Modne dziwactwa
- Napisała Aleksandra Lubczańska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę

Czym jest moda? Czym jest bycie modnym?
Czasami człowiek czuje się zagubiony w tym gąszczu rzeczy „in”. Dlaczego nagle coś, co wczoraj było tylko zwykłym rozciągniętym swetrem, teraz jest najsensowniejszym ubraniem lansowanym przez wszystkie czasopisma i blogerów?
Bo moda to zabawa i trendy to też zabawa. Czymś innym często jest „wyglądać dobrze”, a czym innym modnie.
Żeby zrozumieć choć trochę dziwactwa mody, wystarczy sięgnąć do dziedzin pokrewnych, które też zaczynają być często udziwnione do granic możliwości.
Weźmy na przykład modę na freeganizm – czyli wyjadanie resztek ze śmietników; to jest trendy, to jest na czasie, żywić się resztkami ze śmietników – dziwaczne? A mega niewygodne buty są mniej dziwacznym pomysłem (spytajcie się spuchniętego palca)...
Kolejnym przykładem może być moda na minimalizm w życiu – czyli pozbywanie się wszelkich rzeczy z domu, posiadanie jedynie skarpet, stolika, psa i dywanika pod psa i …. komputera (w którym notabene brak zainstalowanego DOS'a i Nortona Commandera, tylko najnowsze systemy + cały świat w pigułce zwanej internetem – ...też mi minimalizm...) - znowu coś wypaczone do granic absurdu. Tak jak kwadratowa, za duża sukienka, w której moja piękna sąsiadka wygląda jak baba handlująca pieczarkami na rynku (bez obrażania uczuć).
Często łatwo się pogubić w tych trendach lifestylowych, może się okazać że koleś zbierający puszki i nie myjący się od dwóch tygodni jest bardziej na czasie niż my (a pewnie sam o tym nie wie).
Sztuka to wielkie targowisko. Czasami furorę robi zezłomowany samochód wystawiony we francuskiej galerii, dzień wcześniej pozbierany na wysypisku. Albo malarz który nagle postanowił rzucić farbami w płótno. Kwestia dorobienia ideologii. Czasami pomiędzy tymi wątpliwymi dziełami widać przebłysk geniuszu. Dlatego samą modę i dziwacznie ubranych blogerów należy traktować z lekkim przymrużeniem oka, oni się bawią, szukają, a być może większy umysł wyciągnie z tego coś sensownego – tak jak to robi Marc Jacobs (chociaż jego linie też często trzeba „przekonwertowywać do użytku”).
Zazwyczaj patrzymy na coś i wiemy już, że wygląda to dla nas dziwacznie – prawdopodobnie, więc jest dziwaczne, ale nie ma w tym nic złego – bo poszukiwanie prowadzi do rozwiązań i standardów, ale być może to nie my jesteśmy tymi poszukiwaczami i wolimy nie wyglądać jak skrzyżowanie choinki ze strachem na wróble czy biegać po śmietnikach, bo to modne. Z wielkich podziurawionych spodni wychodzą potem lekko przetarte jeansy nadające się do noszenia. Z kosmicznych pomponów przy swetrze, lekkie nawiązania przy szaliku.
Piękne jest to, że można być wiecznym poszukiwaczem (który być może się myli albo jest genialny) lub wypracowywać sobie styl wg własnego smaku i poczucia harmonii. Wszystkie chwyty dozwolone, w końcu to nie fizyka kwantowa ;).