Wesele ze stylistką
- Napisała Aleksandra Lubczańska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę
Ostatnio miałam zaszczyt uczestniczyć w kilku weselach, jako gość, czyli ktoś, kto wreszcie nie jest z weselem służbowo związany wybieraniem sukien, muszników, butów itp. Miało to być odstresowujące od pracy przeżycie, chociaż... Jeśli ktoś wie, o czym mówię, wesela nie są moją ulubioną formą rozrywki, szczególnie muzycznie i czasowo (za dłuuuuugie). No, ale cóż, słowo się rzekło – wypada być.
Najpierw kościół, czyli podniosła ceremonia, wszyscy skupieni (albo, chociaż trochę) na kazaniu. Oprócz mnie... Ja w ramach odstresowywania się od pracy lustruję (www.lusty.pl) wzrokiem ubrania: uuuu suknia z Simple, z Solara z zimowej kolekcji, ta z Orsaya z przeceny, a ta z pierwszego rzędu, to nosiła Ania Mucha w You can Dance... Klękamy... A ja nieszczęśliwa, bo nie rozpoznaję butów, no ale to nieistotny szczegół, nikt tutaj nie ma butów Prady czy Kirkwooda, najwyżej Zarę, więc nie ma co się przejmować butami = nie są spektakularne = nie mam co zazdrościć ;)
Ojej, ale wspaniały szal ma kobieta dwie ławy przede mną! Niesamowity... i teraz kombinuję: gdzie kupiła, z jakiego kraju, z jakiego materiału, jaki jest w dotyku... acha i ma cudowne hafty na sukience... takich się już niespotyka... Czyli albo ręczna robota, albo... nie, nie ma wątpliwości – ręczna robota.
Mimochodem skończyła się uroczystość, teraz sypanie kwiatkami, ryżem, czym kto lubi, jest miło – wreszcie odrywam głowę od kolorowych obserwacji.
Szybki przejazd do miejsca dalszej uciechy i przepiękny widok i przepyszny obiad (no może nie taki przepyszny, ale dla głodnego... :)
Kieliszek wina i dalsze obserwacje, ktoś coś do mnie mówi i przerywa mi rozmyślania na temat jakże głęboki: Sukienka Ani Muchy nie została wybrana przypadkowo, wybiera się taką, żeby wspomóc swój charakter, wiarę w siebie, trzeba doczepić stempelek sławy, w tym można się godnie pokazać i skoro Ania Mucha ją nosiła, to będzie dobra i dla mnie – fatalny błąd w rozumowaniu... no ale cóż.
Oj biała sukienka nie tylko u Panny młodej... jedna Pani jest już mocno podchmielona i usiłuje być pierwszą dama na weselu, strojna jak choinka (nowoczesna, bo sukienki [dwie] miała naprawdę świetne), nie fair w stosunku do gospodyni wydarzenia... Szkoda, że przynosi własne nieszczęśliwe życie na czyjeś wesele i usiłuje grać pierwsze skrzypce zagłuszając dźwięki rozpaczy i samotności... – znowu ktoś coś do mnie mówi – uffff dobrze, bo za daleko pojechałam, co jak mogę wiedzieć o Pani w białej sukni... Nic, tylko spekuluję, wstydzę się sama za siebie...
Może dlatego w końcu mam dość i daje się porwać dźwiękom nawet niezłym (nawet bardzo dobrym) jak na takową imprezę i wreszcie następuje chwila przestoju umysłowego i gonitwy myśli... No może tylko gratulacje z powodu baletek (oczywiście samej sobie). :)
I tak konkurs szalonej gonitwy stylistycznych myśli wygrała Pani w haftowanej sukience z beżowym szalem przywiezionym z ciepłych krajów – była piękna, a nie krzyczała, była subtelna . Bardzo się cieszę, że miała odwagę to włożyć, bo było to niemetkowane i szyte własnoręcznie, a to wygrywa również gonitwę dopasowywania charakterów i stopnia poczucia własnej wartości przez szaloną weselną stylistkę ;)))))).
PS: Parę Młodą pomijam, bo byli świetni i nie ma o czym pisać – to ich wydarzenie :)