„Zmiany, zmiany, zmiany…” (czyli pandemia, inflacja, wojna i …styl)
- Napisała Aleksandra Lubczańska
- wielkość czcionki zmniejsz czcionkę powiększ czcionkę
Że… tak zacznę cytatem z kultowego filmu Barei.
Wszyscy mniej lub bardziej ostatnie 4 lata uważamy za mocno dziwne, zwariowane, zawirowane. Nie ma co ukrywać, warunki zewnętrzne dosyć mocno zakłóciły nasze day-to-day living.
Jak zmieniła się moda i styl przez ten kawałek czasu? Co miało na to wpływ? Jak się zmieniliśmy?
W sumie odpowiedzi nie są jakieś spektakularne. W momencie pandemicznych zakazów poszliśmy w dres i… half-dress (czyli żeby dobrze wyglądać na zoomie do połowy;)). Okazało się, że tony ubrań nie są potrzebne i mieliśmy czas na przemyślenia - „po co właściwie ja tyle tego mam”. Przemysł wstrzymał oddech na chwilę, pokazy się ucięły. Wszyscy wróżyli mega zmiany w branży mody.
Wypłynęły na powierzchnię serwisy second-handowe. Sprzedaż w Internecie przejęła rynek, ale sprzedawał się głównie tzw. lounge wear. Staliśmy się wygodni :). [Ja od zawsze pisałam, że czuć się dobrze należy i w domowych ciuchach i pracowych. Nie ma sensu wciskać się w dziwnie pojęty estradowy strój, bo pani w tivi tak radziła.]
Wygoda i myślenie o tym „co mam w szafie i po co” pomogła w kolejnych stadiach zakręcenia światowego.
Kiedy już myśleliśmy, że no ok, mała inflacja i do przodu, to nagle świat wstrzymał oddech.
Wybuch wojny w Ukrainie (a raczej jej eskalacja ) znowu zrewidował nasze… szafy. Oddawaliśmy masę ubrań (nie jestem specem od żywności i naboi, więc zostanę przy odzieży…).
Przeszukiwaliśmy szafy, ale deko inaczej niż zawsze. Zmieniliśmy mental na bardziej empatyczny. Kiedyś, gdy byłam na przeglądzie szafy, to wielokrotnie słyszałam: „aaaaa to może komuś albo do PCK na biednych”. Nie było w tym nic złego, ale do tego „na biednych” teraz zaczęliśmy dodawać - czy ja bym chciała to dostać do noszenia, czy bym się ucieszyła? Dzieliliśmy się nie tyle niechcianymi i zużytymi ciuchami, ale sercem. I nie patrzyliśmy, żeby tylko się czegoś zalegającego pozbyć.
I w tym momencie dopadło nas inflacyjne rozwarstwienie.
Rozwarstwienie, bo wykształciły się dwa odrębne podejścia.
Na brak dostaw materiałów z Chin nałożyła się inflacja, żeby utrzymać zyski na założonym poziomie, firmy zaczęły mocno obniżać jakość materiałów. Wynikiem czego segment tańszych ubrań jest jakościowo wątpliwy. Dużo na nim min i pułapek. Tzw. ubrania w trendach są czasem robione niemal jak foliówki do warzyw w dyskoncie - ten sam rodzaj torebki plastikowej.
Ogromną popularność na świecie osiągają sklepy z tanimi ubraniami reklamowanymi przez influencerki. Tutaj po prostu portfel reguluje dostępność do ubrań. Kto chce utrzyma nadal dużo i tanio, albo chociaż tanio…
Druga warstwa to gdy po portfelu przychodzi świadomość nabyta podczas pandemii - na szczęście. Podejście typu wolę mieć porządne, dobrej jakości, mniej.
Oczywiście łatwiej jest to ogarnąć mając więcej środków na koncie, ale nie jest to niemożliwe gdy zacząć sensownie zarządzać wyborami. I nie piszę tutaj o opcji „wybieram tylko kaszmirowe sweterki”, nie. Po prostu o kontroli tego co kupujemy, czy to jest basic z H&M czy płaszcz z Massimo Dutti (lub na odwrót) czy na Vinted lub Vestiaire Collective.
Ta świadomość wykształciła się poprzez etapy, więcej dały nam ostatnie 4 lata niż poprzednie 20. Mamy więcej szacunku dla siebie, przyrody, swojego czasu.
Mam taką nadzieję, że to będzie ten główny trend i nurt i że dzięki temu jako klienci odzieżówki będziemy nie tylko dobrze ubrani, ale też będziemy czynnie brać udział w zmianach i rozwinięciu się lepszego świata.