Menu

logo tjk main 

Czy warto dzielić się kosztami weselnymi z rodzicami?

Czy warto dzielić się kosztami weselnymi z rodzicami?

Ślub i wesele to niezaprzeczalnie jedne z najważniejszych i najpiękniejszych zarazem, chwil w naszym życiu. Warto dołożyć wszelkich starań, by były one jedyne i niepowtarzalne.

Wymaga to nie lada wysiłku, zarówno organizacyjnego, jak i finansowego.
Czy zatem lepiej uporać się z tym samemu, czy skorzystać z pomocy rodziców?


Każdy z nas ma inną wizję na temat tego, jak ten dzień powinien wyglądać. Dla jednych istotne jest, by była to uroczystość skromna, spędzona w gronie najbliższych, inni chcą by odbyła się z wielką pompą, i aby była „na językach” jeszcze długo później.

Rzeczywistość potrafi jednak skutecznie ostudzić zapał. Nierzadko okazuje się, że pewnych naszych planów nie jesteśmy w stanie zrealizować, gdyż zwyczajnie przerastają nas koszty.

Młodym ludziom, którzy dopiero, co zaczynają wspólne życie niełatwo jest od razu wystartować z wysokiego pułapu. W takiej sytuacji zdarza się, że z pomocą śpieszą mama i tata. W większości przypadków robią to z dobroci serca i naprawdę, dlatego, że chcą a nie muszą. Dla nich to również jest spore wydarzenie. Wypuszczają spod swoich rodzicielskich skrzydeł własne dziecko, które przez wiele lat było pod ich wyłączną opieką.

Czasem jednak okazuje się, że ta pomoc może zrodzić wiele konfliktów. Pojawiają się odmienne zdania, co do menu, wyboru kwiatów, muzyki, listy gości itd.. Każda ze stron ma swoje pomysły. Różnica pokoleń nie daje o sobie zapomnieć. Nagle okazuje się, że jeśli w porę nie zwolnią tempa, ten dzień ze wspaniałego, stanie się najgorszym.

Kompromis nie jest sztuką łatwą. Wymaga on dużego zaangażowania i cierpliwości. Warto, więc rozmawiać o wszystkich wątpliwościach. Bezsensowne niedopowiedzenia sprawiają tylko, że przygotowania do ślubu przebiegają w jeszcze większej dawce stresu, który i tak jest już na bardzo wysokim poziomie.

Najwięcej problemów przysparza lista gości. Rodzice zazwyczaj chcą zaprosić krewnych, których Młodzi nigdy nie widzieli na oczy. Ci z kolei są niezadowoleni, że wśród gości mają znaleźć się nieznajome ciotki, czy kuzynostwo z tzw. „siódmej wody po kisielu”. Sami zainteresowani stawiają na grono swoich znajomych, wierząc, że dzięki temu parkiet nie będzie pusty, a zabawa potrwa do białego rana. I tu dochodzi do niepotrzebnych spięć, gdyż tak naprawdę wszyscy mają rację. To uroczystość Młodej Pary, ale to rodzice „oddają” swoje dzieci i też chcą, by w tym dniu towarzyszyły bliskie im osoby. Najlepszym sposobem jest szczera rozmowa i przedstawienie wzajemnych oczekiwań. To naprawdę może się udać.

Gdyby spojrzeć na to z drugiej strony, dzień ślubu to niepowtarzalna i być może jedyna sposobność, by poznać lepiej swoje korzenie i poznać ludzi, których zna się jedynie z fotografii. Codzienność pełna pośpiechu nie pozwala nam na tego typu spotkania, zawsze jest coś bardziej absorbującego, więc całkiem dobrym pomysłem jest skorzystanie z takiej okazji. Przecież to w gruncie rzeczy nic strasznego.

Przygotowania do ślubu zajmują bardzo dużo czasu. Do załatwienia jest mnóstwo spraw. To wielkie wsparcie, gdy mama i tata chcą pomóc i wziąć na siebie sporą część obowiązków. Wiąże się to z ustępstwami, owszem, ale ten, kto może liczyć na tego typu pomoc, jest prawdziwym szczęściarzem.

Najlepszą receptą by całość była bliska perfekcji, to wzajemne zaufanie i zrozumienie. To ważne, by liczyć się z uczuciami, pragnieniami innych i ich zdaniem.

Oczywiście, jeśli stać narzeczonych na samodzielne wyprawienie wesela, to sytuacja idealna. Jednak czasem, gdy bliscy chcą pomóc, to może zwyczajnie oznacza, że im zależy i chcą wziąć udział w tym wydarzeniu, w pełni tego słowa znaczeniu?

Zdarzają się też sytuacje, gdy rodzice za bardzo narzucają swoje zdanie i ingerują w przygotowania, uznając, że wiedzą najlepiej, co jest dobre i odpowiednie. Stwarzają wtedy poczucie jakby to była wyłącznie ich „impreza”. I wówczas nie ma się co dziwić, że Młodzi buntują się. Z założenia bowiem ma to być dzień jeden jedyny w ich życiu.

Idealnym byłoby, gdyby całość przebiegała bezkonfliktowo i w pełnej harmonii. Jednak życie to nie jest bajka, a ludzie są tylko ludźmi.

Skoro mają to być najcudowniejsze i niezapomniane chwile, dołóżmy wszelkich starań by tak było. Koniec końców lepiej mieć w pamięci tylko dobre wspomnienia i zadowolonych gości, którzy będą wspominać to wydarzenie, jako wyjątkowe.

Różnice pokoleniowe będą istnieć zawsze. Inne czasy, wartości, poglądy, priorytety. Jednak rodzina jest jedna i powinna być na pierwszym miejscu. W końcu, jeśli nie ślub ma taki charakter „familijny”, to cóżby innego?

Znajdźmy płaszczyznę porozumienia, czasem ustąpmy i ugryźmy się w język, by nie powiedzieć o jedno słowo za dużo, które zrani drugą osobę jak np. płacę za ślub, więc wymagam i chcę, aby było po mojemu… Wtedy przygotowania stają się już koszmarem a nie przyjemnością. Mila atmosfera pryska i czekamy aby ten dzień szybko już nadszedł i się skończył. Czy tak ma być, czy o to chodzi?

Magdalena Zbytek-Książkiewicz, 30l.

powrót na górę