Menu

logo tjk main 

Ciesz się z małych rzeczy - odnajdywanie szczęścia w drobiazgach

„Drobiazgi sprawiają, że niepostrzeżenie i cicho wchodzi wielkie szczęście.” - tak Pam Brown, australijska pisarka i poetka podsumowała to, o czym będziemy dzisiaj mówić. Faktem jest, że to właśnie małe rzeczy są najbardziej wartościowe i najważniejsze. Ale tak naprawdę - czym one są? Jak odnaleźć radość, kiedy nic nie jest po naszej myśli, a problemy nie dają spokoju? Każdy z nas miewa lepsze i gorsze dni. A czasami tygodnie. Jak nie popaść w depresję i odnaleźć szczęście?

Nie ma jednej, ogólnej, pasującej dla wszystkich definicji szczęścia. Tak jak nie istnieje na nie recepta. Dla jednych szczęście to willa z basenem i sześć samochodów, dla innych taka praca by utrzymać rodzinę. Skupiamy się na rzeczach materialnych, które mają być wyznacznikiem szczęścia. A co jeśli nie mamy nic z powyższych? Wtedy trzeba radość odnaleźć w błahostce, w człowieku, w otoczeniu. I tym są właśnie te drobiazgi. Drobiazgi ukryte w prozie naszego życia. W codzienności oraz rutynie. Pomijamy je, zapominamy, skreślamy. Najwyższa pora do nich wrócić i zrozumieć, że szczęścia nie zaznamy nigdy, jeśli nie zaczniemy dostrzegać go na co dzień.

Łap chwile i ciesz się momentem…
Łatwo mówić, ale trudno zrobić. Znam to z własnego doświadczenia. Jednakże, popadanie w zły humor, przysłowiowego „doła" jeszcze bardziej doprowadza Nas do frustracji. Stajemy się rozdrażnieni, bojowo nastawieni do świata. I po co? Nie lepiej wtedy skupić myśli na czymś innym? Na pewno wśród całego zamieszania, znajdzie się choć jedna drobnostka, która sprawi, że na naszej twarzy pojawi się uśmiech. Ulubiona piosenka, smakowite śniadanie zjedzone w przytulnej restauracji. Takich chwil się trzymajmy i nie pozwólmy im odejść. I chociaż nie zmieni się rzeczywistość, to jednak My nabierzemy pozytywnej aury, a wszystko co złe na chwilę przestanie istnieć.

Otaczaj się pozytywnymi ludźmi…
Każdy z nas jest jak gąbka - chłonie otoczenie i zachowania innych. Duży wpływ na to czy jesteśmy szczęśliwi czy nie, mają ludzie którymi się otaczamy. Jeśli przebywamy wśród osób wiecznie niezadowolonych, skarżących się na swoje życie, nie zdziwmy się, że po krótkim czasie, sami zaczniemy dostrzegać tylko wady w naszej egzystencji. Co możemy zrobić? Mały research - wyeliminujmy negatywy, a wprowadźmy pozytywy. Przyjaciele „ciągnący nas ku górze”, sprawiający samą swoją obecnością radość, to coś co nas uszczęśliwi. Bliskość wywołująca w nas dobre emocje i chęć do działania - to jest to.

Pielęgnuj wspomnienia...
Prowadź dziennik. Za każdym razem, kiedy coś Cię uszczęśliwi czy rozbawi - zapisz to. Notuj przyjemne chwile, jakie Ci się przytrafiły, rób zdjęcia miejscom w których poczułaś się wyjątkowo. Zachowaj sympatyczne maile i smsy. Wspominaj sukcesy jakie już odniosłaś, jak daleką drogę przeszłaś by być w tym miejscu. Za każdym razem kiedy poczujesz smutek - wracaj do tego dziennika. Zobaczysz ile dobrych i drobnych rzeczy Cię spotkało w przeszłości - taka świadomość cieszy teraźniejszość i da Ci przysłowiowego „kopa” na przyszłość.

Dobre uczynki też coś znaczą…
Każdy drobny gest w stronę drugiej osoby zaszczepi w nas iskierkę radości. Miło jest być uszczęśliwianym i szczęśliwym, ale jeszcze milej jest patrzeć na radość naszych bliskich. Wykorzystujmy każdą możliwą okazję by pokazać naszej rodzinie czy przyjaciołom jak wiele dla nas znaczą. Nie musimy wydawać majątku na podarunki. Czasami zwykła obecność i ciepłe słowo są w stanie zmienić łzy w szczery uśmiech. Pamiętajmy, że to co dajemy - to dostajemy. Wszystko działa w dwie strony, więc jeśli My odnajdziemy szczęście gdy ktoś jest smutny i zmienimy to, gwarantowane że w przyszłości otrzymamy to samo.

Zrób coś dla siebie…
„Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy.” Nie da się ukryć, że Marilyn Monroe wiedziała co mówi. Wyjście z koleżanką na małe powiększenie szafy, do restauracji lub kawiarni sprawi, że poczujemy się szczęśliwi. Taki drobiazg jak nowy lakier do paznokci albo sweterek z przeceny, poprawi nam nastrój na cały dzień i nastawi do pozytywnego myślenia na dłuższy czas. A co jeśli shopping stresuje? Wtedy wybieramy się na masaż, basen czy solarium. Robimy coś tylko dla siebie. Dla naszego zdrowia, ciała i umysłu. Wyciszamy się, odpoczywamy i ładujemy baterie. Nie zadręczamy problemami tylko cieszymy chwilą.

Sylwia Grzeszczak w swojej piosence „Małe rzeczy” śpiewa: „Cieszmy się z małych rzeczy bo, wzór na szczęście w nich zapisany jest.” Nie podaje konkretnej definicji. Podpowiada, żeby samemu szukać drobiazgów, w których ukryta jest radość życia. W świecie w którym technika idzie tak szybko do przodu, pieniądz jest miarą wszystkiego a ludzie kochają przepych, nie możemy stać się materialistami. Miło jest posiadać drogie, markowe ubrania, zarabiać tysiące jednak to nigdy nie zagwarantuje nam szczęścia na lata. Odszukujmy je zatem w drobiazgach takich jak piosenki, wiersze, ludzie i natura. Dostrzegajmy piękno w nas samych. Dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć: jestem szczęśliwym człowiekiem.

Magda Surmacz
Czytaj więcej...

Coś starego, nowego, pożyczonego, niebieskiego…czyli ślubne zwyczaje

W naszym życiu jest wiele pięknych dni, które zapisują się w pamięci na zawsze. Jednym z nich jest niewątpliwie dzień, w którym wchodzimy w związek małżeński.

Ślub to niezwykle wzniosła chwila, kiedy to słowa przysięgi złożonej przed Bogiem łączą na wieki dwoje zakochanych w sobie ludzi. W takim momencie powietrze przepełnione jest miłością i szczęściem. Wokół gromadzi się rodzina, krewni, przyjaciele. Dzięki temu, dzień jest szczególnie piękny, ale również stresujący. Życzymy sobie, by wszystko przebiegało po naszej myśli. Nie chcemy żadnych wpadek ani nieprzewidzianych sytuacji, które mogą popsuć tę nadzwyczajną uroczystość.

Ale najbardziej pragniemy, przynajmniej jeśli chodzi o pannę młodą, by pięknie wyglądać. Marzymy o tym, żeby oczarować wszystkich gości i zachwycić stojącego przy ołtarzu mężczyznę, z którym chcemy spędzić resztę naszego życia. Myślę, że żadna z nas temu nie zaprzeczy. Bywa i tak, że od dziecka wyobrażamy sobie siebie w stroju panny młodej. I nic dziwnego! W końcu to chyba jedyny lub jeden z niewielu dni w naszym życiu, gdy naprawdę możemy wyglądać i czuć się jak prawdziwa królewna. Dlatego nie możemy zapomnieć o żadnym elemencie, który ma wpływ na nasz wygląd.

A co z tymi drobiazgami, które rzekomo mają wpływ na nasze życie?
Drogie Czytelniczki, czy wierzycie w moc pewnych przedmiotów? W to, że przynoszą nam szczęście? Czy też w moc kolorów, które dobrane do odpowiedniej sytuacji mogą sprawić, że wszystko potoczy się po naszej myśli? Może okaże się, że nie.

Jednak wydaje się, że ślub jest takim wydarzeniem, kiedy pamiętamy o tym, by zabrać ze sobą ‘to’, by włożyć na siebie ‘tamto’, zadbać, by kolor czegoś był ‘taki’ a nie inny. Dzieje się tak za sprawą pewnego zwyczaju, który mówi o tym, by panna młoda nie zapomniała o czterech istotnych drobiazgach, które powinna mieć przy sobie w dniu ślubu. Te rzeczy określane są jako: ‘coś starego’, ‘coś nowego’, ‘coś pożyczonego’ oraz ‘coś niebieskiego’. Owy zwyczaj jest kultywowany w Polsce choć pochodzi z Anglii, gdzie oprócz wymienionych czterech elementów wkładano monetę do buta przyszłej mężatki. Pieniążek miał zapewnić dobrobyt nowo powstałej rodzinie.

Chcąc sprawdzić czy rzeczywiście zwyczaj ten jest u nas znany i by odkryć jakie ma on znaczenie dla przygotowujących się do ślubu kobiet, postanowiłam porozmawiać o tym z kilkoma „świeżo upieczonymi” mężatkami.

Nie wierzę w przesądy, ale kiedy brałam ślub postanowiłam bardziej dla pewnego rodzaju tradycji spełnić wszystkie "warunki" zapewnienie sobie szczęścia w przyszłości. I wśród różnych innych tradycji znalazło się też ‘coś niebieskiego’, w moim przypadku była to podwiązka, ‘coś nowego’- suknia, welon, coś ‘starego’- broszka babci i ‘coś pożyczonego’- rękawiczki ślubne. Nie mogę jednak powiedzieć, że kierowały mną jakieś głębsze powody czy wiara w nadzwyczajną moc przedmiotów. To tylko przesąd, ale nie miałam odwagi go zignorować. Ponoć we wszystkim drzemie przysłowiowy cień prawdy”- Marlena, 24l.

Kiedy brałam ślub nie mogło zabraknąć tradycyjnych dodatków: starego naszyjnika mamy, nowiutkich, ślicznych kolczyków, bransoletki pożyczonej od siostry no i niebieskiej podwiązki. Z tego co wiem, to należy unikać pereł jako dodatków do stroju bo przynoszą łzy... to bardzo ważne, gdy chodzi o zapewnienie sobie szczęścia na długie lata. Czy wierze w moc tych przedmiotów? Hmm...jest to na pewno fajny zwyczaj i… tak, wierzę, że przyniosą mi one szczęście, gdyż chcę je osiągnąć i każda metoda jest dobra, nawet wiara w to, że ‘coś pożyczonego’ od kogoś żyjącego w szczęśliwym związku przeniesie się też na mnie”- Anita, 28l.

Ja sama nie pomyślałam o tym. Było tyle innych spraw, tyle załatwiania i przygotowań. Ale w dniu mojego ślubu nie zabrakło żadnego z tych elementów. Jak to się stało? Otóż w ‘coś nowego’ i ‘starego' zaopatrzyłam się nieświadomie, kupując suknie, welon, buty, itp. i zakładając starą bransoletkę mojej babci. Natomiast o resztę zadbała moja mama. Kiedy szykowałam się do wyjścia to właśnie ona z przejęciem oznajmiła, że muszę mieć właśnie ‘coś starego’, ‘coś nowego’, ‘pożyczonego’ i ‘niebieskiego’. Zrobiło się małe zamieszanie, ale już po chwili dostarczono mi wszystko, co było potrzebne. Haftowana błękitną nitką chusteczka i pożyczona od sąsiadki perełka do włosów dopełniły resztę. Fajnie, że mama przypomniała mi o tej tradycji. Jestem szczęśliwą mężatką więc kto wie… może to zasługa właśnie tych drobiazgów.”- Joanna, 28l.

Dobrze, że pielęgnujemy tradycje. Jednak warto jest również znać ich symboliczne znaczenie. Jakie więc symbole kryją w sobie wymienione wcześniej cztery elementy? Co zwiastują młodej parze?

Coś starego
Symbolizuje przeszłość, okres panieństwa, który kończy się w momencie zakładania sobie obrączek. Zabranie na ślub ‘czegoś starego’, według zwyczaju, ma istotne znaczenie. Dlaczego? Gdyż ukazuje ono przywiązanie do rodzinnych tradycji i samej rodziny, która zawsze była, jest i będzie dla nas ważna, nawet po ślubie. To właśnie ona wkładała wiele wysiłku w nasze wychowanie, uczyła nas życia i przygotowała do założenia rodziny. Stara rzecz ma wyrażać miłość oraz szacunek jakim się ją darzy. Wskazuje również na chęć utrzymywania nimi więzi. Zamążpójście nie ma oznaczać zerwania relacji rodzinnych, oderwania się od rodziny. Do domu, w którym dorastałyśmy, do rodziny zawsze będzie się wracać, u nich szukać wsparcia oraz pomocy i właśnie tego symbolem jest ‘coś starego’. Jaki przedmiot można w tym przypadku polecić? Dobrym wyborem jest łańcuszek, wisiorek, kolczyki, czyli ściślej mówiąc elementy biżuterii, stare rodzinne zdjęcie, mała figurka lub rodzinna pamiątka. 

Coś nowego
Ma symbolizować nową drogę życia na jaką wstępują państwo młodzi w dniu ślubu. Oznacza to nowy rozdział życia, wszystkie nowe zdarzenia i doświadczenia, które los zapisze na jego pustych kartkach. Chwile nowego życia mają być przepełnione szczęściem, radością oraz niekończącą się miłością. Owa rzecz ma zapewnić nowożeńcom dostatek. Ma uchronić przed brakiem pieniędzy, problemami finansowymi. Pozwoli na to, by małżonków zawsze było stać na nową rzecz. Ten element zwyczaju jest przestrzegany zawsze, nawet nieświadomie, na co wskazuje również zamieszczona wyżej wypowiedź Pani Joanny. Stwarza on najmniejszy problem. Nową rzeczą jest zazwyczaj suknia, buty, welon, biżuteria, torebka, bielizna… można by tu długo wymieniać, bo każda rzecz pasuje do tego wymogu.

Coś pożyczonego
Rzecz pożyczona ma wnieść szczęście i pomyślność w rodzinne progi nowożeńców. Dlatego owy przedmiot powinien być pożyczony od mężatki będącej w szczęśliwym związku małżeńskim. Ten drobiazg ma symbolizować pomoc oraz życzliwość innych osób, bliskich lub znajomych. Na drodze małżeństwa spotykać nas będą różne przeszkody, które czasem trudno będzie pokonać. Jednak pożyczona rzecz ma zapewnić nam poczucie bezpieczeństwa. Dać nam świadomość tego, że wokół są ludzie, którzy będą służyć dobrą radą i pomocą w ciężkich sytuacjach. Będą nas wspierać i trwać przy nas zarówno w dobrych jak i złych chwilach. Bardzo ważne jest to, by zwrócić pożyczoną rzecz. Nie można jej sobie zatrzymać! Co można pożyczyć? Przeróżne drobiazgi, np.: ozdoby do włosów, torebkę, biżuterię, welon, lusterko czy nawet wazon na weselny stół.

Coś niebieskiego
Kolejny element zwyczaju przywiązuje wagę do symbolicznego znaczenia koloru. Chodzi tutaj o kolor niebieski. Barwa ta symbolizuje bardzo ważne i ponadczasowe wartości tj.: czystość, niewinność, skromność oraz miłość i wierność. Oznacza to, że w domu panny młodej, która ma w dniu ślubu rzecz w kolorze niebieskim, zagoszczą wymienione wyżej wartości. Niektóre źródła podają, że błękit to również oznaka płodności. Według zwyczaju dobrze jest zaopatrzyć się w coś o choćby małym niebieskim szczególe, by nie było trudności w płodzeniu dzieci. Pomysłów na ‘coś niebieskiego’ również jest sporo. Wśród rzeczy wybieranych do tej kategorii króluje podwiązka. Innymi pomysłami są niebieskie wykończenia sukni, niebieskie elementy na torebce, rękawiczkach czy bieliźnie. Ciekawe mogą być również dodatki dekoracji sali bądź stołów o tej barwie.

A jak to było na Waszym ślubie? Czy miałyście ‘coś starego’, ‘coś nowego’, ‘coś pożyczonego’ i ‘coś niebieskiego’? Jeśli tak, to pochwalcie się, co to był za przedmiot?

Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że zwyczaje są czymś pięknym, i że warto je przestrzegać, gdyż uświetniają one takie wyjątkowe dni, dodając im uroku. Ale czy przedmioty i kolory rzeczywiście mają wpływ na nasze życie i mogą przesądzić o naszym szczęściu? Hmm… tego nie wiem. Wiem jednak, że nie ma lepszego sposobu na szczęśliwy związek małżeński jak po prostu wzajemna miłość, wierność i uczciwość małżeńska!

Aleksandra Parusel20l.

Czytaj więcej...

Szczęśliwa singielka

Czym różni się kobieta samotna od singielki? Ta pierwsza jest nieszczęśliwa.

Tęskni za miłością i szuka jej. Ta druga cieszy się swobodą, wolnością i pełną niezależnością. Zapytana o pragnienie związania się z kimś odpowie: „Niczego nie wykluczam. Jeśli pojawi się odpowiedni mężczyzna, jeśli narodzi się uczucie… to będzie fajnie. A jeśli nie, to też dobrze!” Nic na siłę, żadnych ciśnień.

Kim jest singielka?
Czy to zimna egoistka skupiona wyłącznie na sobie? Ależ skąd, zapomnijcie o takich stereotypach! To dziewczyna która nie potrzebuje mieć przy sobie mężczyzny żeby czuć się spełnioną i szczęśliwą. Uczy się, pracuje, realizuje swoje pasje, spotyka się ze znajomymi. Chce się rozwijać, podróżować, wykorzystywać na maksimum każdą chwilę życia. Czasem ma tyle na głowie, że myśli sobie: „chyba nawet nie miałabym jak wcisnąć mężczyzny w mój grafik”! ;)

Niektórzy postrzegają singielki jako „pożeraczki mężczyzn”. No cóż… niektóre z nich rzeczywiście spotykają się z chłopakami tylko w celach rozrywkowych. I co w tym złego? Jeśli stawia się sprawę uczciwie i niczego panom nie obiecuje… Niezobowiązujący flirt to jest to co singielki lubią najbardziej (no, może zaraz po kupowaniu ciuchów i oglądaniu „Seksu w wielkim mieście”).

Kiedyś moja koleżanka poprosiła mnie o podanie trzech powodów dla których fajnie być singielką (akurat rozstała się z chłopakiem i potrzebowała pocieszenia). Bez namysłu zaczęłam wymieniać:

Po pierwsze: totalna swoboda. Chodzi o zwykłe, codzienne sprawy. Wracasz do domu o której chcesz i nie witają cię wymówki. Robisz ze swoimi włosami najbardziej zwariowane rzeczy i nie przejmujesz się, że jemu nie spodoba się twoja nowa fryzura. Zamawiasz pizzę i zajadasz ją z przyjemnością - przy nim byłoby ci głupio tyle jeść;) Poznajesz coraz to nowych ludzi, nie zamykasz się w środowisku waszych wspólnych znajomych. Podsumowując: każdy dzień należy wyłącznie do ciebie, możesz go spędzić dokładnie tak jak chcesz!

Po drugie: będąc singielką zyskujesz poczucie siły. Wiesz, że jesteś w stanie poradzić sobie ze wszystkim sama. Oczywiście, w trudnych sytuacjach szukasz wsparcia u bliskich. Jak każdy. Ale od przyjaciół oczekujesz tylko żeby cię wysłuchali, pocieszyli, czasem coś poradzili… nie wymagasz żeby ktoś inny rozwiązywał za ciebie problemy.

Po trzecie: wielka miłość ciągle przed Tobą! Może zawitać do Twojego życia całkiem znienacka. A ponieważ jesteś osobą spełnioną i niezależną, wiesz, że kiedyś będziesz fantastyczną partnerką. Nie żadną „kobietą - bluszczem”, tylko dziewczyną która ma swój własny świat i nie sposób się z nią nudzić.

Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo… ale okazało się to niepotrzebne: już po wysłuchaniu trzech pierwszych zalet życia singielki na twarzy mojej koleżanki pojawił się szeroki uśmiech!

Katarzyna Lewcun, 25l.

 


 

8-12

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Pasja w wyścigu o nasz czas

pasja1W magazynach dla kobiet niejednokrotnie wyczytać można, jak ważna jest radość życia. Tytuły z okładek krzyczą, że powinnyśmy być wiecznie uśmiechnięte, zadowolone, zrelaksowane i przede wszystkim spełnione.

Nad trzema pierwszymi określeniami nie warto się chyba rozwodzić. Co jednak oznacza ostatnie z nich? Kobieta spełniona, czyli jaka? Część z Was odpowie zapewne, że taka, która osiągnęła sukces zawodowy, ma wspaniałą rodzinę czy udany związek. Ja jednak uważam, że kobieta spełniona to ta, która posiada luksus robienia tego, co daje jej satysfakcję – jeśli nie w pracy, to przynajmniej w czasie wolnym.

Sposobów na samorealizację jest tyle, ile może zrodzić się w naszych głowach. Warunek konieczny to przede wszystkim właśnie pomysłowość, chęć do działania, ale też pewne zasoby czasu. Z tym ostatnim, jak powszechnie wiadomo, większość z nas ma problemy. W końcu spoczywa na nas szereg obowiązków. Niewiele jest osób, które żyją tylko przyjemnościami, mogąc pozwolić sobie na rezygnację z ciężkiej pracy.
Wygospodarowanie choćby kilku wolnych chwil jest dla ogromnej części Polek prawdziwym problemem. A jeśli już uda się to zrobić, kobiety wolą poświęcić je na prace domowe, spotkania z najbliższymi czy po prostu odpoczynek przed telewizorem. Poza tym pojawić się może szereg innych czynników, które uniemożliwiają realizowanie pasji. Jakich?


O tym opowiedziała mi 22-letnia Ania, studentka prawa. - Kiedyś miałam wiele hobby. Wszystko, za co się brałam wychodziło w zasadzie dobrze. Rysowanie, szydełkowanie i inne formy artystyczne były moją pasją w okresie dzieciństwa. Dodatkowo moje prace trafiały na duże aukcje charytatywne, co sprawiało mi radość i wielką satysfakcję. Jak każde dziecko uwielbiałam też śpiewać i występować w sztukach - byłam odważna i wierzyłam w siebie. W tamtych latach swój czas wolny spędzałam jak tylko chciałam, mogłam robić wszystko – wspomina z rozrzewnieniem. Jak sama jednak stwierdza jej największą pasją był taniec. Zauważa, że mogła być zmęczona, lecz nie miało to żadnego znaczenia – tańcząc nie czuła tego. Kiedy pojawiały się problemy, taniec pomagał jej się z nimi uporać. Do końca gimnazjum był dla niej wszystkim. Niestety, w pewnym momencie musiała pożegnać się ze swoją miłością. - Choroba sprawiła, że musiałam zrezygnować z tego, co dawało mi największą radość. Już w podstawówce pojawiały się problemy ze stawami skokowymi, jednak nie były one tak poważne. W miarę upływu lat każdy krok był bardzo ważny. Jeden niewłaściwy ruch i miałam wycięte kilka miesięcy z życia. Problem stawał się coraz poważniejszy, gdyż zaczął dotyczyć także kolan. W końcu musiałam przejść operację. To właśnie po niej zakończyłam swoją przygodę z tańcem raz na zawsze. Dziewczyna daje mi do zrozumienia, że tak naprawdę zamknęły się przed nią również inne możliwości. Nie mogła robić wielu rzeczy. Na przykład jakikolwiek sport stał się dla niej w jednej chwili marzeniem, którego już nigdy nie będzie w stanie zrealizować. - Było mi bardzo ciężko, razem z tańcem zatraciłam jakąś część siebie, przestałam pisać, rysować, śpiewać. Nic nie dawało mi satysfakcji. W tamtym czasie moją rozmówczynię spotkała jeszcze jedna strata – w wypadku pasja2samochodowym zginął jej tata. - Było nam z mamą ciężko, a z racji tego, że nigdy nie byłam zbyt otwarta, jeśli chodzi o swoje uczucia, zamknęłam się w swoim pokoju, życie poświęcając nauce. Cały czas siedziałam w książkach. Gdy zmieniłam szkołę, poznałam nowych ludzi i spotykałam się z nimi, ale mimo wszystko nauka zajmowała najwięcej czasu. Wybierając ją miałam też inny cel - zdobycie stypendium, by pomóc mamie w problemach finansowych. Później zaczęły się studia. Ania wyjechała ze swojego rodzinnego miasta, a to wiązało się z kosztami, więc znów nauka stała się priorytetem. Mimo posiadania przyjaciół i chłopaka, zaczęło jej czegoś brakować. – Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi przeżyciami zatraciłam swoją radość życia. Chciałam odnaleźć jakieś zaginione hobby na nowo. W końcu postanowiłam coś zmienić. Próbowałam znów pisać, ale niestety nie miałam już takiego talentu, a nie stać mnie było na odnalezienie swoich mocnych stron na różnorodnych kursach. Impuls sprawił, że pewnego poranka wzięła ołówek oraz kartkę i zaczęła rysować. - Kilka prac wypadło całkiem nieźle. Nie mam jednak sprzętu do rozwijania tej umiejętności, o ile tak to można nazwać. Zapytasz mnie, jakiego sprzętu? Niestety w dzisiejszym świecie rozwijanie swoich umiejętności wiąże się z wydatkami. Jeśli chcemy być zauważeni, musimy sprostać najpierw tym, którzy swoje talenty są w stanie rozwijać na specjalistycznych kursach. Dziś próbuję zrobić coś jeszcze, mając nadzieję, że to pomoże mi odzyskać pewność siebie i dawną radość. Nie będę zdradzać o co chodzi, bo nie chcę zapeszyć, ale możesz mi życzyć powodzenia.

Przykład Ani dokładnie przedstawia jak okrutny potrafi być los. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że możliwość poświęcenie się ulubionemu zajęciu jest prawdziwym darem, który może nam zostać odebrany. Kiedy stracimy już to, czemu uwielbiamy się oddawać, potrzeba wiele sił i motywacji, by na nowo szukać pasji. A można ją znaleźć dosłownie wszędzie. Często także w innych osobach. Wie o tym doskonale 53-letnia Maria, księgowa pracująca w średnim przedsiębiorstwie.Nigdy nie miałam żadnej konkretnej pasji. Interesowałam się wieloma kwestiami, ale ani jedna nie była dla mnie tak wciągająca, by się w nią zagłębić. Poza tym ciągle nie miałam czasu – najpierw były studia, później pierwsza praca, w której musiałam się nieustannie wykazywać, założenie rodziny. Kiedy pojawiły się moje dzieci, to one stały się dla mnie priorytetem. A jak wiadomo ciężko pogodzić pracę, zajmowanie się domem oraz wychowanie pociech i przy tym znaleźć jeszcze chwilę na własne przyjemności.

pasja3Maria przekonuje mnie, że nawet bez posiadania konkretnych zamiłowań czuje się spełniona, ponieważ może pochwalić się dwiema wspaniałymi córkami i synem. Teraz, gdy w końcu odrobinę zwolniła udało jej się uświadomić sobie, co tak naprawdę daje jej radość i sprawia, że każdy kolejny dzień wita pełna energii. – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że to właśnie wielka rodzina – mąż, dzieci, wnuki, moje siostry są... moją pasją. Spędzanie z nimi wolnego czasu, to najlepsze, co mogę dla siebie zrobić. Kobieta przyznaje, że przy okazji odkryła jak wiele szczęścia daje jej rozpieszczanie najbliższych poprzez gotowanie im i wydawanie dla nich przyjęć. I chociaż nie zawsze okoliczności sprzyjają częstemu widywaniu się i zbieraniu rodziny przy jednym stole, stara się ona, aby przynajmniej w czasie świąt czy urodzin każdego z członków wszyscy byli w komplecie. Wtedy może się popisać swoimi kulinarnymi zdolnościami i finezją. – Czas w kuchni, który teoretycznie jest ciężką pracą, to dla mnie tak naprawdę relaks. Wszystkie przygotowania, zapachy, kolory wprawiają mnie w znakomity nastrój. A najbardziej miłe w tym wszystkim są efekty, czyli widok uśmiechów na twarzach moich smakoszy. I te ich pytania, jak ugotowałam jedną potrawę, z czego składa się inna. Później też dzielenie się nowymi przepisami, pomysłami. Wiem, że dla wielu osób to bardzo błahy, czy wręcz śmieszny temat, ale ja naprawdę kocham być z moją rodziną i ubarwiać ich życie tymi drobnymi kulinarnymi „wyczynami”. Moja rozmówczyni na zakończenie dodaje, że według niej faktycznie to głównie nadmiar obowiązków, a przede wszystkim wynikający z niego ciągły brak czasu uniemożliwia oddawanie się swoim pasjom czy chociażby odpoczynek w sposób taki, jaki każda z nas najbardziej lubi. – Nie chciałabym wypowiadać się w imieniu wszystkich kobiet, ale większość tych, które znam to perfekcjonistki, czujące nieopuszczającą je ani na minutę potrzebę robienia wszystkiego idealnie. Szczególnie młodsze pokolenie chce realizować wiele ambicji, podejmować wyzwania, a przy tym z niczego nie rezygnować. Myślę, że zbyt wiele oczekuje się od życia. Za dużo chcemy doświadczyć. W tym ciągłym pędzie łatwo zagubić siebie i zapomnieć o tym, co tak naprawdę daje nam radość. Dlatego czasami warto zwolnić i przypomnieć sobie własną osobę sprzed „wielkiej gonitwy”, a wtedy na pewno będziemy robić, co w naszej mocy, by wygospodarować czas dla siebie.

W słowach Marii jest dużo prawdy. Zazwyczaj ułożenie listy spraw, które są dla nas priorytetowe oraz zebranie tych mniej ważnych, a także dobra organizacja i planowanie dnia pozwolą znaleźć odpowiednią ilość czasu do realizacji własnych zamiłowań. Czasami jednak okazuje się, że nawet życie z kalendarzem i zegarkiem w ręce nie pomaga nam wyszukać wolnych chwil. Co wtedy nam pozostaje? 31-letnia Oliwia, kosmetyczka prowadząca własny salon twierdzi, że jedynym wyjściem jest pogodzenie się z sytuacją i odłożenie rzeczy, które lubimy robić na później. Na później, czyli na kiedy? – Nie wiem, ja ciągle mówię, że za tydzień, miesiąc, rok uda mi się w końcu wrócić do tego, co sprawia mi przyjemność. Ale kolejne tygodnie mijają, a ja wciąż marzę o tym, by chociaż porządnie się wyspać. Tak naprawdę myślę, że to „później” oznacza chyba emeryturę – mówi rozbawiona kobieta. Jak sama wspomina, odkąd zaczęła pracować, czyli już na studiach, niezwykle rzadko pozwala sobie na jakiekolwiek przyjemności. Szczególnie teraz, kiedy prowadzi własny biznes nawet obejrzenie serwisu z informacjami w telewizji graniczy u niej z cudem. Wcześniej, gdy była dzieckiem uwielbiała podróżować z rodzicami. – Zwiedziliśmy wiele wspaniałych miejsc. Pamiętam, że z niecierpliwością oczekiwałam na kolejne nasze wyjazdy. Praktycznie co drugi weekend jeździliśmy na wycieczki. Polegały one na tym, że wcześniej szukaliśmy miejsc, które warto by zobaczyć, mama szykowała prowiant, tata obmyślał trasę, a później ruszaliśmy w drogę. Dwa razy w roku wybieraliśmy się też w podróże z prawdziwego zdarzenia, czyli lecieliśmy w jakieś odleglejsze miejsca.

Oliwia opowiada, że nigdy nie udało jej się postawić nogi w jakimkolwiek kraju znajdującym się poza Europą, ale nasz kontynent przemierzyła wzdłuż i wszerz. Doskonale pamięta szczegóły kolejnych wypraw – smak lodów we Włoszech czy niezwykłą atmosferę Paryża. – To były świetne czasy. Moim jedynym obowiązkiem była szkoła, w której nie miałam większych problemów. Mogłam więc robić to, na czym zależało mi najbardziej. A z racji tego, że w domu nie mieliśmy problemów finansowych sprawa wydawała się jeszcze prostsza. Często wyobrażałam sobie, że jako dorosła kobieta lecę do Australii czy Chin. Na marzeniach się skończyło. I choć podobnie jak w dzieciństwie, nie jest u mnie jakoś wyjątkowo źle z pieniędzmi, to nie mogę wybrać się w żadną podróż. Nie zostawię przecież mojego salonu. Muszę korzystać z tego, że mam sporo klientek, a poza tym lubię pilnować sama interes. Nie potrafię powierzyć prowadzenia biznesu nawet mojej najbliższej współpracowniczce. Chyba nic na to nie poradzę.

Oliwia tłumaczy mi, że naprawdę bardzo chciałaby wybrać się gdziekolwiek, ale od razu dodaje, iż źle czułaby się ze świadomością wyjechania z miasta w momencie, gdy w końcu firma zaczęła przynosić zadowalające dochody. Kobieta wskazuje też jak ważne jest dla niej, by realizować się w pracy i mieć poczucie wykorzystania każdej zawodowej szansy. Według niej jeśli bardzo lubi się swój zawód, to upierając się, można nazwać go pasją. Albo przynajmniej wmówić sobie, że nią jest. Wtedy nieobecność naszego hobby i relaksu może okazać się znośniejsza.

Taniec, podróże, gotowanie, uprawianie sportów, sztuka... Nieważne jest, czym lubimy się zajmować, ale to jak podchodzimy do własnego zamiłowania. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że każda z nas ma inne priorytety. Niektóre z Pań uważają zapewne, że domaganie się czasu tylko dla siebie jest egoistyczne i lepiej byłoby skupić się na potrzebach innych, np. dzieci. Nie twierdzę, że jest to coś niewłaściwego. Myślę jednak, że odrobina egoizmu i szaleństwa byłaby dobra dla każdej z nas. I nawet jeżeli nie posiada się konkretnego hobby, warto szukać czegoś, co pomoże się zrelaksować, oderwać od codzienności i przypomnieć o marzeniach z czasów dzieciństwa.

Artykuł ten zakończę pustym, dla wielu, hasłem – musimy nauczyć się dzielić swój czas między obowiązki, przyjemności i zwykłe leniuchowanie. A, o ile to konieczne, powinnyśmy też zmienić swoje podejście do ambicji zawodowych i sukcesu. Znaleźć równowagę. Nie rezygnować z niczego, ale przenieść część swojej uwagi na zaniedbywane i odkładane w nieskończoność plany. Pasje walczą w wyścigu o każdą minutę naszego czasu. Miejmy nadzieję, że ich walka coraz częściej będzie kończyć się sukcesem.

Imiona bohaterek zostały zmienione na ich życzenie.

Czytaj więcej...

Samorealizacja - czas start!

Czy czuję się spełniona? Czy w moim życiu to ja jestem najważniejsza? Czy życie ucieka mi przez palce i marnuję swój czas na coś co nie sprawia mi przyjemności?

To tylko niektóre pytania, jakie zapewne zadaje sobie każda kobieta kilkakrotnie. Odpowiedzi na nie mogą być różne w zależności od sytuacji. Jeśli w dwóch pierwszych pytaniach odpowiedziałaś „nie” a w ostatnim „tak”, koniecznie przeczytaj ten artykuł, a dowiesz się jak zmienić swoje życie.

Coraz częściej w prasie, telewizji, czy nawet w radiu spotykamy się z terminem samorealizacji. Same często używamy tego słowa, ale czy tak naprawdę wiemy co ono dokładnie oznacza? Otóż termin ten pochodzi z dziedziny psychologii i jest ściśle związany z rozwojem osobistym. Inaczej mówiąc chodzi przede wszystkim o realizowanie istniejących w człowieku możliwości, potencjału, które do tej pory nie były wykorzystywane.

W samorealizacji najważniejsze jest skupienie się właśnie na tych możliwościach i dodatkowo odpowiednio je w sobie rozwijać i polepszać. Każda z nas ma zarówno wady jak i zalety, nie zapominajmy o tym. Zamiast nieskutecznie eliminować w sobie złe nawyki, skupmy się lepiej na tym co w nas najlepsze! Z całą pewnością, każda z nas posiada wspaniałe umiejętności, talenty, czy cechy o których istnieniu nawet nie wiedziałyśmy. Zdolności takie tylko czekają, aż je zauważysz, uwolnisz i udoskonalisz.

Jeden z najbardziej popularnych amerykańskich psychologów, Abraham Maslow tworząc piramidę podstawowych potrzeb życiowych człowieka, nie zapomniał również o samorealizacji. Posiadanie konkretnych celów, pragnień, czy rozwijanie talentów umieścił na samym szczycie swojej piramidy.

Początki zawsze bywają trudne, wie to każda z nas. Powiecie - oczywiście, że doskonale wiecie, jakie macie zalety, umiejętności i nic nowego nie odkryjecie. Ale czy na pewno? Jestem przekonana, że w każdej z Was kryje się niebywały potencjał, którego jeszcze nie wykorzystałyście. A więc do dzieła! Zastanów się nad samą sobą. Skup się przede wszystkim na swoich zaletach. Pomyśl w czym jesteś naprawdę dobra, co sprawia Ci najwięcej przyjemności. Uwielbiasz eksperymentować w kuchni? Kup książkę kucharską i raz w tygodniu dla swojej rodziny przyrządź przepyszne danie w weekend. Radość sprawisz nie tylko sobie, ale i najbliższym. Zawsze chciałaś nauczyć się języka obcego, by podczas zagranicznych wakacji płynnie rozmawiać bez barier z obsługą hotelu? Poświęć dziennie choćby pół godzinki na naukę słówek. Z biblioteki wypożycz potrzebne Ci podręczniki i ruszaj do boju!

Samorealizacja to między innymi skuteczne uszczęśliwianie siebie samej. Nikt nie powiedział, że pracowanie nad samą sobą jest łatwe, wręcz przeciwnie to rzecz trudna i często żmudna. Ale uwierzcie mi, warto. Od kiedy zacząć? Najlepiej od zaraz! Odkładanie tego na inny termin nie jest najlepszym rozwiązaniem. Swoje życie najlepiej zmienić już, zaraz!

W swoich działaniach, dotyczących samorealizacji samej siebie musimy pamiętać o pewnej regule, a mianowicie zasadzie złotego środka. Nie możemy popadać w skrajność. Oczywiście w naszym życiu to MY jesteśmy dla siebie najważniejsze i nigdy nie powinnyśmy robić czegoś wbrew sobie. Jednak zauważmy, że ludzie, którzy nas otaczają, rodzina, dzieci, czy mąż, nie mogą czuć się odepchnięci na boczny tor.

Samorealizacja to nie tylko dbanie i podążanie za swoimi pragnieniami, ale również dostrzeganie pragnień bliskich nam osób. Trudno jest realizować swoje pragnienia w pojedynkę, prawda? Wsparcie chociażby jednej osoby pomaga nam znacząco. Sama świadomość tego, że ktoś nas wspiera choćby miłym słowem, czy gestem, podbudowuje nas i dodaje sił. Dlatego i my same powinnyśmy wspierać naszych bliskich. Odrobina altruizmu, czy empatii jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a wręcz przeciwnie, pomogła.

Tego typu zachowanie, czy nawet można powiedzieć, postawa życiowa jest nam niezwykle pomocna, a wręcz niezbędna. Powiedzmy sobie szczerze, bez dobrych kontaktów z otoczeniem, trudno nam samej będzie budować na nowo naszą świadomość i zmieniać nasze życie. Stwierdzenie, że wszystko zaczniemy od nowa, a dotychczasowe życie skreślimy grubą kreską nie będzie miało większej racji bytu. Nie możemy tak po prostu odciąć się od tego co było, bo to zawsze wróci, niczym bumerang, czasem nawet ze zdwojoną siłą. Dlatego właśnie jeśli chcemy zmienić coś w swoim dotychczasowym życiu powinniśmy zacząć od tego co było, a nie tego co będzie. Przeszłość ma największy wpływ na naszą przyszłość i tego się trzymajmy!

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby w ogóle spróbować. Nie można marnować czasu, bo przecież czas to pieniądz. Pamiętaj o tym, że robisz to tylko i wyłącznie dla siebie. Jeśli za pierwszym razem nie wyjdzie, spróbuj czegoś innego. Nie trzymaj się kurczowo jednej rzeczy.

Szukaj takiej pasji, czy umiejętności, której poświęcisz się z wielką radością, a nie obowiązkiem. Samorealizacja w dzisiejszym świecie, który pędzi niesamowicie, jest bardzo ważnym aspektem każdego z nas. Żyjemy coraz szybciej, zapominając o tym co dla nas jest najważniejsze, o nas samych. Poświęcamy się bez reszty rodzinie, często przyjaciołom, a co z nami? Czas to zmienić.

Samorealizacja, czas start!

Natalia Kozłowska, 23l.




5-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Niepokoje rodziców, czyli jak wychować mądre i szczęśliwe dziecko

Bycie rodzicem to jedna z najtrudniejszych ról w życiu. Odpowiedzialności za małego człowieka, poprowadzenia go w odpowiednim kierunku, kształtowania jego charakteru tak, by wyrósł na dobrą i mądrą osobę, tego nie nauczymy się w szkole. To jest umiejętność, którą musimy nabyć sami. Pomagają nam w tym intuicja, różnego rodzaju poradniki oraz zachowania, które wynieśliśmy z domu rodzinnego. Złotej rady jak gładko przejść przez ten okres nie ma. Nawet, jeśli zakupimy dziesiątki książek poświęconych wychowaniu dziecka, to nie mamy stuprocentowej gwarancji, że stosując te wszystkie metody, postąpimy właściwie. Każde dziecko jest inne, dziedziczy po nas różne cechy i to od naszej pracy zależy, jakie będzie, gdy dorośnie.

Od pierwszego momentu, kiedy nasz maluszek przychodzi na świat, targają nami różne niepokoje. Najpierw boimy się tego, że zajmując się dzidziusiem w nieodpowiedni sposób, zrobimy mu krzywdę. Martwimy się, gdy płacze, bo potrzeba czasu, by nauczyć się, w jaki sposób sygnalizuje swoje potrzeby oraz niezadowolenie. Z czasem nabieramy już wprawy i mamy świadomość, że póki jest zdany wyłącznie na nas, jest bezpieczny. Później, gdy dorasta, nasze zadanie staje się nieco trudniejsze. Nie wystarczy już bowiem dbać tylko o to, by był najedzony, przewinięty i wykąpany. Teraz trzeba dołożyć starań, żeby właściwie się rozwijał, poznawał, co jest dobre, a czego ewidentnie robić nie wolno.

Często czytamy w prasie, czy oglądamy w telewizji, do czego zdolne bywają dzieci wychowane niewłaściwie. Budzą w nas ogromny strach, historie, w których nastolatkowie zdolni są do okrucieństwa i przemocy. Zdarza się również, że widzimy grupę kilkunastoletnich chłopców siedzących na ławce z piwem w ręku, czy papierosem. W większości słyszymy, że winę ponoszą rodzice, ponieważ złe nawyki najczęściej wynoszone są z domu rodzinnego. Brak czasu, agresja względem siebie i dziecka, niekiedy alkoholizm, wywierają niewątpliwie zły wpływ na zachowania młodych ludzi w późniejszym czasie. Patrząc na to, co się wokół nas dzieje, z olbrzymią troską myślimy o własnym potomstwie.

Jak zatem sprawić, by nasze skarby nauczyć dobrych zachowań? Według znawców tego tematu, potrzebnych jest kilka ważnych czynników: rozsądek, cierpliwość, konsekwencja i komunikacja. Miłość bezgraniczna? Owszem, ale… mądra. Częstym błędem, który popełniamy jest zbytnia pobłażliwość. Sądzimy, że jeżeli pozwolimy dziecku na wszystko, będzie szczęśliwe. Nie potrafimy mu odmówić niczego, jego płacz wzbudza w nas poczucie, że jesteśmy złymi rodzicami, bo nie umiemy sprostać oczekiwaniom malucha. Tymczasem on, wykorzystując nasze słabości, szybko zyska nad nami przewagę, utwierdzając się w przekonaniu, że kiedy zrobi nam scenę, na pewno osiągnie swój cel, bo my, dla świętego spokoju mu ulegniemy.

Dziecko musi wiedzieć, że obowiązują pewne zasady, których należy przestrzegać. Kiedy sami je zmieniamy, nawet w błahych sprawach, tracimy wiarygodność. Powiedzmy, że ustalimy, że przed obiadem nie jemy żadnych słodyczy. Przychodzi nasza pociecha i prosi gorąco o cukierka, tylko jednego. Prawidłowym zachowaniem byłoby, gdybyśmy powiedzieli „nie, ponieważ umawialiśmy się, że zjesz je na deser.” Niestety, w większości bywa tak, że patrzymy na smutną minkę i robi nam się żal, zgadzamy się mówiąc, „no dobrze, ale tylko jeden.” I już wiadomo, że chociaż nam się to wydaje mało znaczące, dajemy dziecku sygnał, że jesteśmy „do urobienia” w każdej sytuacji. Dlatego, jeśli już wytyczamy jakieś granice, to ich nie przekraczajmy, bo w innym przypadku, całe działanie jest pozbawione sensu.

Konsekwencja jest również niezbędna, gdy decydujemy się na wprowadzanie kar, lub nagradzania za dobre uczynki. Nieraz, w chwili złości nakładamy na dziecko karę, np. „nie obejrzysz dziś bajeczki, ponieważ byłeś niegrzeczny.” Po jakimś czasie, kiedy już ochłoniesz, a ono dodatkowo ślicznie Cię poprosi, zmieniasz zdanie i włączasz. Oboje jesteście zadowoleni, bo malec dopiął swego, a Ty pomyślisz, że skoro już się czymś zajął, to możesz spokojnie coś zrobić w domu, albo odpocząć. Jednak z kary nic nie wyniknęło i z pewnością następnym razem będzie podobnie.

Tak samo bywa z nagradzaniem. Jeśli już coś obiecamy, spełniajmy to. Dziecko ma niesamowitą pamięć i kiedy wydaje nam się, że pewnie zapomniał, że miałaś mu coś kupić, ono przypomni Ci to w najmniej odpowiednim momencie, nawet po kilku dniach i będzie Ci głupio. Specjaliści jednak nie pochwalają tej metody, by za każdą dobrze wykonaną rzecz nagradzać. W końcu wszystkie czynności, które musi wykonać, będą kojarzyć mu się wyłącznie z tym, że coś za to dostanie, a fakt, że np. zabawki trzeba zawsze posprzątać po skończonej zabawie, po prostu umknie. Według nich znacznie lepiej działa pochwała, niż różne słodkie fanty, czy drobne upominki. Dzieci cudownie się cieszą, gdy im się uzmysłowi, jak fantastycznej rzeczy dokonały, jakie są wspaniałe i odpowiedzialne.

Swego czasu wiele kontrowersji dotyczyło stosowanie klapsów, jako metody wychowawczej. Nadal jest wielu zwolenników tego rodzaju kary, chociaż psychologowie są zgodni: bicie, zamiast korzyści, uczy jedynie agresji i pokazuje tylko tyle, że silniejszy wygrywa. Trudno się z nimi nie zgodzić. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego kłócąc się z mężem, czy innym dorosłym, nikt z Was nie okłada się po czterech literach? To dlaczego bije się dzieci? Bo demonstruje się w ten sposób, kto tu rządzi. Jeśli się jednak zdecydujesz na to, nie zdziw się, kiedy po pewnym czasie twoja latorośl sama ci przyłoży, jak ją zdenerwujesz. Albo pobije rówieśnika na placu zabaw, jak podwędzi jej łopatkę. Czasem ciężko zapanować nad emocjami, ale znacznie lepszym pomysłem jest wyjść na chwilę, żebyście oboje ochłonęli, niż wspólnie wyładowywać na sobie złość.

Często bunt małego człowieka wynika z braku zainteresowania. Pochłonięci pracą zawodową i tą domową, nieraz nie znajdujemy czasu, by wsłuchać się w potrzeby naszych pociech, na prośbę o wspólną zabawę reagujemy dość obcesowo, odsyłając je do rysowania, lub wymyślania samodzielnych zabaw, co skutkuje ich złym zachowaniem, bo wtedy z pewnością zwrócą na siebie naszą uwagę.

Duże nadzieje pokładamy w przedszkolu. Wydaje nam się, że tam dziecko nauczy się ogłady. I jest to prawda. Właśnie przez wprowadzanie ze strony wychowawców reguł, które wszyscy muszą przestrzegać. Kadrze przedszkola jest troszkę łatwiej, ponieważ realizują swoje założenia, nie będąc tak silnie związani miłością z dziećmi, jak matki. Jeśli coś robią źle, zwracają im uwagę, jeśli dobrze, chwalą. Wyuczone zasady jednak nic nie dadzą, jeśli po zamknięciu przedszkolnych drzwi o nich zapomną, wracając do swojego zwykłego domowego rytmu.

Kiedyś pewna pani zaskoczyła mnie na placu zabaw pytaniem, czy moja córka chodzi do przedszkola. Odpowiedziałam, że owszem, ale zainteresowałam się, dlaczego pyta? „Dlatego, że tak pięknie się bawi i jest taka grzeczna. I mam nadzieję, że jak mój syn pójdzie od przyszłego roku, to skończą się problemy z jego wariactwami i może wreszcie odetchnę.” To nie do końca tak jest. Nie wiedziała przecież, że moje dziecko również potrafi dać do wiwatu, kiedy coś jest nie po jego myśli. Nie warto więc pokładać wszystkich nadziei w tym, że ktoś wykona całą robotę za nas.

Najważniejsza w naszej relacji jest odpowiednia komunikacja. Maluszkom znacznie trudniej jest wytłumaczyć coś tak, by od razu pojęły, o co nam chodzi. Nie ma sensu robić im wykładów, bo dość szybko się znudzą. Nieco starszym dzieciom już łatwiej zrozumieć, że czegoś nie wolno. We wszystkich działaniach potrzebna jest równowaga. Nie warto być ani zbyt apodyktycznym, ani zbyt uległym. Pamiętajmy, że na tym etapie to od nas zależy, jak nauczą się postrzegać świat i innych ludzi.

Temat pozostawiam do przemyślenia wszystkim rodzicom. Tu nie pomogą żadne mądrości, ani poradnik, ani osoba z jakimkolwiek doświadczeniem nie jest w stanie dać odpowiednich wskazówek, mogą jedynie pokazywać różne możliwości. Dziecko to nie przedmiot, do którego pisze się instrukcję obsługi. Każdy ma indywidualne podejście, własne poglądy i najlepiej wie, co jest dobre dla jego brzdąca. Najważniejsze, byśmy mieli w sobie zapał i poświęcali maksimum czasu na bycie z nim, rozmawiali, poznawali jego potrzeby. Żebyśmy budowali właściwe relacje, zyskali szacunek. Jeśli to nam się uda, to za kilka, czy kilkanaście lat z każdym problemem zwróci się właśnie do Nas, a nie do kolegów z podwórka.

Agnieszka Witkowska, 31l.




4-12


 

Ten artykuł oraz wiele ciekawych innych przeczytasz w naszym
magazynie-miesięczniku TO JA KOBIETA. ZAPRASZAMY!

Czytaj więcej...

Jak być kobietą w sfeminizowanym świecie?

Kolejny dzień w pracy. Na dzień dobry, radosne powitanie koleżanki:
- Gratuluję! Jesteś w ciąży!
- Nie przytyłam – odpowiadam sucho.
- Nie no przestań, przepraszam – zachichotała głupio.

Dobry nastrój prysnął jak bańka mydlana. Uroki pracy kobiet wśród kobiet. Masz ładne nogi, to doczepią się do brzucha. Posiadasz piękny biust? Skwitują, że nosisz za duże dekolty i kogo to niby chcesz poderwać, wokół przecież same baby. No właśnie, kogo?

Po skończonej dniówce próbujesz odpocząć w domowym zaciszu. Włączasz telewizor: urocza brunetka, wdzięcznie się uśmiechając, słowiczym głosem podaje prognozę pogody, przełączasz na inny kanał i piękna, operatywna blondynka informuje Cię co masz podawać domownikom na śniadanie. Zazdrosnym okiem spoglądasz na rodzinę bohaterki reklamy: przystojny mąż, zdrowe, szczęśliwe dzieci, pięknie urządzone mieszkanie, szał ciał i uprzęży. Chwytasz pilota i w chwili gdy panienka gryzie trzymany przez siebie chlebek warczysz: "obyś się udławiła" i mściwie przełączasz na inny kanał.

Jak być kobietą w tym sfeminizowanym świecie? Jak czuć się bosko, gdy wciąż jesteśmy bombardowane wizerunkami ślicznotek prezentujących swe wdzięki od bilborów, poprzez okładki gazet na opakowaniach prezerwatyw skończywszy. Leżysz w łóżku, spogląsz na olbrzymi biust kuszącej blond piękności, spozierającej kusząco z paczki kondomów, delikatnie gładzisz swoje piersi i myślisz w popłochu: "Moje piersi są jakieś takie małe... Czy aby na pewno mu się podobają? Może wolałby, abym miała większe"? I sztywniejesz, a czarowny nastrój gdzieś prysnął. Partner namiętnie całuje Twoją szyję, dekolt, piersi, ale kto wie o czym tak naprawdę myśli?! 
On wyczuwa w końcu, że coś jest coś nie tak i pyta cicho:
- Wszystko w porządku?
- O tak! – kłamiesz. – Nie przerywaj, jest bosko!

Dość tego! Drogie Panie, panienki, niewiasty i szanowne matrony. Cudownie jest być kobietą i bądźmy szczęśliwe od czubka głowy, aż po same palce. Nie ważne czy jesteśmy smukłe, czy raczej korpulentne mamy piękne, długie nogi, czy też krótkie nóżki. Kobiecość jest w nas. Wyłącz ten koszmarny telewizor, nie słuchaj głupiego jazgotu: "jestem taka zabiegana, robię sto rzeczy na raz, ból nie może mnie zatrzymać." Pozwól sobie czasem na luksus jakim są łzy, nie walcz z bólem, zrób sobie dobrą herbatę, usiądź na dywanie i wypłacz się do syta. Jesteś kobietą, delikatnym kwiatem, a nie kaktusem wyrosłym pośród piasków pustyni, przestań w kółko powtarzać: "Muszę być silna, dać sobie radę", "muszę zeszczupleć", "muszę się zmienić, stać się kimś innym." Nic nie musisz. Jedyne, co potrzeba to pokochać samą siebie, być dla siebie łagodną i wyrozumiałą, nawet wtedy, gdy nie wszystko Ci się udaje.

Ostatnio przez godzinę męczyłam się nad rozkręceniem okna. Może trzeba użyć innego śrubokrętu? Nie, ani drgnie. Może wezmę ten cienki z zielonym trzonkiem? Nic z tego, nie da rady. Wściekła i zrezygnowana zadzwoniłam do sąsiada. Uporał się z oknem od ręki. Parę chwil i było załatwione.
"I co się było tak męczyć?" – zapytał.

No właśnie, po co? Bądźmy serdeczne, uśmiechnięte i spontaniczne. Pokażmy mężczyznom, że ich potrzebujemy! Na pewno to docenią. Nie dajmy się sterroryzować sztucznemu, medialnemu wizerunkowi kobiety. Prawdziwe kobiety, to właśnie my! Zrób czasem coś tylko dla siebie. Wybierz się na darmowy makijaż, nawet wtedy, gdy nie masz w planach żadnego wielkiego wyjścia. Idź do dobrego fotografa, zafunduj sobie sesję zdjęciową, umów się ze stylistą i pozwól by wydobył z ciebie to co najpiękniejsze.

Kiedy w poniedziałek wrócisz do pracy, koleżanka prawdopodobnie zapyta słodko: "Do kogo ty się tak stroisz?" Odpowiedz z uśmiechem: "Dla siebie".

Pozostań sobą, jesteś tego warta!

Czytaj więcej...
Subskrybuj to źródło RSS