Menu

logo tjk main 

OSKAR BACHOŃ - Jajecznica

Marta była typową blacharą. Ubraną według nowohuckich zasad mody: spalone blond końcówki, świecąca lykra, ramoneska za 99 zł z sali w Biedrze. Odżywiała się równie elegancko, jak ubierała. Jej dietę możnaby określić mianem diety dwuskładnikowej. Jednych składników dostarczał McDonalds, drugich KFC. Trzeba przyznać, że w tym przypadku jej konsekwencja zyskałaby miano żelaznej. Nie przejawiała żadnych chęci zmian. Dopóki nie przyszła miłość.

Miłość pojawiła się z całym swoim świrnięto-ekologicznym zapleczem i poczuciem misji zbawiania świata: “Martunia, taka piękna kobieta nie może jeść takich świństw. Już nie mówiąc o cierpieniu tych biednych kurczaków” - ekologiczna miłość mocno pracowała nad zmianą postaw Marty. A że w innych obszarach życia wykazywała dużą skuteczność w pomaganiu osiągania satysfakcji, coraz trudniej jej było opierać się żywieniowej presji. W końcu pękła. Zaczynała dzień od kaszy jaglanej, potem zielona herbata i pieczone bataty. I, co najbardziej zadziwiło samą bohaterkę, zaczynało jej się to podobać. Lykry zamieniła na ekologiczną bawełnę. Przestała farbować włosy. Gdyby ukochany to zaproponował, to pewnie przestałaby oddychać krakowskim powietrzem bo smog.

Kwitli. On w poczuciu misji. Ona - niczym Galatea w rękach Pigmaliona, ożywała, gdy ten pozbawiał ją kolejnej warstwy własnej tożsamości, zastępując “lepszymi wersjami”. W końcu uznał, że jest gotowa, by poznać jego rodziców. Mieli przyjechać rano. Wieczorem więc Marta zrobiła jak wyczytała w poradniku ekologicznym. Tyle tylko, że nie doczytała i zamiast wbić sobie na głowę żółtka z 3 jajek z olejem rycynowym, wbiła całe jajka i poszła z tym czymś na głowie spać.

- Wymyśliłam sobie Oskarku, że rano wstanę i moje włosy będą lśniące i nawilżone jak w reklamie. Tylko zapomniałam o jeszcze jednym.

Potencjalni teściowie już byli na drugich bramkach zjazdu z autostrady katowickiej, gdy Marta weszła do wanny. Chciała gorącą kąpiel, która ją odpręży. Ekolog krzyczał pod drzwiami łazienki, żeby się pospieszyła. Więc się pospieszyła. Zmyła włosy jak zwykle. Pośpiesznie. Podała śniadanie i zasiadła. I wtedy dopiero dostrzegła dziwne spojrzenia mamusi.

- Rany boskie dziecko, tobie patelnia spadła na głowę?

- Mamo - przytomnie zareagował ekolog, ale ciekawość była silniejsza - Skarbie, dlaczego ty masz jajecznicę we włosach?

Marta wstała od stołu i podeszła do lustra. Ścięte pod wpływem gorącej wody ekologiczne jajka utworzyły na głowie coś, czego by na pewno nie nazwano ściętą jajecznicą, raczej luźną.
Czytaj więcej...

OSKAR BACHOŃ - Powakacyjne porządki

Wrzesień bezlitośnie zawitał w naszą rzeczywistość. Budzimy się z poczuciem, że jednak nie ten mąż, nie ta praca, a przede wszystkim nie ten klimat. Wracamy myślami do plaży, słońca, wody. Niestety, i plażę, i słońce, i wodę odczuły także nasze włosy i to niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wakacje dla włosów to często horror. I teraz w te wrześniowe poranki pomyślmy, jak się o nie zatroszczyć.

Nasze włosy dramatycznie potrzebują jednego: nawilżenia. I tutaj salony fryzjerskie oferują całą gamę usług. Ja najbardziej polecam fryzjerski hełm, czyli infrazone. Kiedyś infrazony były masowo używane do słynnych trwałych ondulacji. Dzisiaj pozwalają wykonać całą gamę zabiegów pielęgnacyjnych, przyspieszając i intensyfikując zabieg. Nałożone preparaty mogą wnikać głęboko w strukturę włosa i pomóc mu w regeneracji.

Podobnie mocno działają sauny fryzjerskie, szczególnie te z nawilżaczem z ozonem lub life boosterem, które potrafią zregenerować i nawilżyć włos, nadający się do ścięcia. Life booster to tzw. sauna ozonowa, która dzięki wbudowanemu systemowi dokładnie kontrolowanych fal ultradźwiękowych, wytwarza ogromną ilość mikroskopijnej leczniczej mgiełki. Dzięki temu rewelacyjnie sprawdza się w przypadku kuracji pielęgnacyjnych i leczniczych. Nawilżacz z ozonem to z kolei urządzenie, które skraca czas wykonywania zabiegów pielęgnacyjnych (kuracja z maską, z ampułką). Powoduje intensywniejsze wchłonięcie preparatu przez łuski włosa i doprowadzenie produktu po całej jego długości.

Oczywiście, nie każda kobieta może sobie pozwolić na profesjonalne zabiegi, choć te zdecydowanie są najskuteczniejsze. Z domowych sposobów bardzo bym przestrzegał Panie przed nadużywaniem kosmetyków nawilżających, kiedy włos nie jest do tego odpowiednio przygotowany. Nie wystarczy kupić odżywkę do zniszczonych włosów i naładować na głowę, ile fabryka dała. Włosy należy najpierw przygotować. Proponowałbym zrobić im peeling. Najskuteczniejszy a równocześnie najprostszy jest peeling z fusów z kawy połączonych z cytryną. Fusy z dwóch-trzech kaw mieszamy z kroplami wyciśniętymi z połowy cytryny i łączymy z szamponem. Dokładnie myjemy skórę głowy. Cytryna doskonale oczyszcza. Następnie po umyciu wcieramy we włosy któryś z olejków: arganowy, kokosowy czy jakiś rycynowy. To niesamowicie odżywi włosy i przygotuje na sezon suszarkowo-czapkowy.

Troszczmy się o włosy, a one odwdzięczą się nam witalnością i błyskiem.
Czytaj więcej...

OSKAR BACHOŃ - Poród

Kasię znam od lat. Marzyła o rodzinie, odpowiedzialnym partnerze, dziecku. Więc kiedy w jej życiu pojawił się Szymon, była w siódmym niebie. Wysportowany, prawie dwumetrowy facet, marzący o gromadce pociech. Nikogo z nas nie zdziwiło, kiedy Kasia zaciążyła. Podobno Szymon miał obsesje na punkcie dzieci i już na pierwszej randce oznajmił to Kasi. Ciąży zacząłem się domyślać dużo wcześniej, gdy przestała farbować u mnie włosy i dopytywać o skład szamponów. Całe dziewięć miesięcy wydawali się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Szymon dużo pracował i wyjeżdżał, ale jak już był z Kasią, to na sto procent. Czekali na małego Ernesta, gdyż takie imię po dziadku Szymona, planowali mu nadać. No i przyszedł ten dzień. Kaśka miała rodzić. Spakowali więc torby.

- Oskar, wszystko już gotowe. Zrób mi coś wygodnego na głowie. Albo nie. Obetnij mnie tak, żebym dobrze na zdjęciach wypadła. Szymon jest taki wspierający, że na pewno zajmie się małym a pewnie będzie chciał mnóstwo fotek napstrykać.

Szymon przyjechał po Kasię, która ledwo wyszła z salonu ze swoim ogromnym brzuchem, dumnie kołyszącym pierworodnego. Zadzwoniła tydzień później.

- Kasia? Cudownie Cię słyszeć. Wpadasz na kawę? - zagaiłem, bo oczywiste było dla mnie, że Szymon zostanie z małym i zajmie się nim należycie.

- Nawet mnie nie denerwuj. Tatuś!!! Miał być wspierający tatuś. Książki o rodzicielstwie bliskości kupował. Na warsztaty mnie wyciągał. A jak zaczęłam rodzić, to przy pierwszej krwi orła wywinął. Znaczy się zemdlał.

- Przestań, każdemu się może zdarzyć. Przecież tego nie planował.

- No tego nie, ale potem jak już go ocucili i zobaczył małego, to zemdlał drugi raz. Twierdził, że ze szczęścia. Też mu się mogło przydarzyć. Ale po tym odkrył, że ma blokadę i że tak małego kocha, że boi się mu zrobić krzywdę. Więc generalnie chodzi po domu, mówi że nas kocha i nie robi nic. Nawet mleka mu nie przygotuje. Gadałam z nim: Szymek, spróbuj się przełamać. Weź go na ręce. Nic się nie stanie. I wtedy on popatrzył na mnie i mówi: “Marta to samo mi mówi”. I wtedy się wydało, że Szymuś tak bardzo pragnął zostać ojcem, że hojnie rozsiewał swoje plemniki na prawo i lewo. I te wyjazdy służbowe to była służba przy innej matce jego przyszłego potomka.
Czytaj więcej...

OSKAR BACHOŃ - Podryw

Jest piękna. Po prostu piękna. Ucieleśnienie marzeń każdego faceta. Gdy wchodziła do knajpy, połowa męskiej populacji chciała przywieźć bizona z puszczy białowieskiej, żeby go na jej oczach upolować. Druga męska połowa była gotowa na jeszcze większe poświecenie, byleby wzrok Renaty oplótł ich misternie rzeźbione bicepsy i tricepsy: miała gotowość do tego, by pozwolić jej poprowadzić ich samochód. Ten najwyższy wymiar poświęcenia najlepiej obrazuje wrażenie, jakie była w stanie wywołać.

Przyszła do salonu w tamtą środę. Zarzuciła nogę na nogę, potrząsnęła kasztanowymi włosami:
- Wiesz Oskar faceci to nic a nic na kobietach się nie znają. Wrzucają głodne kawałki i się dziwią, że laski na nich nie lecą.

Aż usiadłem z wrażenia. Słuchanie o technikach podrywania od takiej znawczyni tematu, to tak jakby słuchać rozważań Ronaldo na temat kosmetyków do włosów. Wiadomo, że mamy do czynienia z praktyką.

- Facetom się wydaje, że my lecimy na mit romantyczny. Generalnie stosują dwie techniki: na miłość i na tragedię. Na miłość to te głodne kawałki o dwóch połówkach pomarańczy, o miłości do końca życia, ławeczce w parku dwojga staruszków. Błagam Cię. Kogo to dzisiaj interesuje?

- A ten na tragedię to jaki?

- No nie mów, że nie wiesz? Koleś Ci opowiada jakąś smętną historię, jak to się życie z nim srogo obeszło. Chce u Ciebie uruchomić syndrom “do serca przytul psa, weź na kolana kota”. Co to ja telefon zaufania jestem? Pogięło go?

- Renata, to jaki podryw ostatnio na Ciebie zadziałał?

- Literacki. Koleś nawet przystojny nie był. Taki przeciętny. Myślę: znowu trza będzie wysłuchiwać jak to mu matka w dzieciństwie misia w wybielaczu wyprała, tego ukochanego misia, który po tym już nigdy nie był taki sam. Podchodzi i zagaja: “ja mam wódkę. Ty skombinuj zakąskę”. No powiem Ci, że tak mnie ujął konkretem, że aż mi się zechciało resztę konkretów posprawdzać.
Czytaj więcej...

OSKAR BACHOŃ - Nie-chcenie-Mnie

- Oskar, dlaczego ja zawsze zakochuję się w facetach, z którymi od początku wiadomo, że nic nie wyjdzie. Tylko tacy mnie pociągają. A potem cierpię, wyję, umieram. Zawsze jest tak samo. A jak koleś okazuje się fajny i mną zainteresowany, to ja natychmiast tracę nim zainteresowanie. Przestaje mnie kręcić.

Kurde, jestem fryzjerem a nie psychoterapeutą. Ale musiałem, po prostu musiałem to skomentować.

- Kochanie, wchodzisz w takie relacje, które mają Cię czegoś nauczyć. Jak nie odrobisz tej lekcji, to dalej będziesz takich wybierała. Popatrz, jest jakaś część w Tobie, której nie lubisz. Jakaś raniąca Cię, niszcząca. Im bardziej próbujesz jej nie widzieć, tym bardziej ona dopomina się o swoje istnienie. Dopomina się w ten sposób, że wchodzisz w sytuacje, w których musisz czuć te emocje: upokorzenia, odrzucenia, nie-chcenia-cię. I dopóki sama w sobie nie oswoisz tej niechcianej części, to ona będzie przychodziła do Ciebie w postaci sytuacji akurat w tym przypadku w postaci facetów

- Oskar, a co to jest ta niechciana część?

- Jest w Tobie Skarbie wiele głosów. Jest dziewczynka. Jest kobieta. Jest córka. Jest odpowiedzialna pracownica banku. I teraz szczęśliwi jesteśmy wtedy, gdy te głosy ze sobą współdziałają. Gdy lubisz siebie w każdym wydaniu.

- Ej, nie rozumiem, co muszę zrobić, żeby przestać wchodzić w sytuację, które sprawiają mi taki ból?

- Ale wchodzisz w nie, zobacz to. Wchodzisz, żeby sama się rozwinąć. One przestaną Ci się przydarzać, gdy polubisz tę część siebie; tę, która się boi, że mogłoby się udać, być fajnie i że mogłabyś zbudować fajny związek. Na razie wygodniej Ci wchodzić w sytuacje z gwarancją porażki, bo wtedy jest bezpieczniej: dokładnie wiesz, co się wydarzy. Klęska. A teraz, jak sobie dasz prawo do tego, by poczuć lęk, to okazać się może, że najbardziej zagraża Ci myśl, że mogłoby się udać.

- Ej ale to trudne.

- Noooo. Cholernie.

- Kurde, łatwiej mi się żyło z myślą, że faceci to świnie. Przynajmniej nic nie musiałam w sobie zmieniać.

- Teraz już nie masz wyjścia. Kawy?
Czytaj więcej...

OSKAR BACHOŃ - Ukłon

- Oskar, ja to miałam dzieciństwo. Tata zmarł, gdy byłyśmy małe. Właściwie to zapił się na śmierć. Mama ledwo łączyła koniec z końcem, ale pracując po nocach właściwie nie było jej w domu. To jak ja mam normalny związek budować, gdy z takiego domu wyszłam?

- Ale coś się konkretnego stało Basiu?

- Nie. Po prostu poznałam kogoś. Jest cudowny. I boję się, że to wszystko spieprzę, bo ja nie wiem, jak to jest, gdy jest ciepło między ludźmi i bezpiecznie. Moja matka nigdy nie była kochana przez ojca. To skąd mam wiedzieć, jak to jest być kochaną? Nigdy tego nie widziałam w domu.

Odłożyłem nożyczki. Na szczęście byliśmy sami w salonie.

- Basia, a nie jest trochę tak, że jak jesteś szczęśliwa, to jest Ci trochę głupio wobec matki?

- Żebyś wiedział. Mam poczucie winy zawsze jak sobie nową kieckę kupuję albo idę z fajnym facetem na kolację. Że ona ani kiecki mieć nie mogła, ani kolacji. Kurde, teraz widzę, że zawsze jak mi jest dobrze, to się czuję wobec niej winna.

Zamknąłem salon od środka.

- Basia, zamknij oczy i wyobraź sobie swoją mamę.

- Ej, co ty mi tu hipnozę chcesz zapodać?

- Nie, chce Ci tylko coś pokazać. Widzisz mamę?

- Widzę.

- Co czujesz?

- Żal mi jej.

- To jej to powiedz: mamo, żal mi, że miałaś ciężkie życie. A potem zobacz, że tak po prostu było. Tak się poukładało. Że ona tak was kochała, że zapierdzielała noc i dzień. Tylko czy jak sobie w to głębiej wejdziesz, to czujesz, że mama by chciała, żebyś miała taki sam los?

- No nie, ciągle powtarzała, że mamy się uczyć, zdobyć wykształcenie, żeby mieć lepsze życie.

- To może jej po prostu za to podziękuj? A może najlepszym podziękowaniem za jej miłość będzie właśnie Twoja zgoda na Twoje dobre życie?

- Dobra. Złapałam. Dziękuje mamo. Dziękuje Oskar.
Czytaj więcej...

OSKAR BACHOŃ - Millenium

Gdy weszła, od razu zobaczyłem jej pierwowzór: Lisbeth Salander z I części sagi Millenium “Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” Stiega Larssona. Jej wygląd można było określić jednym słowem: autystyczna. Chuda, z ledwie zarysowanymi piersiami, wypiercingowana i potatuowana na całym ciele. Ubrana na czarno, co w połączeniu z jej bladą skórą, nadawało nieco upiorny wygląd. Weszła. Usiadła. Próbowałem zagadać, ale zbywała mnie półsłówkami. Chciała podciąć kruczoczarne końcówki i nie gadać. Takie odniosłem wrażenie. Z każdą chwilą milczenia, zaciekawiała mnie coraz bardziej.

- Asiu - zagaiłem, wiedząc z notesu, że tak ma na imię - chcesz kawy?

- Joanna. Mam na imię Joanna - powiedziała twardo - i poproszę kawę. Tylko bez tego badziewnego ciasta - tu z pogardą popatrzyła na owsiany batonik, który leżał obok mojej filiżanki kawy.

Była twarda w obyciu, ale równocześnie było w niej coś miękkiego i ujmującego, tylko nie potrafiłem tego wychwycić. Natarczywie szukałem do niej klucza. Czegoś w zachowaniu, wyglądzie, czymkolwiek, czego mógłbym się chwycić i złapać z nią kontakt. Gdy myłem jej głowę, zobaczyłem wytatuowane nutki na szyi.

- Ile Ci ściąć z długości? - zapytałem, nie ryzykując formy imienia, bo nie miałem pewności, czy “Joanna” czy “Joanno” byłoby lepiej.

- Tyle, żeby nie przeszkadzało, jak gram na pianinie. Niech będzie ruch z tyłu.

- Jesteś pianistką?

Uśmiechnęła się. Po raz pierwszy się uśmiechnęła - nie tyle pianistką, co kompozytorką. Komponuję kołysanki i muzykę dla takich bobasów. Wiesz, robię płyty, które budzą w maluszkach zmysły, uspokajają je i wspomagają rozwój. Moja muzyka otwiera w dzieciach te najwrażliwsze obszary. Ludzie generalnie mnie denerwują, ale takie bobasy - rozczulają. I tak jakoś wyszło w życiu.

- A sama masz dzieci?

- Pogięło Cię? Przecież to ryczy w nocy i ciągle czegoś chce. Kiedy miałabym tworzyć.
Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS