Menu

logo tjk main 

Starość - kiedy warto zastanowić się nad przemijaniem?

Z upływem lat stajemy się coraz bardziej świadomi wielu rzeczy. Doświadczenie życiowe, jakiego nabieramy przez różne sytuacje, pozwala nam oswoić się ze zmianami, które są nieuniknione w życiu każdego z nas. Będąc dziećmi mamy okazje zaobserwować relacje rodzice-dziadkowie. Mając własne dzieci, przesuwamy się na sam środek pokoleniowej piramidy. Ta zmiana nie jest zbyt odczuwalna, nadmiar obowiązków nie pozwala na rozmyślanie nad tym co już było, a musimy raczej skupić się nad tym co będzie. Troszczymy się o dzieci, wychowujemy je, spoczywa też nad nami obowiązek pomocy rodzicom, którzy przecież zdążyli się postarzeć.

Kiedy i czy w ogóle zaczynamy myśleć nad własną starością? Czy wierzymy w kult wiecznej młodości oraz witalności kreowany przez media?

Każdy etap w życiu człowieka ma określone przez siebie role. Są one naturalnie uwarunkowane, nie trzeba nad nimi myśleć. Będąc dzieckiem patrzymy na starość przez pryzmat naszych dziadków. Intuicyjnie wyczuwamy ich mądrość, spokój, zdystansowanie do życia. Patrzymy, jak nasi rodzice sami czasem szukają obiektywnej rady, gdy są niezwykle pochłonięci problemami codzienności. Zadajemy wtedy dużą ilość pytań, zawsze oczekując odpowiedzi. We wczesnym etapie naszego życia istnieje osoba, która wie wszystko. Zawsze znajdzie odpowiedź na najbardziej absurdalne pytania. Starość kojarzy nam się wtedy z ogromną wiedzą i doświadczeniem. Ten idylliczny obraz kończy się szybko. Gdy dorastamy zaczynamy zauważać minusy podeszłego wieku, a naszą uwagę przykuwa brak sprawności fizycznej, częsta nieporadność i niezaradność.

„W dorosłym życiu nie ma już babci ani dziadka. Ich miejsce zajmują nasi rodzice. Czy myślimy już wtedy o starości? Czy jest to nadal bardzo odległa przyszłość, która nas nie dotyczy? Jak długo jesteśmy faktycznie u szczytu sił fizycznych, a na jak długo pozostajemy takimi w swoim umyśle i skąd bierze się nieakceptacja starości? Poruszając temat wśród rówieśników, najczęściej można wyczytać zdziwienie na ustach odbiorcy. Realizacja marzeń? Raczej nie będzie na to pieniędzy. Chciałabym, żeby starczyło na własne utrzymanie w tym wieku. Nie chciałabym bolesnej choroby, zaniku pamięci, Parkinsona. Dobrze jak zdrowie pozwoli na niańczenie wnuków” - mówi Paulina, studentka poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego

Według naukowcówi dla każdego człowieka wiek 35-40 lat to moment przełomowy. Jesteśmy w połowie życia. Już wtedy powinniśmy zacząć myśleć o tym, co będziemy robić po przejściu na emeryturę. Choć zainteresowanie własną starością wzrasta wraz z wiekiem, jest ono jeszcze zbyt małe. Za późno zaczynamy realnie myśleć o swoich planach, gdy zakończymy pracę i okres naszej największej aktywności spadnie.

Z sondażu CBOS wynika, że najbardziej obawiamy się niedołężności, chorób, utraty pamięci (73% badanych)ii. Lęk jest przyczyną unikania w młodości wizji samych siebie za parędziesiąt lat, a gdy pojawią się pierwsze oznaki starzenia, ignorowania sygnałów jakie daje nam ciało. Celowe odwlekanie wizyt u lekarza jest jednym z wielu mechanizmów obronnych przed starością. Zapominamy, że przecież w fazie późnej dorosłości, bo tak możemy ten etap życia nazwać, niekoniecznie musi nas czekać nuda, osamotnienie, brak pasji i radości. To jaki los nas czeka zależy od nas samych. Na niektóre schorzenia nie mamy wpływu, część dziedziczymy genetycznie. Pomijając jednak aspekty medyczne, do starości można się przygotować. Zadajmy sobie trud i pomyślmy na co nie mieliśmy do tej pory czasu, czy są zainteresowania, które odłożyliśmy w kąt przez nadmiar obowiązków: „W Twoim wieku wcale nie zastanawiałam się nad starością” - „Człowiek pędził do pracy, budował dom, wychowywał dzieci. Teraz jest już za późno, żeby coś zmieniać. Cieszę się kiedy mogę ze swoimi dorosłymi dziećmi zrobić wspólnie jakąś rzecz” - tak o sobie mówi 62 - letnia emerytka Pani Elżbieta

Uczucie pustki, odtrącenie, brak zajęcia to następstwa nadmiernego pochłonięcie przez wszystkie obowiązki, do których jesteśmy najczęściej zmuszeni i przez które odkładamy swoje pasje na boczny tor. Zapominamy, że praca nie tylko musi się wiązać z zarobkiem. Może nieść ze sobą również inne bonusy w postaci samorealizacji, rozwoju, doskonalenia i pozyskiwania nowych umiejętności. Gdy potrafimy odnaleźć sens nawet w najbardziej przyziemnych rzeczach oraz nadać im cel, odnajdziemy się także na starość. Powinniśmy dać sobie szanse na oswojenie się z własną przemijalnością. Pozostawiając wiek podeszły w sferze nietkniętych tematów, narażamy się na frustrację, osamotnienie, nudę.

Dlatego warto pomyśleć wcześniej, co moglibyśmy jeszcze w swoim życiu zrobić, kiedy nie będziemy mieć tyle sił, ile mamy teraz w młodości.

 


iBadania nad kryzysem wieku średniego prowadził m. in. Eliot Jaques, Carl Gustav Jung, Sigmund Freud.
iiBadanie „Aktualne problemy i wydarzenia” (264) przeprowadzono w dniach 10 – 16 maja 2012 roku na liczącej 1017 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.

Ewa Kuhnert23l.

BIBLIOGRAFIA:
  1. Hayflick L., Jak i dlaczego się starzejemy, Warszawa 1998
  2. Michalski A., Putek I., Rozmowy o przemijaniu. Praktyczny przewodnik po wieku dojrzałym, rodzina, praca, seks, zdrowie. Warszawa
  3. Vilar E., Starość jest piękna: manifest przeciwko kultowi młodości, Warszawa 2008
Czytaj więcej...

Jestem tym, o kim czytam...

Także czytamy!
Ona się zakochuje w Nim, ale On tego nie zauważa, za to niespodziewanie pojawia się Ten Trzeci z bukietem róż i gotowy poświęcić dla Niej wszystko.

Jego liczne starania i absolutnie doskonały romantyzm oraz poczucie stylu, klasy doprowadzają w końcu do tego, że Ona przejrzała na oczy i już wie, że kocha Tego Trzeciego a nie Jego. Po wielu zabawnych perypetiach, które doprowadzają do łez, całość kończy się szczęśliwie.

Zamykamy książkę, ostatnie westchnienie nad okładką, odwracamy wzrok... I na tym kończy się świat marzeń, bo to, co widzimy, może przerazić. Stos brudnych naczyń w zlewie, ubrania na krzesłach zamiast w szafce, niektórym dzieci biegają po mieszkaniu znowu bez skarpetek i czymś umorusane... „Ach, jakbym chciała mieć życie jak Ona”- myślimy... Bez całego tego stresu i braku czasu na cokolwiek. Za to fajnie by było być zadbaną i ładnie ubraną, tak żeby inni faceci się za nami oglądali. Mieć trochę wolnych chwil na makijaż, popracowanie nad sylwetką i odprężenie przy książce.

Po przeczytaniu kolejnej zabawnej książki, oczywiście późno w nocy, bo kto by miał na to czas w dzień, postanawiamy jednak zmienić coś w swoim życiu. Dlaczego by nie spróbować żyć jak bohaterka książki? Czy to będzie Elżbieta z „Dumy i uprzedzenia”, czy Bridget Jones, czy może Judyta Kozłowska z „Nigdy w życiu”... Nie ma najmniejszego znaczenia, którą bohaterkę zapragniemy naśladować.

Zaczynamy wstawać wcześnie rano i biegać, chodzić na siłownię, dbać o swój wygląd. „Teraz ja!!”, chciałoby się wykrzyknąć. Tak naprawdę widać to po zmianie naszego podejścia do samej siebie, faceta, rodziny czy pracy. Wszystko schodzi jakby na dalszy plan. Dziecko czegoś chce? Niech poczeka, bo mamusia właśnie rozwiesiła pranie i chce mieć trochę czasu wolnego. Stopniowo uczymy rodzinę, że nie jesteśmy tu tylko od sprzątania i usługiwania. Uczymy ich szacunku dla naszego czasu, dla nas samych. Zaczynamy myśleć na poważnie o spełnieniu własnych marzeń, bo dotychczas pomagałyśmy realizować je innym. Oczywiście nie zaniedbujemy obowiązków domowych, to byłaby katastrofa... Ale naśladujemy styl życia bohaterki z książki. Staramy się być silne, zaradne i samodzielne jak Scarlett O'Hara lub zabawne i sympatyczne jak Bridget Jones.

Oczywiście nie da się zmienić wszystkiego tak szybko i nie da się przenieść dokładnie życia bohaterki do rzeczywistości, ale każda zmiana jest dobra. O wiele łatwiej jest zmienić coś w swoim życiu mając kogoś do naśladowania, prawda?

Dlaczego wybór tak często pada na bohaterkę książki? Może dlatego, że jest ona podobna do nas samych. Także zmaga się z własnymi problemami i stara się zmienić na lepsze swoje życie. Ponadto w dobie szybko zmieniających się informacji, opinii polityków czy aktorek, łatwiej jest sięgnąć po wzór z książki, który zawsze jest taki sam.

Czytając powieść śledzimy nieraz dosłownie krok po kroku poczynania ulubionej bohaterki i nigdy nie mamy jej dość. Nie widzimy tej postaci wszędzie w serialach, mediach, czy programach telewizyjnych, toteż tak szybko się nią nie znudzimy. Sięgamy po nią wtedy, kiedy mamy na to ochotę. Ponadto często życie takiej Anny z „Gobelinu” Barbary Kosmowskiej jest o wiele prawdziwsze i zbliżone do naszej rzeczywistości, niż to serialowych postaci. Najważniejsze, że potrafimy znaleźć pozytywne cechy, które możemy wykorzystać i naśladować, np. sposób radzenia sobie z problemami czy zmiany w podejściu do codzienności. Zdarza się, że dobra książka podsunęła nam fantastyczny pomysł lub uratowała życie.

Uniwersalność zachowań niektórych bohaterek powoduje, że stają się one wzorem dla całych pokoleń, wychowując i ucząc kolejne rzesze kobiet. Można do takich zaliczyć „Dumę i uprzedzenie” Jane Austen, czy chociażby naszą polską serię pt. „Jeżycjada” Małgorzaty Musierowicz, w której pełno wspaniałych, ciepłych kobiecych postaci.

A jakie są Wasze ulubione bohaterki godne naśladowania? Jeśli ich nie macie, może warto by było taką sobie znaleźć i zastanowić się czasem, „co by zrobiła na moim miejscu?”. Zawsze silniejsze stajemy się mając w kimś oparcie i nie ważne, czy postać ta jest zmyślona, czy rzeczywista.

Często nie mamy wokół siebie właśnie takiej osoby, dlatego warto zaopatrzyć się w dobrą książkę, która nam pomoże w trudniejszych chwilach.

Anita Karolczak, 22l.




5-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Co wiemy o masażu?

stopNa pewno masaż jest wart polecenia, ale komu i dlaczego, bo są różne jego rodzaje A dla kogo nie byłby wskazany?

Masaż jest tą dziedziną medycyny , od której wszystko się zaczęło…Pierwsze wzmianki o masażu jako technice leczniczej pochodzą z Indochin sprzed 7 tys. lat(!), ale geneza musi być znacznie starsza, gdyż przecież każdy z nas instynktownie wykonuje na sobie automasaż na obolałe części ciała, np. ugniatając lekko skronie podczas bólu głowy, czy po prostu „łapiąc się za czoło” lub policzki przy bólu zęba itd.

Dziecko, gdy się przewróci, biegnie do mamy, a ta głaszcząc stłuczone kolano-koi ból i już jest wszystko dobrze. Masaż jest też bardzo silnie związany z potrzebą bezpieczeństwa, którą psycholodzy stawiają tuż za potrzebą miłości jako podstawową dla zdrowego funkcjonowania każdego człowieka i to już od pierwszych chwil, gdy matka dowiaduje się, że jest w stanie błogosławionym i zaczyna głaskać i masować swój brzuszek. To właśnie wtedy nawiązuje się jej pierwszy intymny kontakt z nienarodzonym jeszcze dzieckiem. Później ciepło matki karmiącej piersią i jej głaskanie po główce swego niemowlęcia to jedne z najpiękniejszych chwil w życiu każdej kobiety.

Przykładów można by mnożyć, ale jak ważny jest dotyk bliskiej nam osoby, niech poświadczy opis następującego zdarzenia:

„Norma i Gordon Yeagerowie byli małżeństwem przez 72 lata. Zmarli niemal równocześnie, trzymając się za ręce, po wypadku samochodowym, któremu ulegli w State Center w stanie Iowa. On miał 94, ona - 90 lat.

Syn Yaegerów Dennis opowiadał telewizji ABC, że po przewiezieniu do szpitala matka mówiła, że czuje ból w klatce piersiowej i pytała, co z tatą, a on skarżył się na kręgosłup i pytał o mamę. Gdy Gordon zmarł, monitor pokazywał, że jego serce wciąż jeszcze bije. Okazało się, że aparat odbierał bicie serca Normy, która trzymała go za rękę. - I wtedy pomyśleliśmy: mój Boże, serce mamy bije w nim - opowiada Dennis Yaeger. Jego matka zmarła godzinę później.

- Ojciec zawsze powtarzał, że na kobietę zawsze warto czekać. Tata czekał na nią przez godzinę i przytrzymywał jej drzwi – stwierdził ich syn.”

Ciepło drugiego człowieka, pulsująca w nim krew, aż do ostatniego bicia serca jak widzimy na tym przykładzie jest czymś więcej niż tylko naturalnym odruchem - jest potrzebą, która podkreśla, że „wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie”.

To wszystko o czym mówimy znajduje swe odbicie właśnie w masażu, jako terapii najbardziej przyjaznej człowiekowi. Obecnie wykonuje się już nawet masaż prenatalny, wspomagający przyszłą mamę w jej trudach związanych z dźwiganiem „słodkiego ciężaru”. Po narodzinach z kolei masujemy już samego noworodka „namaszczając” go oliwką wcieraną w pofałdowane ciałko. Dla rodziców, którzy mają ograniczony kontakt ze swym małym dzieckiem, np. ze względu na liczne obowiązki zawodowe, zaleca się tzw. Baby/Kinder - Masaż, który uczy nawiązać żywy, powiedzielibyśmy – namacalny kontakt ze swoim dzieckiem, które potrzebuje dotyku i ciepła ze strony swych najbliższych.

Jak widać z taką, czy inną formą masażu mamy do czynienia od najmłodszych lat i uznajemy to za coś bardzo naturalnego.

Natomiast na skutek naszego poczucia intymności i zwykłej przyzwoitości czyli poczucia wstydu, nie jesteśmy skłonni do takich działań z obcą nam osobą. Mimo, że jak wskazaliśmy - masaż jest bardzo przyjaznym i miłym zabiegiem, to jednak powyższe aspekty należy brać również pod uwagę.

Dlatego każdy masażysta powinien cechować się odpowiednimi kwalifikacjami, nie tylko tymi zawodowymi, ale także natury psychicznej, a więc dużą troską ,szacunkiem i empatią ,tak istotną w kontakcie z osobą masowaną. Musi też wzbudzać zaufanie poprzez swoją dyskrecję.

Jako masażysta poznałem wiele ludzkich historii. Każdy z nas ma potrzebę kontaktu i rozmowy nawet z obcą osobą ,jaką jest masażysta, czy np. fryzjer ,a więc zawody wymagające komunikatywności i zachowania tajemnicy jak u księdza na spowiedzi.

W swej 20-letniej karierze wymasowałem już kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a każdy z nich to przecież oddzielna opowieść. Bogu dzięki, że przez te wszystkie lata udało mi się dochować wierności sentencji Hipokratesa: PRIMUM NON NOCERE - Po pierwsze nie szkodzić.

Niestety obecnie żyjemy w czasach ,w których dla wielu terapeutów te słowa już niewiele znaczą. Można by użyć parafrazy, iż wielu jest powołanych, ale ….no właśnie - często nawet ci, którzy mają naprawdę dobre intencje i chcą swoją pracą pomagać drugiemu człowiekowi, to jednak ulegając współczesnym modom i trendom spod szyldu New Age, gdzieś po drodze się pogubili.

Rzeczywiście większość dzisiejszych gabinetów, chlubiących się stosowaniem tzw. medycyny naturalnej, działają tak naprawdę wbrew naturze i godności człowieka. Odwołując się w swych praktykach do jakiejś nieokreślonej energii kosmicznej, mocy uzdrawiania za pomocą magicznego dotyku, magicznych kamieni popadają świadomie lub nie w zaklęty krąg działań okultystycznych. Nie demonizuję wszystkich tego typu praktyk, natomiast mam świadomość, iż bardzo wiele osób, które szukają autentycznej pomocy, nie potrafi już racjonalnie odczytać co jest dobre a co złe.

”Po owocach poznacie”.. jeśli po jakimś „naturalnym” zabiegu czujemy w sercu niepokój, jesteśmy rozdrażnieni i niepewni to jest to sygnał alarmowy, ”głos sumienia”, który powinien nas skutecznie ostrzec. Przecież już sam wystrój wnętrza może nam dać wiele do myślenia. Zobaczmy, jak wyglądają niektóre SPA, gabinety masażu, rehabilitacji czy nawet salony kosmetyczne - jak mini świątynie buddyjskie z posążkami bożków, kadzidełkami, tantryczną muzyką, czy mandalami „zdobiącymi” ściany. Odwołują się przy tym do dziwnych pojęć i symboli.

Dziś już nie idzie się na masaż czy do kosmetyczki, ale na rytuały, które im mają bardziej dziwaczną i obco brzmiącą nazwę tym lepiej.

Natomiast pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy z moją żoną kosmetyczką jeszcze przed otwarciem naszego gabinetu w Poznaniu, było poświęcenie go przez księdza i zawieszenie krzyża na ścianie. Mamy dziś wielu klientów, którzy przyznają się do tego, iż korzystają z naszych usług nie tylko ze względu na jakość obsługi i przyjazną, rodzinną atmosferę, ale także z uwagi na ten wymowny Znak…

Jacek Sommer
Fizjoterapeuta
www.integra-med.pl/news/21/24/Rehabilitacja.html

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS