Styl nie kończy się na ubraniach…
- Napisała Aleksandra Lubczańska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę
Od paru lat jestem stylistką. Teoretycznie wybieram ubrania dla osób, które tego chcą lub potrzebują. Co to oznacza w praktyce? W praktyce: biegam, kupuję ubrania, przeglądam szafy z ubraniami, wymyślam jak i co ze sobą połączyć, w czym danej osobie będzie najlepiej. Mieszam, jak czarownica: szczypta nowych ubrań, szczypta nowinek modowych plus całą masę stylistyki pasującej do danej osoby – i powstaje z tego osobowość. Generalnie jednak im dalej w las, tym moje 5 groszy wrzucane w inne dziedziny staje się często całą złotówką.
Bo styl nie kończy się na ubraniach.
Czym jest styl? Całokształtem. Styl zaczyna się od myślenia.
Czasem można przeglądać gazety i inspirować się nowościami i trendami – jest to jak najbardziej ok. Ale jeśli tylko to będzie kształtowało nasz styl – to on będzie taki sam jak innych. Tej zimy i jesieni – cała masa botków, rurek plus krótka kurteczka (wszystko w kolorach szaro-buro-brązowo-czarnym), każda dziewczyna spotkana w centrum handlowym wyglądała prawie tak samo. Żadna niczym szczególnym się nie wyróżniała, poza tym, że jednym lepiej w jakimś kroju, innym gorzej. Prawie jak dzieci, które chcą ubierać to samo co inne dzieci, żeby nie wypaść poza nawias społeczeństwa przedszkolnego. Oczywiście nie ma problemu – nastolatki mogą sobie w ten sposób eksperymentować – ja jestem jak najbardziej „za”, one jeszcze szukają siebie. Gorzej gdy 40 na karku, a my nadal nie wiemy, o co nam chodzi i się chowamy za metkami (bo coś z Zary, Uniqlo, bo coś Marc’a Jacobs’a, Chloe – w zależności od pojemności portfela) lub za poleceniami gazet i TV (zdanie wytrych: „bo teraz tak się to nosi”).
Żeby dojść do swojego stylu, trzeba najpierw ze sobą samym podyskutować,
wiedzieć jaką się jest osobą i znać swoje plusy i minusy (najpierw charakteru, potem sylwetki). Żyć w zgodzie ze sobą i nie wciskać się w sytuacje i ubrania, które do nas nie pasują. Nie trzeba na siłę ubierać się na kolorowo – jeśli jest się w głębi duszy lordem Byronem (znam osobę z rewelacyjnym miksem czarnych i ciemnych ubrań, od czasu do czasu przyprawianych tylko efektownym kolorem – tego stylu nie da się podrobić, robi głębokie, mocne wrażenie, bo jest 100% prawdziwy).
Generalnie nie jest dobrze budować coś na wiecznej pogoni za trendami. Ważne, żeby mieć swoje ulubione rzeczy, do nich ewentualnie dobierać coś – co nas uwspółcześni. Wtedy właśnie świat będzie widział nas jako stylowe osoby – czyli z charakterem, z gustem i wyprzedzające czasy, a nie tkwiące w ciuchach z tego sezonu (o ironio). :)
Stylowe życie to też nie kanapa z modnego sklepu, wypasiony dom czy samochód. To poprawna polszczyzna (przed znajomościami innych języków warto poznać własny i nie pisać „dzień dzisiejszy” gdzie popadnie http://www.polonistyka.fil.ug.edu.pl/?id_cat=294&id_art=1124&lang=pl bo to mało eleganckie, wtedy już na pewno widać, komu słoma z butów wystaje :)). To uważne słuchanie drugiej osoby, to nie patrzenie z góry, to walka o własne racje i o siebie. I myślenie ponad wszystko (tutaj pragnę pozdrowić moją sąsiadkę, która nadal dobrze się czuje, idąc o 6 rano do pracy i budząc resztę skromnego i cichego domostwa, z impetem uderzając obcasami o podłoże).
Podsumowując, styl, owszem, czasem kończy się na ubraniach, ale zaczyna się od myślenia. :)