak się przy nim czujesz. Ale może czasem warto ich wysłuchać i nieco bardziej krytycznie spojrzeć na kogoś, z kim zechcesz dzielić resztę życia. Jeśli nie dostrzeżesz w nim kogoś, kto z pewnością nie jest dla ciebie, tym mocniej utwierdzisz się w swoich uczuciach.

5. Boisz się, że już zawsze będziesz sama
Poznajesz kogoś, kto wydaje się całkiem w porządku. On wyraźnie się tobą interesuje, a tobie od dłuższego czasu doskwiera samotność. Wszystkie koleżanki i znajome od dawna z kimś się spotykają, a ty w towarzystwie ciągle jesteś w pojedynkę. Postanawiasz więc dać mu szansę i poczekać, co ciekawego rozwinie się z nowej znajomości. Mijają miesiące, a ty przyzwyczaiłaś się do jego obecności w twoim życiu. Brakuje ci jednak większych emocji, z czasem jego osoba zaczyna ci wręcz przeszkadzać.

Najpierw więc zaczynasz zastanawiać się, co robisz u boku tego faceta. Potem męczysz się, ale nie wiesz, jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji. Tym bardziej, że on wciąż jest taki, jak na początku i właściwie nie masz się do czego przyczepić.
Inny przypadek – na początku waszej znajomości wszystko toczy się jak w bajce. Oboje szczęśliwi, zakochani, pełni pomysłów i planów na przyszłość. Po pewnym czasie on już nie jest tą osobą, co kiedyś. Rozmijacie się w swoich oczekiwaniach, ale żadne z was nie potrafi się wycofać. Poza tym znacie się już przecież tyle lat. Włożyliście w ten związek tyle czasu i poświęcenia. Nie chcesz myśleć o tym, że rzucasz dotychczasowe życie i wszystko zaczynasz od początku. Męczysz się, coraz częściej wdając się w konflikty z partnerem. A kiedy w końcu wszystko się rozpada, uznajesz, że przecież ten związek nigdy nie mógł się udać…

 

Sylwia Stodulska-Jurczyk

sympatia

Czytaj więcej...

Dłużej tego nie wytrzymam! Krótki poradnik jak poradzić sobie ze złością

W życiu doświadczamy rożnych emocji, z których pewne klasyfikujemy jako dobre, pozytywne, a inne zaliczamy do złych i destrukcyjnych.

Choć trudno w to uwierzyć, wszystkie emocje są tak naprawdę potrzebne do tego, aby lepiej poznać i zrozumieć samego siebie, oraz zachowania innych osób z naszego otoczenia.

Paradoksalnie - emocje postrzegane jako negatywne są tak samo ważne dla życia wewnętrznego człowieka jak emocje pozytywne. Żeby jednak te „złe” nie przytłaczały nas, należy je akceptować i nauczyć się z nimi żyć.

Niniejszy artykuł będzie poświęcony złości - jednemu z najbardziej destrukcyjnych uczuć, towarzyszących nam na co dzień.

Czym jest złość?
Psychologowie definiują złość jako pewną reakcję emocjonalną, pojawiającą się w wyniku zagrożenia naszych interesów, naruszenia naszych praw i systemu wartości, czy po prostu uderzenia w naszą godność. Uczucia tożsame ze złością to gniew, frustracja, irytacja czy wściekłość. Najczęściej pojawiają się, gdy tracimy nad czymś kontrolę, bądź coś nie idzie po naszej myśli i krzyżuje nam plany.

Złość jest jedną z najłatwiej rozpoznawalnych emocji – towarzyszą jej zmiany w mimice twarzy (groźne spojrzenie, marszczenie czoła, zaciśnięte usta, zaczerwienione policzki). Jej oznaką jest także podniesiony głos, ucisk w klatce piersiowej oaz napięcie ciała.

Dlaczego złość jest zła?
Każde emocje, niewłaściwie rozpoznane i nazwane, mogą sprowadzić na nas wiele szkód w sferze naszych kontaktów z innymi ludźmi, przynosząc zmiany w naszym zachowaniu i niewłaściwym postrzeganiu zjawisk, zachodzących w naszym otoczeniu.

Duży wpływ na zaistnienie tych czynników ma sposób, w jaki wyrażamy naszą złość.
Istnieją trzy sposoby wyrażania złości:
• pasywny - charakteryzuje się odizolowaniem od problemu i tłumieniem emocji
• agresywny - mający postać ataku na drugą osobę (fizycznego jak i/lub słownego)
• asertywny - polega na wyrażeniu swoich uczuć i potrzeb w sposób werbalny - słowa skierowane są do osoby, która nas rozgniewała

Pasywny sposób wyrażania złości i reagowania na czynniki, które wywołały stan zdenerwowania, to zła droga. Tłumienie emocji i pozorne ignorowanie problemu prowadzi, prędzej czy później, do eskalacji złości i gwałtownego wybuchu. Poza tym osoby o pasywnym wyrażaniu gniewu często cierpią na zaburzenia psychosomatyczne, powstałe na tle nerwicowym. W przypadku osób „pasywnych” pogorszyć się może ich ogólny stan fizyczny.

Z kolei agresja jest na pewno najgorszym sposobem reagowania na złość - przemoc słowna i fizyczna jest najmniej skuteczną metodą rozwiązywania problemu, będącego powodem naszego gniewu. Atak sprawia, że zachowaniem krzywdzimy ludzi w naszym otoczeniu, często rodzinę i przyjaciół. Obydwie te reakcje mogą prowadzić do takich zachowań, jak przemoc, mściwość i szukanie kozła ofiarnego, karanie bliskich naszym zachowaniem, dąsanie się czy manipulowanie innymi.

Oswoić złość
Złość jest tym uczuciem, które tak naprawdę nie jest złe. Sygnalizuje nam, że dzieje się coś, na co się nie zgadzamy, co budzi nasz wewnętrzny opór. Ważne jest, aby prawidłowo rozpoznawać nasz stan emocjonalny, właściwie nazywać uczucia, potrafić je kontrolować i radzić sobie z nimi w taki sposób, aby nie ranić innych osób.

Najskuteczniejszym sposobem wyrażania złości wydaje się być asertywność. Polega ona na tym, że najpierw wyhamowujemy gwałtowną reakcję (staramy się nie podnosić głosu, unikamy kontaktu wzrokowego, staramy się ograniczyć pobudzające nas bodźce), a następnie wyszukujemy prawdziwą przyczynę naszego niezadowolenia. Najważniejsze jest, aby nie eskalować naszej złości na przypadkowej osobie - musimy dokładnie nazwać źródło naszego niezadowolenia. Jeśli jest nią zachowanie innej osoby należy w sposób grzeczny powiedzieć, że jej zachowanie wywołało w nas złość, ponieważ zachowała się w danym momencie tak i tak. Nie generalizujmy, odnośmy swoje reakcje do konkretnych sytuacji. Ważne jest, aby zaznaczyć, że nie zgadzamy się na takie zachowanie w przyszłości i wskazać, jakie może być wyjście z danej sytuacji (np. „Zdenerwowałam się, gdy się spóźniłaś, ponieważ uciekł nam autobus. Następnym razem postaraj się wyjść z domu wcześniej”).

Gdy mimo zwerbalizowania naszej złości odczuwamy kłębiące się w nas emocje, należy w sposób neutralny dla otoczenia się ich pozbyć. Do najbardziej rozpowszechnionych sposobów należy wysiłek fizyczny – pomóc może nawet długi spacer, choć najlepsze wyniki daje sport wymagający włożenia w ćwiczenia maksymalnego wysiłku. Trzeba jednak pamiętać, aby dziedzina sportu nie wymagała od nas konieczności rywalizacji, bowiem wtedy, zamiast ugasić emocje, tylko podsycimy w sobie złość i agresję. Skutecznym sposobem na „wyżycie się” jest również aktywność manualna, taka jak malowanie czy rysownie. Dobrym rozwiązaniem jest także zapisywanie na kartce złych emocji i sytuacji, które nas zdenerwowały, a następnie w sposób symboliczny podrzeć albo pognieść kartkę i ją wyrzuć. Działanie takie ma wydźwięk terapeutyczny - pozwala pozbyć się złych emocji, a jednocześnie czynność darcia kartki pozwala nam na upust napięcia, jakie nagrodziło się w ciele.

Psychologowie polecają także wyciszenie: spokojny spacer, medytacja, chwila relaksu pomagają się odprężyć, nabrać dystansu do sytuacji, która wywołała w nas gniew. Pomocne może być także słuchanie muzyki relaksacyjnej, czy „wygadanie się” bliskiej nam osobie.

Sposobów walki ze złością i gniewem jest naprawdę wiele. Najskuteczniejszy jest chyba dystans do sytuacji, próby odnajdywania w każdej złej chwili także dobrych stron i uśmiech.

Pamiętajmy także, aby nasz gniew wyrażać w sposób asertywny i kierować go TYLKO w stronę osoby naprawdę odpowiedzialnej za nasze złe samopoczucie. Pozwoli to w sposób najwłaściwszy rozwiązać trudną sprawę, dać upust naszym emocjom, a jednocześnie sprawi, że nie zranimy ani siebie, ani nikogo w swoim otoczeniu.

Iwona Mackiewicz, 24l.

Czytaj więcej...

Jak żyć, gdy nie można zajść w ciążę - Problem nagminny, ale wciąż pomijany

Miło gdy jest jak w bajce… Dwoje zakochanych. Piękny ślub, nowe, cudne mieszkanie, dobra praca i teraz upragnione dziecko. Tymczasem mijają miesiące, a tu nic. Test ciążowy za każdym razem pokazuje tylko jedną kreskę.

Wszędzie wokół pełno kobiet w ciąży, maleńkich dzieci, które uśmiechają się z wózków.

A w sercu żal, coraz większy… dlaczego inni mogą a my nie?

Liczba par niemogących mieć dzieci wciąż rośnie. Przyczyn jest wiele. Szybkie tempo życia, stres, odkładanie rodzicielstwa na później. Bo najpierw praca, kariera, dom. Żeby dziecko miało wszystko. A później okazuje się, że to, co my zaplanowaliśmy natura sama weryfikuje, a niekiedy dość brutalnie rujnuje.

Jak żyć, gdy wokół pełno szczęśliwych przyszłych lub świeżo upieczonych rodziców?

Ktoś, kto nigdy nie przeżył takiego problemu powie pewnie, że to nic. Wystarczy wziąć się w garść, nie myśleć o tym, zająć się pracą, znaleźć sobie pasję, zajęcie.

Ciężko jest wyrzucić z serca największe pragnienie, gdy instynkt rodzicielstwa sięga zenitu. Tego nie da się wyłączyć jak kiepskiego serialu w telewizji. To siedzi w sercu, w głowie. A wszystkie bodźce wokół nas tylko potęgują ból.

Czasem udaje się, że wakacje, rzucenie się w wir pracy pomagają, ale to rozwiązanie na krótką metę. Znam pary, które starały się o dziecko 2 lata, inne 6 lat. Rozmawiałam z nimi nie raz i wiem, jak ciężko było im żyć. Zwłaszcza, gdy mało dyskretne i niewrażliwe otoczenie, wciąż dopytywało „kiedy wreszcie będziecie mieć dziecko”, jakby to było tak proste, jak kupno pralki. Brak zrozumienia i bagatelizowanie problemu przez najbliższych, to jak nóż w serce. I oczywiście złote „nie martwcie się, macie czas, jesteście jeszcze młodzi”… Wszyscy wokół wiedzą lepiej, robią wyrzuty, gdy nie można patrzeć bez łez na małe dzieci, czyjeś dzieci. Chyba każda para, starająca się o potomstwo słyszała nie raz te „mądre rady”.

Bardzo często jest tak, że najbardziej rozumieją problem te osoby, które przeżywają to samo. Nie bliscy, nie rodzina. Często obcy ludzie.

Nagle okazuje się, że zachowania, które zaczynają sprawiać, że czujemy się jak ludzie gorszej kategorii, towarzyszą nie tylko nam. Inni przeżywają to samo. Odsuwanie się od znajomych, którzy są szczęśliwymi rodzicami, łzy na widok ciężarnych kobiet, uczucie złości i bezsilności, które rośnie z dnia na dzień. Które sprawia, że czujemy się jak wybrakowane jednostki niezdolne do podstawowej roli, roli rodzica. To brutalne, wiem, ale to rzeczywistość, o której wielu z nas nie ma pojęcia i o której nadal nie mówi się głośno. Bo niepłodność to nadal temat tabu, to często napiętnowanie, którego ludzie po postu nie rozumieją, albo nie chcą zrozumieć.

Łatwo jest oceniać innych, mieć żal, że nie potrafią cieszyć się cudzym szczęściem, ale trudniej jest postawić się w sytuacji tych, którzy cierpią a całe życie ustawione jest pod „chcemy mieć dziecko, z całych sił”.

Czy wiecie jak wygląda życie pary, która nie może mieć dziecka?

Zapytałam o to jedną z moich koleżanek.
- „To ciągła walka ze sobą, z myślami. Każdy dzień wygląda podobnie, z jednej strony staramy się nie myśleć o tym, a wszystko wokół nam to przypomina. Ciągłe wizyty u lekarza, monitorowanie cyklu miesięcznego, zobojętnienie na nieustające badania, seks w wyznaczone przez lekarza dni. I nadzieja, każdego miesiąca nadzieja, że tym razem będą upragnione dwie krechy. A później płacz, żal, rozpacz. Bo znów fałszywy alarm, bo znów się nie udało. Bo coś nie zagrało, bo to jeszcze nie ten czas. Tylko, kiedy on nadejdzie? Wtedy kiedy łączyć nas będzie tylko owulacja i zatracimy to, co było dla nas tak ważne? Kiedy zapomnimy co nas połączyło i żal zniszczy naszą miłość? Cały czas winiłam siebie za całą sytuację, wciąż myślałam, że przeze mnie mój mąż jest nieszczęśliwy, że zasługuje na kogoś lepszego niż ja…”

Ktoś powie zapewne, że przecież jest tyle możliwości w dzisiejszych czasach, przy obecnie rozwiniętej medycynie, albo że wiele jest dzieci, które czeka na adopcję. To wszystko prawda, tylko czy ten sam ktoś wie, co to instynkt rodzicielski, którego nic nie jest w stanie przygasić? Czy ta osoba w ogóle wie, co mówi?

Podobno czas jest najlepszym lekarstwem. Znam pary, które z rozpaczy niepowodzeń porzuciły starania i wtedy zdarzył się „cud”, wtedy wreszcie się udało. Bo stres odpuścił, bo przestali się starać ze wszystkich sił. Znam też pary, które zdecydowały się na In vitro i do dziś ani przez chwilę nie żałują swojej decyzji. Znam ludzi, którzy adoptowali maleństwo. Wszyscy z nich są szczęśliwi, najbardziej na świecie.

Niestety jest też wiele par, które niepłodność rozdzieliła. Nie wytrzymali tej ciężkiej próby. Okazało się, że to, co miało ich połączyć, na zawsze ich rozdzieliło. To przykre, ale niestety prawdziwe. Jednak nie nam to oceniać.

Problem z zajściem w ciążę, nie znika a rośnie. I zapewne tak już będzie. Tempo życia nie zwalnia, ciągła gonitwa za wszystkim tylko potęguje ten problem. Wciąż przybywa par, które przeżywają taki koszmar. Wielka szkoda, że ten temat jest nadal bagatelizowany. Ludzie niemogący mieć dzieci rzadko spotykają się ze zrozumieniem, bo otoczenie nie potrafi się wysilić na odrobinę empatii. A niepłodność to kolejna „choroba cywilizacyjna”, która nie zniknie. Życie, które wygląda jak wygląda, nie jest na to lekarstwem, a wręcz przeciwnie.

Nie ma dobrej, jedynej rady na to jak żyć z takim problemem. Trzeba próbować wszystkiego. Walka do końca, poddanie się, szukanie innych rozwiązań. Jest wiele możliwości. Każdy i tak wybierze inną drogę, bo tak naprawdę każdy potrzebuje czegoś innego.

Jedno jest pewne, rozmowa z kimś, kto przeżywa/przeżył to samo z pewnością pomaga. I nie można się załamywać. Warto walczyć do końca, z całych sił. Nawet, jeśli ma się nie udać. A co, jeśli w końcu się uda? Podobno nadzieja umiera ostatnia…

Magdalena Zbytek-Książkiewicz, 30l.

Czytaj więcej...

Jak długo można chować urazę?

Słowa ranią, czyny też. Ludzką rzeczą jest zapamiętywanie tego, co było przykre. Ha -więcej. Pielęgnujemy nawet tę urazę jak wiosenną rabatkę. Podsysamy wspomnienie, odnawiamy na nowo, rozkoszujemy się zapachem powracającego zdarzenia. I dbamy, bo nie daj Boże jeszcze zapomnimy i co to będzie? Do tego dochodzi słodkie pragnienie zemsty: „oooo teraz, to on zobaczy”, „teraz to jej pokażę”, „choćby nie wiem, jakby przepraszał, to..”. I zanurzamy się w błotnej otchłani, która, no właśnie, uderza nie w kogoś innego, ale w nas.

Nieraz się mówi „zemsta jest rozkoszą bogów”, ale czy tak naprawdę jest rozkoszą? Ja wolę się rozkoszować czekoladkami niż zemstą. Bardziej skłaniam się do powiedzenia „żyj tak, żeby nikt przez ciebie nie płakał”.

Owszem, kiedyś nie byłam taka mądra jak dziś. Może stąd ta mądrość dzisiejsza. Do swojej przyjaciółki z czasów szkolnych odezwałam się po piętnastu latach niewidzenia. To była głupia sprzeczka, ale przekreśliła wszystkie dobre wspomnienia. Niedawno odnalazłam ją na facebooku. Znów zapragnęłam ją widzieć i być w jej życiu. Tak, znów. Bo wcześniej też próbowałam się z nią pogodzić. Zobaczyłam ją kiedyś na mieście. I poczułam się jak doktor Judym. Przeżyłam rozdarcie wewnętrzne. Z jednej strony chciałam podejść i powiedzieć „ tyle lat minęło, zapomnijmy o kłótni”, z drugiej strony obudziły się moje pretensje. I pytanie – dlaczego to ja mam podejść? Spór był obustronny. I znów minęły dwa lata. Bez sensu. A mogłybyśmy się już odnaleźć i tworzyć nowe wydarzenia.

Teraz Małgosia jest moją znajomą na facebooku i próbujemy się umówić na kawę. Pewnie trochę to potrwa bo obie jesteśmy zajęte, ale na pewno się spotkamy. Miło mi się zrobiło, że tyle rzeczy o mnie pamięta. Dobrych rzeczy, o których sama zapomniałam. Wiem, że czyta moje artykuły i wiem, że przeczyta ten. Niech to będzie takie zadośćuczynienie za tyle lat milczenia. Przecież była przy mnie w najważniejszych chwilach mojego życia. To u niej robiłam test ciążowy i obie wypatrywałyśmy trochę ze strachem, trochę z radością tej ważnej kreski. To u niej stwierdziłam obecność w sobie mojego synka. Czy takie zdarzenia nie są ważne? Czy ich utrata jest warta tego, żeby przez tyle lat pielęgnować w sobie urazę za wypowiedziane w gniewie nieprzemyślane słowo?

Dlatego warto schować urazę i nie podlewać jej gniewem, rozpamiętywaniem. To uderza głównie w nas i w którymś momencie nas dopadnie. To my, urażeni poczujemy się beznadziejnie samotni zarówno w chęci podzielenia się radością jak i smutkiem, z kimś, kto był dla nas wsparciem. Z kimś, kto cieszył się z naszego powodzenia, milcząc trzymał za rękę w smutnych momentach. Takie uczucia warto pielęgnować. Uraza? Bądźmy szczerzy, czy naprawdę my jesteśmy bez zarzutu, a reszta, która się nie podporządkuje zasługuje na nasze odrzucenie?

Nie, tak to nie działa. Pozwolę sobie zacytować mądre słowa „Gniewajcie się a nie grzeszcie, niech słońce nie zachodzi nad gniewem waszym”. Czyli wszystkie sprawy związane z gniewem należy zakończyć przed końcem dnia. Czy to nie doskonała recepta na spokojny i regenerujący sen? Bardzo dobra. A uczucie poranne, bez obciążającego balastu gniewu i urazy? Nawet niebo bez słońca nasiąka błękitem i wyłuskuje spod ciemnych chmur słońce. Wszystko co złe przemija. Przed nami kolejny dzień. Jeśli chcemy mieć dobry czas nie możemy się brudzić urazą, którą czujemy do innego człowieka.

Z dedykacją dla swojej bliskiej koleżanki Małgorzaty Bauer
Świat bez urazy
Piękne pastele
Kwiaty na łące
Czystość porannej świeżości
Czy warto z tego rezygnować?
Dla szarego cienia
Urażonego słowa
I czynów gniewnych?
Cóż więc wybierzesz
Zawieszenie w ciemności
Podjudzane złością?
Czy spokój w czystości świetlanej?
Gdzie czujesz się lepiej?
Gdzie jest twoje miejsce?
Kiedy je znajdziesz daj znak
Może wtedy zrozumiesz
Życia smak

(na potrzeby artykułu 19.10.2012 aut. Justyna Nosorowska)




7-12


Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Gdy mężczyźnie nie zależy... na związku i na Tobie

Nie da się ukryć, że każda z nas pragnie szczęścia, miłości i udanego związku. Poszukujemy odpowiedniego dla nas partnera - takiego, którego pokochamy i który zostanie z nami do końca naszego życia. Z biegiem czasu, jak „głębiej” wchodzimy w nowy związek, spotyka nas często rozczarowanie, spowodowane rozdźwiękiem między własnymi oczekiwaniami względem „tego jedynego”, a jego zachowaniem i charakterem.

Bywa, że kobieta zmęczona poszukiwaniem wymarzonego partnera godzi się na to, co dał jej los i trwa w związku, który wydaje jej się lepszą alternatywą niż samotność. Czy jednak strach przed samotnością, przed kolejnym wysiłkiem związanym z budową nowej relacji lub zwykłe przyzwyczajenie pozwala na niszczenie sobie życia i marnowania czasu z mężczyzną, który nie jest nam pisany?

Wieczne usprawiedliwienia
W związku to zazwyczaj kobiety dają, nie oczekując nic w zamian. Liczymy, że to, co dajemy, partner odwzajemni. Często jednak spotyka nas obojętność, czujemy się oszukane i wykorzystane. Część kobiet, zamiast wymagać od partnerów zaangażowania w związek i pracy nad nim, usprawiedliwia zachowania mężczyzn. Ile razy słyszałyśmy już od naszych koleżanek, sióstr, czy wreszcie same mówiłyśmy, starając się usprawiedliwić męskie zachowanie: „Boi się zaangażować”, „Ślub nie jest mu potrzebny”, „Jest bardzo zajęty i nie ma czasu, aby do mnie zadzwonić”. To są wymówki, które biorą pod uwagę tylko punkt widzenia mężczyzny i jego wygodę. Jednak jeśli Ty chcesz się zaangażować w związek, marzysz o ślubie i chcesz mieć kontakt ze swoim mężczyzną - dlaczego nie wymagasz tego samego od niego? Przestańmy ich w końcu usprawiedliwiać i spójrzmy prawdzie w oczy: jeśli nie zależy mu tak samo mocno, jak Tobie, to po co marnować na niego swój czas i energię?

Jak poznać, że mu nie zależy?
Gdy w związku nie czujemy się dobrze i odbiega on od naszych oczekiwań, a złapałyśmy się na tym, że mamy tendencję do usprawiedliwiania naszego obiektu westchnień, spróbujmy przyjrzeć się niektórym zachowaniom mężczyzny. Choć może to bolesne - oceńmy je wreszcie właściwie!

1) Nie umawia się z Tobą. Punkt ten dotyczy związków nowych. Jeśli doszło do wymiany numerów telefonów a nasza komórka milczy to znaczy, że temu fajnego chłopakowi z baru widocznie jednak nie zależy na tym, żeby kontynuować ze mną znajomość. Oczywiście, istnieje możliwość, że jest zbyt nieśmiały żeby zadzwonić, albo że zwyczajnie zgubił nasz numer - ale czy uwierzysz, że mężczyzna, który byłby Tobą oczarowany, nie zrobiłby wszystkiego, aby się z Tobą skontaktować? Nie czatuj więc przy telefonie - szukaj dalej!

2) Nie dzwoni do Ciebie, chociaż rzadko się widujecie. To jasny sygnał, że nie zależy mu na kontakcie z Tobą! Skończmy z usprawiedliwianiem, że nie ma zasięgu albo brak mu czasu, bo jest zajęty robieniem tysięcy innych rzeczy. Jeśli ten tysiąc innych rzeczy jest ważniejszy od Ciebie - koniecznie zastanów się nad tym związkiem!

3) Nie zaprasza Cię na randki (czyli wyjścia w publiczne miejsca, np. do kina, na romantyczny spacer czy do zwykłej pizzerii). Wspólne wyjścia tylko we dwoje dają poczucie więzi, pozwalają budować intymny związek oraz są czytelnym sygnałem: JESTEŚMY RAZEM! Jeśli on nie chce Cię pokazywać całemu światu oraz być postrzegany jako Twój partner zastanów się, czy to na pewno dlatego, że nie ma czasu/pieniędzy/ochoty na takie wyjścia, czy może nie traktuje waszego związku na poważnie?

4) Nie akceptuje Twojego wyglądu. Jeśli facet wiecznie narzeka na Twój wygląd i wypomina Ci, że masz fałdki, powinnaś schudnąć oraz zrobić coś z tym ohydnym uczesaniem to znak, że coś jest w waszym związku nie tak. Jeśli na dodatek usprawiedliwia swoją zdradę tym, że nie dbasz o siebie, a tu taka śliczna kobieta mu się trafiła - po prostu wystaw mu walizki za drzwi. Nie jest godny, aby zostać twoim partnerem. Kochający mężczyzna akceptuje swoją partnerkę taką, jaką jest. Nie próbuje jej zmieniać na siłę, nie porównuje jej do blond-piękności z ulicy. Prawi komplementy, powtarza, że jest piękna - tym buduje pewność siebie i poczucie wartości w kobiecie.

5) Zrywa z Tobą i znika. Unikaj jak ognia swoich byłych! Pamiętaj - co się nie udało raz, raczej drugi i kolejny też się nie uda. Sprawdziłaś tego Pana, nie byłaś szczęśliwa - koniec. Oczywiście możesz powiedzieć: „trzeba dać drugą szansę, niektórym się udaje”. Pamiętaj, że Ci, którym się udaje po raz drugi - to wyjątki. A Ty na 99% jesteś regułą. Jeśli zaś facet znika i unika kontaktu z Tobą, a po powrocie nie chce Ci powiedzieć, gdzie był - uciekaj od niego! Brak mu odpowiedzialności, nie zależy mu na Tobie - jesteś tylko wygodnym portem, do którego zawsze może wrócić po swoich niedojrzałych ekscesach. Zasługujesz na faceta, który będzie z Tobą na poważnie.

6) Jest żonaty. Tu chyba nie muszę niczego tłumaczyć: jeśli nie chce wziąć z żoną rozwodu, bo to, tamto i owamto, i nadal z nią mieszka, żyje oraz wychowuje dzieci - komunikat jest jasny. Jesteś tylko kochanką i zawsze będziesz tą drugą - z nim nigdy nie zbudujesz relacji, o jakiej marzysz.

7) Czujesz się przy nim bezwartościowa. Jeśli mężczyzna w związku myśli tylko o sobie, nie wspiera Cię, nie stara się Ciebie uszczęśliwić, dba tylko o własne potrzeby i jeszcze wmawia Ci, że powinnaś być dumna będąc jego partnerką - nie daj się zwieść. Jesteś godna uwagi nie dlatego, że jest z Tobą Pan X, ale dlatego, że jesteś wartościową kobietą.

 

Odrobina egoizmu

Artykuł ten powstał, aby uzmysłowić kobietom, jak zamykają swoją drogę do życia, o jakim marzymy. Często jest tak, że czujemy się w związku źle, że czegoś nam brak, ale nie potrafimy zdiagnozować źródła naszego samopoczucia. Jeśli przestaniemy w końcu usprawiedliwiać naszych mężczyzn może odkryjemy, czego pragniemy i potrzebujemy do szczęścia. Nie namawiam tu, aby od razu rozstawać się ze swoim partnerem. Warto postarać się naprawić relacje między nami, o ile to możliwe.


Czasem jasne zasygnalizowanie mężczyźnie naszych potrzeb („potrzebuję, abyś częściej dzwonił”, „chcę z Tobą częściej wychodzić”) może mieć zbawienny wpływ.


Pamiętajmy - mamy prawo mierzyć mężczyznę naszą własną miarą. Jeśli jestem punktualna i tolerancyjna - mogę wymagać, by mój partner też taki był. Jeśli jestem bałaganiarą - nie powinnam krzyczeć na nieład w pokoju mojego Miśka. Poza tym na koniec - w związku trzeba być trochę egoistką. Dbajmy o siebie i własne potrzeby, nie bójmy się zmian, jeśli nie czujemy się szczęśliwe.


Lepiej być samotną, ale mieć szansę na znalezienie „tego jedynego”, niż tkwić w nieudanym związku. Warto zawalczyć o siebie.


Iwona Mackiewicz,
24l.

Artykuł został zainspirowany książką Grega Behrendta i Liz Tuccillo "Nie zależy mu na Tobie. Koniec złudzeń - poznaj prawdę o tym, jak rozumieć facetów".

 


 

7-12

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Jestem beznadziejna i do niczego - ile razy to sobie wmawiałaś?

Zastanawiałaś się kiedyś, ile osób na pytanie: „co u Ciebie”, odpowiedziało „wspaniale”? Zapewne niewielu, a jeśli nawet to tylko dlatego, żeby nie zanudzać Cię swoimi problemami. Gdybyś zapytała o to samą siebie, pewnie znalazłabyś milion powodów, dzięki którym nie czujesz się w pełni szczęśliwa.

Naszą główną przeszkodą w czerpaniu radości z życia jest ciągłe dążenie do perfekcjonizmu. W szkole chcemy być prymuskami, w dorosłym życiu idealnymi pracownikami, żonami i matkami. Uważamy, że jeśli to osiągniemy, będziemy bardziej doceniane i lubiane przez otoczenie, co automatycznie podniesie naszą samoocenę. Kiedy nam się to nie udaje, załamujemy się.

Poczucie własnej wartości zostaje zachwiane również z wielu innych przyczyn. Być może to wpływ ludzi, którzy nie zawsze pochlebnie wyrażali się na nasz temat, przez co jesteśmy zdania, że do niczego się nie nadajemy. Bardzo częstym błędem jest to, że zostajemy porównywane od najmłodszych lat do innych osób. Nieraz przecież zdarzyło się, że usłyszeliśmy od rodziców, „bo twoja siostra jest zdolniejsza, lepiej się uczy, bardziej dba o porządek, pomaga w domu, a ty nie.” Podobnie postępują niekiedy nauczyciele w szkołach i przełożeni w pracy. Wyrabiają tym samym w nas przekonanie, że by zyskać uznanie, trzeba nie być gorszą. Trwamy w nim zatem i każde, nawet małe niepowodzenie traktujemy jak największą porażkę, tracąc wiarę w siebie i swoje możliwości.

Jednym z kompleksów, na który większość pań cierpi, jest daleki od oczekiwań wygląd. Widok pięknej, zgrabnej, opalonej kobiety o nienagannej fryzurze, uśmiechającej się z pierwszej strony kolorowego czasopisma, lub znajomej, która niezależnie od okoliczności prezentuje się doskonale, doprowadza nas do szału. Stajemy się wobec siebie krytyczne, oglądamy się z niesmakiem w lustrze, czynimy dość nieudolne kroki, by coś w sobie zmienić, zwykle z mizernym skutkiem. Zarzucamy sobie, że gdybyśmy były bardziej atrakcyjne, miałybyśmy szansę na lepszą pracę, jak również wzbudzałybyśmy podziw, co znacznie ułatwiłoby nam życie.

Zaniżone mniemanie o sobie może w mniejszym, lub większym stopniu być odpowiedzialne za samopoczucie. Nic w tym złego, jeśli w chwili słabości, okropnego nastroju ponarzekamy sobie na pewne rzeczy. Zwykle jednak w miarę przypływu dobrego humoru, czy jakiegoś miłego zdarzenia, porzucamy ponure myśli i nie wywierają one na nas destrukcyjnego wpływu. Problem pojawia się wtedy, gdy nie potrafimy sobie poradzić z samokrytyką. Czując się mało wartościowa, nie wierząc, że możesz czegoś dokonać, nie podejmujesz się nowych, ambitnych wyzwań ze strachu, że na pewno im nie podołasz. A jeśli nawet się zdecydujesz, pierwsza trudność, jaka Cię napotka, skutecznie odbierze Ci chęci, by dalej próbować. Wycofujesz się więc i wpadasz tym samym w przygnębienie, skąd już bliska droga do depresji.

Negatywne nastawienie sprawia, że gorzej postrzegamy rzeczywistość, która nas otacza. Głównie winna jest temu zazdrość, że innym powodzi się dużo lepiej, że potrafili pokierować swoim życiem tak, by czerpać z niego zadowolenie, a nam to nie wyszło. Swoje drobne sukcesy przypisujemy wyłącznie szczęściu, które nam dopomogło, a nie własnym umiejętnościom.

O tym, że zamiast się załamywać, lepiej wziąć sprawy we własne ręce przekonała się 35- letnia Dorota: „Moje kłopoty zaczęły się, kiedy straciłam pracę. Gdy po tygodniu bezproduktywnego leżenia na kanapie w wyciągniętym dresie minęło uczucie rozgoryczenia, pomyślałam, że przecież nie wszystko stracone, mam odpowiednie kwalifikacje, kilka lat doświadczenia, na pewno szybko znajdę nowe zajęcie. Okrutne realia ostudziły jednak mój entuzjazm. W większości ofert uderzyły mnie ograniczenia wiekowe (do 30 lat), a najlepiej, gdyby to była jeszcze osoba studiująca. Za każdym razem, gdy przeglądałam ogłoszenia, wpadałam we frustrację. Czułam się stara i nikomu niepotrzebna. Zaniedbywałam dom, siebie, dodatkowo ciążył na mnie fakt, że z jednej pensji niełatwo nam będzie utrzymać z mężem dom. Budząc się każdego dnia marzyłam, by już był wieczór, żebym mogła znów zasnąć, by zapomnieć o swoim dramatycznym położeniu. Któregoś dnia przelała się czara goryczy, kiedy mój mąż podczas kłótni zarzucił mi, że on na wszystko zarabia, a ja nie robię nic, poza oglądaniem seriali. Wtedy dotarło do mnie, że muszę coś zrobić, nie mogę tkwić w tym dołku, no i oczywiście gdzieś tam w środku odezwał się bunt „ja mu jeszcze pokażę!” Zaczęłam intensywniej szukać pracy, obdzwoniłam znajomych, by mieli mnie na uwadze, gdyby słyszeli o jakimkolwiek wolnym etacie. Udało się, po pewnym czasie zadzwoniła moja koleżanka, że znajomy jej męża chce zatrudnić parę osób. Z drżącym sercem poszłam na rozmowę, bo trudno było mi było pokonać nieśmiałość i uwierzyć w sukces. Zostałam przyjęta. Może to nie jest stanowisko moich marzeń, ale radość, że mogę znów coś robić, osiągać, przebywać między ludźmi jest tak wielka, że pozbyłam się większości swoich kompleksów. Czuję się, jakbym ożyła na nowo.”

Czas więc wziąć się w garść, drogie Panie i zacząć zwalczać w sobie to poczucie beznadziejności. Pierwsza zasadnicza rzecz: nikt nie jest idealny. Każdy człowiek ma jakieś wady i jeśli nie możemy ich całkowicie wyeliminować, postarajmy się je akceptować. To, że w jednej dziedzinie nie jesteśmy mistrzyniami, nie oznacza, że tak będzie w każdej. Musimy tylko poznać własne potrzeby, zastanowić się, w czym jesteśmy dobre i realizować swoje cele. I wcale nie muszą być na początek te największe. Nie koncentrujmy się wyłącznie na błędach, które popełniłyśmy, ale skupmy się na swoich zaletach i pomyślmy, jak możemy je wykorzystać. Wszystko zależy wyłącznie od naszego pozytywnego myślenia, nawet, jeśli zdarzą się jakieś niepowodzenia po drodze, to przecież nie znaczy, że będzie tak za każdym razem. Trzeba spojrzeć trzeźwo i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Nie ma sensu patrzeć zazdrosnym okiem na innych, że mają lepiej, bo przecież tego nie możemy wiedzieć, czy absolutnie wszystko układa się po ich myśli. Każdy zmaga się ze swoimi przeciwnościami losu. To, że gdy idziesz z wizytą do sąsiadki i zastajesz pięknie posprzątany dom i uśmiechniętych gospodarzy nie oznacza wcale, że gdy zamkną się za tobą drzwi, nadal będzie panowała tam idylla.

Naucz się doceniać drobnostki, bo jeśli uda Ci się znaleźć zadowolenie z małych rzeczy, te trudniejsze przyjdą później z większą łatwością. I nigdy nie myśl o sobie, że jesteś do niczego, bo to nieprawda. Odszukaj w sobie to, co najlepsze, pokochaj samą siebie, a zobaczysz, że jesteś w stanie zawojować świat!

Agnieszka Witkowska, 31l.



 

5-12

 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

 

Czytaj więcej...

Randka (nie) idealna

Wszyscy mają marzenia. Pragnieniem każdej z nas jest ten jedyny, który przyjedzie jak rycerz na białym koniu pod nasze okno i będzie śpiewał serenady opiewające naszą urodę. Oczywiście w dzisiejszych czasach zbroję zastępuje skórzana kurtka, a rumaka Harley Davidson, lub markowy samochód, lecz chęć odnalezienia ideału pozostaje niezmienna od tysięcy lat.

Uniwersalna jest też potrzeba wyjścia za mąż, pięknej uroczystości weselnej i życia w miłości i szczęściu. Ale zanim to wszystko się osiągnie czeka nas pierwsza randka, która niejednokrotnie pokazuje, czy nasz wybranek to rzeczywiście ten jedyny…

Często się słyszy, że pierwsza randka to takie romantyczne i niepowtarzalne wydarzenie, które się pamięta do końca życia. Szczególnie gloryfikowana jest ona w amerykańskich komediach romantycznych. Pogląd ten przenosi się również do życia codziennego. I owszem pierwszą randkę często pamięta się do końca życia, ale z uwagi na to, że przebiegła zupełnie inaczej niż tego chciałyśmy.

Dlaczego tak się dzieje, że pierwsza randka staje się rozczarowaniem? Może właśnie dlatego, że oglądamy film, w którym piękny pan poznaje piękną panią, w ciągu jednego dnia zakochują się w sobie, idą na schadzkę, a wieczorem spędzają upojne chwile. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Spotyka się dwoje ludzi, którzy przypadają sobie do gustu. Z czasem zaczynają się sobą coraz bardziej fascynować. Decydują się na spotkanie. Ich oczekiwania są duże, bo przecież nie raz widzieli, jak to jest na takiej pierwszej randce. A tu co? Wielka klapa, on milczy i się denerwuje, przy czym poci się niesamowicie. Ona „gada jak nakręcona”, też się denerwuje. W końcu wylewa niechcący wino na stół.

To jeden z łagodniejszych scenariuszy, jakie mogą zdarzyć się na takim spotkaniu. Jednak o wiele gorzej sprawa się ma, gdy umówione zostaniemy na tak zwaną randkę w ciemno, przez jakąś koleżankę, bądź zatroskaną ciocię. Gdy idziemy spotkać się z człowiekiem, którego kompletnie nie znamy, nie wiemy czego możemy się spodziewać.

Jak powiedziała mi jedna z moich znajomych, która miała „przyjemność” być swatana przez swoją ciocię, nie można nastawiać się na nie wiadomo co, bo rozstaniemy się z poczuciem rozczarowania. Moja ciocia umówiła mnie z chłopakiem ze swojej pracy. Naopowiadała mi o nim niestworzonych rzeczy. Oczywiście wiedziałam, że połowa z tego co mówi to wymysł jej wyobraźni, lecz przez to jej gadanie nastawiłam się na coś zupełnie innego niż miało miejsce. Spędziłam miły wieczór, jednak oboje byliśmy bardzo skrępowani, gdyż jak się później okazało ciocia i mi zrobiła „odpowiednią reklamę”, która znacznie odbiegała od rzeczywistości. Mimo początkowego skrępowania zdecydowaliśmy się na rozwinięcie naszej znajomości. Czas pokaże co z tego wyjdzie.

Jest jeszcze jeden problem związany z randkami w ciemno, a mianowicie wygląd drugiej osoby. Co jeśli się okaże, że mężczyzna, który na nas czeka odbiega od naszych wyobrażeń męskiego kanonu urody? Na to pytanie postawione jednej z rozmówczyń usłyszałam taką odpowiedź: Koleżanka strasznie chciała mnie umówić ze swoim kuzynem. Długo nie chciałam się zgodzić. Ale tyle czasu mnie namawiała, że w końcu uległam. Kiedy weszłam do kawiarni i go zobaczyłam w pierwszej chwili chciałam brać nogi za pas i uciekać, bo okazało się, że urodą odbiega daleko od ideału. Jednak zobaczył mnie i nie miałam wyjścia. Później było mi niezmiernie głupio, bo bawiłam się świetnie na tym spotkaniu.

Zdarzają się też przypadki ekstremalne, kiedy to naprawdę trzeba jak najszybciej uciekać, gdyż mimo naszych starań nic nie wychodzi. Powodów tego jest wiele od niechlujnego wyglądu po nachalne, nieodpowiednie zachowanie, czasami przechodzące w agresję. Pewnie każda z nas może podzielić się taką przygodą. I teraz tą historię opowiada koleżankom „ku przestrodze”. Trzeba jednakże pamiętać, że są to wyjątki od reguły.

Jak się okazuje główną winę za nasze randkowe rozczarowanie ponosi nasze nastawienie. Kiedy oczekujemy fajerwerków, a mamy tylko i wyłącznie małe promyczki świec, wiadomo że nie będziemy zadowolone z efektów. Czy nie lepiej nastawić się na miły wieczór, spędzony w towarzystwie drugiej osoby, która może okazać się naszą drugą połową?

Dajmy szansę „zwykłemu” mężczyźnie, kto wie, może okaże się on naszym księciem z bajki …

Iwona Czyżykowska, 28l.




4-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Czy faceta można i powinno się sobie wychować? Jak wypracować partnerstwo w związku?

"Faceci są jak kafelki- jak je dobrze ułożysz możesz deptać całe życie". Hmm....Zgadzacie się z tym?

Ile kobiet, ilu mężczyzn, ile związków, tyle sposobów na zgodne długoletnie wspólne życie. Sukcesem powodzenia i przetrwania każdego związku jest wzajemna akceptacja siebie i tolerancja w wielu sprawach! Nikt nie jest idealny, dlatego decydując się na bycie z kimś akceptujemy go takim jakim jest, z wszystkimi jego wadami lub my kobiety będziemy próbowały zmienić naszego mężczyznę - "wychować", aby wyeliminować przyczyny kłótni, które potrafimy przewidzieć, znając płeć przeciwną….Oczywiście, nie jest możliwa całkowita zmiana charakteru człowieka, jednak kobiety mają swoje złote, autorskie metody, dzięki którym życie z naszym partnerem nie będzie przypominać horroru, a stanie się źródłem przyjemności. Przecież tu chodzi o nasze całe życie!

Skupmy się teraz na mężczyźnie. Bądźmy szczerzy, wiemy, że jest on tak skonstruowany genetycznie, że zawsze nas czymś zdenerwuje, wyprowadzi z równowagi, zawsze zrobi coś źle, jest to tylko kwestią czasu. Potem oczywiście przeprosi (bo musi :) ) ale za kilka dni i tak znów to samo, znów coś przeskrobie i tak w kółko. Oni po prostu tacy są, tak mają w naturze! Czy chcemy więc niepotrzebnie i tak często denerwować się, żyć w taki sposób przez lata? Kochamy go, zależy nam na nim, chcemy z nim być, dlatego możemy troszkę ułatwić sobie te i tak trudne życie, bo żeby związek przetrwał oboje partnerów musi nad nim pracować, dbać o niego! Możemy przejąć inicjatywę i "wychować" naszego mężczyznę w świadomy dla niego sposób lub nie :) Brzmi dziwnie? Bo to dorosły mężczyzna a nie dziecko? Wcale nie! Więc co to znaczy?

Gdy nasz związek jest jeszcze na luźnym etapie i oparty na spotykaniu się a nie mieszkaniu razem, nie widzimy bardzo wielu rzeczy, wad naszego faceta. Dotąd w naszych oczach był ideałem a my żyłyśmy jak w bajce. Jednak gdy z czasem oboje zdecydujemy, że nasz związek zaczyna być poważniejszy bo chcemy przebywać ze sobą 24 na dobę, czas na kolejny krok - wspólne mieszkanie. Dopiero wtedy zobaczymy WSZYSTKO! Czar pryska jak bańka mydlana! Po krótkiej obserwacji naszego partnera przychodzi czas na refleksję i bardzo ważny moment, aby podjąć decyzję, jaka będzie rola obojga w związku i w domu! Tę decyzję tak naprawdę podejmuje kobieta! W zależności od tego jaka to będzie decyzja, ma ona ogromny wpływ na cały przyszły związek, relacje obu partnerów, spokój czy kłótnie, szczęście czy rozpad związku.(Dotyczy to kobiet będących w tzw. "normalnym związku", gdzie jest to układ partnerski, kobieta jak i mężczyzna mają takie same prawa, bo jeśli jest to związek toksyczny i mężczyzna rządzi w domu, jest despotyczny i zdominował swoją partnerkę, ponieważ wykorzystuje jej bardzo słabą psychikę, niską samoocenę, oraz fakt, że jest od niego całkowicie uzależniona również finansowo, to w tym przypadku kobieta nie będzie miała kompletnie nic do powiedzenia…Jest to niewątpliwie tragedia dla takich kobiet, szczerze współczujemy paniom będącym w takim związku z przeróżnych przyczyn i z całą pewnością jest to temat na osobny artykuł).

Podstawową przyczyną dla których mężczyźni uważają, że nie muszą kompletnie nic robić w domu, są ich długoletnie przyzwyczajenia wyniesione z okresu dzieciństwa, gdy matka wyręczała go we wszelkich pracach domowych, również sprzątając codziennie wokół swojego ukochanego synka, zbierając ubrania z podłogi i układając je w kostkę, robiąc mu wszystkie posiłki itd. Obserwując taki model związku-małżeństwa młody chłopak utwierdza się w przekonaniu, że tak właśnie ma być! Że to jest normalne! Niestety, ale w ten sposób kochająca matka szkodzi tylko jemu i jego przyszłej partnerce, która będzie miała z nim problemy prowadząc wspólne gospodarstwo w późniejszym samodzielnym i dorosłym życiu.

Tak samo działa to w drugą stronę. Kobieta od dziecka uczona i wychowywana przez swoją matkę samodzielności, wykonywania powierzonych obowiązków domowych, jest przyzwyczajona, że to właśnie kobieta prowadzi cały dom a mężczyzna - tata, przychodząc do domu po pracy - odpoczywa. Potem jako już dorosła kobieta przenosi te same zwyczaje do własnego związku i domu. Kieruje nią troska, dbanie o swojego partnera, świadomość, że sama zrobi wszystko znacznie szybciej i lepiej niż on.

Drogie Panie, to stereotypy! Kobieta w domu wszystko robi sama - mężczyzna nie ima się babskich prac, bo facetowi nie wypada?! Te czasy już dawno minęły! To czasy naszych prababć, babć i mam!


Oczywiście, że nie w każdym domu tak było ale w większości z nich i taki model rodziny miał ogromny wpływ na kolejne pokolenie, które robiło dokładnie to samo! Ale czasy się zmieniły! Teraz kobiety nie chcą tylko siedzieć w domu! Są bardziej samodzielne, wyzwolone, mogą decydować o sobie, swojej przyszłości, swoim życiu i spełniać się zawodowo, osiągnąć to samo co mężczyźni! Jest równouprawnienie! Możemy być niezależne i podejmować wszelkie decyzje! Pracować i utrzymywać się same! Mamy prawo głosu! Owszem, nadal w nas tkwi poczucie obowiązku, które przez wieki było nam wpajane i przekazywane z pokolenia na pokolenie, kobiety były wychowywane w świadomości, że prowadzenie domu oraz dbanie o swojego mężczyznę to naturalna kolej rzeczy, która nie podlega dyskusji, ale już nie w takim wymiarze jak kiedyś. Zmienia się profil związku, rodziny, kobiety głośno mogą mówić czego oczekują od związku i partnera, zamiast jak wcześniej tylko podporządkowywać się obyczajom i kulturze. Skoro kobiety walczyłyśmy o równouprawnienie, to chyba w jakimś celu, prawda? Bo może nie były szczęśliwe? Jeśli nasz mężczyzna nie spełnia naszych oczekiwań – nie chcemy takiego partnera i kończymy związek, po co się męczyć? Teraz możemy wybierać i same decydować o sobie i swojej przyszłości.

Jest XXI wiek i panują nowe zasady! Dlaczego mężczyzna nie może nam pomagać w domu? Wynieść śmieci, odkurzyć mieszkania, zrobić zakupów czy prania? Czy to aż takie skomplikowane? A! mało męskie…No tak…Koledzy będą się śmiali…Bzdura! Jeśli chcemy aby nasz związek przetrwał to partnerstwo jest jego podstawą! Musimy sobie wzajemnie pomagać we wszelkich domowych obowiązkach. Mężczyźni muszą też dbać o porządek wokół siebie, sprzątać po sobie a nie wyręczać się nami we wszystkim. My też pracujemy, jesteśmy zmęczone a przychodząc do domu czeka nas tam druga praca - dom, rodzina, dzieci. My też mamy prawo do odpoczynku, relaksu, czasu dla siebie. Też chcemy spotkać się z koleżanką, pójść do kina, do fryzjera czy kosmetyczki i poczuć się dobrze, poczuć się kobieco i sexi! Oczywiście, że kobiety i tak będą zawsze w domu robiły znacznie więcej, niż ich mężczyźni, dlatego ta "symboliczna" pomoc naszych panów jest dla nas tak ważna, bo wtedy nie czujemy się aż tak wykorzystywane. Miło, gdy sam wyniesie swoje brudne ubrania do łazienki, łącznie ze skarpetkami :) - odwieczny problem, sprzątnie ze stołu butelkę po wypitym piwie, zaniesie do kuchni talerz po posiłku, ogólnie dba troszkę o samego siebie, wtedy my kobiety mamy więcej czasu dla siebie a nie poczucie, że ciągle musimy po nim sprzątać, bo czy on sprząta po nas?

Niestety, ale niewielu jest mężczyzn, którzy tak sami z siebie będą chcieli nam pomagać, dlatego my same musimy o to zawalczyć! Jeżeli jednak trafi nam się partner, który od samego początku popiera nasze poglądy, lub zgadza się wprowadzić takie zasady - wspólne obowiązki w domu, jesteśmy mega szczęściarami! Życie będzie dużo łatwiejsze dla nas, bo wiele drobnych spraw wykona właśnie on, podczas gdy my, możemy w tym czasie zająć się już zupełnie czymś innym. Wtedy jesteśmy mniej zmęczone i mamy dla partnera więcej czasu, wspólnie możemy spędzić wieczór w domu lub gdzieś wyjść. Taki związek jest o wiele przyjemniejszy.

A co jeśli nie mamy takiego szczęścia? Jeśli tak nie jest - musimy podjąć decyzję - albo to my zajmujemy się całym domem (co jest tylko kwestią czasu, że będzie to źródłem konfliktów ) albo uczciwie uświadamiamy naszego mężczyznę, że nie jesteśmy pełnoetatową sprzątaczką 24/h i każdy ma swoje obowiązki w domu. Takie jasne postawienie sprawy w odpowiednim momencie a najlepiej na samym początku zamieszkania ze sobą, pozwoli uniknąć wielu kłótni i może uratować nasz związek. Gorzej jeśli partner kompletnie się temu sprzeciwi, bo uważa że to kobieta powinna zajmować się domem. Mamy drugie wyjście – niestety to zaakceptować, bo go kochamy…lub sprytnie wprowadzić swój plan w jego niewiedzy :) i zacząć powolutku wychowywać naszego faceta….Jest to proces długotrwały, bo powolny, ale dobrze obmyślony - skuteczny :) My kobiety mamy swoje sposoby, metody…oj mamy….a lista tego, czego może nagle "zabraknąć" naszemu partnerowi, czego możemy go "pozbawić", może być baaaardzo długa…Metoda kija i marchewki zawsze jest skuteczna, może nie jest to fer w 100 %, ale skoro nie mamy innego wyjścia, a chcemy osiągnąć swój cel, to liczy się tylko skutek - osiągnięty efekt końcowy a nie metoda. Przecież zależy nam na naszym związku a faceta trzeba czasem wziąć sposobem. Nie bez powodu mówi się, że głową jest mężczyzna a szyją kobieta... która nią kręci...

Czy zatem jest coś złego w tym, że w trosce o swój związek chcemy sobie partnera "wychować"?
Przecież nie robimy tego z naszego lenistwa. Kobiety są pracowite, potrafią zadbać o dom, rodzinę, mają znacznie więcej obowiązków i 2 etaty: praca zawodowa i dom, ale nie o to tutaj chodzi. My chcemy mieć tę drobną pomoc od naszego mężczyzny, bo wtedy czujemy, że on to robi dla nas a to znaczy, że jesteśmy dla niego ważne, że się z nami liczy, że zależy mu na nas, że nas szanuje!. Nawet jeśli tylko wyniesie te brudne skarpetki do łazienki zamiast zostawiać je w sypialni na podłodze abyśmy my to zrobiły za niego! Jeśli zrobi to sam, co zajmie mu kilka sekund, wiemy, że zrobił to dla nas, bo go o to poprosiłyśmy. Takie drobne gesty są ważne i my je doceniamy, prawda? Potem można pójść dalej i przyzwyczaić partnera do wynoszenia śmieci, nauczyć obsługiwać pralkę, myć naczynia lub robić małe zakupy. To już zależy od nas, na ile chcemy aby nam pomagał, ale pomagać powinien!

Wdrażajmy nasz plan powoli, aby go nie wystraszyć. Po pierwsze: rozmawiaj z nim. Dopóki nie powiesz wprost o swoich oczekiwaniach nie łudź się, że domyśli się sam... Sprytnie obróć sytuacje tak, że jeśli zrobi to o co go prosisz, wtedy będziecie mieli więcej czasu dla siebie. Jeśli widzisz, że twój partner spędza kolejną godzinę przy ekranie komputera, lub telewizora, a Ty wciąż się krzątasz po mieszkaniu sprzątając, prasując, gotując, powiedz, że potrzebujesz pomocy a potem masz ochotę gdzieś wyjść z nim lub spędzić uroczy wieczór w domu. Dodaj też, że jeśli ci nie pomoże to sama nie zdążysz wszystkiego zrobić a wtedy nie będziecie mieli czasu dla siebie i nigdzie nie pójdziecie. Bądź konkretna.. Skuteczny jest też wariant 2 - szeptaj mu coś miłego do uszka, podrap po główce i pokaż jak bardzo jest dla ciebie ważny, jak go kochasz. Zaproponuj miły wieczór, ubierz się tak, jak on lubi i jeśli dobrze to rozegrasz, zobaczysz, że "swoją pracę domową" wykona z prędkością światła :) Niech facetom nie wydaje się, że jesteśmy tylko od sprzątania, gotowania, prania.

Jeśli zawodnik jest szczególnie uparty wytocz cięższe "argumenty". Pamiętaj, że będąc stanowczą sprawiasz, że facet bardziej liczy się z Twoim zdaniem. Nie ulegaj za każdym razem. Umawiacie się, że jego obowiązkiem jest wynoszenie śmieci, a kiedy widzisz, że z kosza już się wylewa a ty słyszysz tylko "zaraz", "za chwile", nie krzycz, nie denerwuj się, bo nie ma sensu. Kiedy wychodzi do pracy zatarasuj mu pełnym worem wyjście z domu. Gwarantuje, że będzie musiał je wynieść.
Sposobem i sprytem Drogie Panie zamiast robić nieziemską awanturę. Szkoda naszych nerwów, od tego robią się zmarszczki, przecież nie będziemy jeszcze szkodzić swojej urodzie, facet nie jest tego wart! Bądźmy sprytne!

Magdalena (29 lat)
"Przez 10 lat małżeństwa przyzwyczajałam mojego lenia do dwudaniowych obiadków, śniadanka do pracy, prania poukładanego w kosteczkę. Któregoś dnia postanowiłam DOŚĆ. Wróciłam do pracy i skłoniłam męża do większej samodzielności i pomocy w prowadzeniu domu. Pierwszy dzień poza domem... I pytanie, ile telefonów do żony trzeba wykonać, żeby zrobić pranie... (Skarbie, czy czarne pranie razem z białym? Skarbie, a czy do czarnego i białego muszę użyć innego proszku? Skarbie, a gdzie leży ten proszek??? Skarbie, a gdzie wywieszę pranie, bo chyba zaczyna padać? Skarbie, jak długo to ma się prać? Skarbie, a jak właściwie włącza się pralkę???)Wieczorem wchodzę do domu: woda na podłodze, pranie białe od proszku ociekające wodą, bo przecież nikt nie powiedział, że po praniu włącza się wirowanie. Ręce opadają. Jednak nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy sam zaczął zaskakiwać mnie dwudaniowymi obiadkami. Wiecie Panie, że same przytakujecie lenistwu swoich mężczyzn potem na nich narzekając? Tak. Sprawdziłam na swoim przykładzie:) Kiedy mężczyzna zostaje rzucony na głęboką wodę pokazuje co potrafi, nie dajcie się nabrać na ich nieporadność.

Tak więc do dzieła! Nie od dziś wiemy, że kobiety są z Wenus a faceci z Marsa i że co logiczne dla nas, dla mężczyzn jest w dalekim kosmosie, z którego to kosmosu musimy im to z dnia na dzień przybliżać.... Nie możemy w nieskończoność zamykać po nich ubikacji, zmywać naczyń i zbierać brudnych skarpetek z wszelakich części mieszkania. Wbrew pozorom takie wychowanie sobie partnera jest niezwykle proste. Wszystko co jest nam do tego potrzebne mamy w zanadrzu- upór, urok, powab. Nauczmy się te zalety skutecznie wykorzystywać, a nasze życie z mężczyznami będzie owocne i bezkonfliktowe. Na każdego jest sposób, trzeba tylko go znaleźć.

Czytaj więcej...

Recepta na złamane serce

Każda kobieta w swoim życiu przeżywała rozpady wielu, kilku, a może jednego związku. Nieraz były one bolesne, wzbudzały gniew i żal, czasem wzruszenie i tęsknotę. Innym razem pamięć o nich rozeszła się po kościach, bo nie miało to dla nas większego znaczenia. Jednak niekiedy nie potrafimy sobie z tym poradzić i wyleczyć się z nieudanego związku. Co wtedy zrobić?

Wszystkie borykamy się z problemami w partnerstwie. Przeżywamy wspólne rozterki, kłopoty, potem nagle przeradzają się one w drobne sprzeczki, większe kłótnie. Kiedy jednak nie dajemy sobie z tym wszystkim rady, opadają emocje i dochodzimy do odpowiednich wniosków - to koniec. My kobiety, jako te wrażliwe istoty zapadamy w niespokojny lament i zapominamy o możliwościach jakie daje nam samo życie. Pogrążamy się w smutku, żalu, rozgoryczeniu...

Takiej ostentacyjnej melancholii mówimy stanowcze NIE!

Kiedy to kobieta ostatecznie mówi "koniec"
W takiej sytuacji podsumujmy wszystkie powody dlaczego odeszłyśmy od niego:
- był draniem, który nie miał za grosz szacunku do nas
- traktował nas jak maszyny do seksu
- nie darzył nas prawdziwym uczuciem
- oszukiwał, kłamał, a co najgorsze zdradzał
- był maminsynkiem
- i wiele, wiele innych powodów, które same dobrze znacie

A teraz zadaj sobie pytanie: "czy na pewno chciałabym być z człowiekiem, który (tu wstaw powód/powody dlaczego zakończyłaś wasz związek)?"
Najczęściej odpowiedzi brzmią: "nie, bo mnie zranił" bądź "tak, bo go kocham".

Ból z powodu zdrady, braku szacunku czy nietolerancji itp. czasami jest tak silny, że nic nie jest w stanie naprawić błędu naszego byłego partnera. Nie dajmy się zwieść! Kolejne obiecanki, że już nigdy więcej nie pobiegnie do mamusi po radę, że nigdy więcej nas nie okłamie i, że nigdy więcej... są tylko opatrunkiem na chwilę, rana się zagoi, ale blizna pozostanie, a z czasem rozdrapiesz ją na nowo. Czy warto? Nie zamydlaj sobie oczu miłością, która nie istnieje - byłaś z nim, bo boisz się, że nikogo nie znajdziesz? Nic z tych rzeczy! Każda z nas jest wartościowa i zasługuje na prawdziwe uczucia i faceta, który nas szanuje i doceni.

Kiedy to mężczyzna ostatecznie mówi "koniec".
Zastanawiamy się teraz dlaczego to zrobił. Jednak tak jak mężczyznom trudno mówić o uczuciach, tak samo trudno przychodzi im rozmawiać o powodach rozstania. Pozostaje nam ewentualnie domyślać się dlaczego tak postąpił.

Więc: "czy jestem pewna, że chcę być z człowiekiem, który mnie odrzucił?" Odpowiedź jest jedna: "nie, skoro odrzucił mnie raz, odrzuci mnie po raz kolejny!"

Pamiętajmy: nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki! Nie warto walczyć o mężczyznę, który nie zauważył w nas wartości takich jak opiekuńczość, wyrozumiałość czy po prostu - kobiecość. A przede wszystkim nie pokazujmy facetowi, że nas tak bardzo to boli, że nas tak po prostu rzucił. Niech zobaczy, że jesteśmy również silne, wytrwałe i ambitne.

Jednak nie zapominajmy o kobietach, które są silne psychicznie i walczą ze swoimi słabościami. To właśnie z nich powinnyśmy brać przykład!

A co zrobić aby nie zmarnować czasu w samotności? WYJDŹ Z DOMU! Ze starymi znajomymi, poznając nowych ludzi, bawiąc się na imprezie, na pogaduchach z przyjaciółką, zrób szałowe zakupy! Jest wiele sposobów na to aby nie myśleć o przeszłości. A może właśnie przechodząc spacerkiem przez park poznasz przyszłego swojego faceta, niewykluczone!

Znasz swoją recepturę na okaleczone serce? Napisz!

Mówić jedno, robić drugie. Mogę przedstawić Wam kilkanaście różnych pytań i odpowiedzi, setki pomysłów na spędzenie czasu, ale Wy jako kobiety po przejściach, doświadczone dobrze wiecie, że na ból nie ma skutecznego leku, który zadziała od razu. Trzeba z tym się zmierzyć, wytrwać i wygrać! Przede wszystkim: uwierzyć w siebie!

 

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS