O co chodzi w wyprzedażach?
- Napisała Aleksandra Lubczańska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę
Kolejne wyprzedaże prawie za nami. Nadal trwa jednak gorączka zakupowa, polujemy na okazje, sprawdzamy ceny, łapiemy upatrzone wcześniej zdobycze. Generalnie zabawa - karnawał stoi na drugim miejscu - a zakupowy styczeń z roku na rok przyśpiesza.
W tym roku olśniła mnie pewna zmiana - przenieśliśmy się do internetu! I to znacząco! Polujemy też na okazje poza naszym krajem. Jeszcze parę lat temu - przy pierwszych sygnałach wyprzedażowych - nie było takiego zamieszania, a teraz w sklepach - jest nawet ciut mniejsze… Bo ruch przeniósł się do sieci.
Już pod koniec grudnia sklepy internetowe biją w alarmowe dzwony - zaczyna się wyprzedaż, trzeba jak najszybciej stanąć w blokach i czekać na strzał pistoletu. I niestety nabierają nas w butelkę - bo kto pierwszy się wyrwie - niejednokrotnie marnuje szansę na wyższy rabat… :))).
Często na różnych wyjazdach - naocznie, i przy spotkaniach - jako opowiadane anegdoty, spotykam się z różnicami wyprzedażowymi np.: większą ilością towaru w UK, w Niemczech, Holandii, o USA nie będę wspominać, bo tam zatowarowanie jest całkowicie inne - tam nie może braknąć.
I faktycznie - jako rynek dostajemy mniejszą działkę - szczególnie droższych rzeczy - nie jesteśmy w końcu mocarstwem, tylko obok takich stoimy ;) (zawsze zastanawiał mnie rynek Ukrainy - na którym utrzymuje się VOGUE - u nas „za biednie”… wnioski można wyciągać samemu). Jednak jest jeszcze druga strona medalu - jesteśmy w trakcie przechodzenia etapu - intensywnego konsumpcjonizmu…
Czym to się objawia?
Na przykładzie kilku sklepów internetowych zauważyłam pewną prawidłowość – nie czekamy na niższe ceny! Jeśli biją na alarm, że już, już początek wyprzedaży - to wchodzimy, kupujemy - bo ktoś nas może wyprzedzić. Wykupujemy na potęgę, nasze sklepy internetowe w pierwszych dniach wyprzedaży pustoszeją o wiele szybciej niż w innych krajach. Dlatego przy przecenach 70% - nie mamy właściwie wyboru i łapiemy ostatki - bo już dawno nic nie zostało... W rezultacie kupujemy drożej niż wszystkie zachodnie kraje… Bo nie stać nas na cierpliwość i odpuszczenie sobie gorączki zakupowej na kilka kolejnych dni. Polujemy i rywalizujemy o ubrania, sprzęty i inne towary.
Ciekawostka jest tylko taka, że teraz wykupujemy internetowo, natomiast często na miejscu w sklepach wiszą tony ubrań - bo nikomu nie chciało się wyjść i sprawdzić - a poza tym „na necie już nie było”. (pssst… w tym roku rusza sklep internetowy H&M… ). Chociaż oczywiście nie wisi tego aż tyle - ot po prostu więcej niż w epoce „przed netem”.
Jeśli na przykład nie zdążyliście więc upolować przepięknej sukienki - to łatwo można ją znaleźć w sklepie ze znaczkiem NL lub UK - jeśli macie tam rodzinę/znajomych - w mocno niższej cenie można sprawić sobie wykupioną u nas rzecz - kwestia rozwiązania problemu nadbagażu. ;))
Pamiętajmy też jednak o tym, że często w szafach napotykam na cuda wyprzedażowe i „świetne okazje”, które miały być super nabytkiem, a niejednokrotnie okazują się „leżakiem półkowym”. Zawsze warto wiedzieć - co i jak będziemy nosić. Inaczej jest to nie zysk i upolowanie przeceny, a czysta strata - tyle tylko, że mniejsza niżby była w „normalnej cenie”. Dlatego też czasem warto odpuścić całkowicie i kupować to co się chce, a nie to co się upolowało - ale to tylko wtrącenie na malutkim marginesie - w ramach zarządzania szafą.:)
W tym roku olśniła mnie pewna zmiana - przenieśliśmy się do internetu! I to znacząco! Polujemy też na okazje poza naszym krajem. Jeszcze parę lat temu - przy pierwszych sygnałach wyprzedażowych - nie było takiego zamieszania, a teraz w sklepach - jest nawet ciut mniejsze… Bo ruch przeniósł się do sieci.
Już pod koniec grudnia sklepy internetowe biją w alarmowe dzwony - zaczyna się wyprzedaż, trzeba jak najszybciej stanąć w blokach i czekać na strzał pistoletu. I niestety nabierają nas w butelkę - bo kto pierwszy się wyrwie - niejednokrotnie marnuje szansę na wyższy rabat… :))).
Często na różnych wyjazdach - naocznie, i przy spotkaniach - jako opowiadane anegdoty, spotykam się z różnicami wyprzedażowymi np.: większą ilością towaru w UK, w Niemczech, Holandii, o USA nie będę wspominać, bo tam zatowarowanie jest całkowicie inne - tam nie może braknąć.
I faktycznie - jako rynek dostajemy mniejszą działkę - szczególnie droższych rzeczy - nie jesteśmy w końcu mocarstwem, tylko obok takich stoimy ;) (zawsze zastanawiał mnie rynek Ukrainy - na którym utrzymuje się VOGUE - u nas „za biednie”… wnioski można wyciągać samemu). Jednak jest jeszcze druga strona medalu - jesteśmy w trakcie przechodzenia etapu - intensywnego konsumpcjonizmu…
Czym to się objawia?
Na przykładzie kilku sklepów internetowych zauważyłam pewną prawidłowość – nie czekamy na niższe ceny! Jeśli biją na alarm, że już, już początek wyprzedaży - to wchodzimy, kupujemy - bo ktoś nas może wyprzedzić. Wykupujemy na potęgę, nasze sklepy internetowe w pierwszych dniach wyprzedaży pustoszeją o wiele szybciej niż w innych krajach. Dlatego przy przecenach 70% - nie mamy właściwie wyboru i łapiemy ostatki - bo już dawno nic nie zostało... W rezultacie kupujemy drożej niż wszystkie zachodnie kraje… Bo nie stać nas na cierpliwość i odpuszczenie sobie gorączki zakupowej na kilka kolejnych dni. Polujemy i rywalizujemy o ubrania, sprzęty i inne towary.
Ciekawostka jest tylko taka, że teraz wykupujemy internetowo, natomiast często na miejscu w sklepach wiszą tony ubrań - bo nikomu nie chciało się wyjść i sprawdzić - a poza tym „na necie już nie było”. (pssst… w tym roku rusza sklep internetowy H&M… ). Chociaż oczywiście nie wisi tego aż tyle - ot po prostu więcej niż w epoce „przed netem”.
Jeśli na przykład nie zdążyliście więc upolować przepięknej sukienki - to łatwo można ją znaleźć w sklepie ze znaczkiem NL lub UK - jeśli macie tam rodzinę/znajomych - w mocno niższej cenie można sprawić sobie wykupioną u nas rzecz - kwestia rozwiązania problemu nadbagażu. ;))
Pamiętajmy też jednak o tym, że często w szafach napotykam na cuda wyprzedażowe i „świetne okazje”, które miały być super nabytkiem, a niejednokrotnie okazują się „leżakiem półkowym”. Zawsze warto wiedzieć - co i jak będziemy nosić. Inaczej jest to nie zysk i upolowanie przeceny, a czysta strata - tyle tylko, że mniejsza niżby była w „normalnej cenie”. Dlatego też czasem warto odpuścić całkowicie i kupować to co się chce, a nie to co się upolowało - ale to tylko wtrącenie na malutkim marginesie - w ramach zarządzania szafą.:)
View the embedded image gallery online at:
https://www.tojakobieta.pl/stylistka-aleksandra-lubczanska/o-co-chodzi-w-wyprzedazach.html#sigProId1b284a6b3e
https://www.tojakobieta.pl/stylistka-aleksandra-lubczanska/o-co-chodzi-w-wyprzedazach.html#sigProId1b284a6b3e