Menu

logo tjk main 

Brak ambicji zawodowej i życiowej u partnera. Lenistwo chorobą XXI wieku

Brak ambicji zawodowej i życiowej u partnera. Lenistwo chorobą XXI wieku blog.onet.pl
Każdy z nas lubi poleniuchować i zaszyć się w domowych pieleszach. Co jednak zrobić kiedy lenistwo przyjmuje poważniejszą formę i nie mamy siły ani anergii aby zrobić coś konstruktywnego ze swoim życiem? A co gorsze - co zrobić jeśli nasz życiowy partner zaległ na kanapie w sensie dosłownym i w przenośni?

Dzisiejszy rynek pracy dla młodych ludzi jest trudny. Wyższe wykształcenie, tytuł magistra, szkolenia, kursy, praktyki - to wszystko na nic się zdaje, gdy mamy stawić czoła wymaganiom potencjalnych pracodawców. W dużych miastach, takich jak Warszawa, Gdańsk, Poznań, Kraków i Wrocław sytuacja jawi się lepiej niż w mniejszych miejscowościach. Jest to jednak złudne, gdy weźmiemy pod uwagę ilość osób, które przeprowadzają się po studiach do metropolii i próbują swoich sił w szukaniu pracy.

Warszawa jest pełna przyjezdnych, brzydko mówiąc „słoików”, jak nazwali ich Warszawiacy. Sama jestem słoikiem i odbieram to określenie bardzo pejoratywnie. Bo jak tu odeprzeć zarzut, że zabieram rodowitym Warszawiakom pracę i przestrzeń życiową skoro mam prawo do lepszego życia i zarobków, a sytuacja w moim rodzinnym mieście temu nie sprzyja. Dyskusji na temat „słoików” było już wiele, ale warto zastanowić się nad tym, jak ma wyglądać nasze życie gdy już znajdziemy się w tym wielkim, pełnym perspektyw mieście.

W końcu, po dłuższym lub krótszym czasie znajdujemy pracę. Rzadko kiedy wymarzoną, bo po studiach człowiek jest nieopierzony, nie ma doświadczenia zawodowego - co jest solą w oku pracodawców. Ale praca jest, to najważniejsze. Zarobki pozostawiają wiele do życzenia, ale przecież to dopiero początek. Ten początek przeciąga się czasami do kilku a nawet kilkunastu lat. Znam ludzi, którzy pracują w jednej firmie kilkadziesiąt lat i sami nie wiedzą czy jest im z tym dobrze czy źle. Trzeba przyznać, że jest to starsza generacja, naszych rodziców albo rodzeństwa. My musimy stawić czoła współczesnym wymaganiom.

Często ludzie, którzy na początku swojej drogi zawodowej mieli wielkie plany, energię do ich realizacji i działania na wielu polach, osiadają na laurach i przyjmują to co już dostali z całym dobrodziejstwem inwentarza, nie dając z siebie już nic i zapominając o żyjących jeszcze niedawno w ich głowach i sercach ambicjach.

Faktem jest, że młodzi ludzie mają wysokie oczekiwania materialne w stosunku do swoich umiejętności. Uważają, że wszystko im się należy bo skończyli studia i wykazali się nie lada odwagą rezygnując z życia na garnuszku rodziców. Problem leży jednak o wiele głębiej, z czego mało kto zdaje sobie sprawę. Jesteśmy wobec siebie bezkrytyczni, opierając swoje oczekiwania na życiu osób, którym jak często uważamy: albo się poszczęściło (bo przecież niemożliwe żeby ktoś znalazł taką wspaniałą pracę sam, bez znajomości i jeszcze tak dobrze płatną), albo którzy całe życie ciągle się uczyli, rezygnując z życia towarzyskiego więc teraz naturalne jest że im to procentuje. Nie wspominając o osobach które miały tak wygodną sytuację życiową, że mogły sobie pozwolić na pracę podczas studiów bez rezygnowania z uciech życia codziennego. Wymówek i usprawiedliwień jest wiele. A może powinniśmy zacząć od siebie, a potem równać do tych, którzy nam imponują?

Wśród generacji ludzi około trzydziestego roku życia pojawiła się niebezpieczna tendencja spędzania wolnego czasu. Mężczyźni wolą spędzać czas wolny grając w gry komputerowe, telewizyjne, oglądając telewizję. Gdy jeden z partnerów chce zmotywować swoją drugą połowę do działania, często pojawiają się pretensje i wymówki, takie jak brak pieniędzy na studia podyplomowe, czy czekanie na rozwój w aktualnej firmie. Normą wśród młodych ludzi jest odkładanie wszystkiego na później.

Temat ten pojawia się często podczas rozmów ze znajomymi i rodziną, budząc niemalże kontrowersje w różnicach stanowisk i opinii.

Zaczerpnęłam tej wiedzy u paru osób:
Razem z chłopakiem pochodzimy z małej miejscowości, w której nie mogliśmy liczyć na znalezienie pracy. W związku z tym, zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do Warszawy. Oboje, po mniej więcej miesiącu znaleźliśmy pracę, co dodało nam nieco animuszu - jesteśmy jednak coś warci. Mieszkamy w Warszawie już 4 lata. Dwa razy awansowałam, pojawiły się nawet niewielkie podwyżki, chociaż nie jestem usatysfakcjonowana kwotą którą zarabiam. Nabyłam już trochę doświadczenia i zaczęłam rozglądać się za inną pracą. Poradziłam zrobić to samo mojemu chłopakowi, który oczywiście na początku bardzo się zapalił do tego pomysłu, ale już mniej więcej od roku sprawa sukcesywnie rozchodzi się po kościach. Z jednej strony chce zmienić pracę, ponieważ uważa, że w obecnej już go nic dobrego nie czeka, ale z drugiej strony może sytuacja się rozkręci i skoro jest w tej firmie od początku jej istnienia, to niedługo zaproponują mu lepsze stanowisko. Błędne koło……Studia podyplomowe nie wchodzą na razie w grę, ponieważ on do końca nie wie, co chce w życiu robić. A jeśli nie będzie kontynuował obecnej ścieżki zawodowej, to jaki jest sens kształcenia się dalej w tym konkretnym kierunku. Nie robi nic żeby zadbać o jego, naszą przyszłość. Głównym zajęciem jest granie w gry komputerowe i sukcesywne zaleganie na kanapie. Sytuacja nie jest ciekawa i nie odbija się dobrze na naszym związku.

U mnie i mojego męża sytuacja jest inna niż u większości młodych małżeństw. Tak się ułożyło, że ja zarabiam od niego prawie dwa razy więcej, chociaż on ma pracę, którą lubi i w której się realizuje. Czasami przez to powstają między nami nieporozumienia. On nie czuje się jak głowa naszej małej rodziny, uważa że jest to niemęskie, jeśli mężczyzna zarabia mniej od kobiety. Ja nie mam z tym problemu, chociaż oczywiście bardzo bym chciała żeby jego poczucie własnej wartości było jak najlepsze. Z drugiej strony, on nie robi nic, żeby tę sytuację zmienić. Mógłby znaleźć dodatkową pracę i wyrównać domowy budżet, a ma ku temu możliwość bo godziny pracy ma bardzo luźne - Alicja, 28l.

Jesteśmy już parą prawie 7 lat. Nie myślimy jeszcze o zakładaniu rodziny i ślubie. Skupiamy się na rozwoju zawodowym, aby móc ze spokojnym sumieniem i zabezpieczeniem finansowym tę rodzinę w przyszłości założyć. Mamy takie samo podejście do tej sfery naszego życia. Oboje pracujemy i zarabiamy podobne kwoty - niewygórowane, ale na życie w Warszawie nam starcza. Jesteśmy nawet w stanie trochę odłożyć. Problem pojawia się, gdy trzeba zaangażować się w sprawy domowe, np. drobne naprawy, nie daj Boże malowanie mieszkania, kupowanie jego wyposażenia. Chciałam nadmienić, że mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu, więc takie sytuacje zdarzają się sporadycznie, ponieważ nie możemy w nim za dużo zmieniać. On uważa, że nic nie jest potrzebne, wykazuje się całkowitym brakiem decyzyjności w naszym związku. Jest dobrze, tak jak jest, niczego nam nie potrzeba. Często jeździmy do naszych domów rodzinnych które oddalone są 300 km od Warszawy. Jesteśmy wtedy zdani na życzliwość naszych znajomych, którzy mają samochody, lub niełaskę podróżowania busami, w których podróż nie należy do najprzyjemniejszych. Według mojego partnera samochód nie jest nam potrzebny, chociaż bylibyśmy w stanie go kupić chociażby na raty - Agnieszka, 27l.

Brak ambicji i lenistwo nie jest jednak tylko domeną mężczyzn. Kobiety często liczą na utrzymanie przez swoich partnerów lub gdy pojawia się dziecko, nie wracają już do pracy z urlopu macierzyńskiego, wychowawczego i utrzymanie rodziny zostaje na głowie ojca. Oczywiście wychowywanie dziecka też jest pracą, ale przyznajmy, że przy dziesięciolatku czy trzynastolatku pracy nie ma już tyle, co przy kilkulatku czy niemowlaku - Maja, 29l.

Lenistwo stało się chorobą XXI wieku. Żyjemy w trudnych dla młodych ludzi czasach, ale tym bardziej powinniśmy dawać z siebie jak najwięcej. Rozwijać się, kształcić, stymulować poprzez czytanie książek, realizowanie swoich zainteresowań. To wszystko daje energię do działań na polu zawodowym i prywatnym.

Katarzyna Wajnberg
powrót na górę