Menu

logo tjk main 

Ubezpieczenie na życie dla dziecka. Na co zwrócić uwagę wybierając polisę?

Rodzice mogą różnić się statusem materialnym, wizją świata, miejscem zamieszkania. Jednak jeśli zapytać ich, o to co chcieliby zapewnić swoim dzieciom w przyszłości, odpowiedzi są zawsze zbliżone. I zwykle koncentrują się na finansowym bezpieczeństwie. Zapewnia je polisa: dobra, skuteczna, taka, która zabezpiecza, dbająca o interesy dziecka.

Ubezpieczenie na życie to nie tylko gwarancja wypłaty wysokich środków, w razie problemów. Tego rodzaju ubezpieczenie dla dziecka coraz częściej postrzegane jest przez pryzmat inwestycji - swoistej kumulacji kapitału, który będzie można wykorzystać podczas startu w dorosłe życie. To ten czas, na który rodzice czekają z wielką dumą, ale i obawą - by skutecznie odnaleźć się w dzisiejszym świecie potrzebne jest wsparcie, swoista finansowa trampolina umożliwiająca wybicie się ponad przeciętność.

Ubezpieczenie szyte na miarę
Na co zwrócić uwagę wybierając polisę? Przede wszystkim - na indywidualność. Dobra polisa ubezpieczenia na życie dla dziecka musi być szyta na miarę, dokładnie odpowiadać sytuacji rodziny, możliwościom finansowym bliskich. Warto w rozmowach z konsultantami doprecyzować szczegóły ubezpieczenia tak, by w pełni wpisywała się w konkretne potrzeby, a nie stanowiła ogólnik.

Na rynku ubezpieczeń dziecięcych dominują trzy rozwiązania, zabezpieczające interesy najmłodszych.

To polisa posagowa, inwestycyjna oraz ubezpieczenie na życie. Wszystkie mają kilka wspólnych cech - kluczowa to regularność składek. Przed podjęciem decyzji o wyborze konkretnego typu zabezpieczenia, warto dogłębnie przeanalizować jego cel. Czy ma być ono formą inwestycji procentującej w przyszłości czy też sposobem na zapewnienie finansowej ochrony rodziny w razie problemów?

Polisa posagowa zwykle wiąże się z wyborem wariantu - pomiędzy bardziej stabilnym i gwarantującym utrzymanie kapitału oraz ryzykownym, dającym możliwość pomnożenia wkładu. Podobne wątpliwości wiążą się z polisą inwestycyjną. Najmniej pytań generuje ubezpieczenie na życie. Tego rodzaju polisa zapewnia konkretną sumę - pewną i gwarantowaną kwotę, którą uposażony otrzyma w przypadku śmierci ubezpieczonego. W ten sposób można zapewnić dziecku stabilizację finansową w razie przedwczesnego odejścia np. rodzica, odpowiedzialnego za byt materialny.

Udany start w dorosłe życie
Dlaczego właśnie ubezpieczenie na życie uważane jest za opcję bez ryzyka i najlepiej zabezpieczającą dziecko? Typowa polisa ubezpieczenia na życie zapewnia ochronę dla członków rodziny wobec śmierci - gwarantuje pewność, że bliscy nie pozostają w takiej sytuacji bez pieniędzy. To szczególnie istotne rozwiązanie w modelach rodziny, które opierają się na jednej pracującej osobie. Jeśli na osobę uposażoną zostanie wybrane dziecko, pewne jest odszkodowanie, które zagwarantuje mu udany start w dorosłe życie lub finansowanie studiów.

Co jest szczególnie ważne podczas wyboru polisy, która łączy sobą profil ochrony i inwestycji? Przede wszystkim jaki procent opłacanej składki przeznaczony jest na każdą z tych sfer. Równowaga pomiędzy ochroną a inwestycją, musi idealnie odpowiadać potrzebom ubezpieczającego - powinna być efektem jego wymagań, a nie odgórnie nakreślonym, bezosobowym planem, który nie uwzględnia indywidualnej sytuacji każdego zainteresowanego. Co ważne: należy precyzyjnie oszacować swoje możliwości finansowe - minimalna kwota składkowa powinna być dopasowana do realnych zarobków, a nie hurraoptymistycznych założeń na przyszłość.

Istotny jest czas obowiązywania polisy. Można liczyć na różnorodne warianty - od kilku po nawet ponad 20 lat. Ważne jest również, by przeanalizować warunki oraz wyłączenia dotyczące przerw w opłacaniu składek. To niuanse, które mogą mieć niebagatelny wpływ na końcowe wypłaty.
Czytaj więcej...

3 sztuczki, które pomogą Ci zacząć oszczędzać

Nowy Rok to często nowe postanowienia, także te finansowe. Masz na swojej liście również oszczędzanie? Jeśli nie pierwszy raz zabierasz się do odkładania pieniędzy, być może zastanawiasz się, jak oszczędzać by rzeczywiście oszczędzić.

Bo bywa tak, że mimo szczerych chęci, nie tylko skarbonka świeci pustkami, ale również portfel. I zamiast zastanawiać się, jak pomnażać swoje środki, rozmyślasz nad tym, jak przeżyć do pierwszego. Czy w tej sytuacji da się znaleźć jakiś sposób na to, by mimo wszystko w końcu mieć oszczędności?

Oto kilka finansowych sztuczek, które polubi Twój portfel.

Najpierw zapłać sobie
Przesyłanie pieniędzy na konto oszczędnościowe to coś, co zazwyczaj robimy na końcu miesiąca. Najpierw płacimy rachunki i robimy zakupy. Jeśli starcza nam pieniędzy, przeznaczamy je na przyjemności. Potem przychodzi czas na oszczędności. Tyle że, często na tym etapie nie dysponujemy już żadnymi środkami, które można by odłożyć na przyszłość. A gdyby tak odwrócić tą kolejność i najpierw zapłacić sobie?

Umów się z sobą, że 10% z pensji będziesz przesyłać na konto oszczędnościowe. Możesz też ustawić automatyczny przelew, np. dzień po planowanym otrzymaniu wynagrodzenia. Jeśli w ciągu miesiąca zabraknie Ci pieniędzy na inne wydatki, znajdź dodatkowe pieniądze nie naruszając oszczędności. Ta metoda pozwala zobaczyć swój „oszczędnościowy” potencjał, a dodatkowo rozwija kreatywność w poszukiwaniu nowych dochodów.

Słoik z pięciozłotówkami
Czy wiesz, ile warte są monety, które w ciągu miesiąca pojawiają się w Twoim portfelu? Zaplanuj, że każdego dnia wieczorem zajrzysz do portmonetki i wyjmiesz z niej wszystkie pięciozłotówki albo dwuzłotówki i wrzucisz je do słoika na oszczędności. Jesteś ciekawa, ile pieniędzy w taki sposób uzbierasz?

Reszty nie trzeba
Jeśli masz trudności z jednorazowym wygospodarowaniem większej kwoty i lubisz płacić za zakupy kartą, opcja „zachowaj resztę” prawdopodobnie przypadnie Ci do gustu. Tą usługę oferuje wiele banków jako dodatek do zwykłego konta. Każdą kwotę wydaną kartą bank zaokrągli do pełnych złotówek, a resztę z tej transakcji prześle na konto oszczędnościowe. Ziarnko do ziarnka i nawet z drobnych płatności uzbiera się porządna kwota.

Gdy zaczynamy oszczędzać, oprócz odpowiedniej strategii warto wybrać również cel. Bo mając przed oczami marzenie, które spełnić pomogą pieniądze, znaleźć motywację do oszczędzania jest zdecydowanie łatwiej. Dobrze dobrana metoda i motywujący cel pomogą w wyrobieniu sobie nawyku oszczędzania, a z czasem odkładanie pieniędzy będzie coraz łatwiejsze.
Czytaj więcej...

Szybki kredyt na święta? Nie daj się oszukać! Sprawdź co musisz wiedzieć!

Żaden czas nie jest tak bogaty w reklamy kredytów i pożyczek, jak okres przedświąteczny. Oglądając telewizję i zliczając ogłoszenia różnych instytucji finansowych napotkanych na swojej drodze, można by dojść do wniosku, że najbardziej popularną tradycją bożonarodzeniową jest branie kredytu. Co więcej, zdawać by się mogło, że dodatkowe pieniądze dostaniemy prawie darmo.

Czy w rzeczywistości kilka procent w reklamie kredytu to niewielka kwota dla naszego portfela? Nic w analizowaniu ofert nie pomaga tak jak dawka wiedzy finansowej. Dzięki niej łatwiej będzie nam ocenić, czy to, o czym mówi reklama, że się opłaca, opłaca się nam, a nie tylko kredytodawcy.

Oprocentowanie to nie wszystko
Wśród pożyczek gotówkowych oferowanych w ostatnim czasie znajdziemy wiele takich, których oprocentowanie znajduje się w przedziale 3-5%. Niektóre instytucje oferują również kredyty o oprocentowaniu 0%. Czy zero przed procentem oznacza naprawdę, że pożyczając 2000 zł będziemy musieli oddać tyle samo? Raczej nie.

W treści reklamy znajdziemy również informację o tak zwanym RRSO i przykład warunków kredytowania z rozbiciem na poszczególne koszty. Ta część oferty zazwyczaj napisana jest mniejszą czcionką. RRSO to rzeczywista roczna stopa oprocentowania i zawiera ona informacje o tym, jaki jest całkowity koszt wzięcia kredytu. Bo oprócz oprocentowania na koszt kredytu składać się może na przykład prowizja dla banku czy składka obowiązkowego ubezpieczenia.

Jakie jest więc rzeczywiste oprocentowanie ofert na 0% lub 4%? Wynosi ono zazwyczaj kilkanaście procent. Przykładowo dla pożyczki reklamowanej jako pieniądze na 0%, biorąc 2400 zł na 11 rat w najlepszym przypadku będziemy musieli spłacić prawie 2530 zł. Ale to tylko wtedy, jeśli bank uzna, że klasyfikujemy się do grupy kredytobiorców, która może otrzymać tak dobre warunki.

Gdy instytucja finansowa pieniądze daje rzeczywiście za darmo
Wśród chwilówek coraz częściej znajdują się oferty rzeczywiście bez oprocentowania i dodatkowych kosztów. Darmową pierwszą pożyczką przyciągają często instytucje pozabankowe. Całą kwotę zazwyczaj należy zwrócić po miesiącu, taka pożyczka nie jest rozkładana na raty. Jeśli nie będziemy mieć środków na spłatę po 30 dniach, czekają nas wysokie opłaty windykacyjne lub wpłaty na przedłużenie, zazwyczaj kilkaset złotych miesięcznie. Rozważając więc taką pożyczkę warto mieć świadomość tego, co stanie się, gdy nie poradzimy sobie ze spłatą w terminie.

Kredyt i święta to dobra para?
Analizując koszty pożyczek warto trzymać się zasady, która sprawdza się nie tylko w finansach: Jeśli oferta jest naprawdę dobra, to dlaczego wymaga intensywnego reklamowania? Wszak wieści o korzystnych produktach zazwyczaj rozprzestrzeniają się same.

Gdzieś pomiędzy bieganiem za prezentami a porządkami, łatwo dać się ponieść przedświątecznej gorączce i dać sobie wmówić, że do urządzenia dobrych świąt potrzebna jest nam dodatkowa gotówka. A w bożonarodzeniowej atmosferze przecież najwspanialsze jest rodzinne ciepło i to, że świat na kilka dni w końcu zwalnia. A tego za pieniądze z kredytu dostać nie można.
Czytaj więcej...

Konto bankowe? Nie musisz przepłacać

Coraz więcej osób nie potrafi wyobrazić sobie funkcjonowania bez posiadania rachunku w banku. Obok telefonu i Internetu, tzw. ROR nie tylko wiele ułatwia, ale jest wręcz niezbędny.

Choć zdawałoby się, że konto osobiste to raczej prosty produkt bankowy, to coraz częściej trudniej jest zrozumieć sposób jego funkcjonowania i naliczania opłat. Banki konkurując w ofertach, dodają do kont różne nowe możliwości. Wiele z nich, np. moneyback, to bardzo atrakcyjne dodatki do podstawowych usług. Jak z większością rzeczy, z wyborem oferty bankowej należy jednak uważać. Tak, aby rzeczywiście na tym skorzystać, a nie dopłacać.

Czy stać Cię na Twoje konto?
Posiadacze kont bankowych w zasadzie dzielą się na dwie grupy. Na takich, którzy po każdej zmianie taryfy opłat, szukają lepszej oferty i na takich, którzy tego nie robią. W tej drugiej grupie są też osoby, które zmiany cennika zazwyczaj nie zauważają i nie wiedzą, jak dużo pieniędzy ucieka z ich konta. Jeśli opłaty są stosunkowo niewielkie to rzeczywiście można je zaakceptować jako zapłatę za zadowalające nas usługi bankowe. Problem powstaje wtedy, gdy płacimy zdecydowanie więcej niż moglibyśmy płacić w innym banku za podobne konto.

Raz na jakiś czas warto przeanalizować wyciąg z naszego konta i zobaczyć, ile tak naprawdę nas ono kosztuje. Bywa, że suma opłat w ciągu roku sięga kwoty rzędu kilkuset złotych. Warto sobie odpowiedzieć, czy nas na to rzeczywiście stać. A jeśli nie? Wtedy po prostu spróbujmy rozejrzeć się za lepszą ofertą.

Na co zwrócić uwagę przy wyborze konta?
Przede wszystkim, zanim zdecydujemy się na podpisanie umowy z bankiem, upewnijmy się, że rozumiemy regulamin konta. Na rynku można znaleźć RORy, które rzeczywiście są darmowe, i takie, które darmowe udają. Jeśli bank twierdzi, że nie ponosimy opłat za prowadzenie konta, warto sprawdzić, ile kosztuje wydanie i korzystanie z karty, bo tu zazwyczaj przenoszone są opłaty. Wypłaty z bankomatów, sms-kody to usługi, z których korzysta wiele osób, a które nie zawsze są darmowe. W skrócie, przyjrzyjmy się, z jakich usług bankowych korzystamy, a następnie pod tym kątem przeanalizujmy oferty.

Płatne konto czasem lepsze od darmowego
Nie wszyscy wiedzą, że na korzystaniu z konta można również zarabiać. Coraz więcej banków oferuje tzw. moneyback po spełnieniu określonych warunków, np. wykonaniu płatności kartą na określoną kwotę w ciągu miesiąca. Niektórzy „wyjadacze bankowych wisienek” na korzystaniu z kont w wielu bankach potrafią w ciągu roku zarobić nawet kilka tysięcy złotych. Jeśli zdecydujemy się na ROR z opcją zwrotu części wydatków, warto wybrać taki, gdzie spełnienie warunków będzie dla nas najprostsze i najwygodniejsze.

Chociaż opłaty bankowe mogą wydawać się nam stosunkowo niskie, to zsumowane mogą stać się już konkretną kwotą, która wypływa z naszego portfela. A jeśli da się nadmiernym opłatom zapobiec, albo zastąpić je wynagrodzeniem od banku, to czemu by z tego nie skorzystać?
Czytaj więcej...

Gdzie się podziały moje pieniądze? Naprawę domowego budżetu czas zacząć

Pieniądze co prawda szczęścia nie dają, ale ciągłe myślenie o tym, jak przeżyć do pierwszego również jeszcze nikogo nie uszczęśliwiło. Wystarczająca ilość środków pomoże nam za to spełniać marzenia i po prostu, zapewnić sobie finansowy spokój. Nie myśleć ciągle o pieniądzach, o ich braku - to też marzenie wielu osób.

Gdy mamy poczucie, że nasza pensja ucieka nam z portfela nie wiadomo kiedy i gdzie, to najwyższy czas, żeby odzyskać kontrolę nad swoimi finansami. Ciągłe wyczekiwanie wpływu następnego wynagrodzenia, brak oszczędności, zadłużanie się czy poczucie braku kontroli nad budżetem domowym to tylko niektóre zjawiska, jakie powinny dać nam do myślenia.

O finansach kobiet powstało wiele stereotypów. Internet jest pełen żartów na temat robienia zakupów czy szukania bogatego męża. Czy musimy jednak poddawać się tym krzywdzącym opiniom? Być może i kupowanie jest dla wielu z nas jednym z ulubionych zajęć, ale to nie musi się kłócić z oszczędnością, jeśli nauczymy się mądrze wydawać zarobione pieniądze. Jeśli jesteśmy jeszcze jednak na tym etapie, że pieniądze przeciekają nam przez palce, to pytanie jest właściwie jedno:

Jak zacząć naprawiać swoje finanse?
Gdy nie wiemy, co dzieje się z naszymi ciężko zarobionymi pieniędzmi, zacząć trzeba od zdobycia informacji, którędy nasza pensja tak szybko ucieka z portfela. A do tego potrzebne jest regularne spisywanie wydatków. Po miesiącu zbierania paragonów i prowadzenia listy wydatków, zobaczymy, na co tak naprawdę wydajemy najwięcej pieniędzy i gdzie szukać oszczędności. W wielu przypadkach możemy się mocno zdziwić, jak bardzo drobne kwoty wpływają na nasz budżet. Kiedy już zrobimy takie rozpoznanie i nawyk spisywania wydatków wejdzie nam w krew, przyjdzie kolej na comiesięczne planowanie domowego budżetu i systematyczne eliminowanie niechcianych wydatków.

Co pomoże nam spisywać wydatki?
Warto wyznaczyć sobie jeden dzień w tygodniu na podsumowanie budżetu i wprowadzenie do arkusza Excel wydatków z zebranych paragonów. Tabelka z takimi danymi powinna być podzielona na dni i kategorie (żywność, utrzymanie domu, transport itd.). Jeśli będzie nam łatwiej, dane wprowadzać można codziennie. Pomóc w spisywaniu może też aplikacja na telefon, dzięki której na bieżąco będziemy spisywać wydatki. W sieci można znaleźć mnóstwo pomocnych narzędzi do zarządzania budżetem domowym, dzięki którym ta czynność przestanie być dla nas udręką.

Dowiedzenie się, gdzie uciekają nasze pieniądze, jest pierwszym krokiem do odzyskania kontroli nad swoimi finansami. Najtrudniejszy krok to wyrobić sobie nawyk spisywania wydatków. Warto jednak podjąć to wyzwanie, żeby zobaczyć efekty mądrego zarządzania budżetem i w końcu, mniej myśleć o pieniądzach.
Czytaj więcej...

Czy warto dzielić się kosztami weselnymi z rodzicami?

Ślub i wesele to niezaprzeczalnie jedne z najważniejszych i najpiękniejszych zarazem, chwil w naszym życiu. Warto dołożyć wszelkich starań, by były one jedyne i niepowtarzalne.

Wymaga to nie lada wysiłku, zarówno organizacyjnego, jak i finansowego.
Czy zatem lepiej uporać się z tym samemu, czy skorzystać z pomocy rodziców?


Każdy z nas ma inną wizję na temat tego, jak ten dzień powinien wyglądać. Dla jednych istotne jest, by była to uroczystość skromna, spędzona w gronie najbliższych, inni chcą by odbyła się z wielką pompą, i aby była „na językach” jeszcze długo później.

Rzeczywistość potrafi jednak skutecznie ostudzić zapał. Nierzadko okazuje się, że pewnych naszych planów nie jesteśmy w stanie zrealizować, gdyż zwyczajnie przerastają nas koszty.

Młodym ludziom, którzy dopiero, co zaczynają wspólne życie niełatwo jest od razu wystartować z wysokiego pułapu. W takiej sytuacji zdarza się, że z pomocą śpieszą mama i tata. W większości przypadków robią to z dobroci serca i naprawdę, dlatego, że chcą a nie muszą. Dla nich to również jest spore wydarzenie. Wypuszczają spod swoich rodzicielskich skrzydeł własne dziecko, które przez wiele lat było pod ich wyłączną opieką.

Czasem jednak okazuje się, że ta pomoc może zrodzić wiele konfliktów. Pojawiają się odmienne zdania, co do menu, wyboru kwiatów, muzyki, listy gości itd.. Każda ze stron ma swoje pomysły. Różnica pokoleń nie daje o sobie zapomnieć. Nagle okazuje się, że jeśli w porę nie zwolnią tempa, ten dzień ze wspaniałego, stanie się najgorszym.

Kompromis nie jest sztuką łatwą. Wymaga on dużego zaangażowania i cierpliwości. Warto, więc rozmawiać o wszystkich wątpliwościach. Bezsensowne niedopowiedzenia sprawiają tylko, że przygotowania do ślubu przebiegają w jeszcze większej dawce stresu, który i tak jest już na bardzo wysokim poziomie.

Najwięcej problemów przysparza lista gości. Rodzice zazwyczaj chcą zaprosić krewnych, których Młodzi nigdy nie widzieli na oczy. Ci z kolei są niezadowoleni, że wśród gości mają znaleźć się nieznajome ciotki, czy kuzynostwo z tzw. „siódmej wody po kisielu”. Sami zainteresowani stawiają na grono swoich znajomych, wierząc, że dzięki temu parkiet nie będzie pusty, a zabawa potrwa do białego rana. I tu dochodzi do niepotrzebnych spięć, gdyż tak naprawdę wszyscy mają rację. To uroczystość Młodej Pary, ale to rodzice „oddają” swoje dzieci i też chcą, by w tym dniu towarzyszyły bliskie im osoby. Najlepszym sposobem jest szczera rozmowa i przedstawienie wzajemnych oczekiwań. To naprawdę może się udać.

Gdyby spojrzeć na to z drugiej strony, dzień ślubu to niepowtarzalna i być może jedyna sposobność, by poznać lepiej swoje korzenie i poznać ludzi, których zna się jedynie z fotografii. Codzienność pełna pośpiechu nie pozwala nam na tego typu spotkania, zawsze jest coś bardziej absorbującego, więc całkiem dobrym pomysłem jest skorzystanie z takiej okazji. Przecież to w gruncie rzeczy nic strasznego.

Przygotowania do ślubu zajmują bardzo dużo czasu. Do załatwienia jest mnóstwo spraw. To wielkie wsparcie, gdy mama i tata chcą pomóc i wziąć na siebie sporą część obowiązków. Wiąże się to z ustępstwami, owszem, ale ten, kto może liczyć na tego typu pomoc, jest prawdziwym szczęściarzem.

Najlepszą receptą by całość była bliska perfekcji, to wzajemne zaufanie i zrozumienie. To ważne, by liczyć się z uczuciami, pragnieniami innych i ich zdaniem.

Oczywiście, jeśli stać narzeczonych na samodzielne wyprawienie wesela, to sytuacja idealna. Jednak czasem, gdy bliscy chcą pomóc, to może zwyczajnie oznacza, że im zależy i chcą wziąć udział w tym wydarzeniu, w pełni tego słowa znaczeniu?

Zdarzają się też sytuacje, gdy rodzice za bardzo narzucają swoje zdanie i ingerują w przygotowania, uznając, że wiedzą najlepiej, co jest dobre i odpowiednie. Stwarzają wtedy poczucie jakby to była wyłącznie ich „impreza”. I wówczas nie ma się co dziwić, że Młodzi buntują się. Z założenia bowiem ma to być dzień jeden jedyny w ich życiu.

Idealnym byłoby, gdyby całość przebiegała bezkonfliktowo i w pełnej harmonii. Jednak życie to nie jest bajka, a ludzie są tylko ludźmi.

Skoro mają to być najcudowniejsze i niezapomniane chwile, dołóżmy wszelkich starań by tak było. Koniec końców lepiej mieć w pamięci tylko dobre wspomnienia i zadowolonych gości, którzy będą wspominać to wydarzenie, jako wyjątkowe.

Różnice pokoleniowe będą istnieć zawsze. Inne czasy, wartości, poglądy, priorytety. Jednak rodzina jest jedna i powinna być na pierwszym miejscu. W końcu, jeśli nie ślub ma taki charakter „familijny”, to cóżby innego?

Znajdźmy płaszczyznę porozumienia, czasem ustąpmy i ugryźmy się w język, by nie powiedzieć o jedno słowo za dużo, które zrani drugą osobę jak np. płacę za ślub, więc wymagam i chcę, aby było po mojemu… Wtedy przygotowania stają się już koszmarem a nie przyjemnością. Mila atmosfera pryska i czekamy aby ten dzień szybko już nadszedł i się skończył. Czy tak ma być, czy o to chodzi?

Magdalena Zbytek-Książkiewicz, 30l.

Czytaj więcej...

Życie bankowe

bank1Każda z nas nie raz korzystała w swoim życiu z usług banków. Tak naprawdę jesteśmy ich klientkami cały czas, dzień i noc. Coraz więcej osób ma przecież internetowe konta, dzięki którym bez problemów można zarządzać swoimi finansami, wykonywać przelewy i sprawdzać w każdej chwili, na co kilka miesięcy temu wydałyśmy określone sumy.

Często zdarza się jednak, że nie wszystkie kwestie rozwiążemy za pomocą dobrodziejstw techniki. Wówczas osobiście wybieramy się do konkretnej instytucji. Jakie odczucia nam przy tym towarzyszą? Część osób lubi całą otoczkę towarzyszącą bankom. Eleganckie gmachy, a w nich profesjonalne doradczynie w szykownych garsonkach i doradcy w świetnych garniturach, gotowi pomóc nam w każdej kwestii, a jeśli zachodzi taka potrzeba sprawić również, byśmy otrzymali potrzebną nam gotówkę. Grupa druga natomiast nie bardzo za nimi przepada. Jej przedstawiciele uważają, że imponujące budynki banków są zbudowane tylko i wyłącznie dzięki ciężko zarobionym pieniądzom zwykłych Polaków, przemiłe osoby w nich pracujące są podstępne, a za ich uśmiechami kryje się chęć wyłudzenia od swoich klientów pieniędzy.

 

Jak zatem życie bankowe wygląda od tej drugiej, pracowniczej strony?

 

O blaskach i cieniach swojego zawodu opowiada mi 27-letnia Agata, zatrudniona w filii jednego z mniejszych banków, znajdującej się w dużym mieście. Już na samym początku naszej rozmowy pytam ją jak to możliwe, że się tam znalazła, skoro kierunek studiów, który skończyła nie ma zupełnie nic wspólnego z finansami. - Trafiłam do tej instytucji, gdy dowiedziałam się od znajomej, że zwolniło się miejsce w jej banku. Nie myślałam wcześniej o takim rodzaju pracy, ale wybrałam ją z uwagi na ciężką sytuację na rynku. Do zdobycia tej posady wystarczyły umiejętności nabyte wcześniej w sklepie sportowym, gdzie pracowałam jako sprzedawca. Liczyła się po prostu umiejętność sprzedania produktu klientowi. Kobieta opowiada, że na początku ciężko jej było odnaleźć się w tym świecie. System bankowy jest niestety bardziej skomplikowany niż obsługa kasy fiskalnej, ale, jak sama podkreśla, po miesiącu radziła sobie już całkiem nieźle. Chociaż do tej konkretnej pracy nie każdy się nadaje. - Potrzebne jest przede wszystkim nastawienie na realizację tzw. targetu, czyli sprzedaż jak największej ilości produktów takich jak karty kredytowe, kredyty gotówkowe, itd. Trzeba umieć nawiązywać dobry kontakt z klientem, wzbudzać jego zaufanie.

 

bank2Typowy dzień pracy Agaty zaczyna się o 9 rano. Wówczas przychodzi ona do biura, sprawdza pocztę, czyta maile dotyczące zmian promocji, regulaminów itp. Zawsze też kierownik regionalny wysyła zarówno jej, jak i innym pracownikom raport ze sprzedaży z całego regionu, z którym trzeba się zapoznać i porównać własne wyniki z tymi należącymi do innych osób. Agata z uśmiechem dodaje, że oczywiście zawsze znajdzie się czas na rozmowę z koleżanką z pracy i kawę. – Głównie obsługuję też klientów, dzwonię do osób, które już korzystały z naszych usług, proponuję np. kredyt gotówkowy. Z tego jesteśmy rozliczane przez kierownika regionalnego. Generalnie staramy się realizować plan sprzedaży.

 

Jeśli chodzi o samych klientów to raz na jakiś czas zdarza się opryskliwa osoba, która potrafi popsuć nastrój na cały dzień, ale na szczęście więcej jest tych przyjaznych. Agata opowiada mi o jednej z kobiet przychodzących do banku: - Mam np. klientkę, która zawsze mnie odwiedza, gdy jest na zakupach. Traktuję ją jak babcię, jest bardzo miła. Zaznacza też, że nie przepada za klientami, zwłaszcza tymi starszymi, którzy nudzą się w domu i przychodzą porozmawiać - takie dyskusje trwają zwykle dość długo, a ona nie może w tym czasie obsługiwać innych klientów. - Najgorsi są jednak tacy, którzy widząc że mam klienta, podchodzą z jakimiś pretensjami, np. dotyczącymi wyciągu, albo zablokowania karty. Wtedy nowa osoba zazwyczaj ucieka, aczkolwiek są też tacy, którzy stają w naszej obronie.

 

Kiedy zadaję Agacie pytanie o zarobki, wprost odmawia mi odpowiedzi i od razu tłumaczy dlaczego musi to zrobić: - Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo obowiązuje mnie tajemnica bankowa, której złamanie grozi zwolnieniem z pracy. Może natomiast i chętnie mówi o sztuczkach, które stosują banki. Główną z nich jest pokazanie korzyści, a ukrycie wad danego produktu, czyli np. nie mówienie o opłatach za kartę, ale podkreślanie kwestii związanych ze zwiększeniem oprocentowania przy lokacie, dodawaniem darmowego ubezpieczenia do karty kredytowej, które po jakimś czasie i tak staje się płatne. - Klienci są coraz bardziej świadomi i pytają o szczegóły, ale są też tacy, których nie interesuje to, co podpisują.

 

W sprawie ułatwień stosowanych dla klientów, którzy mają problemy ze spłatą, wyłącznym i rzeczywiście stosowanym jest konsolidacja kredytów, czyli połączenie wielu w jeden. Klient płaci wówczas niższą ratę, ale spłata rozciąga się w czasie, więc tak naprawdę przepłaca. - Często jest to jedyna opcja, żeby sobie poradzić z zadłużeniem.

 

Mogłoby się wydawać, że praca nieustannie ukierunkowana na osiąganie odpowiednich wyników oraz porównywanie ze współpracownikami jest stresująca i męcząca. Moja rozmówczyni jednak ani przez chwilę nie narzeka. - Jestem zadowolona z pracy, bo ją mam, a dziś trudno o dobrą posadę. Mamy kryzys, zwiększa się bezrobocie. Nie jest to praca, którą chcę wykonywać przez całe życie. Wolałabym ją zmienić, ale na razie brak mi motywacji. Myślę, że moja następna praca nie będzie związana z finansami.

 

bank3Trudno jest wymienić jednoznacznie pozytywne strony tego zajęcia. Agata wskazuje, że w jej banku nie ma możliwości awansu. W hierarchii nad nią znajduje się lider, a nad nim już tylko kierownik regionalny, więc na szczególny rozwój nie można liczyć. Kobieta pracuje od kwietnia 2010 roku. Nie udało jej się awansować, chociaż, jak sama podkreśla, była bardzo blisko. Niestety, wcześniej podpadła kierowniczce regionalnej w swoim pierwszym banku i mimo wszelkich starań awans na lidera przypadł jej koleżance. - Dziś się z tego cieszę, bo ominęła mnie praca papierkowa, pilnowanie dokumentacji i utrzymywanie w niej porządku. Ta koleżanka, która została liderem jest odpowiedzialna za naszą placówkę, a zarabia niewiele więcej ode mnie. Jeśli chodzi o szkolenia, to firma wysyła nas na nie, ale szczerze mówiąc nie są one szczególnie wartościowe. Nie wnoszą nic nowego do naszej pracy, nie wiem czy w ogóle są nam potrzebne, bo jesteśmy najlepszą placówką w regionie - trochę mija się to z celem.

 

Jest natomiast kilka ciemnych stron. Przede wszystkim główną z nich jest konieczność realizowania planu, bez względu na wszystko. Z jednej strony trzeba dbać o pozytywny wizerunek firmy, ale z drugiej należy być bezwzględnym i np. ubezpieczać każdy kredyt, podczas gdy jest to po prostu większy koszt dla klienta, który przepłaca, często niepotrzebnie. - W poprzednim banku, ten obecny jest już moim drugim, liczyło się - niestety muszę użyć tego słowa - naciąganie emerytów na karty kredytowe. Czasem po odejściu takiego staruszka od mojego biurka szłam do łazienki, żeby się nie rozpłakać przy ludziach... Tak było mi szkoda tych nieświadomych osób, które za 700 złotych emerytury muszą przeżyć cały miesiąc. Po 3 latach pracy w bankach nie mam już takich wyrzutów sumienia. Można powiedzieć, że się zahartowałam, jestem obojętna. Na szczęście w życiu prywatnym jestem inną osobą. Wracam do domu z pracy i staram się o niej nie myśleć.

 

Nieprzyjemne mogą być także kontakty z przełożonymi. Agata mówi, że jej pierwsza kierowniczka regionalna nie lubiła jej od samego początku. - Czepiała się zawsze, gdy odwiedzała filię, ale przy tym nie była też zbyt kompetentną osobą, nie znała się na systemie... Ot taka osoba do kontrolowania pracowników. Uwielbiała pisać maile, które można określić jako formę mobbingu, groziła zwolnieniami itp. Miałam z nią kilka nieprzyjemnych sytuacji. Zawsze, gdy przyjeżdżała, pracownikom towarzyszył niesamowity stres, po prostu te wizyty były koszmarne. Na szczęście już nie pracuje. Obecnie mam lepszą kierowniczkę, jest to osoba z wykształceniem ekonomicznym, pracowała w wielu instytucjach finansowych, ubezpieczeniach itd. Czasem jest nieco złośliwa, choć ogólnie da się z nią wytrzymać. Ma specyficzny sposób bycia, ale zawsze nam pomaga, gdy jest jakiś problem. Wspiera nas i dodaje otuchy. Dobrze mi się z nią pracuje – dodaje pełna optymizmu.

 

Jak możemy wywnioskować ze słów Agaty praca doradcy klienta w banku nie należy do najłatwiejszych. I to nie za sprawą skomplikowanych reguł czy konieczności znania rynku finansowego, ale głównie poprzez ciężar psychiczny, który trzeba znosić, gdy oferuje się kolejnym osobom niezbyt korzystne dla nich umowy. Pomimo nawet najlepszych intencji i najszczerszych chęci, trzeba niestety realizować plan instytucji, w której jest się zatrudnionym, by samemu mieć możliwość utrzymania. Zarówno Agata, jak i każda inna kobieta pracująca w którymkolwiek z banków wykonuje tylko swoje zadania. Możemy być pewne, że żadna z nich nigdy nie chciałaby nas oszukać, jednak sytuacja na rynku pracy często wymusza zachowania niezgodne z własnymi poglądami. Jestem przekonana, że niejedna z nas, niezależnie od tego w jakim sektorze pracuje, musiała w swoim zawodowym życiu robić rzeczy, które normalnie, z punktu widzenia naszych sumień i moralności, są niewłaściwe. Dlatego też na przyszłość pamiętajmy, aby przed kolejnym osądzeniem bankowego doradcy zastanowić się, kto tak naprawdę decyduje o naszych finansach. Z całą pewnością nie miła Pani, która czeka na nas w okienku, ale w największym stopniu my same i nieco mniejszym rynek oraz sytuacja gospodarcza. A jeśli robi to ktokolwiek pracujący w banku, to nie bohaterka tego artykułu, ani jej koleżanki, lecz wysoko postawiona kadra zarządzająca.

 

Dlatego też zachęcam, drogie Czytelniczki, do rozważnego podejmowania decyzji o zaciąganiu kredytów czy wzięciu kolejnej karty. Lepiej odkładać pieniądze przez jakiś czas i dopiero wówczas kupić wymarzoną rzecz, niż kupować pieniądze. Celowo piszę tu kupować, bo przecież za każdą złotówkę wziętą z banku musimy w przyszłości zapłacić z procentem. Jeśli już decydujemy się na kredyty, zadawajmy pytania osobom, które nam ich udzielają. Z chęcią rozwieją one wszelkie nasze wątpliwości.

 

Jeżeli, tak jak w przysłowiu, dajemy się nabić w butelkę, to tylko przez własną łatwowierność i niechęć do sprawdzania informacji, które wydając nam się nieistotnymi, po pewnym czasie sprawiają, że dziwimy się, jak dużo kosztują nas konkretne bankowe usługi.

 

Imię oraz wiek bohaterki zostały zmienione na jej życzenie.

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS