- Nigdy nie sugerowałam się żadnym stylem fotografowania. Po prostu jedno zdjęcie mi się podoba, a drugie nie. Mało tego – tak bardzo broniłam się przed jakimś ukierunkowaniem w fotografii, że nie chciałam iść na żaden z kursów – mówi 21 letnia Ula, która od wielu lat pasjonuje się fotografią i dziś nie wyobraża sobie bez niej życia. - Sięgnęłam tylko do instrukcji obsługi aparatu. Odpowiada mi taka wiedza, bo nie ma tam sugestii, tylko konkretne wskazówki. Może to śmieszne, ale boję się, że idąc na kurs coś zostanie mi zabrane i będę robiła zdjęcia zgodne z estetyką prowadzącej go osoby. Chcąc nie chcąc ktoś, od kogo się uczę pokazuje mi swój kierunek. Zależy mi na tym, by robić zdjęcia tak jak ja je widzę. Nie mam pojęcia czy prezentują one jakąś wartość, ale wiem, że dla mnie są... bezcenne.
Ula to niezwykła dziewczyna. Pogodna, optymistycznie nastawiona do świata i każdego nowego doświadczenia. Trudno wyrazić słowami jak niesamowitą aurę wytwarza wokół siebie, tym bardziej opowiadając o swoim zamiłowaniu. Jak sama wspomina, gdy była dzieckiem, zawsze strasznie interesowała ją ta mała skrzyneczka, którą rodzice robili jakieś cuda. - Czasem błyskało, czasem po prostu pstrykało i można było przejrzeć się w półkuli, która wysuwała się po przesunięciu magicznego przycisku. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, że błysk dawała lampa, pstrykanie to naciśnięcie spustu migawki, a to tajemnicze szkiełko to soczewka obiektywu – mówi z uśmiechem. – Pamiętam, że podobało mi się też zmienianie kliszy. Kiedy byłam mała, rodzice robili bardzo dużo zdjęć, ale do pewnego momentu. Nie wiem dlaczego to się urwało, ale ja przejęłam pałeczkę i tak mi już zostało.
Pierwszy własny aparat dziewczyna dostała w 4. klasie podstawówki. - Rodzice zabrali mnie do sklepu i pozwolili, żebym sama wybrała sobie prezent urodzinowy. Bardzo dobrze pamiętam tę sytuację, bo stanęłam przed jednym z „najtrudniejszych” w życiu wyborów... Zabrać ze sobą elektronicznego pieska, który biegał, merdał ogonem i podnosił łapę czy aparat. Wybrałam to drugie! – Ula śmieje się na samo wspomnienie całej sytuacji i dodaje: - Nie mam pojęcia czy to zaważyło na dalszej kolei wydarzeń, ale nie wierzę w przypadki. Chyba po prostu tak miało być. Do dziś mam ten aparat – toporny, srebrno-czarny klocek. Zadziwia mnie, że jako mała dziewczynka skusiłam się na coś tak ponurego z wyglądu, ale jak to powiedział Mały Książę „najważniejsze jest to, co niewidoczne dla oczu”, a dla mnie wnętrze było cudowne. Ula wskazuje, że niezwykle ważna dla niej była możliwość podejmowania decyzji, co uwieczni i zapamięta, a co nie. Nadal świetnie czuje się z nieopuszczającą ją niezależnością w kwestii stylu fotografowania oraz tego, kto lub co będzie obiektem realizowania jej sztuki. Aktualnie uwielbia robić zdjęcia ludziom w codziennych sytuacjach. Dziewczyna zwraca uwagę, że chyba najlepiej robi się fotografie człowiekowi, gdy jest on tego nieświadomy. Zdjęcia są wówczas prawdziwe, swobodne, bo ludzie są... prawdziwi i swobodni. Podkreśla również, że za pomocą aparatu, mimo tego, że niektórzy w to nie wierzą, można uwiecznić uczucia. Według niej człowiek mówi też ciałem i to często nawet więcej niż potrafi wyrazić słowami, a ona, jako artystka, tę mowę obserwuje. - Niektórzy współpracują z modelkami, fryzjerami, stylistami, wyszukują się za pomocą portali internetowych itp. Jest to wspaniała okazja do poznania wielu ciekawych osób, ale mnie to nie kręci. Moim zdaniem modelki nigdy nie są spontaniczne. Zwykle operują wachlarzem wcześniej wyuczonych min, gestów i póz, które opanowały przed lustrem. Nie lubię „ustawianych” zdjęć.
Nietrudno odnieść wrażenie, że dla mojej rozmówczyni aparat to przedmiot pierwszej potrzeby, tak ważny jak dla innych kobiet telefon czy podręczna kosmetyczka. Sama zainteresowana potwierdza to mówiąc, że pierwsze pytanie, które pada, gdy wychodzi z domu lub wyjeżdża gdzieś z najbliższymi brzmi: Ula, a zabrałaś aparat?, niezależnie, czy jest to rodzina czy znajomi, a ona zawsze odpowiada to samo: Tak, mam. Aparat jest zawsze najistotniejszy na jej liście rzeczy do zabrania. - Jakiś czas temu poszłam na bilarda ze znajomymi i tego samego wieczoru postanowiliśmy, że w nocy pojedziemy nad morze. Jedyne po co wpadliśmy do domu to bluzy i aparat, bo nie miałam go akurat przy sobie. Każdy ze znajomych wie, że bez niego nie możemy wybrać się na żadną dłuższą wycieczkę. Jeżeli ktoś nowy dołącza do towarzystwa, od razu jest pouczany, żeby się nie przejmował, bo chcąc nie chcąc będzie miał pełno zdjęć – tłumaczy z radością. – Nie każdy chce, żeby robić mu zdjęcia, ale właśnie dzięki takiemu przedstawieniu sytuacji przez znajomych nowa osoba czuje się trochę pewniej widząc, że to naturalne, iż ktoś w zasadzie obcy biega wokół niej „pstrykając fotki”. Wielu ludzi się krępuje, ale nie wiedzą, że piękno jest w każdym. Naprawdę w każdej osobie można znaleźć coś urzekającego, co warto sfotografować. Poza tym czasami naprawdę dużo się dzieje, a nie sposób wszystkiego zapamiętać. Aparat to mój klucz do zatrzymania chwil. Dzięki niemu jestem spokojna, że już nigdy ich nie zapomnę, bo naprawdę byłoby szkoda.
Fotografia to niezaprzeczalnie przepiękna i inspirująca dziedzina sztuki, ale chcąc zajmować się nią bardziej poważnie oraz mieć możliwość zrobienia zdjęć naprawdę świetnej jakości trzeba dysponować odpowiednim sprzętem. Dla takiej pasjonatki jak Ula nawet to nie było jednak przeszkodą. Przez długi czas zbierała pieniądze na porządny aparat. Jak? Odkładała kieszonkowe i podejmowała drobne prace, np. koszenie trawy. – Ale tak naprawdę wszystko zawdzięczam rodzicom. To oni kilka lat temu postanowili z okazji Dnia Dziecka przyspieszyć moje żmudne zbieranie pieniędzy. Razem pojechaliśmy kupić wymarzony aparat, który oczywiście sama wybrałam.
Dziś fotografowanie jest nieodłączną częścią życia Uli. Ona sama podkreśla, że nie ma pojęcia, co będzie się działo jutro, za tydzień, ale wie, że to, czym zajmuje się teraz, chciałaby robić cały czas. To po prostu weszło jej już w nawyk. Najważniejsi są dla niej ludzie i ich uczucia. Bez nich nie potrafiłaby żyć. Robiąc zdjęcia odkrywa ich zwyczaje, przyzwyczajenia, widzi uśmiech, a czasami również smutek. Wszystkie te kwestie nigdy jej nie powszednieją, bo uważnie je obserwuje a nie puszcza mimochodem. Dzięki swojej pasji może też zapamiętać więcej osób. Wiadomo, że ścieżki się łączą i rozchodzą, często się o kimś zapomina. Ula mając zdjęcia w każdej chwili może sobie przypomnieć dawnych znajomych, a także spędzone z nimi chwile. – Jeżeli miałabym zrobić piramidę wartości, na samej górze byliby ludzie i fotografia, dalej miłość i fotografia, a następnie wolność i fotografia. Dla mnie jest to już nieodłączny fragment mojego życia. Fotografii nie da się wpasować w jedno miejsce, ona po prostu trwa. Daje dużo radości, wspomnień, odprężenia. To wszystko sprawia, że czuję się dobrze. A jeśli ja czuję się dobrze, to każdemu wokół też to się udziela. Widzę same plusy.
Skoro dla Uli fotografia jest wypełnieniem jej życia, od razu nasuwa mi się myśl, że musi poświęcać jej bardzo dużo czasu. Pytam więc wprost, czy rzeczywiście jest tak, że wszystkie inne zajęcia podporządkowuje temu jednemu. – Nie, nie wyznaczam specjalnie czasu. Zwykle jest tak, że mam aparat przy sobie. Nawet jeśli mam go nosić cały dzień po to, żeby zrobić tylko 3 zdjęcia. Czasem właśnie te 3 są lepsze niż sto innych z poprzedniego dnia. Na ogół robię ich dużo, co najmniej 2 jednego ujęcia. Zawsze jedno z nich jest lepsze. Rzadko też coś kasuję. Przechowuję je wszystkie i nieraz do nich wracam. Zdarza się, że zdjęcie, które wcześniej mi się nie podobało, teraz okazuje się tym lepszym. Dlatego walczę, gdy ktoś próbuje mi jakieś skasować, bo nie podoba mu się jak wyszedł.
Młoda fotograf podkreśla również, że jak do tej pory nie traktowała swojego zajęcia w kategorii pracy. Mówi, że jest na to za wcześnie, chociaż nie wyklucza takiej ewentualności w przyszłości. Do tej pory obsługiwała chrzciny i urodziny, ale nie w celach zarobkowych. Najlepszą zapłatą była radość, którą wywołało u niej samo poproszenie jej o uwiecznienie tak wyjątkowych chwil. Ogromną satysfakcję daje również myśl, że udało się oddać fotografią to, co wcześniej chciało się uchwycić. – Jest kilka takich zdjęć, które w pełni przedstawiły wygląd rzeczywistości. Są też takie, które ani trochę mi się nie podobają. Ale najbardziej cieszę się, kiedy uwiecznię ludzi lub rzeczy, których już nie ma. Do tego dążę, do uchronienia przed zapomnieniem. Jestem szczęśliwa, gdy oglądamy z najbliższymi zdjęcia i nagle ktoś wykrzykuje: „Ja naprawdę tam byłam?” lub „Ja naprawdę to robiłem?”. Wiem, że w pewien sposób to dzięki mnie ta osoba pamięta, co było, mimo, że wcześniej zdążyła już zapomnieć.
Dodatkową, a dla Uli chyba najważniejszą zaletą jej hobby jest to, że integruje ono ludzi. W jaki sposób? Dziewczyna sugeruje, że często robiąc zdjęcia, obserwuje relacje między innymi. Czasami nawet w momencie ustawiania poszczególnych osób do wspólnej fotografii z jakiejś imprezy. Wtedy dopiero zauważa się, kto przyszedł, niektórzy dopiero w tym momencie witają się ze znajomymi albo poznają z nieznajomymi. Zwykle tworzy się nieduży chaos, a po zdjęciu wszyscy się rozchodzą, ale już z nowo poznanymi lub dawno niewidzianymi osobami. Ponadto trzeba też przecież wysłać wszystkim zdjęcia. W tym celu wymienia się mailami i numerami telefonów, co również zbliża.
Pomimo długiej rozmowy z Ulą i wyraźnego rozjaśnienia kwestii fenomenu jej pasji, nadal nie do końca rozumiem jak to możliwe, by tak bardzo zżyć się z jakąś rzeczą. – Wiesz... ja najbardziej widzę świat obrazami. Dla niektórych najważniejsze są dźwięki, a ja zawsze najbardziej doceniam to, co widzę. Chociażby zamiast zamknąć się w pokoju i posłuchać jakiejś płyty, wolę wyjść i coś pooglądać (zwykle ludzi). I najczęściej też zabieram właśnie aparat po to, by te obrazy zachować – tłumaczy mi i natychmiast dodaje: - Muszę Ci powiedzieć, że lubię coś tworzyć. Niektórzy składają sobie modele, a ja robię zdjęcia. Kiedyś usłyszałam, że nie aparat robi zdjęcia, tylko człowiek. Dużo w tym prawdy, a już tym bardziej jeśli chodzi o fotografię analogową. Jestem nią zachwycona, chociaż jest ona coraz rzadziej spotykana. Miało się 36 zdjęć do wykorzystania i nie można było na bieżąco sprawdzać efektów... To dopiero sztuka! Teraz możemy zobaczyć, poprawić parametry i zrobić kolejne zdjęcie, a wtedy naprawdę trzeba było się na tym znać.
Po zakończeniu wywiadu nie mam żadnych wątpliwości, że Ula to prawdziwa artystka, która nie wyobraża sobie życia bez swojego aparatu. Dzięki niemu nie tylko może się realizować, sprawiać radość innym, ale też ciągle spotykać nowych ludzi i doświadczać emocji, których wcześniej nie znała. – Ludzie są moją pasją, interesują mnie ze wszystkimi swoimi zainteresowaniami, humorami, wyznaniami. Najbardziej ciekawi różnorodność wśród nich. To chciałabym uchwycić – inność każdego, wyjątkowość. Każdy przecież jest niezwykły. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – podsumowuje dziewczyna. Czy możliwe jest, by podobnie jak ona zachowywać na lata wyjątkowe, ulotne chwile i uwieczniać cały wachlarz uczuć najbliższych? Oczywiście, chociaż po rozmowie z nią odnoszę wrażenie, że warunkiem koniecznym do zrobienia dobrego zdjęcia jest nie tyle aparat o świetnych parametrach, ile osoba posługująca się nim pełna empatii, otwartości i gotowości do zauważania wszędzie niewidocznych dla większości detali.
Na pytania o swoją pracę, rodzaje aparatów, a także sekrety wykonania dobrego zdjęcia odpowiada Pani Agnieszka Meissner, profesjonalny fotograf, właścicielka studia „AGMA STUDIO PHOTO GALLERY”, współpracująca z portalem „TO JA KOBIETA”.
Od ilu lat jest Pani profesjonalnym fotografem?
- W zawodzie pracuję 22 lata. Zaczynałam jako fotoreporter w ogólnopolskim tygodniku Poznaniak. Teraz jako niezależny freelancer. Mam własne studio fotograficzne "AGMA STUDIO PHOTO GALLERY" w Poznaniu. http://agma-studio.pl/fotograf-poznan-agnieszka-meissner/fotografia-odbiciem-sztuki-dawnych-mistrzow/
Czy po takim okresie czasu zajęcie to nadal sprawia Pani przyjemność?
- Kocham swoją pracę. Każde nowe zlecenie jest kolejnym wyzwaniem dla mnie.
I nie wpada się mimo wszystko w rutynę?
Ja nie wpadam w rutynę, z całą pewnością nie. Do każdego tematu podchodzę indywidualnie i z pasją.
Jakie są główne różnice między sprzętem (aparatem i akcesoriami) dla amatorów, a tym profesjonalnym?
- Zależy o jaki aparat chodzi. Aparaty mają konkretne programy, np. pejzaż, portret, zdjęcia nocne, detal itp. Tych programów najczęściej używają amatorzy. Profesjonalista używa programów z preselekcją czasu lub przysłony, ewentualnie trybu ręcznego, tak, aby samemu kontrolować parametry zdjęcia.
Dla profesjonalisty bardzo ważne są parametry obiektywów - dlatego czasami obiektyw kosztuje tyle samo, co aparat. Potrzebujemy obiektywy jasne, czyli z dużą przysłoną, aby móc wykonywać zdjęcia w trudnych warunkach oświetleniowych.
Ponadto aparaty używane w fotografii profesjonalnej mają matryce z dużą rozdzielczością – umożliwia to drukowanie z nich dużych zdjęć, np. na plakaty czy billboardy. Amatorzy tego raczej nie potrzebują, więc ich aparaty mają matrycę z mniejszą ilością pikseli. Poza tym amatorzy zazwyczaj kupują aparaty kompaktowe, a profesjonaliści lustrzanki, ale prawdę mówiąc dzisiaj bardzo wielu amatorów również fotografuje lustrzankami, więc tutaj podział jest trochę sztuczny.
Kompakt ma tę zaletę, że jest mały i poręczny. Odwrotnie lustrzanka - trzeba się trochę nadźwigać.
A jakie są różnice w cenach między taką najprostszą lustrzanką dla laików, a sprzętem dla zawodowców?
- Ceny trzeba by sprawdzić w sieci, ale podejrzewam, że najprostsza lustrzanka z obiektywem kitowym (w zestawie) może kosztować ok.1800 - 2000zł. Sprzęt dla zawodowego fotografa należy rozpatrywać od ok.10 000 tys. (aparat, obiektyw).
Czy mogłaby Pani polecić jakieś szkoły/kursy dla ludzi, którzy chcieliby zdobyć wiedzę w zakresie fotografii?
- Nie mogę polecić kursów, bo ich nie znam, ale wystarczy wygooglać w wyszukiwarce internetowej i pojawia się ich całe mnóstwo. U mnie można zamawiać prywatne lekcje obsługi sprzętu i kursy fotografii dla małych grup lub pojedynczych osób oraz naukę obróbki zdjęć na komputerze.
A czy w Polsce w ogóle kształci się fotografów, tak jak ludzi w innych dziedzinach sztuki?
- Są wyższe szkoły, akademie sztuki, uniwersytety artystyczne i tam prowadzi się wykłady i ćwiczenia z zakresu fotografii. W Poznaniu jest Uniwersytet Artystyczny, a na nim kierunek fotografia.
Czy mogłaby Pani udzielić naszym Czytelniczkom kilku rad? Jak zrobić dobre zdjęcie z podróży czy z rodzinnej imprezy?
- Najważniejsze - uważnie patrzeć, obserwować i analizować: światło i kompozycję kadru. Zwracać uwagę na to, aby dana sfotografowana sytuacja miała tzw. ręce i nogi, czyli nie obcinać istotnych elementów na zdjęciu, ale też nie fotografować ludzi zbyt szerokim kadrem. Uwaga na zdjęcia wakacyjne w pełnym słońcu - w fotografii jest jedna istotna zasada – latem najlepsze zdjęcia wychodzą do godz. 10.30 i po godzinie 16.30. Portrety w pełnym słońcu to też nie jest najlepszy pomysł. Warto ustawić modela tyłem do słońca a samemu stanąć w cieniu. Rodzinna impreza? Przede wszystkim nie świecić lampą błyskową prosto w twarz, bo to czyni obraz płaskim, a najczęściej pierwszy plan jest prześwietlony. Należy też zmienić balans bieli, aby zdjęcia nie wyszły zbyt żółte. Ewentualnie gdy mamy zewnętrzną lampę błyskową z ruchomą głowicą to świecimy w sufit lub boczną ścianę i oświetlamy scenę światłem odbitym, a nie bezpośrednim.